WSZYSTKO O DZIAŁCE I OGRODZIE (GAJUSZ PLINIUSZ SEKUNDUS: 'HISTORIA NATURALNA. T. III: BOTANIKA, ROLNICTWO I OGRODNICTWO')
A
A
A
W trzecim tomie toruńskiego wydania „Historii naturalnej” zawarto księgi XII-XIX dzieła Pliniusza. Tłumaczem tomu jest Ireneusz Mikołajczyk, który przełożył także tom drugi, jak również był jednym z tłumaczy oraz redaktorem naukowym tomu pierwszego. Do przełożenia tych ośmiu ksiąg pierwszej w literaturze europejskiej encyklopedii trudno byłoby znaleźć tłumacza bardziej kompetentnego nie tylko w Polsce (gdzie nie ma nikogo o porównywalnym doświadczeniu), ale i na świecie. Pliniusz zgromadził w nich bowiem summę grecko-rzymskiej wiedzy o botanice, rolnictwie i ogrodnictwie, Ireneusz Mikołajczyk zaś jest specjalistą właśnie w dziedzinie antycznej literatury agronomicznej. Sam przetłumaczył wszystkich kluczowych dla niej autorów: Katona, Warrona, Kolumellę i Palladiusza. Nie zaniedbał również autorów pomniejszych i zachowanych we fragmentach. Napisał wreszcie monografię rzymskiej literatury agronomicznej (zob. Mikołajczyk 2004). Nie poprzestał jednak na literaturze łacińskiej, bowiem przełożył i skomentował także bizantyńską summę wiedzy o rolnictwie – tzw. „Geoponika” (Kassianus Bassus, przeł. Mikołajczyk 2012). Można zatem powiedzieć, że tłumacz, przystępując do pracy nad przekładem Pliniusza, gruntownie przeczytał i przemyślał lektury, które (w części) posłużyły za materiał samemu encyklopedyście. Oczywiście wiele z tekstów użytych w „Historii naturalnej” przepadło, ale ten brak Mikołajczyk zastąpił studium tych, które przetrwały – a było to badanie daleko bardziej rzetelne niż to, któremu swoje źródła poddał sam Pliniusz. Najczęściej tłumacz wchodzi w świat danego autora, zabierając się do pracy nad przekładem, Ireneusz Mikołajczyk ten świat poznał zawczasu. Rzadka to rzecz.
Wiedza, którą trzeba było posiąść, by przełożyć księgi o botanice i ogrodnictwie, jest zaś niezwykle techniczna, bo i księgi te są zasadniczo suche, z niewielką ilością materiału anegdotycznego, a ogromną liczbą katalogowych wyliczeń i drobiazgowych porad w typie programu „Agrobiznes”. Co prawda uważna lektura pozwala znaleźć na przykład interesujące dla mnie, a rozsiane po tekście wzmianki o magii agrarnej, ale bez wątpienia wymaga to zainwestowania czasu i uwagi. Tłumaczone księgi Pliniusza odnoszą się również do doświadczeń i pojęć dzisiaj znacznie bardziej ezoterycznych niż sama ezoteryka. Pliniusz rozważa np. rodzaje nawozów (naturalnie odzwierzęcych), kategorie cienia dawanego przez drzewa, typy i terminy orki, sposoby szczepienia drzew owocowych itp. Śmiem twierdzić, że będę jedną z niewielu osób, która księgi te przeczytała in extenso. Nie jest to bowiem materiał przeznaczony do takiej lektury ani też szczególnie interesujący dla kogokolwiek innego niż wąskie grono historyków rolnictwa. Co nie znaczy, że nie jest on podstawowy dla zrozumienia Rzymian.
Tym większa pochwała dla tłumacza i wydawnictwa. Sama objętość materiału pokazuje, jak centralne miejsce zajmowała użytkowa wiedza rolnicza w kanonie wykształcenia Rzymianina. Tak przynajmniej chce ją widzieć Pliniusz jako antykwarysta i miłośnik tego, co dawne. W jego czasach publiczność czytająca tylko z rzadka osobiście trudziła się przy pługu. Było tak zresztą chyba zawsze i sam Cyncynat (zob. XVIII 20-21 – wszystkie odwołania, jeśli nie wskazano inaczej, odnoszą do miejsc w „Historii naturalnej” wedle księgi i paragrafu [pominąłem rozdziały]) pewnie nie miałby czasu – a może i umiejętności – by ślęczeć nad zwojem.
Lektura Pliniusza jest trudna. Dzieło to nie zostało zresztą pomyślane jako literatura służąca przyjemności. Język bywa szorstki, często lakoniczny i eliptyczny. Cyceron nieraz załamałby ręce na poprawnością składni. Zachowane to zostało w przekładzie.
Słusznie chwaląc dzieło tłumacza, zwrócę jednak uwagę na pewne wybory translatorskie, które nie przypadły mi do gustu, oraz na pewne potknięcia, które nie ujmują wielkiej wartości pracy, ale wyjaśnione (a może i poprawione w kolejnym wydaniu) być powinny. Czytałem jako historyk, zasadniczo sam przekład, kierując się ku łacinie tam, gdzie tłumacz mnie zgubił lub zaciekawił. Na pewno z czasem ukażą się recenzje naukowe przygotowane przez profesjonalnych filologów klasycznych, którzy poddadzą ocenie całość tłumaczenia.
Z kwestii ogólnych nie przekonuje mnie używanie współczesnych polskich nazw systematycznych roślin z członem rodzajowym i gatunkowym. Czytelnik przykładu może nabrać błędnego przekonania o istnieniu w Rzymie współczesnej systematyki botanicznej, a ponadto nazwa gatunkowa odpowiada słowom, których w tekście łacińskim brak, np. „janowiec barwierski” (Genista tinctoria) wystarczyłoby wprowadzić jako „janowiec” (XVII 136, zob. s. 492-493; u Pliniusza po prostu „genista”). Bardzo często w przekładzie pojawia się człon nazwy gatunkowej „pospolity” (np. XVII 75: „głożyna pospolita”), podczas gdy wystarczyłaby sama nazwa rodzajowa. Szczególnie kłują w oczy te nieliczne nazwy, które w kontekście I w. n.e. mają całkowicie anachroniczny charakter i wprowadzają do tekstu pojęcia wówczas nieznane. Uderza nazwa „kardamon malabarski” (zob. XIII 12, s. 115, gdzie Pliniusz ma po prostu „cardamomum”). Przymiotnik „malabarski” odnosi się do Malabaru, krainy historycznej w południowo-zachodnich Indiach, której nazwa pojawia się po raz pierwszy w źródłach arabskich i wywodzi się – przynajmniej pośrednio – z arabskiego. Podobnie jest w przypadku robaczków czy świetlików świętojańskich (XVIII 250, zob. s. 668-669) – wspomnienie świętego Jana wygląda w tekście Pliniuszowym osobliwie.
Mam też trzy uwagi do toponimów. „Viennensem agrum” (XIV 18, s. 182-183, podobnie XIV 57, s. 198-199) to nie „ziemia wiedeńska”, ale „wienneńska”, od miasta Vienna w Galii. Dzisiejszy Wiedeń to (Castrum) Vindobona – obóz wojskowy nad Dunajem, nieistniejący jeszcze zresztą w czasach Pliniusza. „Venetia” (XVII 201, zob. s. 520, 522) została oddana w przekładzie po prostu jako „Wenecja”, co może mylnie sugerować, że chodzi o miasto o tej nazwie o średniowiecznym rodowodzie albo o prowincję włoską. Chodzi natomiast o szersze terytorium dziesiątego regionu Italii, który może lepiej byłoby oddać omownie, odnosząc się do etymologii, jako „ziemia wenecka” lub wręcz „ziemia Wenetów” – bo od tego ludu obszar ten wziął nazwę. Ewentualnie można by rozwiązać dwuznaczność stosownym przypisem. Ponadto oddałbym „Thebais” (XVIII 170, zob. s. 634-635) przez utartą w polskiej literaturze przedmiotu Tebaidę.
Znaleźć można również nieliczne potknięcia, które odnoszą się do realiów historycznych.
Kilka miejsc wzbudziło też moje czysto językowe wątpliwości:
Te, a pewnie i inne, niedociągnięcia to jednak tylko drobne chwasty na polu złotej pszenicy. Tłumaczowi i wydawnictwu UMK należą się dzięki, że dowieźli zboże na klepisko. Pomniejsi wyrobnicy mogę je teraz młócić i przesiewać do woli.
Tom został zaopatrzony w bardzo liczne przypisy – choć oczywiście przypisy do encyklopedii mogłyby być materiałem na inne encyklopedie, nie wyjaśniają więc wszystkiego. Korzystanie z nich komplikuje umieszczenie ich na końcu i numerowanie z osobna dla każdej z ksiąg. Nawet jeśli ze względu na objętość nie mogły być to przypisy dolne, to przynajmniej przeliczenia lat konsularnych czy ab Urbe condita na erę chrześcijańską mogłyby zostać zintegrowane z tekstem przekładu. Podobnie można by włączyć odnośniki wewnątrztekstowe, których w przypisach jest wiele. Książka zawiera bardzo użyteczne indeksy, nie tylko toponimów czy imion osobowych, ale także nazw roślin i wiatrów. Można by jeszcze zamarzyć o uzupełnieniu dzieła o dodatki w postaci tabel, zestawień i ilustracji. Przedstawienie w sposób zwarty rzymskiego kalendarza rolnego, schematu rzymskiej winnicy czy zilustrowanie zabiegu szczepienia drzewa z podpisami po polsku i łacinie niebywale wspomogłoby zrozumienie tekstu, który mimo przełożenia na język polski pozostaje niezrozumiały dla osób nieznających materii, o której traktuje. Wspaniałym przykładem takiego potraktowania niełatwego tematu agronomii są „Prace i dni” Hezjoda w przekładzie Jerzego Łanowskiego, wydane w serii „Biblioteka antyczna” (Hezjod, przeł. Łanowski 1999). Schemat budowy pługa z podpisanymi elementami czy tabela z kalendarzem rolnym są w tym tomie równie cenne, jak sam przekład.
Ciesząc się z obecnego, pozostaje czekać na kolejne tomy Pliniusza, wiele zostało bowiem do przełożenia, w tym księgi znacznie bardziej interesujące dla przeciętnego historyka czy kulturoznawcy.
LITERATURA:
Fleming S.J.: „Roman Glass: reflections on cultural change”. Philadelphia 1999.
Hezjod: „Narodziny bogów (Theogonia); Prace i dni; Tarcza”. Przeł. J. Łanowski. Warszawa 1999.
Kassianus Bassus: „Geoponika. Bizantyńska encyklopedia rolnicza”. Przeł. i oprac. I. Mikołajczk. Toruń 2012.
C. Plinius Secudnus d. Ä.: „Naturkunde. Lateinisch – Deutsch. Bücher XII/XIII: Botanik: Bäume”. Oprac. Przeł. R. König, G. Winkler. Düsseldorf 2007.
Mikołajczyk I.: „Rzymska literatura agronomiczna”. Toruń 2004.
Pliny: „Natural History with an English Translation in Ten Volumes. Volume IV: Libri XII-XVI”. Przeł. H. Rackham. H. London – Cambridge MS 1960.
Wiedza, którą trzeba było posiąść, by przełożyć księgi o botanice i ogrodnictwie, jest zaś niezwykle techniczna, bo i księgi te są zasadniczo suche, z niewielką ilością materiału anegdotycznego, a ogromną liczbą katalogowych wyliczeń i drobiazgowych porad w typie programu „Agrobiznes”. Co prawda uważna lektura pozwala znaleźć na przykład interesujące dla mnie, a rozsiane po tekście wzmianki o magii agrarnej, ale bez wątpienia wymaga to zainwestowania czasu i uwagi. Tłumaczone księgi Pliniusza odnoszą się również do doświadczeń i pojęć dzisiaj znacznie bardziej ezoterycznych niż sama ezoteryka. Pliniusz rozważa np. rodzaje nawozów (naturalnie odzwierzęcych), kategorie cienia dawanego przez drzewa, typy i terminy orki, sposoby szczepienia drzew owocowych itp. Śmiem twierdzić, że będę jedną z niewielu osób, która księgi te przeczytała in extenso. Nie jest to bowiem materiał przeznaczony do takiej lektury ani też szczególnie interesujący dla kogokolwiek innego niż wąskie grono historyków rolnictwa. Co nie znaczy, że nie jest on podstawowy dla zrozumienia Rzymian.
Tym większa pochwała dla tłumacza i wydawnictwa. Sama objętość materiału pokazuje, jak centralne miejsce zajmowała użytkowa wiedza rolnicza w kanonie wykształcenia Rzymianina. Tak przynajmniej chce ją widzieć Pliniusz jako antykwarysta i miłośnik tego, co dawne. W jego czasach publiczność czytająca tylko z rzadka osobiście trudziła się przy pługu. Było tak zresztą chyba zawsze i sam Cyncynat (zob. XVIII 20-21 – wszystkie odwołania, jeśli nie wskazano inaczej, odnoszą do miejsc w „Historii naturalnej” wedle księgi i paragrafu [pominąłem rozdziały]) pewnie nie miałby czasu – a może i umiejętności – by ślęczeć nad zwojem.
Lektura Pliniusza jest trudna. Dzieło to nie zostało zresztą pomyślane jako literatura służąca przyjemności. Język bywa szorstki, często lakoniczny i eliptyczny. Cyceron nieraz załamałby ręce na poprawnością składni. Zachowane to zostało w przekładzie.
Słusznie chwaląc dzieło tłumacza, zwrócę jednak uwagę na pewne wybory translatorskie, które nie przypadły mi do gustu, oraz na pewne potknięcia, które nie ujmują wielkiej wartości pracy, ale wyjaśnione (a może i poprawione w kolejnym wydaniu) być powinny. Czytałem jako historyk, zasadniczo sam przekład, kierując się ku łacinie tam, gdzie tłumacz mnie zgubił lub zaciekawił. Na pewno z czasem ukażą się recenzje naukowe przygotowane przez profesjonalnych filologów klasycznych, którzy poddadzą ocenie całość tłumaczenia.
Z kwestii ogólnych nie przekonuje mnie używanie współczesnych polskich nazw systematycznych roślin z członem rodzajowym i gatunkowym. Czytelnik przykładu może nabrać błędnego przekonania o istnieniu w Rzymie współczesnej systematyki botanicznej, a ponadto nazwa gatunkowa odpowiada słowom, których w tekście łacińskim brak, np. „janowiec barwierski” (Genista tinctoria) wystarczyłoby wprowadzić jako „janowiec” (XVII 136, zob. s. 492-493; u Pliniusza po prostu „genista”). Bardzo często w przekładzie pojawia się człon nazwy gatunkowej „pospolity” (np. XVII 75: „głożyna pospolita”), podczas gdy wystarczyłaby sama nazwa rodzajowa. Szczególnie kłują w oczy te nieliczne nazwy, które w kontekście I w. n.e. mają całkowicie anachroniczny charakter i wprowadzają do tekstu pojęcia wówczas nieznane. Uderza nazwa „kardamon malabarski” (zob. XIII 12, s. 115, gdzie Pliniusz ma po prostu „cardamomum”). Przymiotnik „malabarski” odnosi się do Malabaru, krainy historycznej w południowo-zachodnich Indiach, której nazwa pojawia się po raz pierwszy w źródłach arabskich i wywodzi się – przynajmniej pośrednio – z arabskiego. Podobnie jest w przypadku robaczków czy świetlików świętojańskich (XVIII 250, zob. s. 668-669) – wspomnienie świętego Jana wygląda w tekście Pliniuszowym osobliwie.
Mam też trzy uwagi do toponimów. „Viennensem agrum” (XIV 18, s. 182-183, podobnie XIV 57, s. 198-199) to nie „ziemia wiedeńska”, ale „wienneńska”, od miasta Vienna w Galii. Dzisiejszy Wiedeń to (Castrum) Vindobona – obóz wojskowy nad Dunajem, nieistniejący jeszcze zresztą w czasach Pliniusza. „Venetia” (XVII 201, zob. s. 520, 522) została oddana w przekładzie po prostu jako „Wenecja”, co może mylnie sugerować, że chodzi o miasto o tej nazwie o średniowiecznym rodowodzie albo o prowincję włoską. Chodzi natomiast o szersze terytorium dziesiątego regionu Italii, który może lepiej byłoby oddać omownie, odnosząc się do etymologii, jako „ziemia wenecka” lub wręcz „ziemia Wenetów” – bo od tego ludu obszar ten wziął nazwę. Ewentualnie można by rozwiązać dwuznaczność stosownym przypisem. Ponadto oddałbym „Thebais” (XVIII 170, zob. s. 634-635) przez utartą w polskiej literaturze przedmiotu Tebaidę.
Znaleźć można również nieliczne potknięcia, które odnoszą się do realiów historycznych.
- „Alligatur fasciculis in charta” (XII 45, s. 64-65). „Charta” została przełożona jako „papier”. Chodzi jednak o karty papirusu. W czasach Pliniusza papieru jeszcze nie wynaleziono (nawet w Chinach).
- „Speculibus” (XV 59). Chodzi tutaj o sposób zabezpieczenie pomieszczeń, w których składuje się owoce. Rackham (1960: 329) w swym przekładzie daje „glazed windows”, co również budzi wątpliwości. Rzymianie dopiero w I w. n.e. – a więc w czasach Pliniusza – opanowali technikę wypełniania ram okiennych niewielkimi grubymi panelami grubego szkła (zob. Fleming 1999: 30). O szybach w ogóle nie ma mowy. Była to jednak ekstrawagancja, na którą na pewno nie pozwalano sobie w składzikach. Co na myśli miał Pliniusz, trudno powiedzieć, ale może po prostu jakiś rodzaj świetlików z matowego szkła. Nie spotkałem się z komentarzem do tego miejsca.
- Kolejna uwaga to absolutne marginalium, niemniej bliskie moim zainteresowaniom, więc o nim wspomnę. „Zielona jagoda z ostrym czubkiem” na liściach buka (XVI 7, s 323) to faktycznie galas – jak wyjaśnia przypis ad locum. Galasy na liściach buku tworzą jednak muchówki z rodziny pryszczarkowatych; w Polsce jest to garnusznica bukowa (Mikiola fagi). Wspomniane w przypisie galasówki (Cynipidae) to rodzina błonkówek tworzących galasy głównie na dębach i różach.
- Słowo „unistirpius” (XVI 125, s. 370-371) zostało przełożone myląco jako „jednopienny”. Lepiej byłoby „o pojedynczym pniu”, „jednopienny” bowiem ma w języku polski znaczenie techniczne i oznacza roślinę, która na jednym osobniku (pomijam tu złożoność tego określenia w botanice) posiada wyłącznie kwiaty męskie lub żeńskie – a nie o to Pliniuszowi w tym miejscu chodzi.
- „(…) człowieka nazwiskiem Terikles” (XVI 205, s. 407). Na pewno lepiej przełożyć „imieniem Terikles”.
- „Miał on (actus – miara długości: PP) sto dwadzieścia stóp długości, co pomnożone przez dwa dawało »w metrach kwadratowych« juger” (XVIII 9, s. 563). Uzupełnienie zdania o „metry kwadratowe” jest nie na miejscu, bowiem Rzymianie nie posługiwali się systemem metrycznym. Można by przełożyć „dawało »powierzchnię« jugera”.
- Mamy też passus bardzo zagadkowy. „Do tej grupy należy również oinanthe; jest to jagoda dzikiej winorośli; zrywa się ją podczas kwitnienia, to znaczy kiedy wydziela najładniejszy zapach (Eodem et oenanthe pertinet; est autem vitis labruscae uva; colligitur, cum floret, id est cum optime olet)” (XII 132, s. 104-105). Z logiką powyższego zdania jest zdecydowanie coś nie w porządku. Jagód nie można zrywać podczas kwitnienia rośliny, bowiem jagody te wówczas się jeszcze nie utworzyły – powstaną dopiero po zapyleniu kwiatów. Można by starać się przełożyć „cum floret” w jakiś niestandardowy sposób, np. „kiedy dojrzewa”, ale nie ma to wsparcia słownikowego. W księdze XVI 115 mamy jednak być może rozwiązanie problemu. Pliniusz pisze: „Także winorośle owocują nawet trzy razy w roku i dlatego nazywa się je <winoroślami> szalonymi, ponieważ jedne <kiście> na nich dojrzewają, inne nabrzmiewają <sokiem>, a jeszcze inne zakwitają” (s. 367). Wydaje się, że połączenie tych miejsc komentarzem dawałoby zrozumiałe wyjaśnienie myśli Pliniusza.
Kilka miejsc wzbudziło też moje czysto językowe wątpliwości:
- „Fałszuje się go jagodami mirtu i brudami innych zwierząt, z wyjątkiem kóz (Adulteratur myrti bacis et aliis animalium sordibus” (XII 76, s. 78-79). Zdanie jest trudne, ale o kozach nie ma w nim wcale mowy. König i Winkler (2007: 61 – to wydanie jest podstawą przekładu) uciekają się do uzupełnienia: „Man verfälscht es mit Myrtenbeeren und anderem Unrat, (vor allem) von Tieren”, co chyba ma największy sens. Kozy są u Rackhama, ale trudno mi je wyjaśnić.
- „Cena jest wprost niewiarygodna, tak jak przepowiednie, ponieważ funt kosztuje (…) (In pretio quidem prodigio simile est, a denaris (…)” (XII 129, s. 102-103). Trudno jednak stwierdzić, co miałoby znaczyć, że cena nie zasługuje na wiarę, gdy Pliniusz podaje dalej konkretne kwoty. Sens jest raczej następujący „Cena jest wprost niesamowita (…)”. Pliniusz nie kwestionuje natomiast, że faktycznie tyle się płaci.
- „Górę Atlas porasta specyficzny, jak się mówi, las, o którym już opowiedzieliśmy (Atlans mons peculiari proditur silva, de qua diximus)” (XIII 91, s. 148-149). Nie wiadomo, skąd w przekładzie wzięło się „jak się mówi” – w tekście oryginalnym nic nie sugeruje tego wtrącenia.
- „Wszystkie drzewa natomiast kiełkują (…) (Omnes autem germinant)” etc. (XVI 97, s. 356-257). Jak jasno wynika z kontekstu, w tym i kolejnych zdaniach nie chodzi o kiełkowanie, ale o wiosenne wybudzanie się, puszczanie pąków.
- „Należy zawierzyć trawie, która pod żadnym innym drzewem nie tworzy piękniejszych dywaników <z liści> (Licet gramini credere non sub alia laetius operienti toros)” (XVII 90, s. 472-473). Dodatek „z liści” jest zbyteczny. W zdaniu chodzi o dywany z trawy. Zwróćmy jednak uwagę, że przekład „torus” jako „dywanik” to daleko idąca interpretacja. Słownikowe znaczenia zawierają akcenty na wypukłość czy miąższość, stąd można by tłumaczyć także „kopce”, „wały” lub po prostu „gęstwina”, więc z czasownikiem „operio” może być nawet „pokrywa gęstwiną”. Gramatycznie bardziej naturalny byłby nawet przekład „trawie (…), która pokrywa kopce” – tutaj jednak trzeba by się znów uciekać do dopowiedzeń, o jakie kopce chodzi.
- „(…) ponieważ do zranionego miejsca dostaje się z zewnątrz każde uszkodzenie (quoniam in ulcus penetrat iniuria omnis a foris” (XVII 227, s. 534-535). Przekład jest w tym miejscu tautologiczny i można go poprawić (wymaga to m.in. zmiany liczby pojedynczej na mnogą, co jednak nie zmienia sensu), np. „ponieważ wszelkie czynniki szkodliwe wnikają przez uszkodzone miejsce”.
- „Ze wszystkich rodzajów (generibus) <pszenicy>, które zwozi się do Rzymu, najcięższa (levissimum) jest ta pochodząca z Galii (…)” (XVIII 66, s. 588-589). Tutaj tłumacz nieco przysnął. „Levissimum” znaczy „najlżejszy” nie „najcięższy”.
- „Szuka (łubin: PP) przede wszystkim ziemi piaszczystej i suchej, a także żwirowatej. Nie wszędzie chce być uprawiany (Quaerit maxime sabulosa et sicca atque etiam harenosa. Coli utique non vult” (XVIII 134, s. 618-619). Wydaje się, że „utique” trzeba zrozumieć inaczej i przełożyć: „W ogóle nie wymaga uprawy”.
- „<Bób> służył jako dodatek do pokarmu i uważano, że przytępia zmysły i powoduje wizje. Dlatego zakazane zostały nauki pitagorejskie albo dlatego, jak przekazali inni, że w nim znajdują się dusze zmarłych. Z tego powodu z całą pewnością zabroniono składać ofiary za dusze zmarłych (ob haec Pythagoricae sententiae damnata, ut alii tradidere, quoniam mortuorum animae sint in ea, qua de causa parentando utique adsumitur)” (XVIII 118, zob. s. 610-611). Podmiotem zdania jest jednak bób (faba) i to on został potępiony, nie zaś nauka pitagorejska – skądinąd trudno też zgodzić się z rozumieniem drugiej części zdania. Dlatego trzeba je przełożyć inaczej, np.: „Dlatego został potępiony (bób: PP) przez naukę pitagorejską, choć inni przekazali, że dlatego, że w nim znajdują się dusze zmarłych, z którego to powodu przede wszystkim używa się go na ofiarę dla zmarłych”).
Te, a pewnie i inne, niedociągnięcia to jednak tylko drobne chwasty na polu złotej pszenicy. Tłumaczowi i wydawnictwu UMK należą się dzięki, że dowieźli zboże na klepisko. Pomniejsi wyrobnicy mogę je teraz młócić i przesiewać do woli.
Tom został zaopatrzony w bardzo liczne przypisy – choć oczywiście przypisy do encyklopedii mogłyby być materiałem na inne encyklopedie, nie wyjaśniają więc wszystkiego. Korzystanie z nich komplikuje umieszczenie ich na końcu i numerowanie z osobna dla każdej z ksiąg. Nawet jeśli ze względu na objętość nie mogły być to przypisy dolne, to przynajmniej przeliczenia lat konsularnych czy ab Urbe condita na erę chrześcijańską mogłyby zostać zintegrowane z tekstem przekładu. Podobnie można by włączyć odnośniki wewnątrztekstowe, których w przypisach jest wiele. Książka zawiera bardzo użyteczne indeksy, nie tylko toponimów czy imion osobowych, ale także nazw roślin i wiatrów. Można by jeszcze zamarzyć o uzupełnieniu dzieła o dodatki w postaci tabel, zestawień i ilustracji. Przedstawienie w sposób zwarty rzymskiego kalendarza rolnego, schematu rzymskiej winnicy czy zilustrowanie zabiegu szczepienia drzewa z podpisami po polsku i łacinie niebywale wspomogłoby zrozumienie tekstu, który mimo przełożenia na język polski pozostaje niezrozumiały dla osób nieznających materii, o której traktuje. Wspaniałym przykładem takiego potraktowania niełatwego tematu agronomii są „Prace i dni” Hezjoda w przekładzie Jerzego Łanowskiego, wydane w serii „Biblioteka antyczna” (Hezjod, przeł. Łanowski 1999). Schemat budowy pługa z podpisanymi elementami czy tabela z kalendarzem rolnym są w tym tomie równie cenne, jak sam przekład.
Ciesząc się z obecnego, pozostaje czekać na kolejne tomy Pliniusza, wiele zostało bowiem do przełożenia, w tym księgi znacznie bardziej interesujące dla przeciętnego historyka czy kulturoznawcy.
LITERATURA:
Fleming S.J.: „Roman Glass: reflections on cultural change”. Philadelphia 1999.
Hezjod: „Narodziny bogów (Theogonia); Prace i dni; Tarcza”. Przeł. J. Łanowski. Warszawa 1999.
Kassianus Bassus: „Geoponika. Bizantyńska encyklopedia rolnicza”. Przeł. i oprac. I. Mikołajczk. Toruń 2012.
C. Plinius Secudnus d. Ä.: „Naturkunde. Lateinisch – Deutsch. Bücher XII/XIII: Botanik: Bäume”. Oprac. Przeł. R. König, G. Winkler. Düsseldorf 2007.
Mikołajczyk I.: „Rzymska literatura agronomiczna”. Toruń 2004.
Pliny: „Natural History with an English Translation in Ten Volumes. Volume IV: Libri XII-XVI”. Przeł. H. Rackham. H. London – Cambridge MS 1960.
Gajusz Pliniusz Sekundus: „Historia naturalna. Tom III: Botanika, rolnictwo i ogrodnictwo. Księgi XII-XIX”. Tekst łaciński przygotował, przeł. i oprac. Ireneusz Mikołajczyk. Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Toruń 2022.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |