BĘKARTY PROBOSZCZA, NOŻYCZKI FRYZJERA I NAGI LUNCH (ARTUR SOBIELA, TOMASZ SIKORA: 'NARODOWY SPIS ZESPOŁÓW')
A
A
A
Już sam tytuł projektu Artura Sobieli i Tomasza Sikory – „Narodowy spis zespołów” – może intrygować. Po pierwsze, konotuje skojarzenia ze spisami powszechnymi – badaniami mającymi na celu doprecyzować informacje o stanie i strukturze rozmaitych społeczności. Możemy więc zakładać, że omawiana publikacja ma potencjał istotnie pogłębić nasze rozumienie rodzimego rynku muzycznego. Po drugie, intrygować musi przymiotnik „narodowy”, który, bez wątpienia, w Polsce 2022 roku nie jest niewinny. Jego wykorzystanie otwiera nowe możliwości i potencjalne konteksty. Będziemy mieć do czynienia z muzyką patriotyczną? A może czytaną przez pryzmat spojrzenia narodowego? Publikacja traktująca o muzyce popularnej, opatrzona takim epitetem, rozbudza ciekawość – i to niekoniecznie tylko entuzjastów twórczości Jana Pietrzaka. Być może przede wszystkim tych, dla których połączenie kultury popularnej z kulturą patriotyczną, choć często dość wątpliwe artystyczne, daje dużo radości wynikającej ze spotkania z osobliwymi, niejednokrotnie nieporadnymi, formami artystycznymi. Trzecim intrygującym elementem jest to, że „Narodowy spis zespołów” został wydany przez Ha!art – wydawnictwo odważne, prowokujące i z całą pewnością niechętne prostodusznym patriotycznym narracjom. Jaki będzie więc pomysł na stworzenie tego przeglądu?
Czytamy we wstępie: „Jest to w zamyśle twórców możliwie kompletny spis, katalog, zestaw działających w Polsce na przestrzeni lat 1975-2022 zespołów i projektów muzycznych, które można określić wspólnym przymiotnikiem »alternatywny«” (s. 5). Doprecyzowując ostatnie przywołane słowo, autorzy wykorzystują definicję słownikową – chodzi o inność, przeciwstawianie się temu, co oficjalne i tradycyjne. Nie jest to jednak jedyny wyznacznik – do przywołanych cech dodają „alternatywny” obieg dystrybucyjny, koncertowy i wydawniczy, a także niejednokrotnie hermetyczne, subkulturowe grono odbiorców. Równocześnie Sobiela i Sikora wyłączają z puli projekty techno i zjawiska hip hopowe, przekonując, że z pewnością wymagałyby one osobnej publikacji (swoją drogą, ciekawy jest ten gest wyłączenia z listy przedstawicieli gatunków z gruntu mocno alternatywnych – biorąc pod uwagę aktualne tendencje w polskiej muzyce, można go jednak usprawiedliwiać). W spisie pojawiają się więc projekty i zespoły realizujące gatunki takie jak „punk, hardcore, metal we wszystkich ich odmianach i podgatunkach, a także zespoły nowo- i zimnofalowe, reggae, ska, gotyckie, RAC oraz awangardowe, industrialne, postindustrialne, ambient, noise, eksperymentalne, z zakresu abstrakcyjnej elektroniki, post-rockowe, freak-folkowe, awangardowo-etniczne, yassowe, off-jazzowe” (s. 5-6), są też konceptualne projekty muzyczne tworzone przez twórców sztuk wizualnych i trudne do jednoznacznego zdefiniowania eksperymenty z pogranicza gatunków.
W tym momencie, w kontekście omawianej publikacji, można znów zadać sobie pytanie, czy przymiotnik „alternatywny” jest jeszcze dzisiaj faktycznie (a nie tylko deklaratywnie) użyteczny, skoro jego pojemność okazuje się tak ogromna. Tym bardziej w czasie, gdy gatunki muzyczne zaczęły na potęgę wychodzić ze swoich ram i swobodnie się mieszać. W zasadzie można uznać, że rozumienie określenia „alternatywny” w obrębie muzyki zasadza się jedynie na wyłączeniu z jego obszaru tego, co popularne bądź definiowane jako pop. Na liście więc nie będzie zespołu T.Love, ale pojawi się T.Love Alternative, nie będzie Kazika Staszewskiego, ale znajdzie się Kult. Dodatkowo, autorzy (choć sami wolą się raczej nazywać „kompilatorami” [s. 6]) zapewniają, że przygotowany przez nich spis oddaje możliwie najpełniejszy obraz zjawiska, z tego powodu, że nie wyklucza projektów, które do tej pory były na marginesie albo poza marginesem zainteresowania badaczy. W „Narodowym spisie zespołów” poznamy więc również nazwy kapel nacjonalistycznych, neonazistowskich, jawnie afirmujących przemoc czy rasizm. Niestety, kiedy zaczniemy już przeglądać tytułową listę, nie dostaniemy żadnej wskazówki, czy zespoły Szczerbaty bocian, Mama nie bij i Klejnoty polskiej kóltóry tworzą muzykę reggae, czy może ich chwytliwe nazwy budują muzyczną markę mającą promować rasizm bądź nazizm.
Dowiemy się jednak, skąd te zespoły pochodzą – co łączy się z kolejną intencją Sobieli i Sikory: ustaleniem „aspektu geograficzno-społecznego zjawiska alternatywności” (s. 9). Do tej pory, przekonują we wstępie kompilatorzy, praktyka pisania o kulturze alternatywnej była bardzo wybiórcza i rzadko kiedy wychodziła poza perspektywę wielkomiejską. Niniejszy spis pokazuje jednak, że skala fenomenu jest znacznie szersza i dotyczy całego kraju – łącznie z małymi miejscowościami. I w tym przewrotnym sensie przymiotnik „narodowy” (jako obejmujący, w istocie, cały kraj) jest jak najbardziej na miejscu.
Kolejny, i chyba najbardziej intrygujący, cel książki stanowi oddanie czytelnikom wielkiego rezerwuaru współczesnych tendencji onomastycznych w obrębie polskiej sceny artystycznej. Mamy tu do czynienia z absolutnym szaleństwem nazewniczym dowodzącym olbrzymiej kreatywności rodzimych muzyków. Znajdą się tutaj nazwy poetyckie (Betonowa chmura, 19 wiosen, Krzyk ulicy, Odszukać listopad), obrazoburcze (Bękarty proboszcza, Garbate aniołki, Jesus the ripper, Krwawa uryna Jana Pawła II, Nieżywy Popiełuszko), afirmujące banał codzienność (Siwy zarost, Fabryka makaronu, Gwizdek policjanta, Odzież pochodzenia zagranicznego, Porcje rosołowe, Nożyczki fryzjera), absurdalne (Front wyzwolenia Muminków, Kierownica bombowca, Pogotowie seksualne, Sernik zamordowany wkrótce nielegalny), nawiązujące do historii naszego kraju (Dywizjon 303, Stan wojenny), zainspirowane słynnymi postaciami (Brigitte Bardot, Messalina, Józef Stalin, Jan Chrzciciel, Bin Laden) czy znanymi dziełami kultury (Rudy 102, Nagi lunch, Lord Vader, Wolverine, 07 zgłoś się). Rzecz jasna, przez wzgląd na zachodnie proweniencje większości gatunków, których realizatorzy zostali wymienieni w omawianej publikacji, znaczna liczba nazw własnych występować będzie w języku angielskim. I choć, w istocie, cały ten obszerny zbiór może być naprawdę ciekawym materiałem dla językoznawców – mnóstwo w nim dających do myślenia onomastycznych pomysłów (często wykorzystywanych wielokrotnie, przez różne zespoły), szkoda jednak, że kompilatorzy nie wychodzą poza przytoczenie nazwy projektu muzycznego i jego miejsca pochodzenia. Badacze, którzy będą chcieli skorzystać ze zbioru wydanego przez Ha!art, będą musieli wykonać mnóstwo dodatkowej roboty.
Nie próbuję przez to powiedzieć, że Artur Sobiela i Tomasz Sikora wykonali mało pracy bądź poszli na łatwiznę. Oczywiście, należy im oddać honor za ogrom roboty związany z weryfikacją odnajdywanych tu i ówdzie nazw własnych zespołów. Nie mam podstaw podejrzewać, że ich badaniom można coś zarzucić. Odnoszę jednak wrażenie, że pomysł na prezentację efektów tych badań jest nie do końca trafiony. Szkoda, że autorzy nie pokusili się o zamieszczenie choćby pobieżnego opracowania przedstawionej przez siebie listy. W tym momencie otrzymujemy półprodukt (Sobiela i Sikora zresztą sami sugerują, że ich projekt „należy uznać za wiecznie nieskończony” [s. 15]), ciekawostkę, która być może kiedyś posłuży jako istotny fundament ważnych naukowych analiz. Dzisiaj jednak nie bardzo wiadomo, co z nią zrobić.
Czytamy we wstępie: „Jest to w zamyśle twórców możliwie kompletny spis, katalog, zestaw działających w Polsce na przestrzeni lat 1975-2022 zespołów i projektów muzycznych, które można określić wspólnym przymiotnikiem »alternatywny«” (s. 5). Doprecyzowując ostatnie przywołane słowo, autorzy wykorzystują definicję słownikową – chodzi o inność, przeciwstawianie się temu, co oficjalne i tradycyjne. Nie jest to jednak jedyny wyznacznik – do przywołanych cech dodają „alternatywny” obieg dystrybucyjny, koncertowy i wydawniczy, a także niejednokrotnie hermetyczne, subkulturowe grono odbiorców. Równocześnie Sobiela i Sikora wyłączają z puli projekty techno i zjawiska hip hopowe, przekonując, że z pewnością wymagałyby one osobnej publikacji (swoją drogą, ciekawy jest ten gest wyłączenia z listy przedstawicieli gatunków z gruntu mocno alternatywnych – biorąc pod uwagę aktualne tendencje w polskiej muzyce, można go jednak usprawiedliwiać). W spisie pojawiają się więc projekty i zespoły realizujące gatunki takie jak „punk, hardcore, metal we wszystkich ich odmianach i podgatunkach, a także zespoły nowo- i zimnofalowe, reggae, ska, gotyckie, RAC oraz awangardowe, industrialne, postindustrialne, ambient, noise, eksperymentalne, z zakresu abstrakcyjnej elektroniki, post-rockowe, freak-folkowe, awangardowo-etniczne, yassowe, off-jazzowe” (s. 5-6), są też konceptualne projekty muzyczne tworzone przez twórców sztuk wizualnych i trudne do jednoznacznego zdefiniowania eksperymenty z pogranicza gatunków.
W tym momencie, w kontekście omawianej publikacji, można znów zadać sobie pytanie, czy przymiotnik „alternatywny” jest jeszcze dzisiaj faktycznie (a nie tylko deklaratywnie) użyteczny, skoro jego pojemność okazuje się tak ogromna. Tym bardziej w czasie, gdy gatunki muzyczne zaczęły na potęgę wychodzić ze swoich ram i swobodnie się mieszać. W zasadzie można uznać, że rozumienie określenia „alternatywny” w obrębie muzyki zasadza się jedynie na wyłączeniu z jego obszaru tego, co popularne bądź definiowane jako pop. Na liście więc nie będzie zespołu T.Love, ale pojawi się T.Love Alternative, nie będzie Kazika Staszewskiego, ale znajdzie się Kult. Dodatkowo, autorzy (choć sami wolą się raczej nazywać „kompilatorami” [s. 6]) zapewniają, że przygotowany przez nich spis oddaje możliwie najpełniejszy obraz zjawiska, z tego powodu, że nie wyklucza projektów, które do tej pory były na marginesie albo poza marginesem zainteresowania badaczy. W „Narodowym spisie zespołów” poznamy więc również nazwy kapel nacjonalistycznych, neonazistowskich, jawnie afirmujących przemoc czy rasizm. Niestety, kiedy zaczniemy już przeglądać tytułową listę, nie dostaniemy żadnej wskazówki, czy zespoły Szczerbaty bocian, Mama nie bij i Klejnoty polskiej kóltóry tworzą muzykę reggae, czy może ich chwytliwe nazwy budują muzyczną markę mającą promować rasizm bądź nazizm.
Dowiemy się jednak, skąd te zespoły pochodzą – co łączy się z kolejną intencją Sobieli i Sikory: ustaleniem „aspektu geograficzno-społecznego zjawiska alternatywności” (s. 9). Do tej pory, przekonują we wstępie kompilatorzy, praktyka pisania o kulturze alternatywnej była bardzo wybiórcza i rzadko kiedy wychodziła poza perspektywę wielkomiejską. Niniejszy spis pokazuje jednak, że skala fenomenu jest znacznie szersza i dotyczy całego kraju – łącznie z małymi miejscowościami. I w tym przewrotnym sensie przymiotnik „narodowy” (jako obejmujący, w istocie, cały kraj) jest jak najbardziej na miejscu.
Kolejny, i chyba najbardziej intrygujący, cel książki stanowi oddanie czytelnikom wielkiego rezerwuaru współczesnych tendencji onomastycznych w obrębie polskiej sceny artystycznej. Mamy tu do czynienia z absolutnym szaleństwem nazewniczym dowodzącym olbrzymiej kreatywności rodzimych muzyków. Znajdą się tutaj nazwy poetyckie (Betonowa chmura, 19 wiosen, Krzyk ulicy, Odszukać listopad), obrazoburcze (Bękarty proboszcza, Garbate aniołki, Jesus the ripper, Krwawa uryna Jana Pawła II, Nieżywy Popiełuszko), afirmujące banał codzienność (Siwy zarost, Fabryka makaronu, Gwizdek policjanta, Odzież pochodzenia zagranicznego, Porcje rosołowe, Nożyczki fryzjera), absurdalne (Front wyzwolenia Muminków, Kierownica bombowca, Pogotowie seksualne, Sernik zamordowany wkrótce nielegalny), nawiązujące do historii naszego kraju (Dywizjon 303, Stan wojenny), zainspirowane słynnymi postaciami (Brigitte Bardot, Messalina, Józef Stalin, Jan Chrzciciel, Bin Laden) czy znanymi dziełami kultury (Rudy 102, Nagi lunch, Lord Vader, Wolverine, 07 zgłoś się). Rzecz jasna, przez wzgląd na zachodnie proweniencje większości gatunków, których realizatorzy zostali wymienieni w omawianej publikacji, znaczna liczba nazw własnych występować będzie w języku angielskim. I choć, w istocie, cały ten obszerny zbiór może być naprawdę ciekawym materiałem dla językoznawców – mnóstwo w nim dających do myślenia onomastycznych pomysłów (często wykorzystywanych wielokrotnie, przez różne zespoły), szkoda jednak, że kompilatorzy nie wychodzą poza przytoczenie nazwy projektu muzycznego i jego miejsca pochodzenia. Badacze, którzy będą chcieli skorzystać ze zbioru wydanego przez Ha!art, będą musieli wykonać mnóstwo dodatkowej roboty.
Nie próbuję przez to powiedzieć, że Artur Sobiela i Tomasz Sikora wykonali mało pracy bądź poszli na łatwiznę. Oczywiście, należy im oddać honor za ogrom roboty związany z weryfikacją odnajdywanych tu i ówdzie nazw własnych zespołów. Nie mam podstaw podejrzewać, że ich badaniom można coś zarzucić. Odnoszę jednak wrażenie, że pomysł na prezentację efektów tych badań jest nie do końca trafiony. Szkoda, że autorzy nie pokusili się o zamieszczenie choćby pobieżnego opracowania przedstawionej przez siebie listy. W tym momencie otrzymujemy półprodukt (Sobiela i Sikora zresztą sami sugerują, że ich projekt „należy uznać za wiecznie nieskończony” [s. 15]), ciekawostkę, która być może kiedyś posłuży jako istotny fundament ważnych naukowych analiz. Dzisiaj jednak nie bardzo wiadomo, co z nią zrobić.
Artur Sobiela, Tomasz Sikora: „Narodowy spis zespołów”. Wydawnictwo Ha!art. Kraków 2022 [seria: Seria konceptualna].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |