GDYBYM MÓWIŁ/A JĘZYKAMI LUDZI I LITERATUR... ('JĘZYKI LITERATURY WSPÓŁCZESNEJ')
A
A
A
Historia literatury to przede wszystkim historia zmagań z językiem i zmagań, które w języku znajdują swoje odzwierciedlenie (trudno ostatecznie stwierdzić jednak, czy piszą ją wyłącznie zwycięzcy, choć zdecydowanie jest to sytuacja przeważająca i rodzaj męski rzeczownika również nie jest wyborem przypadkowym) – dysharmonia, profanacja, barbaryzacja, nowatorstwa i anachronizmy, krzyki i przemilczenia, sprzeczności i niejednoznaczności. Stwierdzenie zaś, że literatura jest neurotyczna czy psychotyczna, także nie jest niczym, czego nie powiedziano by już wcześniej. Literatura jednak żyje, rozwija się w konflikcie i wrzeniu, spokojne, stabilne czasy wyraźnie nie służą jej rozwojowi. Języki sporów zaś ożywiają nie tylko literaturę, ale przede wszystkim literackie życie, to zaś niezbędny czynnik postępu. Tę oczywistość można, rzecz jasna, wyjaśnić, uruchamiając cały sztafaż psychoanalitycznych narzędzi, puszczając w ruch dyskurs, który do wszystkich tych wniosków pozwoli przytoczyć odpowiednie uzasadnienia. Nie zmieni to jednak swoistej zasady, która wyłania się z obserwacji pola literackiego – literatura, sztuka i związane z nią środowisko pławi się w uzależnieniu od wrzenia. Dodać należy – na szczęście!
Oczywiście nie chodzi mi o praktyki, które dookreślić należy mianem przekraczającego wszelkie granice językowego rozboju, ale o dyskusję, która zmusza literaturoznawczynie i literaturoznawców do konfrontacji ze światem, w którym literatura żyje i uczestniczy. Czy zgadzam się w pełni z tym, by literaturę postrzegać i pracować z nią tak, jak robią to autorki i autorzy tekstów, które zawiera książka zredagowana przez Jana Potkańskiego, Macieja Libicha i Antoniego Zająca? W wielu przypadkach nie, czasami wręcz ich lektura wywoływała we mnie sprzeciw absolutny. Czy uważam, że każda osoba zajmująca i interesująca się współczesną twórczością powinna przeczytać „Języki literatury współczesnej”? Zdecydowanie tak!
Języki – tak, ale czy na pewno literatury?
Za tą lekturą przemawia całkiem sporo argumentów, trudno będzie jednak stwierdzić, czy jest to argumentacja dla tej książki pozytywna. Zacznijmy jednak od prześledzenia torów, którymi zamierzają poprowadzić nas redaktorzy.
Przede wszystkim, choć kilka razy wydaje się, że do tego zmierza dany artykuł, nie definiuje się tutaj ani pojęcia literatury, ani literackości. Mowa będzie o polu literackim, dyskursach, refleksjach. Oczywiście niezaprzeczalnie autorki i autorzy to osoby znające filologiczną terminologię i swobodnie się nią posługujące, ale także świadomie poszerzające definicję lub wręcz unikające definiowania. Chociaż można polemizować z tym, czy wypowiedzi Mai Staśko, facebookowe komentarze twórców/twórczyń i odbiorców/odbiorczyń, polski rap, odautorskie autokomentarze, dyskurs maladyczny czy logopedyczny powinny być włączane w szeroko pojęte rozumienie literatury czy literaturoznawstwa (choć polemiki te są zbędne i moim zdaniem nie spełniają już dziś żadnego ważkiego zadania), to trudno nie zgodzić się z tym, że wszystko to, co wokół literatury i literackiej krytyki się dzieje, a przede wszystkim jest pisane/wypowiadane, nieodłącznie z ową literaturą (jakkolwiek definiowaną) nie tylko się łączy, ale przede wszystkim z nią rezonuje. Języki literatury i literaturoznawstwa to współczesna „wieża Babel”, są mieszaniną, miksturą elementów zaczerpniętych z różnych dziedzin, nawiązujących do pozornie nieprzystających do siebie obrazów. Nie twierdzę, ze jesteśmy poza teorią, że teoria się skończyła. Przestała być jednak narzędziem przemocowo ograniczającym możliwości wyboru. Prowadzi to do konfliktów, rozłamów, swoistego chaosu, jednocześnie wyzwala i niezaprzeczalnie otwiera na nowe możliwości. Po obu stronach listy zbierającej plusy i minusy owej pluralizacji znajdzie się zapewne podobna liczba argumentów, pozwólmy sobie więc na wolność wyboru i przejdźmy do szczegółów.
Tekst Jana Potkańskiego, otwierający książkę, to popis retorycznej sprawności, wywód przepełniony wielorakimi, skądinąd adekwatnymi, terminami i nawiązaniami. Publikację o językach literatury rozpoczyna jednak artykuł, który skupia się na analizie nie tyle tekstów, co zmagań osób piszących/tworzących. Mata, Maja Staśko, Dawid Kujawa, Jan Śpiewak – to raczej przykłady kreowania sytuacji (zwykle kontrowersyjnych) niż złożonych konceptów tekstowych (nie twierdzę, że wspomniane osoby nie mają takich w swoim dorobku, ale nie te przykłady analizuje Potkański). Jednocześnie w całym niemal tekście autor szkicu odwołuje się, czy wręcz wprost upomina, o analizę filologiczną (co nie oznacza, że w którymkolwiek miejscu faktycznie jej dokonuje, traktując jej narzędzia dość wybiórczo). Zmienia się materiał, w inną stronę zmierzają wnioski, technika pozostaje, boleśnie niemal (miejscami pocieszająco) klasyczna.
Zarówno wstęp, jak i cała niniejsza książka, analizując teksty nowe, uzupełniane o konteksty i osadzane w procesie historycznoliterackim, nie odkrywają jednak ostatecznie niczego nowego. Dyskurs okołoliteracki krąży wciąż po tych samym orbitach, zadaje te same pytania. Czy definiowanie literatury jest jeszcze gestem jakkolwiek adekwatnym wobec jej zmian? Czy powinno być to prymarne zadanie jej komentatorek i komentatorów? Wreszcie – czy faktycznie uległa aż tak drastycznym przemianom? Oczywiście, że nie, nie dzieje się w tym zakresie więcej niż choćby w czasie rozwoju historycznej awangardy. Nie wydaje mi się bowiem, żeby te wszystkie próby aplikowania w literaturze i literaturoznawstwie innowacyjnej zmiany różniły się od gestów znanych doskonale historii literatury. To jednak, czy samej definicji potrzebujemy, oczywiście zależy nie tylko od badawczych wyborów indywidualnych, ale także od kontekstu. „Języki literatury współczesnej” to zbiór szkiców, które granice owych aktów definiowania nie tyle w sposób twardy unieważniają, ile rozmywają i upłynniają, oscylując jednocześnie wokół pojęcia literackości: „Wydaje się jednak, że taka hegemonia jest w znacznej mierze fikcją – zróżnicowane jest samo centralne pole społecznego dyskursu, a na jego marginesy spycha się nie typy struktur dyskursywnych, a tylko skrajne postaci dyskursów skądinąd w centrum reprezentowanych; społeczeństwo jest zatem znacznie bardziej pod tym względem spluralizowane, niż zwykliśmy uważać” (Jan Potkański, s. 21).
Słowniki, kreacje i profanacje
Choć zapowiedzi mogą wydawać się dość huczne, to książka nie jest rewolucyjna, dyskurs nie prowadzi w stronę całkowitej zmiany myślenia czy buntu wobec klasycznego dość procesu przeprowadzania literaturoznawczych analiz. Tom podzielony został na pięć części: socjologie, słowniki, wcielenia, liturgie i kreacje; w każdej z nich znajdują się trzy szkice. Z kolei w każdym z nich pobrzmiewają echa wielu, wielu dyskusji dotyczących statusu literatury, które w artykule opublikowanym w 2016 roku na łamach „Dwutygodnika” Maciej Jakubowiak zamknął w krótkim, acz wyrazistym podsumowaniu: „W świetle powszechnej afirmatywności krytyki sama literatura zaczyna przypominać szacowną staruszkę, której nie wypada mówić nieprzyjemnych rzeczy, ale od której nie usłyszy się już raczej nic ciekawego” (Jakubowiak 2016).
Mimo to autorzy i autorki, choć poszukują w pewnym sensie literaturoznawczych sensacji (co łączy się oczywiście z badawczą pasją), snują opowieść o literaturze, o jej roli, ewolucjach, sporach. Oscylują wokół kategorii anachronicznych, poszukując nowych perspektyw, zmagając się z wyzwaniem, jakim jest czytanie kontekstów kulturowych i uchwycenie literatury w działaniu. Przede wszystkim sięgają po cały szereg sprawdzonych chwytów, przykuwając uwagę odbiorców, odwracając porządki – co jednak ważne, zgłębiają teksty, nie traktują ich jedynie pretekstowo, wybierają także niezwykle zróżnicowane przykłady. Znajdują się tutaj więc analizy prozy Doroty Masłowskiej, Magdaleny Tulli, Olgi Tokarczuk, a także poezji Zbigniewa Herberta, Juliana Kawalca, Roya Hasana (świetny i zasługujący na uwagę tekst Jowity Pańczyk), Bolesława Chromrego czy Wojciecha Wencla. Badaczki i badacze płynnie przechodzą z przestrzeni tekstowej do zjawisk społecznych, dziedziczonych traum, dominujących dyskursów i alternatywnych wersji wielkich narracji, od wątków traktowanych przez lata jako wiodące, po postaci i języki marginalizowane. Są wśród nich osoby odznaczające się rozwiniętym warsztatem i ogromnym oczytaniem (Piotr Sadzik, Hanna Gosk, Irmina Szubert, Maciej Libich), znajdują się tutaj teksty nieco rewolucyjne, inne operują bardzo klasycznym modelem filologicznej analizy, ostatecznie zaś należy przyznać, że wszystkie bardzo dobre ze sobą współgrają. Choć nie ze wszystkimi analizami i wnioskami się zgadzam, nie sposób nie dostrzec, że redaktorzy tomu dokonali bardzo dobrego wyboru i świetnie skomponowali omawianą książkę.
W egalitarności i eklektyczności pod względem doboru materiału badawczego kryje się jednak spora doza elitarności, mimo że książka ciąży ku literaturze zaangażowanej, zaangażowanej (głównie lewicującej) krytyce, literackiej socjologii, biografistyce, czytaniu poniekąd asynchronicznemu. Dyskurs literacki ma tutaj zostać ewidentnie ukazany jako ożywiony, wskrzeszony właściwie, nie naśladujący czy odzwierciedlający życie, ale z nim współistniejący. Jednocześnie jednak jest w tym wszystkim odrobina wewnętrznej sprzeczności – literatura i krytyka „dla ludu” okazują się niezwykle hermetyczne, niedostępne, skierowane ewidentnie do wybranych, osób wykształconych w ramach określonych dziedzin. Jest to bezdyskusyjnie książka naukowa, o sztuce, która nawet jeśli nie chce taką być, staje się zamknięta i elitarna właśnie pod względem językowym: „Można jednak inaczej, biorąc pod uwagę związki harmonii z anomiczną errotycznością dopełniającą na zasadzie wyjątku od reguły nomos klasycystycznej ody” (Zbigniew Jazienicki, s. 213); „Mimikra podkreśla sposób, w jaki naśladowanie – najczęściej ujawniające się jako imitowanie przez kolonizowanego zachowań kulturowych kolonizatora, skutkując odrzuceniem myślenia w kategoriach binarnych opozycji” (Irmina Szubert, s. 234); „Podmiotowość lacanowskiego neurotyka konstytuuje się jako dialektyczna relacja z językiem – zarazem fundamentalnym dla tożsamości i obcym (nie ma tej dialektyki u psychotyka i perwerta)” (Jan Potkański, s. 36). Nie jest to język, z którym każdy będzie mógł nawiązać relację. Oczywiście wybrane przez badaczki i badaczy teksty literackie są osadzone blisko życia, w samym środku polskiej codzienności, dotykają wspólnych dla nas wszystkich emocji, w trakcie analiz przenoszone są jednak na poziom dyskursów specjalistycznych, co rodzi pewien dysonans pomiędzy deklarowanymi założeniami a końcowym efektem.
Profesjonalizacja krytyki i literackich badań nie jest czymś, czemu zamierzam się jakkolwiek przeciwstawiać. Uważam to wręcz za niezbędne, konieczne i wskazane. Nie wiem jednak, dlaczego literaturoznawstwo właśnie (zaznaczam, że myśl ta stanowi wynik przemyśleń, które toczą się na marginesie omawianej książki, ale jest z nią związana bezpośrednio) zdaje się pozostawać w pewnym rozdarciu i kompleksie. Z jednej strony cały czas upomina się, jakby na to nie do końca zasługiwało, o miejsce wśród najważniejszych dyscyplin naukowych (a upominać się nie musi, gdyż jest to jego naturalna przynależność), z drugiej zaś – nie chce utknąć w wieży z kości słoniowej i pragnie przekraczać granice niedostępności czy oderwania od tego, co realne. Z tego głównie zdaje się wynikać specyficzne dla badań literackich (oraz, choć w mniejszym stopniu, samej literatury) pomieszanie języków, porządków, czasem nawet, choć brzmi to drastycznie, zmysłów. Czy nie działa to jednak na korzyść wszystkich osób z nią związanych? To pytanie, celowo, pozostawiam bez odpowiedzi.
LITERATURA:
Jakubowiak M.: „Pokłóćmy się o literaturę”. „Dwutygodnik” 2016, nr 181. https://www.dwutygodnik.com/artykul/6458-poklocmy-sie-o-literature.html.
Oczywiście nie chodzi mi o praktyki, które dookreślić należy mianem przekraczającego wszelkie granice językowego rozboju, ale o dyskusję, która zmusza literaturoznawczynie i literaturoznawców do konfrontacji ze światem, w którym literatura żyje i uczestniczy. Czy zgadzam się w pełni z tym, by literaturę postrzegać i pracować z nią tak, jak robią to autorki i autorzy tekstów, które zawiera książka zredagowana przez Jana Potkańskiego, Macieja Libicha i Antoniego Zająca? W wielu przypadkach nie, czasami wręcz ich lektura wywoływała we mnie sprzeciw absolutny. Czy uważam, że każda osoba zajmująca i interesująca się współczesną twórczością powinna przeczytać „Języki literatury współczesnej”? Zdecydowanie tak!
Języki – tak, ale czy na pewno literatury?
Za tą lekturą przemawia całkiem sporo argumentów, trudno będzie jednak stwierdzić, czy jest to argumentacja dla tej książki pozytywna. Zacznijmy jednak od prześledzenia torów, którymi zamierzają poprowadzić nas redaktorzy.
Przede wszystkim, choć kilka razy wydaje się, że do tego zmierza dany artykuł, nie definiuje się tutaj ani pojęcia literatury, ani literackości. Mowa będzie o polu literackim, dyskursach, refleksjach. Oczywiście niezaprzeczalnie autorki i autorzy to osoby znające filologiczną terminologię i swobodnie się nią posługujące, ale także świadomie poszerzające definicję lub wręcz unikające definiowania. Chociaż można polemizować z tym, czy wypowiedzi Mai Staśko, facebookowe komentarze twórców/twórczyń i odbiorców/odbiorczyń, polski rap, odautorskie autokomentarze, dyskurs maladyczny czy logopedyczny powinny być włączane w szeroko pojęte rozumienie literatury czy literaturoznawstwa (choć polemiki te są zbędne i moim zdaniem nie spełniają już dziś żadnego ważkiego zadania), to trudno nie zgodzić się z tym, że wszystko to, co wokół literatury i literackiej krytyki się dzieje, a przede wszystkim jest pisane/wypowiadane, nieodłącznie z ową literaturą (jakkolwiek definiowaną) nie tylko się łączy, ale przede wszystkim z nią rezonuje. Języki literatury i literaturoznawstwa to współczesna „wieża Babel”, są mieszaniną, miksturą elementów zaczerpniętych z różnych dziedzin, nawiązujących do pozornie nieprzystających do siebie obrazów. Nie twierdzę, ze jesteśmy poza teorią, że teoria się skończyła. Przestała być jednak narzędziem przemocowo ograniczającym możliwości wyboru. Prowadzi to do konfliktów, rozłamów, swoistego chaosu, jednocześnie wyzwala i niezaprzeczalnie otwiera na nowe możliwości. Po obu stronach listy zbierającej plusy i minusy owej pluralizacji znajdzie się zapewne podobna liczba argumentów, pozwólmy sobie więc na wolność wyboru i przejdźmy do szczegółów.
Tekst Jana Potkańskiego, otwierający książkę, to popis retorycznej sprawności, wywód przepełniony wielorakimi, skądinąd adekwatnymi, terminami i nawiązaniami. Publikację o językach literatury rozpoczyna jednak artykuł, który skupia się na analizie nie tyle tekstów, co zmagań osób piszących/tworzących. Mata, Maja Staśko, Dawid Kujawa, Jan Śpiewak – to raczej przykłady kreowania sytuacji (zwykle kontrowersyjnych) niż złożonych konceptów tekstowych (nie twierdzę, że wspomniane osoby nie mają takich w swoim dorobku, ale nie te przykłady analizuje Potkański). Jednocześnie w całym niemal tekście autor szkicu odwołuje się, czy wręcz wprost upomina, o analizę filologiczną (co nie oznacza, że w którymkolwiek miejscu faktycznie jej dokonuje, traktując jej narzędzia dość wybiórczo). Zmienia się materiał, w inną stronę zmierzają wnioski, technika pozostaje, boleśnie niemal (miejscami pocieszająco) klasyczna.
Zarówno wstęp, jak i cała niniejsza książka, analizując teksty nowe, uzupełniane o konteksty i osadzane w procesie historycznoliterackim, nie odkrywają jednak ostatecznie niczego nowego. Dyskurs okołoliteracki krąży wciąż po tych samym orbitach, zadaje te same pytania. Czy definiowanie literatury jest jeszcze gestem jakkolwiek adekwatnym wobec jej zmian? Czy powinno być to prymarne zadanie jej komentatorek i komentatorów? Wreszcie – czy faktycznie uległa aż tak drastycznym przemianom? Oczywiście, że nie, nie dzieje się w tym zakresie więcej niż choćby w czasie rozwoju historycznej awangardy. Nie wydaje mi się bowiem, żeby te wszystkie próby aplikowania w literaturze i literaturoznawstwie innowacyjnej zmiany różniły się od gestów znanych doskonale historii literatury. To jednak, czy samej definicji potrzebujemy, oczywiście zależy nie tylko od badawczych wyborów indywidualnych, ale także od kontekstu. „Języki literatury współczesnej” to zbiór szkiców, które granice owych aktów definiowania nie tyle w sposób twardy unieważniają, ile rozmywają i upłynniają, oscylując jednocześnie wokół pojęcia literackości: „Wydaje się jednak, że taka hegemonia jest w znacznej mierze fikcją – zróżnicowane jest samo centralne pole społecznego dyskursu, a na jego marginesy spycha się nie typy struktur dyskursywnych, a tylko skrajne postaci dyskursów skądinąd w centrum reprezentowanych; społeczeństwo jest zatem znacznie bardziej pod tym względem spluralizowane, niż zwykliśmy uważać” (Jan Potkański, s. 21).
Słowniki, kreacje i profanacje
Choć zapowiedzi mogą wydawać się dość huczne, to książka nie jest rewolucyjna, dyskurs nie prowadzi w stronę całkowitej zmiany myślenia czy buntu wobec klasycznego dość procesu przeprowadzania literaturoznawczych analiz. Tom podzielony został na pięć części: socjologie, słowniki, wcielenia, liturgie i kreacje; w każdej z nich znajdują się trzy szkice. Z kolei w każdym z nich pobrzmiewają echa wielu, wielu dyskusji dotyczących statusu literatury, które w artykule opublikowanym w 2016 roku na łamach „Dwutygodnika” Maciej Jakubowiak zamknął w krótkim, acz wyrazistym podsumowaniu: „W świetle powszechnej afirmatywności krytyki sama literatura zaczyna przypominać szacowną staruszkę, której nie wypada mówić nieprzyjemnych rzeczy, ale od której nie usłyszy się już raczej nic ciekawego” (Jakubowiak 2016).
Mimo to autorzy i autorki, choć poszukują w pewnym sensie literaturoznawczych sensacji (co łączy się oczywiście z badawczą pasją), snują opowieść o literaturze, o jej roli, ewolucjach, sporach. Oscylują wokół kategorii anachronicznych, poszukując nowych perspektyw, zmagając się z wyzwaniem, jakim jest czytanie kontekstów kulturowych i uchwycenie literatury w działaniu. Przede wszystkim sięgają po cały szereg sprawdzonych chwytów, przykuwając uwagę odbiorców, odwracając porządki – co jednak ważne, zgłębiają teksty, nie traktują ich jedynie pretekstowo, wybierają także niezwykle zróżnicowane przykłady. Znajdują się tutaj więc analizy prozy Doroty Masłowskiej, Magdaleny Tulli, Olgi Tokarczuk, a także poezji Zbigniewa Herberta, Juliana Kawalca, Roya Hasana (świetny i zasługujący na uwagę tekst Jowity Pańczyk), Bolesława Chromrego czy Wojciecha Wencla. Badaczki i badacze płynnie przechodzą z przestrzeni tekstowej do zjawisk społecznych, dziedziczonych traum, dominujących dyskursów i alternatywnych wersji wielkich narracji, od wątków traktowanych przez lata jako wiodące, po postaci i języki marginalizowane. Są wśród nich osoby odznaczające się rozwiniętym warsztatem i ogromnym oczytaniem (Piotr Sadzik, Hanna Gosk, Irmina Szubert, Maciej Libich), znajdują się tutaj teksty nieco rewolucyjne, inne operują bardzo klasycznym modelem filologicznej analizy, ostatecznie zaś należy przyznać, że wszystkie bardzo dobre ze sobą współgrają. Choć nie ze wszystkimi analizami i wnioskami się zgadzam, nie sposób nie dostrzec, że redaktorzy tomu dokonali bardzo dobrego wyboru i świetnie skomponowali omawianą książkę.
W egalitarności i eklektyczności pod względem doboru materiału badawczego kryje się jednak spora doza elitarności, mimo że książka ciąży ku literaturze zaangażowanej, zaangażowanej (głównie lewicującej) krytyce, literackiej socjologii, biografistyce, czytaniu poniekąd asynchronicznemu. Dyskurs literacki ma tutaj zostać ewidentnie ukazany jako ożywiony, wskrzeszony właściwie, nie naśladujący czy odzwierciedlający życie, ale z nim współistniejący. Jednocześnie jednak jest w tym wszystkim odrobina wewnętrznej sprzeczności – literatura i krytyka „dla ludu” okazują się niezwykle hermetyczne, niedostępne, skierowane ewidentnie do wybranych, osób wykształconych w ramach określonych dziedzin. Jest to bezdyskusyjnie książka naukowa, o sztuce, która nawet jeśli nie chce taką być, staje się zamknięta i elitarna właśnie pod względem językowym: „Można jednak inaczej, biorąc pod uwagę związki harmonii z anomiczną errotycznością dopełniającą na zasadzie wyjątku od reguły nomos klasycystycznej ody” (Zbigniew Jazienicki, s. 213); „Mimikra podkreśla sposób, w jaki naśladowanie – najczęściej ujawniające się jako imitowanie przez kolonizowanego zachowań kulturowych kolonizatora, skutkując odrzuceniem myślenia w kategoriach binarnych opozycji” (Irmina Szubert, s. 234); „Podmiotowość lacanowskiego neurotyka konstytuuje się jako dialektyczna relacja z językiem – zarazem fundamentalnym dla tożsamości i obcym (nie ma tej dialektyki u psychotyka i perwerta)” (Jan Potkański, s. 36). Nie jest to język, z którym każdy będzie mógł nawiązać relację. Oczywiście wybrane przez badaczki i badaczy teksty literackie są osadzone blisko życia, w samym środku polskiej codzienności, dotykają wspólnych dla nas wszystkich emocji, w trakcie analiz przenoszone są jednak na poziom dyskursów specjalistycznych, co rodzi pewien dysonans pomiędzy deklarowanymi założeniami a końcowym efektem.
Profesjonalizacja krytyki i literackich badań nie jest czymś, czemu zamierzam się jakkolwiek przeciwstawiać. Uważam to wręcz za niezbędne, konieczne i wskazane. Nie wiem jednak, dlaczego literaturoznawstwo właśnie (zaznaczam, że myśl ta stanowi wynik przemyśleń, które toczą się na marginesie omawianej książki, ale jest z nią związana bezpośrednio) zdaje się pozostawać w pewnym rozdarciu i kompleksie. Z jednej strony cały czas upomina się, jakby na to nie do końca zasługiwało, o miejsce wśród najważniejszych dyscyplin naukowych (a upominać się nie musi, gdyż jest to jego naturalna przynależność), z drugiej zaś – nie chce utknąć w wieży z kości słoniowej i pragnie przekraczać granice niedostępności czy oderwania od tego, co realne. Z tego głównie zdaje się wynikać specyficzne dla badań literackich (oraz, choć w mniejszym stopniu, samej literatury) pomieszanie języków, porządków, czasem nawet, choć brzmi to drastycznie, zmysłów. Czy nie działa to jednak na korzyść wszystkich osób z nią związanych? To pytanie, celowo, pozostawiam bez odpowiedzi.
LITERATURA:
Jakubowiak M.: „Pokłóćmy się o literaturę”. „Dwutygodnik” 2016, nr 181. https://www.dwutygodnik.com/artykul/6458-poklocmy-sie-o-literature.html.
„Języki literatury współczesnej”. Red. Jan Potkański, Maciej Libich, Antoni Zając. Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego. Warszawa 2022.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |