
PRAWDA SIĘ NIE LICZY ('BOHATER')
A
A
A
Asghar Farhadi „po hiszpańsku” nie był prawdziwym Asgharem Farhadim. Za sprawą „Bohatera” reżyser udowadnia, że film „Wszyscy wiedzą” (2018) należy traktować jako jednorazowe zboczenie z właściwego szlaku. Irański twórca powraca do rodzinnego kraju z nową energią i znów robi to, w czym nie ma sobie równych wśród współczesnych. Po apatycznej telenoweli nie ma już śladu. Gęsta atmosfera kryminału ściśle oplata losy szarych ludzi uwikłanych w skomplikowane sieci nie do rozplątania i stających przed dylematami nie do rozstrzygnięcia.
Choć mistrzowska reputacja Farhadiego nie budzi we mnie wątpliwości, coraz trudniej przejść mi do porządku dziennego nad faktem, że czołowy moralista kina sam staje się postacią coraz bardziej dwuznaczną. Równie szerokim echem co „Bohater” odbiła się związana z filmem sprawa oskarżenia o kradzież własności intelektualnej, wytoczona Asgharowi Farhadiemu przez jego byłą studentkę, Azadeh Masihzadeh. Pod znakiem zapytania stoi też stosunek reżysera do irańskich władz. Nie jest tajemnicą, że Farhadi, w przeciwieństwie do Jafara Panahiego czy Mohammada Rasoulofa, z reguły woli zachowywać polityczną neutralność. Zasadę tę złamał w obliczu niedawnych protestów po śmierci Mahsy Amini, publicznie opowiadając się po stronie kobiet. Ale jeszcze kilka lat temu pod rękę z irańskimi mediami krytykował Golshifteh Farahani za niezałożenie hidżabu na amerykańską premierę filmu Ridleya Scotta – o czym aktorka przypomniała w jednym z ostatnich wywiadów (zob. Aviv 2022).
Nietrudno oskarżać Farhadiego o konformizm i stawiać krzyżyk na jego karierze przez wzgląd na domniemaną kradzież pomysłu. Ja jednak tego nie zrobię. Bo najzwyczajniej w świecie nie mam pewności. Prawdopodobnie nigdy nie dowiem się, czy „Bohater” faktycznie jest plagiatem. Absolutnie nie mam też pojęcia o doświadczeniu bycia artystą w Iranie. Wiem jedynie tyle, że Farhadi wciąż potrafi uderzyć mnie w głowę obuchem. I to najbardziej mnie interesuje.
Końcowe sceny „Bohatera” są – jak zwykle u Irańczyka – wybornie mocne, chociaż nie osiągają natężenia znanego z jego najlepszych filmów. Finały „Co wiesz o Elly?” (2009) i „Rozstania” (2011) miały moc kruszenia najtwardszych skał, tu dynamitu wystarcza raczej na lekkie ich poruszenie. Najbardziej intrygujący jest jednak początek, gdy wiemy tylko, że tytułowy bohater, Rahim, wychodzi z więzienia na przepustkę. Reszty będziemy dowiadywać się w miarę postępowania akcji. Szybko okaże się, iż mężczyzna musi oddać dług byłemu szwagrowi, by wrócić na wolność, a pomaga mu w tym ukochana, która znalazła torbę ze złotymi monetami. Niestety mają one niewystarczającą wartość, więc Rahim postanawia zwrócić je właścicielce. Ten dobry uczynek czyni z niego bohatera lokalnych mediów. Kim faktycznie jest bohater: człowiekiem o złotym sercu, oportunistą czy wyrachowanym kanciarzem?
Od samego początku Rahim to postać niemal wyłącznie bierna. Wszystko się mu przydarza. Najpierw monety, potem sława i hańba. Nie zapracował na nie własnymi czynami. W żadnym razie nie wygląda na bohatera z prawdziwego zdarzenia. Wybitny w swej roli Amir Jadidi tworzy postać ogromnie niestabilną. Niepewnie poruszającego się Rahima mógłby pokonać mocniejszy podmuch wiatru, w oczach maluje się trudna do określenia melancholia. Obrazu dopełnia wiecznie obecny lekki uśmiech – z rodzaju tych, które wzbudzają bardziej litość niż radość. Ten właśnie mężczyzna staje się w mediach przykładem do naśladowania. Fundacja urządza zbiórkę na pokrycie jego długu, były szwagier znajduje się pod presją, ale nie zgadza się umorzyć części pożyczki, więc zyskuje reputację „tego złego”. Czy jest to reputacja zasłużona? Nieważne. W świecie nowych mediów nie chodzi o prawdę. Za prawdziwe uznaje się to, co działa na emocje. Więzień, który z dobroci serca zwraca znalezioną własność, wzbudza litość. Gdy ten sam więzień rzuca się na człowieka z pięściami, nie ma miejsca na współczucie. Mimo że oba zdarzenia są wyrwanymi z kontekstu elementami tej samej układanki.
„Bohater” jest być może najbardziej uniwersalnym filmem Farhadiego. Opowiada o dramatach jednostek, na które istotny wpływ mają siły zewnętrzne. Człowiek jest jak nieistotna marionetka uczestnicząca w wielkiej narracji. Jednego dnia bohater, następnego – persona non grata. O tym, jak cienka okazuje się granica między sławą a potępieniem, heroizmem a oportunizmem, prawdą i kłamstwem, opowiadał Bertold Brecht w „Życiu Galileusza”, którego fragment posłużył ponoć Farhadiemu za inspirację do stworzenia „Bohatera”. Reżyser chętnie zresztą odwołuje się do swoich teatralnych korzeni. W „Kliencie” (2016) trawestował „Śmierć komiwojażera” Arthura Millera, a większość jego scenariuszy sprawdziłaby się dobrze na scenie. Nie oznacza to oczywiście, że Farhadi zaniedbuje filmową formę. Konsekwentnie stawia na próbę uchwycenia realizmu dnia codziennego z kamerą zawsze bliską bohaterom i lekko niestabilną. „Bohater” odznacza się na tle jego innych dzieł żwawszym tempem, obfitującym w multum fabularnych przewrotek. Może twórcy zdarza się pójść o krok za daleko, ale finalnie jego wizja broni się jako niemiłosiernie poplątana nić wydarzeń, doskonale oddająca nastrój współczesnego świata, w którym dzieje się tak wiele, że czasem już naprawdę nie wiadomo, o co chodzi.
Wydaje się, że po wspólnej dwugodzinnej przeprawie znamy się z Rahimem jak łyse konie. To jednak wyłącznie iluzja. Z jakiego powodu rozstał się z żoną? Nigdy nie otrzymamy odpowiedzi na wszystkie pytania, bo dogłębne poznanie człowieka to karkołomne zadanie. Wydawanie sądów jest z kolei dziecinnie proste. Dlatego reputacja często niewiele ma wspólnego z prawdą. Z jednej strony nie możemy jej zignorować, bo realnie oddziałuje na nasze życie. Z drugiej – mamy ograniczone możliwości wpływu na nią: i tak wybiorą ten fragment naszej osoby, który najlepiej pasuje do założonej narracji. Finalnie jesteśmy więc zakładnikami sił potężniejszych od nas. Rahim, tak jak my wszyscy, nie ma szans w starciu z kapryśnym losem i skomplikowanym systemem, ale Farhadi dostrzega światełko w tunelu. Tym, co okazuje się ważniejsze od reputacji, jest miłość najbliższych. W ich oczach jesteśmy kimś więcej niż nieskomplikowanym, zawsze czarnym lub białym pionkiem na szachowej planszy.
LITERATURA:
R. Aviv [2022]: „Did the Oscar-Winning Director Asghar Farhadi Steal Ideas? At a dangerous moment in Iran, the filmmaker stands accused by one of his former students”. https://www.newyorker.com/magazine/2022/11/07/did-the-oscar-winning-director-asghar-farhadi-steal-ideas.
Choć mistrzowska reputacja Farhadiego nie budzi we mnie wątpliwości, coraz trudniej przejść mi do porządku dziennego nad faktem, że czołowy moralista kina sam staje się postacią coraz bardziej dwuznaczną. Równie szerokim echem co „Bohater” odbiła się związana z filmem sprawa oskarżenia o kradzież własności intelektualnej, wytoczona Asgharowi Farhadiemu przez jego byłą studentkę, Azadeh Masihzadeh. Pod znakiem zapytania stoi też stosunek reżysera do irańskich władz. Nie jest tajemnicą, że Farhadi, w przeciwieństwie do Jafara Panahiego czy Mohammada Rasoulofa, z reguły woli zachowywać polityczną neutralność. Zasadę tę złamał w obliczu niedawnych protestów po śmierci Mahsy Amini, publicznie opowiadając się po stronie kobiet. Ale jeszcze kilka lat temu pod rękę z irańskimi mediami krytykował Golshifteh Farahani za niezałożenie hidżabu na amerykańską premierę filmu Ridleya Scotta – o czym aktorka przypomniała w jednym z ostatnich wywiadów (zob. Aviv 2022).
Nietrudno oskarżać Farhadiego o konformizm i stawiać krzyżyk na jego karierze przez wzgląd na domniemaną kradzież pomysłu. Ja jednak tego nie zrobię. Bo najzwyczajniej w świecie nie mam pewności. Prawdopodobnie nigdy nie dowiem się, czy „Bohater” faktycznie jest plagiatem. Absolutnie nie mam też pojęcia o doświadczeniu bycia artystą w Iranie. Wiem jedynie tyle, że Farhadi wciąż potrafi uderzyć mnie w głowę obuchem. I to najbardziej mnie interesuje.
Końcowe sceny „Bohatera” są – jak zwykle u Irańczyka – wybornie mocne, chociaż nie osiągają natężenia znanego z jego najlepszych filmów. Finały „Co wiesz o Elly?” (2009) i „Rozstania” (2011) miały moc kruszenia najtwardszych skał, tu dynamitu wystarcza raczej na lekkie ich poruszenie. Najbardziej intrygujący jest jednak początek, gdy wiemy tylko, że tytułowy bohater, Rahim, wychodzi z więzienia na przepustkę. Reszty będziemy dowiadywać się w miarę postępowania akcji. Szybko okaże się, iż mężczyzna musi oddać dług byłemu szwagrowi, by wrócić na wolność, a pomaga mu w tym ukochana, która znalazła torbę ze złotymi monetami. Niestety mają one niewystarczającą wartość, więc Rahim postanawia zwrócić je właścicielce. Ten dobry uczynek czyni z niego bohatera lokalnych mediów. Kim faktycznie jest bohater: człowiekiem o złotym sercu, oportunistą czy wyrachowanym kanciarzem?
Od samego początku Rahim to postać niemal wyłącznie bierna. Wszystko się mu przydarza. Najpierw monety, potem sława i hańba. Nie zapracował na nie własnymi czynami. W żadnym razie nie wygląda na bohatera z prawdziwego zdarzenia. Wybitny w swej roli Amir Jadidi tworzy postać ogromnie niestabilną. Niepewnie poruszającego się Rahima mógłby pokonać mocniejszy podmuch wiatru, w oczach maluje się trudna do określenia melancholia. Obrazu dopełnia wiecznie obecny lekki uśmiech – z rodzaju tych, które wzbudzają bardziej litość niż radość. Ten właśnie mężczyzna staje się w mediach przykładem do naśladowania. Fundacja urządza zbiórkę na pokrycie jego długu, były szwagier znajduje się pod presją, ale nie zgadza się umorzyć części pożyczki, więc zyskuje reputację „tego złego”. Czy jest to reputacja zasłużona? Nieważne. W świecie nowych mediów nie chodzi o prawdę. Za prawdziwe uznaje się to, co działa na emocje. Więzień, który z dobroci serca zwraca znalezioną własność, wzbudza litość. Gdy ten sam więzień rzuca się na człowieka z pięściami, nie ma miejsca na współczucie. Mimo że oba zdarzenia są wyrwanymi z kontekstu elementami tej samej układanki.
„Bohater” jest być może najbardziej uniwersalnym filmem Farhadiego. Opowiada o dramatach jednostek, na które istotny wpływ mają siły zewnętrzne. Człowiek jest jak nieistotna marionetka uczestnicząca w wielkiej narracji. Jednego dnia bohater, następnego – persona non grata. O tym, jak cienka okazuje się granica między sławą a potępieniem, heroizmem a oportunizmem, prawdą i kłamstwem, opowiadał Bertold Brecht w „Życiu Galileusza”, którego fragment posłużył ponoć Farhadiemu za inspirację do stworzenia „Bohatera”. Reżyser chętnie zresztą odwołuje się do swoich teatralnych korzeni. W „Kliencie” (2016) trawestował „Śmierć komiwojażera” Arthura Millera, a większość jego scenariuszy sprawdziłaby się dobrze na scenie. Nie oznacza to oczywiście, że Farhadi zaniedbuje filmową formę. Konsekwentnie stawia na próbę uchwycenia realizmu dnia codziennego z kamerą zawsze bliską bohaterom i lekko niestabilną. „Bohater” odznacza się na tle jego innych dzieł żwawszym tempem, obfitującym w multum fabularnych przewrotek. Może twórcy zdarza się pójść o krok za daleko, ale finalnie jego wizja broni się jako niemiłosiernie poplątana nić wydarzeń, doskonale oddająca nastrój współczesnego świata, w którym dzieje się tak wiele, że czasem już naprawdę nie wiadomo, o co chodzi.
Wydaje się, że po wspólnej dwugodzinnej przeprawie znamy się z Rahimem jak łyse konie. To jednak wyłącznie iluzja. Z jakiego powodu rozstał się z żoną? Nigdy nie otrzymamy odpowiedzi na wszystkie pytania, bo dogłębne poznanie człowieka to karkołomne zadanie. Wydawanie sądów jest z kolei dziecinnie proste. Dlatego reputacja często niewiele ma wspólnego z prawdą. Z jednej strony nie możemy jej zignorować, bo realnie oddziałuje na nasze życie. Z drugiej – mamy ograniczone możliwości wpływu na nią: i tak wybiorą ten fragment naszej osoby, który najlepiej pasuje do założonej narracji. Finalnie jesteśmy więc zakładnikami sił potężniejszych od nas. Rahim, tak jak my wszyscy, nie ma szans w starciu z kapryśnym losem i skomplikowanym systemem, ale Farhadi dostrzega światełko w tunelu. Tym, co okazuje się ważniejsze od reputacji, jest miłość najbliższych. W ich oczach jesteśmy kimś więcej niż nieskomplikowanym, zawsze czarnym lub białym pionkiem na szachowej planszy.
LITERATURA:
R. Aviv [2022]: „Did the Oscar-Winning Director Asghar Farhadi Steal Ideas? At a dangerous moment in Iran, the filmmaker stands accused by one of his former students”. https://www.newyorker.com/magazine/2022/11/07/did-the-oscar-winning-director-asghar-farhadi-steal-ideas.
„Bohater” („Ghahreman”) Scenariusz i reżyseria: Asghar Farhadi. Obsada: Amir Jadidi, Mohsen Tanabandeh, Sahar Goldoost, Fereshteh Sadr Orafaie, Sarina Farhadi. Iran 2021, 127 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |