ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 listopada 21 (453) / 2022

Mateusz Krupa,

UŚMIECHNIJ SIĘ DO PRZESZŁOŚCI ('UŚMIECHNIJ SIĘ')

A A A
„Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii”, „Uciekaj!”, „Dziedzictwo”, „Saint Maud”, „Cenzor” – wszystkim tym filmom udało się, chociaż na chwilę, zdobyć uwagę szerszej widowni i fanów horrorów, a to tylko kilka z debiutanckich pełnych metraży należących do tego gatunku. Patrząc na kalendarze premier ostatnich lat, myślę, że nie będzie kontrowersyjne stwierdzenie: kino grozy jest miejscem, w którym można odleźć najciekawszych młodych twórców.

Pierwszy film Parkera Finna początkowo nie wzbudził mojego zainteresowania. Większość wcześniej wymienionych filmów wpisywała się w „stylistykę” spod znaku wytwórni A24, „Uśmiechnij się” wyglądało raczej jak kolejny produkcyjniak od wielkiego studia, który do zaoferowania nie ma nic poza niespodziewanie trzaskającymi drzwiami i głośnymi piskami. Przepaść między ambitniejszymi post-horrorami a obrazami wychodzącymi z Hollywood zdaje się tylko powiększać. Studyjne produkcje bazują na tanich sztuczkach, próbując zmusić widza, by ten choć raz podskoczył w kinowym fotelu, a te drugie często skupiają się na centralnej idei filmu tak bardzo, że zapominają o straszeniu widza. Debiut Finna to jeden z nielicznych filmów, które próbują odnaleźć kompromis między tymi dwoma podejściami.

Główną bohaterką jest pracoholiczka, doktor Rose Carter (Sosie Bacon). Psychoterapeutka spędza dnie i noce na psychiatrycznym oddziale ratunkowym. Rose poświęciła swoje życie pracy i poświęci uwagę każdemu, kto będzie wymagał pomocy. Zatroskany jej zdrowiem oraz zdenerwowany tym, że ponownie przyjęła na oddział kolejnego pacjenta bez ubezpieczenia, szef Morgan Desai (Kal Penn) zmusza ją do opuszczenia szpitala. Jednak Rose decyduje się przyjąć tego dnia jeszcze jedną osobę. W gabinecie czeka na nią roztrzęsiona młoda kobieta Laura (Caitlin Stasey), przerażona tym, co zaraz ją spotka. Doktor Carter nieskutecznie stara się ją uspokoić. Dziewczyna upiera się, że nie potrzebuje pomocy psychiatrycznej, a widziana przez nią istota przybierająca twarze innych ludzi jest równie realna, jak pani doktor siedząca naprzeciwko niej. Niespokojna, ale panująca nad sobą dziewczyna nagle wybucha krzykiem i jej ciało wpada w konwulsje. Rose tylko na chwile odrywa od niej wzrok, by wezwać pomoc. Gdy znów spojrzy na Laurę, ta będzie z uśmiechem na twarzy, powolnym, półkolistym cięciem podcinała sobie gardło.

Chaotyczne zeznania dziewczyny okażą się prawdziwe i teraz Rose będzie musiała rozwiązać zagadkę klątwy. Pierwsze nawiedzenia psychoterapeutka tłumaczy halucynacjami wywołanymi stresem pourazowym, zmęczeniem, barakiem snu. Bohaterka wie nawet, jakich leków potrzebuje. Dni mijają i częstotliwość nawiedzeń się potęguje, a naukowe próby wytłumaczenia kolejnych niepokojących wydarzeń przestają mieć rację bytu.

Trudno „zarzucić” „Uśmiechnij się” oryginalność, bo łańcuszkowe klątwy nie są niczym nowym. Czasem są transportowane przy pomocy przedmiotów (kasety wideo w „Kręgu”), a czasem drogą płciową („Coś za mną chodzi”), w tym konkretnym przypadku paliwem napędowym staje się trauma związana z byciem świadkiem samobójstwa. Opowieść filmu idzie wcześniej wyznaczonymi ścieżkami. Każda kolejna scena odkrywa kolejne kawałeczki układanki, relacje i traumy z przeszłości. Tempo scenariusza sprawia, że brak fabularnych niespodzianek okazuje się niezauważalny. Przez większość seansu akcja wartko posuwa się naprzód, jednak w drugim akcie pojawia się coraz więcej chaosu. Jego koniec został niepotrzebnie rozciągnięty przez będący ślepym zaułkiem wątek, prowadzący bohaterów do więzienia. Oczywiście protagoniści nie zdają sobie sprawy z tego, że zmierzają donikąd (jakby tylko obejrzeli kilka horrorów, toby się zorientowali!), ale widz od razu domyśli się, że cała ta eskapada jest stratą czasu. Może zadziałała tutaj ręka producentów obawiających się, że 90 minut to zbyt mało, żeby wprowadzić film do kin?

„Uśmiechnij się” nieustannie maltretuje widownie kolejnymi jump scare’ami. Twórcy równie często straszą skrupulatnie zainscenizowanymi sekwencjami zawierającymi manifestacje demona lub poprzez wykorzystywanie fałszywych alarmów, nagłych cięć i elektronicznych trzasków, huków i jęków, z których składa się ścieżka dźwiękowa skomponowana przez, znanego z równie klimatycznej muzyki do brytyjskiego serialu „Utopia”, Cristobala Tapia de Veer. Co niespodziewane, potencjał tytułowych uśmiechów nie zostaje w pełni wykorzystany. Najwięcej niepokoju potrafią wzbudzić zamarłe w bezruchu postacie, upiornie uśmiechające się do widza, szybki montaż zostaje zastąpiony powolnymi ruchami kamery, dającymi szansę na odnalezienie w cieniu sztywnych upiornych sylwetek, niestety okazuje się, że nawet upiór nie ma ochoty zbyt często się uśmiechać.

Narastające dezorientacja i pytanie, co jest prawdziwe, a co fikcyjne, pojawia się w myślach widza i protagonistki coraz częściej. Filmowcy nie bawią się w niedopowiedzenia, trauma Rose zostaje zobrazowana w bardzo dosłowny sposób: jest to mieszanina flashbacków do czasów dzieciństwa, śmierci matki oraz złego ducha przybierającego twarze postaci, które Rose utożsamia z traumą. Początkowo najwięcej uwagi przykuwają następujące po sobie sekwencje przemocy, wrzaski i monstra, ale najstraszniejsze są wszechobecny smutek i samotność. Rozmowy mogłyby być momentami, podczas których widz może złapać oddech, bo tutaj reżyser nie zaatakuje nas kolejnym jump scare’em. Rose wydaje się otoczona bliskimi, ale nikt z nich nie chce lub nie potrafi jej zaufać. Alienację bohaterki udaje się spotęgować dzięki przemyślanej warstwie wizualnej. Postacie są odgrodzone od siebie scenografią, kontrastującymi ze sobą barwami kostiumów, a w zbliżeniach na twarz Rose zawsze za nią jest nieostra pustka. Po wysłuchaniu przeklętej, narzeczony, siostra, psychoterapeutka nie są w stanie zrobić nic więcej niż stwierdzić – ona jest „szajbuską”.

Choć „Uśmiechnij się” i, na przykład, należący do innego podgatunku, „Dom Nocny” opowiadają o traumie, unosi się nad nimi podobna atmosfera kosmicznej beznadziei. Jednak nawet w kosmicznym horrorze (w lovecraftowskim znaczeniu tego terminu) Davida Brucknera można było znaleźć odrobinę nadziei, której w filmie Finna ze świecą szukać. Reżyser jest zainteresowany eksplorowaniem urazów z przeszłości, takich, z którymi nie potrafimy sobie poradzić. Z tego debiutu zdaje się płynąć wyjątkowo mroczna lekcja – z traumą walczy się w samotności i w samotności ponosi się porażkę.
„Uśmiechnij się” („Smile”). Scenariusz i reżyseria: Parker Finn. Obsada: Sosie Bacon, Jessie T. Usher, Caitlin Stasey, Kyle Gallner, Kal Penn, Robin Weigert. Stany Zjednoczone 2022, 115 min.