MELODIA POŻĄDANIA (47 STRUN. CZĘŚĆ PIERWSZA)
A
A
A
Timothé Le Boucher dał się poznać także polskim czytelnikom jako autor znakomitych powieści graficznych takich jak „Dni, których nie znamy” i „Pacjent”. Teraz, ponownie dzięki inicjatywie Non Stop Comics, mamy okazję zapoznać się z najnowszym projektem francuskiego scenarzysty i rysownika, czyli pierwszą odsłoną dyptyku „47 strun”, będącego smakowitą mieszanką mrocznej baśni, thrillera psychologicznego oraz współczesnej przypowieści.
Bohaterem tej historii jest Ambroise Kaya, dwudziestodziewięcioletni muzyk, który stara się zdobyć pozycję w prestiżowej orkiestrze jako harfista. W tym samym czasie młodzian poznaje Francescę Forabosco – równie słynną, co ekscentryczną divę, która bierze go pod swoją opiekę. Charyzmatyczna śpiewaczka proponuje protagoniście układ: Ambroise otrzyma wymarzoną harfę, jeśli podejmie 47 wyzwań (zgadza się, po jednym za każdą strunę) przygotowanych przez Francescę. Ale wystarczy tylko jedno potknięcie, by utracił cenny instrument na zawsze. Cały wic polega jednak na tym, że Forabosco jest tak naprawdę zmiennokształtną istotą, która beznadziejnie zakochała się w aspirującym harfiście, a jej miłosne „podchody” nie ograniczają się wyłącznie do jednego wcielenia.
W liczącym 375 stron pierwszym tomie swojej dylogii Le Boucher z powodzeniem zawiązuje gęstą emocjonalną sieć między dramatis personae, tworząc pasjonujące, okraszone szczyptą erotyki studium obsesji, zazdrości oraz manipulacji, w którym istotną rolę odgrywa temat tożsamości płciowej oraz inności. Ale „47 strun” to także uniwersalna w swej wymowie opowieść o tęsknocie, poszukiwaniu swojego miejsca i o lęku przed niespełnieniem. Nie mówiąc już o tym, że fabularnie mamy do czynienia z Disneyowską „Małą Syrenką” à rebours: akwatyczne otwarcie opowieści czy znaczące personifikacje zmiennokształtnej (płomiennowłosa piękność przypominająca realistyczny wariant Arielki czy puszysta Francesca będąca łagodniejszą odpowiedniczką morskiej wiedźmy Urszuli) to tylko niektóre z interpretacyjnych tropów.
W aspekcie wizualnym Le Boucher polega na przetestowanych już wcześniej rozwiązaniach, które – nie ma co ukrywać – wciąż sprawdzają się znakomicie. Za pomocą uproszczonej, schludnej kreski oraz przyjemnej dla oka, pastelowej kolorystyki Francuz wyczarowuje bajeczne plenery, misternie dopracowane wnętrza i kostiumy, ale i odmalowuje sporą gamę emocji na obliczach postaci. Urocza zabawa perspektywą plus nienaganne sekwencjonowanie kadrów (także tych pozbawionych słownego komentarza) sprawiają, że nawet pobieżne przeglądanie „47 strun” – w których nie zabrakło onirycznych, fantasmagorycznych i orgiastycznych sekwencji godnych „Oczu szeroko zamkniętych” (1999) Stanleya Kubricka czy „Mulholland Drive” (2001) Davida Lyncha – dostarcza niemało satysfakcji. Fanom Le Bouchera rekomendować nie trzeba: pozostałym zdecydowanie polecam.
Bohaterem tej historii jest Ambroise Kaya, dwudziestodziewięcioletni muzyk, który stara się zdobyć pozycję w prestiżowej orkiestrze jako harfista. W tym samym czasie młodzian poznaje Francescę Forabosco – równie słynną, co ekscentryczną divę, która bierze go pod swoją opiekę. Charyzmatyczna śpiewaczka proponuje protagoniście układ: Ambroise otrzyma wymarzoną harfę, jeśli podejmie 47 wyzwań (zgadza się, po jednym za każdą strunę) przygotowanych przez Francescę. Ale wystarczy tylko jedno potknięcie, by utracił cenny instrument na zawsze. Cały wic polega jednak na tym, że Forabosco jest tak naprawdę zmiennokształtną istotą, która beznadziejnie zakochała się w aspirującym harfiście, a jej miłosne „podchody” nie ograniczają się wyłącznie do jednego wcielenia.
W liczącym 375 stron pierwszym tomie swojej dylogii Le Boucher z powodzeniem zawiązuje gęstą emocjonalną sieć między dramatis personae, tworząc pasjonujące, okraszone szczyptą erotyki studium obsesji, zazdrości oraz manipulacji, w którym istotną rolę odgrywa temat tożsamości płciowej oraz inności. Ale „47 strun” to także uniwersalna w swej wymowie opowieść o tęsknocie, poszukiwaniu swojego miejsca i o lęku przed niespełnieniem. Nie mówiąc już o tym, że fabularnie mamy do czynienia z Disneyowską „Małą Syrenką” à rebours: akwatyczne otwarcie opowieści czy znaczące personifikacje zmiennokształtnej (płomiennowłosa piękność przypominająca realistyczny wariant Arielki czy puszysta Francesca będąca łagodniejszą odpowiedniczką morskiej wiedźmy Urszuli) to tylko niektóre z interpretacyjnych tropów.
W aspekcie wizualnym Le Boucher polega na przetestowanych już wcześniej rozwiązaniach, które – nie ma co ukrywać – wciąż sprawdzają się znakomicie. Za pomocą uproszczonej, schludnej kreski oraz przyjemnej dla oka, pastelowej kolorystyki Francuz wyczarowuje bajeczne plenery, misternie dopracowane wnętrza i kostiumy, ale i odmalowuje sporą gamę emocji na obliczach postaci. Urocza zabawa perspektywą plus nienaganne sekwencjonowanie kadrów (także tych pozbawionych słownego komentarza) sprawiają, że nawet pobieżne przeglądanie „47 strun” – w których nie zabrakło onirycznych, fantasmagorycznych i orgiastycznych sekwencji godnych „Oczu szeroko zamkniętych” (1999) Stanleya Kubricka czy „Mulholland Drive” (2001) Davida Lyncha – dostarcza niemało satysfakcji. Fanom Le Bouchera rekomendować nie trzeba: pozostałym zdecydowanie polecam.
Timothé Le Boucher: „47 strun. Część pierwsza” („47 cordes. Première partie”). Tłumaczenie: Olga Mysłowska. Non Stop Comics. Katowice 2022.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |