KOLOROWANIE IMPERIALIZMU (AARON BASTANI: 'W PEŁNI ZAUTOMATYZOWANY LUKSUSOWY KOMUNIZM')
A
A
A
W rozmowie poświęconej „W pełni zautomatyzowanemu luksusowemu komunizmowi”, przeprowadzonej przez Krzysztofa Sztafę z Joanną Bednarek i Krystianem Szadkowskim, kilkukrotnie dochodzi do jak gdyby niewygodnego bronienia Aarona Bastaniego przed jego własnymi pomysłami. Kiedy Sztafa wskazuje kolejne słabe punkty książki (część z nich pokrywa się również z moimi zarzutami, które rozwinę poniżej), po zgodzie co do mankamentów rozmówcy wskazują na jakąś okoliczność usprawiedliwiającą. Może i relacja między rozwojem technologii a wzrostem luksusu życia nie jest przez Bastaniego przemyślana, „[a]le jego książka to manifest, a nie opis strategii” (Sztafa, Bednarek, Szadkowski 2022) – podkreśla Bednarek. Dodaje również, że jest stosunkowo niewiele lewicowych manifestów i prac niezwalczających rozwoju technologii, a postrzegających go jako szansę. Podobnie Szadkowski zauważa problematyczność linearnej wykładni dziejów i ekspansjonizmu, ale za to „[w]izja Bastaniego pozwala na pomyślenie świata, który od tych absurdów [założenia, że praca konstytuuje jednostkę – K.K.] będzie w stanie nas uwolnić i to jest jej siła, nie słabość” (Sztafa, Bednarek, Szadkowski 2022). Odnoszę wrażenie, jak gdyby w recenzjach i rozmowach towarzyszących wydaniu WPZLK podchodzono do książki łagodniej ze względu na jej utopistyczną otoczkę, jak gdyby faktycznie hołdowano wskazaniu, którym Michał Zabdyr-Jamróz kończy swoją recenzję: „Do takich prac nigdy nie wolno podchodzić bezkrytycznie, a w ich krytyce ‒ nigdy nie wolno odmawiać im życzliwej interpretacji” (Zabdyr-Jamróz 2022). Innymi słowy do pracy Bastaniego podchodzi się w myśl zasady „na bezrybiu i rak ryba”, co w moim odczuciu o tyle problematyczne, że nie jest to takie bezrybie, by ten rak był rybą.
W „Słowie wstępnym” do książki – podobnie jak zresztą w wywiadzie – Szadkowski podkreśla, że jest ona manifestem politycznym mającym pobudzić w czytelnikach i czytelniczkach pragnienie powszechnego luksusu, bowiem „jeśli nie wzniecimy ognia wyobraźni, nasz los będzie opłakany” (Szadkowski 2022: 11). W podobnym tonie sam autor wskazuje, że jego książka ma wyjść naprzeciw współczesnemu kryzysowi wyobraźni, w ramach którego „realizm kapitalistyczny każe nam wierzyć, że obecny świat jest silniejszy niż nasza zdolność zmieniania go” (s. 36). Przezwyciężenie kryzysu wyobraźni ma pozwolić na zmierzenie się z pięcioma aktualnie nakładającymi się kryzysami, które mogą doprowadzić do końca świata, jaki znamy: „Pierwszy to zmiana klimatu i konsekwencje globalnego ocieplenia; drugi – niedobór zasobów, zwłaszcza energii, minerałów i czystej wody, trzeci to starzenie się społeczeństwa, w miarę jak rośnie oczekiwana długość życia, a jednocześnie spada współczynnik urodzeń; czwarta to rosnąca w skali globalnej nadwyżka biednych, którzy tworzą coraz liczniejszą grupę »ludzi zbędnych«; piąty, chyba najważniejszy, to nastanie nowej epoki maszyn, w której będzie się zwiększać bezrobocie technologiczne” (s. 37). W odpowiedzi na te kryzysy Bastani proponuje tytułowy WPZLK. Ma on im nie tylko zaradzić, ale stanowić niejako otwarcie ku nowemu światu, w którym nie będą one powracać. WPZLK jest otwarciem, ponieważ „jest raczej wizją możliwości – stworzoną dla świata zmieniającego się tak szybko, że potrzebuje on nowej utopii” (s. 266) – niż jedyną słuszną drogą.
W toku książki sam WPZLK wydaje się nieco mglisty, pomimo że autor wyjaśnia, że za Karolem Marksem terminu „komunizm” używa „w sposób możliwie jak najbardziej precyzyjny, na określenie społeczeństwa, w którym praca została wyeliminowana, niedobór został zastąpiony obfitością, a praca i czas wolny zlewają się ze sobą” (s. 68). Możliwe jest również określenie swoistego planu minimum WPZLK sprowadzalnego do „żądań: zerwania z neoliberalizmem, przejścia do produkcji kontrolowanej przez pracowników, finansowanego przez państwo przejścia na energię odnawialną i wprowadzenia powszechnych usług podstawowych (…) mających pierwszeństwo względem wymiany towarowej i zysku” (s. 267). To wszystko zaś poprzez uspołecznienie zysków płynących z technologii (jak dotąd uspołeczniane są jedynie inwestycje i straty), zorganizowanie banków społecznych inwestujących w rozwój społeczności, a nie zysk korporacji oraz ustanowienie partii pracowniczej działającej przeciwko pracy – chodziłoby o „partię populistyczną, demokratyczną i otwartą, a jednocześnie walczącą z establishmentem, który za sprawą swojej władzy nad społeczeństwem obywatelskim i państwem nieustannie dąży do tego, by WZPLK nigdy nie zaistniało” (s. 216). Tym samym charakterystyka aktualnej sytuacji, jak i punkt dojścia manifestu wydają się trafne. Zgadzam się również z Szadkowskim, Bednarek i Zabdyr-Jamrozem, że już samo określenie komunizmu jako żądania powszechnego luksusu jest tyleż proste, co inspirujące. Moje wątpliwości pojawiają się jednak, gdy zamiast o lewicowym podejściu do problematyki technologii Bastani przez przeważającą część książki niczym fan oligarchów z Doliny Krzemowej pisze z zachwytem o tym, jak za chwilę ich drogie zabawki przyniosą nam zbawienie.
Manifest ufundowany jest na wizji dziejów rodem z książek Francisa Fukuyamy lub Yuwala Noaha Harariego, czyli mamy do czynienia ze spłyconą heglistowską opowieścią o historii popychanej przez rozwój. Sam Bastani od Fukuyamy się odżegnuje, jego prace o końcu historii w dniu zapanowania neoliberalizmu na świecie (co nie nastąpiło) traktuje jako opowieści służące mordowaniu wyobraźni politycznej. Zamiast opowieści o końcu historii dostajemy jednak opowieść niejako o jej początku, który następuje teraz lub nastąpi już zaraz dzięki pojawieniu się radykalnej podaży.
Bastani dzieli dzieje człowieka na trzy zerwania. Pierwszym z nich była rewolucja neolityczna (udomowienie zwierząt i zbóż), która „doprowadziła do powstania czegoś, co wcześniej nie istniało – znacznych nadwyżek żywności i energii” (s. 47), drugim była rewolucja przemysłowa, która przyniosła „globalny transport, elektryczność, szybkie środki komunikacji” (s. 50) i jeszcze większe nadwyżki produkcji. Trzecie zerwanie nastąpiło w drugiej połowie XX wieku, a jego specyfika to „wciąż rosnąca obfitość informacji” (s. 53). Każde zerwanie opiera się na rewolucji technologicznej, która pozwala na zniesienie jakiegoś niedostatku: jedzenia, materiałów, informacji. I tak komunizm był niemożliwy przed pierwszym zerwaniem, a w czasach Drugiego Zerwania „każda próba urzeczywistnienia komunizmu była skazana na porażkę (…). Ponieważ system ten zależny był od występujących w ograniczonych ilościach paliw kopalnych” (s. 265) i ograniczonej podaży. Innymi słowy komunizm jest możliwy dopiero teraz (albo już zaraz) dzięki rozwojowi technologicznemu, teraz „dopiero zaczynamy rozumieć, jak nasza kontrola nad naturą może dać nam dostęp do niemal nieograniczonej obfitości” (s. 188).
Mam na uwadze, że jest to manifest polityczny, a nie praca popularnonaukowa, ale wizja jednej uniwersalnej historii rozwoju technologicznego (zawdzięczanego oczywiście zachodnim elitom), który prowadzi do znoszenia niedoborów i przejęty w odpowiednim momencie pozwoli po raz pierwszy zrealizować komunizm, jest nie tylko nieprawdziwa, ale też politycznie obciążona. Zaczynając od tego, że ta „nowa utopia dla przyszłości”, która ma przygotować nas na nadejście nowego świata, nie wyszła z „XIX wieku [kiedy – K.K.] niemal każdy opowiadający o ogólnym kierunku rozwoju cywilizacji zakładał, że postęp technologiczny jest główną siłą napędową historii, a jeśli postęp jest historią wyzwolenia człowieka, to oznacza tylko wyzwolenie od »niepotrzebnego znoju«: w odległej przyszłości nauka w końcu wyzwoli nas przynajmniej od najbardziej upokarzającej, uciążliwej i wyniszczającej duszę pracy” (Graeber, Wengrow 2022: 144). W kolejnych rozdziałach Bastani uszczegóławia i „uwiarygodnia” wizję postępu technologicznego zwalczającego niedostatek (niemożność zaspokojenia pragnienia), opisując rozwój poszczególnych nowych technologii. W kontekście głodu na świecie, wzrostu populacji i jednoczesnego kryzysu klimatycznego autor opisuje stworzenie i rozwój metod sztucznego hodowania mięsa zwierzęcego, którego tania produkcja już za moment pozwoli na redukcję zużycia mięsa oraz wzrost komfortu życia zwierząt. Do kwestii niedostrzegania przez Bastaniego, że problem, z którym się mierzy, jest problemem systemowej nadprodukcji mięsa (wielkopowierzchniowych farm, korporacji spożywczych, złej redystrybucji pożywienia etc.), a nie naturalnego braku (w związku z czym jest to problem naszych czasów, a nie zróżnicowanych społeczności przedindustrialnych), jeszcze powrócę, bowiem autor naturalizuje nie tylko aktualne problemy, ale również pragnienia.
To zaskakujące, ponieważ wydaje się, że ktoś, kto jako centralny problem manifestu ustanawia zaspokajanie pragnień/potrzeb, powinien zdawać sobie sprawę z ich historyczności. O tym, że funkcjonujący system i będący jego częścią marketing niszowy wytwarza w nas pragnienia kolejnych konkretnych rzeczy, wiedzą zarówno antropolożki, socjologowie, jak i marketingowcy. Absurdem jest więc naturalizacja części z tych potrzeb niejako wtórnych względem mających je zaspokajać technologii i wykazywanie, że bez tych konkretnych technologii zaspokojenie nigdy nie było możliwe. Zupełnie jak gdyby XIX-wieczny Morawianin zapytany, czy woli dostać autonomiczny samochód, czy postawienie w pobliżu jego miejsca zamieszkania stacji kolejowej, ze względu na naturę człowieka wybrałby Teslę.
Rzecz nie tylko w tym, że nie ma całościowego postępu świata, a są jedynie złożone technologiczne naturo-kulturowe zmiany, które pociągają za sobą jeszcze bardziej złożone konsekwencje, ale w głównej mierze w tym, że pomyślenie jego braku jest dla nowoczesnych czytelników dużo mniej intuicyjne. Kapitaliści z historii o postępie zrobili wytłumaczenie dla każdej swojej zbrodni, piewcy neoliberalizmu dosłownie na każdym kroku starają się nam wpoić, że musimy być bardziej elastyczni, by łatwiej odrzucać ograniczające nas zabobony i przyzwyczajenia. Reprodukując te narracje i wzory myślenia o świecie, Bastani sam zabija wyobraźnię polityczną. Na świecie istniały i istnieją zupełnie różne systemy polityczne, sposoby redystrybucji dóbr, organizacji społecznych, wartości oraz sposoby nawiązywania relacji, a jeśli manifest pomija je, by opowiedzieć, jak to była bieda, potem były kapitalizm i neoliberalizm, ale jak rozwinie się technologia, to będzie luksusowy komunizm, to nie mogę go uznać za lewicowe podejście do zaniedbanej problematyki technologii. Alternatywa dla kapitalizmu jest bowiem od zawsze, co więcej, są miejsca, gdzie to kapitalizm jest jedynie alternatywą.
Imperatyw przejęcia wiecznego postępu prócz wskazywania na bezalternatywność postępu oraz niejako odraczanie zmiany (ponownie Bastani zaznacza, że trzeba zmiany już teraz, lecz podkreśla, że część technologii, których potrzeba, by ustanowić WPZLK, pojawi się dopiero w następnych latach) obciążony jest również kolonialnie i europocentrycznie. Jak wskazywałem powyżej, cała historia Bastaniego wydarzała się na Zachodzie, reszta co najwyżej mogła Zachód doganiać. Jak może się zdawać, wciąż historia wydarza się jedynie na Zachodzie, bo na manifest składają się w większości opisy technologii stworzonych i rozwijanych przez zachodnie firmy. Mierząc się z pytaniem o resztę świata, autor wskazuje, że ta nie musi być już zawsze w tyle, ponieważ będzie mogła pomijać niektóre etapy, które pionierski Zachód musiał przechodzić po kolei. Bastani podkreśla, że coś podobnego już się wydarza, i z optymizmem przytacza przykład Nigerii, która „[z]amiast kopiować dokonany przez nie [Europa i Ameryka Północna – K.K.] postęp – od telefonii stacjonarnej do komórkowej – (…) zwyczajnie przeskoczyła od razu do nowszej technologii i upowszechniła u siebie mobilny internet” (s. 124). Problematyczne jest nie tylko ustawienie państw Afryki, Oceanii, Azji czy Europy Wschodniej w pozycji zacofanych, które muszą z wiecznym opóźnieniem przyjmować zachodnie wynalazki, ale ponowne zakładanie, że nie ma alternatywy dla zachodniej technologii, ani nawet szerzej – zachodniej wizji techniki.
Prowadzi to do kolejnego problemu, ponieważ w pewnym sensie w manifeście nie mogą być wprowadzone alternatywne ścieżki postępu dziejowego czy techniki. Bastani wszelkie rozwiązania projektuje na skalę globalną, by zażegnać kryzysy energetyczne i klimatyczne, zmieniając jedynie paliwo albo sposób jego pozyskiwania. Nie tylko odrzuca możliwość systemowych zmian produkcji oraz zużycia zasobów, ale wskazuje, że trzeba zakładać wzrost zapotrzebowania na energię i materiały. Stoją za tym dwa założenia: pierwsze (formułowane wprost), że nawet jeśli nie wszyscy żyją teraz jak Amerykanie, to tak naprawdę chcą. Drugie (nieco bardziej ukryte), że cały świat musi teraz przyjąć rozwiązania pozwalające na podtrzymywanie i intensyfikację korporacyjnych modeli produkcji. Do kwestii tego, jakie zmiany są w manifeście proponowane i co ma pozostać niezmienne, jeszcze powrócę, w tym miejscu pragnę jednak podkreślić, że do listy zarzutów względem książki Bastaniego trzeba dopisać również imperializm. Nie tylko ten ufundowany na europocentryzmie, ale również ten ufundowany na antropocentryzmie. Przywoływany powyżej cytat o potrzebie właściwie zwiększania kontroli przyrody nie jest odosobniony, bowiem w dużym skrócie planem Bastaniego na zażegnanie kryzysów energetycznego i klimatycznego jest efektywniejsze wykorzystywanie ziemskich zasobów (poprzez przeniesienie ciężaru na zasoby odnawialne) oraz rozpoczęcie eksploatacji kosmicznych zasobów nieodnawialnych (np. rud metali w asteroidach). Autor może w sporych partiach książki ochoczo zgadzać się z kapitalistami, takimi jak Jeff Bezos czy Elon Musk, bo do pewnego momentu chcą oni tego samego – zmuszenia do darmowej pracy jak największej części natury. Różnice zdają się kosmetyczne, dla Bezosa czy Muska do taniej natury zaliczają się prawdopodobnie i ludzie, których Bastani w całości przenosi na pozycję beneficjentów. Autor manifestu podchodzi również poważnie do kryzysu klimatycznego, w związku z czym stawia na źródła stabilne i niewyczerpywalne. Ogólnie jednak samo imperialistyczne podejście do świata (i wszechświata), który trzeba podbić, podporządkować sobie i zmusić do pracy, pozostaje niezmienne. Na ostatnie zdanie manifestu – „Mamy do zdobycia cały świat” (s. 267) – chciałoby się odpowiedzieć prośbą o zaprzestanie zdobywania.
Reasumując powyższe, zgadzam się z postulatem, by w kontekście technologii uspołeczniane były w końcu zyski, a nie, jak dotąd, jedynie straty. Popieram również postulat, by celem polityki przestał być wzrost zysku korporacji, a stał się nim powszechny luksus. Nie uważam jednak, że manifest Bastaniego stanowi wartościowy wkład w lewicowy dyskurs o technologii, w pierwszej kolejności dlatego, że nie do końca postrzegam go jako książkę lewicową. W żadnym wypadku nie czuję potrzeby stawiania pytania o „prawdziwą lewicę”, w przypadku WPZLK mamy jednak do czynienia z wizją „kapitalizmu na sterydach”, który w końcu osiąga taki próg rozwoju, żeby można było wystosować żądania, by wszyscy ludzie byli jego beneficjentami. Sam autor ten przyszły stan określa jako postkapitalistyczny, a od obecnego stanu odróżni go faktycznie redystrybucja zysku z w pełni zautomatyzowanych fabryk posiadanych przez robotników, z podziałem pracy, a właściwie jej zniesieniem, na rzecz gwarantowanych usług podstawowych. To co jednak nie ulegnie zmianie według Bastaniego, to wartości i cele ludzi, bowiem gdy nastanie stan postkapitalistyczny „zdamy sobie sprawę, że liberalne wartości osobistego spełnienia i autonomii pozostaną poza naszym zasięgiem bez socjalistycznych środków umożliwiających ich realizację” (s. 239).
Fragment ten w moim odczuciu odsłania mój główny problem z manifestem – to, że jest on imperialistyczną neoliberalną utopią, której główne przesłanie polega na tym, że zaraz pojawi się technologia, która umożliwi zaprzęgnięcie całego nie-zachodniego, nie-ludzkiego i nie-ziemskiego świata do pracy, by wszyscy ludzie mogli przyjąć tryb życia najbogatszych. Jak gdyby to zawężenie – będące do cna realizmem kapitalistycznym – do jednej ścieżki „rozwoju” politycznego i brak alternatyw dla sposobu życia zachodnich elit nie wyjaławiały dostatecznie wyobraźni politycznej, wszystko to zostaje podane w atmosferze oczekiwania. To oczekiwanie na nieuchronny rozwój technologii i przypatrywanie się, jak zachodni technologiczni oligarchowie tworzą narzędzia dla naszej przyszłej rewolucji umożliwionej przez brak niedoboru. Bastani nawet zauważa, że w kontekście informacji niedobór jest sztuczny, wytwarzany w celu ich sprzedawania. Nie dostrzega jednak, że innego rodzaju niedobory (paliw, żywności, materiałów, czasu etc.) również są efektem systemu, a nie naturalnym porządkiem świata, który musi zostać przezwyciężony przez człowieka. To wszystko sprawia, że manifestu Bastaniego nie postrzegam ani jako głosu z lewicy zabranego w sprawie technologii, ani świeżej utopii dla przyszłości. To raczej ta sama nowoczesna dystopia, której zmieniono w końcu punkt dojścia, ale w moim odczuciu mogąca stać się jedynie narzędziem lewicujących liberałów, służącym do zamykania ust krytykom korporacji inwestujących w nowe technologie.
LITERATURA:
Graeber D., Wengrow D.: „Narodziny wszystkiego. Nowa historia ludzkości”. Przeł. R. Filipowski. Poznań 2022.
Sztafa K., Bednarek J., Szadkowski K: „Wprowadzić komunizm ustawą”. „Mały Format” 2022, nr 7-8. http://malyformat.com/2022/09/wprowadzic-komunizm-ustawa/.
Szadkowski K.: „Słowo wstępne: komunizm (luksusowy) albo barbarzyństwo!”. W: A. Bastani: „W pełni zautomatyzowany luksusowy komunizm”. Przeł. J. Bednarek. Poznań 2022.
Zabdyr-Jamróz M.: „Trollowanie prawicy”. „Mały Format” 2022, nr 7-8. http://malyformat.com/2022/09/trollowanie-prawicy/.
W „Słowie wstępnym” do książki – podobnie jak zresztą w wywiadzie – Szadkowski podkreśla, że jest ona manifestem politycznym mającym pobudzić w czytelnikach i czytelniczkach pragnienie powszechnego luksusu, bowiem „jeśli nie wzniecimy ognia wyobraźni, nasz los będzie opłakany” (Szadkowski 2022: 11). W podobnym tonie sam autor wskazuje, że jego książka ma wyjść naprzeciw współczesnemu kryzysowi wyobraźni, w ramach którego „realizm kapitalistyczny każe nam wierzyć, że obecny świat jest silniejszy niż nasza zdolność zmieniania go” (s. 36). Przezwyciężenie kryzysu wyobraźni ma pozwolić na zmierzenie się z pięcioma aktualnie nakładającymi się kryzysami, które mogą doprowadzić do końca świata, jaki znamy: „Pierwszy to zmiana klimatu i konsekwencje globalnego ocieplenia; drugi – niedobór zasobów, zwłaszcza energii, minerałów i czystej wody, trzeci to starzenie się społeczeństwa, w miarę jak rośnie oczekiwana długość życia, a jednocześnie spada współczynnik urodzeń; czwarta to rosnąca w skali globalnej nadwyżka biednych, którzy tworzą coraz liczniejszą grupę »ludzi zbędnych«; piąty, chyba najważniejszy, to nastanie nowej epoki maszyn, w której będzie się zwiększać bezrobocie technologiczne” (s. 37). W odpowiedzi na te kryzysy Bastani proponuje tytułowy WPZLK. Ma on im nie tylko zaradzić, ale stanowić niejako otwarcie ku nowemu światu, w którym nie będą one powracać. WPZLK jest otwarciem, ponieważ „jest raczej wizją możliwości – stworzoną dla świata zmieniającego się tak szybko, że potrzebuje on nowej utopii” (s. 266) – niż jedyną słuszną drogą.
W toku książki sam WPZLK wydaje się nieco mglisty, pomimo że autor wyjaśnia, że za Karolem Marksem terminu „komunizm” używa „w sposób możliwie jak najbardziej precyzyjny, na określenie społeczeństwa, w którym praca została wyeliminowana, niedobór został zastąpiony obfitością, a praca i czas wolny zlewają się ze sobą” (s. 68). Możliwe jest również określenie swoistego planu minimum WPZLK sprowadzalnego do „żądań: zerwania z neoliberalizmem, przejścia do produkcji kontrolowanej przez pracowników, finansowanego przez państwo przejścia na energię odnawialną i wprowadzenia powszechnych usług podstawowych (…) mających pierwszeństwo względem wymiany towarowej i zysku” (s. 267). To wszystko zaś poprzez uspołecznienie zysków płynących z technologii (jak dotąd uspołeczniane są jedynie inwestycje i straty), zorganizowanie banków społecznych inwestujących w rozwój społeczności, a nie zysk korporacji oraz ustanowienie partii pracowniczej działającej przeciwko pracy – chodziłoby o „partię populistyczną, demokratyczną i otwartą, a jednocześnie walczącą z establishmentem, który za sprawą swojej władzy nad społeczeństwem obywatelskim i państwem nieustannie dąży do tego, by WZPLK nigdy nie zaistniało” (s. 216). Tym samym charakterystyka aktualnej sytuacji, jak i punkt dojścia manifestu wydają się trafne. Zgadzam się również z Szadkowskim, Bednarek i Zabdyr-Jamrozem, że już samo określenie komunizmu jako żądania powszechnego luksusu jest tyleż proste, co inspirujące. Moje wątpliwości pojawiają się jednak, gdy zamiast o lewicowym podejściu do problematyki technologii Bastani przez przeważającą część książki niczym fan oligarchów z Doliny Krzemowej pisze z zachwytem o tym, jak za chwilę ich drogie zabawki przyniosą nam zbawienie.
Manifest ufundowany jest na wizji dziejów rodem z książek Francisa Fukuyamy lub Yuwala Noaha Harariego, czyli mamy do czynienia ze spłyconą heglistowską opowieścią o historii popychanej przez rozwój. Sam Bastani od Fukuyamy się odżegnuje, jego prace o końcu historii w dniu zapanowania neoliberalizmu na świecie (co nie nastąpiło) traktuje jako opowieści służące mordowaniu wyobraźni politycznej. Zamiast opowieści o końcu historii dostajemy jednak opowieść niejako o jej początku, który następuje teraz lub nastąpi już zaraz dzięki pojawieniu się radykalnej podaży.
Bastani dzieli dzieje człowieka na trzy zerwania. Pierwszym z nich była rewolucja neolityczna (udomowienie zwierząt i zbóż), która „doprowadziła do powstania czegoś, co wcześniej nie istniało – znacznych nadwyżek żywności i energii” (s. 47), drugim była rewolucja przemysłowa, która przyniosła „globalny transport, elektryczność, szybkie środki komunikacji” (s. 50) i jeszcze większe nadwyżki produkcji. Trzecie zerwanie nastąpiło w drugiej połowie XX wieku, a jego specyfika to „wciąż rosnąca obfitość informacji” (s. 53). Każde zerwanie opiera się na rewolucji technologicznej, która pozwala na zniesienie jakiegoś niedostatku: jedzenia, materiałów, informacji. I tak komunizm był niemożliwy przed pierwszym zerwaniem, a w czasach Drugiego Zerwania „każda próba urzeczywistnienia komunizmu była skazana na porażkę (…). Ponieważ system ten zależny był od występujących w ograniczonych ilościach paliw kopalnych” (s. 265) i ograniczonej podaży. Innymi słowy komunizm jest możliwy dopiero teraz (albo już zaraz) dzięki rozwojowi technologicznemu, teraz „dopiero zaczynamy rozumieć, jak nasza kontrola nad naturą może dać nam dostęp do niemal nieograniczonej obfitości” (s. 188).
Mam na uwadze, że jest to manifest polityczny, a nie praca popularnonaukowa, ale wizja jednej uniwersalnej historii rozwoju technologicznego (zawdzięczanego oczywiście zachodnim elitom), który prowadzi do znoszenia niedoborów i przejęty w odpowiednim momencie pozwoli po raz pierwszy zrealizować komunizm, jest nie tylko nieprawdziwa, ale też politycznie obciążona. Zaczynając od tego, że ta „nowa utopia dla przyszłości”, która ma przygotować nas na nadejście nowego świata, nie wyszła z „XIX wieku [kiedy – K.K.] niemal każdy opowiadający o ogólnym kierunku rozwoju cywilizacji zakładał, że postęp technologiczny jest główną siłą napędową historii, a jeśli postęp jest historią wyzwolenia człowieka, to oznacza tylko wyzwolenie od »niepotrzebnego znoju«: w odległej przyszłości nauka w końcu wyzwoli nas przynajmniej od najbardziej upokarzającej, uciążliwej i wyniszczającej duszę pracy” (Graeber, Wengrow 2022: 144). W kolejnych rozdziałach Bastani uszczegóławia i „uwiarygodnia” wizję postępu technologicznego zwalczającego niedostatek (niemożność zaspokojenia pragnienia), opisując rozwój poszczególnych nowych technologii. W kontekście głodu na świecie, wzrostu populacji i jednoczesnego kryzysu klimatycznego autor opisuje stworzenie i rozwój metod sztucznego hodowania mięsa zwierzęcego, którego tania produkcja już za moment pozwoli na redukcję zużycia mięsa oraz wzrost komfortu życia zwierząt. Do kwestii niedostrzegania przez Bastaniego, że problem, z którym się mierzy, jest problemem systemowej nadprodukcji mięsa (wielkopowierzchniowych farm, korporacji spożywczych, złej redystrybucji pożywienia etc.), a nie naturalnego braku (w związku z czym jest to problem naszych czasów, a nie zróżnicowanych społeczności przedindustrialnych), jeszcze powrócę, bowiem autor naturalizuje nie tylko aktualne problemy, ale również pragnienia.
To zaskakujące, ponieważ wydaje się, że ktoś, kto jako centralny problem manifestu ustanawia zaspokajanie pragnień/potrzeb, powinien zdawać sobie sprawę z ich historyczności. O tym, że funkcjonujący system i będący jego częścią marketing niszowy wytwarza w nas pragnienia kolejnych konkretnych rzeczy, wiedzą zarówno antropolożki, socjologowie, jak i marketingowcy. Absurdem jest więc naturalizacja części z tych potrzeb niejako wtórnych względem mających je zaspokajać technologii i wykazywanie, że bez tych konkretnych technologii zaspokojenie nigdy nie było możliwe. Zupełnie jak gdyby XIX-wieczny Morawianin zapytany, czy woli dostać autonomiczny samochód, czy postawienie w pobliżu jego miejsca zamieszkania stacji kolejowej, ze względu na naturę człowieka wybrałby Teslę.
Rzecz nie tylko w tym, że nie ma całościowego postępu świata, a są jedynie złożone technologiczne naturo-kulturowe zmiany, które pociągają za sobą jeszcze bardziej złożone konsekwencje, ale w głównej mierze w tym, że pomyślenie jego braku jest dla nowoczesnych czytelników dużo mniej intuicyjne. Kapitaliści z historii o postępie zrobili wytłumaczenie dla każdej swojej zbrodni, piewcy neoliberalizmu dosłownie na każdym kroku starają się nam wpoić, że musimy być bardziej elastyczni, by łatwiej odrzucać ograniczające nas zabobony i przyzwyczajenia. Reprodukując te narracje i wzory myślenia o świecie, Bastani sam zabija wyobraźnię polityczną. Na świecie istniały i istnieją zupełnie różne systemy polityczne, sposoby redystrybucji dóbr, organizacji społecznych, wartości oraz sposoby nawiązywania relacji, a jeśli manifest pomija je, by opowiedzieć, jak to była bieda, potem były kapitalizm i neoliberalizm, ale jak rozwinie się technologia, to będzie luksusowy komunizm, to nie mogę go uznać za lewicowe podejście do zaniedbanej problematyki technologii. Alternatywa dla kapitalizmu jest bowiem od zawsze, co więcej, są miejsca, gdzie to kapitalizm jest jedynie alternatywą.
Imperatyw przejęcia wiecznego postępu prócz wskazywania na bezalternatywność postępu oraz niejako odraczanie zmiany (ponownie Bastani zaznacza, że trzeba zmiany już teraz, lecz podkreśla, że część technologii, których potrzeba, by ustanowić WPZLK, pojawi się dopiero w następnych latach) obciążony jest również kolonialnie i europocentrycznie. Jak wskazywałem powyżej, cała historia Bastaniego wydarzała się na Zachodzie, reszta co najwyżej mogła Zachód doganiać. Jak może się zdawać, wciąż historia wydarza się jedynie na Zachodzie, bo na manifest składają się w większości opisy technologii stworzonych i rozwijanych przez zachodnie firmy. Mierząc się z pytaniem o resztę świata, autor wskazuje, że ta nie musi być już zawsze w tyle, ponieważ będzie mogła pomijać niektóre etapy, które pionierski Zachód musiał przechodzić po kolei. Bastani podkreśla, że coś podobnego już się wydarza, i z optymizmem przytacza przykład Nigerii, która „[z]amiast kopiować dokonany przez nie [Europa i Ameryka Północna – K.K.] postęp – od telefonii stacjonarnej do komórkowej – (…) zwyczajnie przeskoczyła od razu do nowszej technologii i upowszechniła u siebie mobilny internet” (s. 124). Problematyczne jest nie tylko ustawienie państw Afryki, Oceanii, Azji czy Europy Wschodniej w pozycji zacofanych, które muszą z wiecznym opóźnieniem przyjmować zachodnie wynalazki, ale ponowne zakładanie, że nie ma alternatywy dla zachodniej technologii, ani nawet szerzej – zachodniej wizji techniki.
Prowadzi to do kolejnego problemu, ponieważ w pewnym sensie w manifeście nie mogą być wprowadzone alternatywne ścieżki postępu dziejowego czy techniki. Bastani wszelkie rozwiązania projektuje na skalę globalną, by zażegnać kryzysy energetyczne i klimatyczne, zmieniając jedynie paliwo albo sposób jego pozyskiwania. Nie tylko odrzuca możliwość systemowych zmian produkcji oraz zużycia zasobów, ale wskazuje, że trzeba zakładać wzrost zapotrzebowania na energię i materiały. Stoją za tym dwa założenia: pierwsze (formułowane wprost), że nawet jeśli nie wszyscy żyją teraz jak Amerykanie, to tak naprawdę chcą. Drugie (nieco bardziej ukryte), że cały świat musi teraz przyjąć rozwiązania pozwalające na podtrzymywanie i intensyfikację korporacyjnych modeli produkcji. Do kwestii tego, jakie zmiany są w manifeście proponowane i co ma pozostać niezmienne, jeszcze powrócę, w tym miejscu pragnę jednak podkreślić, że do listy zarzutów względem książki Bastaniego trzeba dopisać również imperializm. Nie tylko ten ufundowany na europocentryzmie, ale również ten ufundowany na antropocentryzmie. Przywoływany powyżej cytat o potrzebie właściwie zwiększania kontroli przyrody nie jest odosobniony, bowiem w dużym skrócie planem Bastaniego na zażegnanie kryzysów energetycznego i klimatycznego jest efektywniejsze wykorzystywanie ziemskich zasobów (poprzez przeniesienie ciężaru na zasoby odnawialne) oraz rozpoczęcie eksploatacji kosmicznych zasobów nieodnawialnych (np. rud metali w asteroidach). Autor może w sporych partiach książki ochoczo zgadzać się z kapitalistami, takimi jak Jeff Bezos czy Elon Musk, bo do pewnego momentu chcą oni tego samego – zmuszenia do darmowej pracy jak największej części natury. Różnice zdają się kosmetyczne, dla Bezosa czy Muska do taniej natury zaliczają się prawdopodobnie i ludzie, których Bastani w całości przenosi na pozycję beneficjentów. Autor manifestu podchodzi również poważnie do kryzysu klimatycznego, w związku z czym stawia na źródła stabilne i niewyczerpywalne. Ogólnie jednak samo imperialistyczne podejście do świata (i wszechświata), który trzeba podbić, podporządkować sobie i zmusić do pracy, pozostaje niezmienne. Na ostatnie zdanie manifestu – „Mamy do zdobycia cały świat” (s. 267) – chciałoby się odpowiedzieć prośbą o zaprzestanie zdobywania.
Reasumując powyższe, zgadzam się z postulatem, by w kontekście technologii uspołeczniane były w końcu zyski, a nie, jak dotąd, jedynie straty. Popieram również postulat, by celem polityki przestał być wzrost zysku korporacji, a stał się nim powszechny luksus. Nie uważam jednak, że manifest Bastaniego stanowi wartościowy wkład w lewicowy dyskurs o technologii, w pierwszej kolejności dlatego, że nie do końca postrzegam go jako książkę lewicową. W żadnym wypadku nie czuję potrzeby stawiania pytania o „prawdziwą lewicę”, w przypadku WPZLK mamy jednak do czynienia z wizją „kapitalizmu na sterydach”, który w końcu osiąga taki próg rozwoju, żeby można było wystosować żądania, by wszyscy ludzie byli jego beneficjentami. Sam autor ten przyszły stan określa jako postkapitalistyczny, a od obecnego stanu odróżni go faktycznie redystrybucja zysku z w pełni zautomatyzowanych fabryk posiadanych przez robotników, z podziałem pracy, a właściwie jej zniesieniem, na rzecz gwarantowanych usług podstawowych. To co jednak nie ulegnie zmianie według Bastaniego, to wartości i cele ludzi, bowiem gdy nastanie stan postkapitalistyczny „zdamy sobie sprawę, że liberalne wartości osobistego spełnienia i autonomii pozostaną poza naszym zasięgiem bez socjalistycznych środków umożliwiających ich realizację” (s. 239).
Fragment ten w moim odczuciu odsłania mój główny problem z manifestem – to, że jest on imperialistyczną neoliberalną utopią, której główne przesłanie polega na tym, że zaraz pojawi się technologia, która umożliwi zaprzęgnięcie całego nie-zachodniego, nie-ludzkiego i nie-ziemskiego świata do pracy, by wszyscy ludzie mogli przyjąć tryb życia najbogatszych. Jak gdyby to zawężenie – będące do cna realizmem kapitalistycznym – do jednej ścieżki „rozwoju” politycznego i brak alternatyw dla sposobu życia zachodnich elit nie wyjaławiały dostatecznie wyobraźni politycznej, wszystko to zostaje podane w atmosferze oczekiwania. To oczekiwanie na nieuchronny rozwój technologii i przypatrywanie się, jak zachodni technologiczni oligarchowie tworzą narzędzia dla naszej przyszłej rewolucji umożliwionej przez brak niedoboru. Bastani nawet zauważa, że w kontekście informacji niedobór jest sztuczny, wytwarzany w celu ich sprzedawania. Nie dostrzega jednak, że innego rodzaju niedobory (paliw, żywności, materiałów, czasu etc.) również są efektem systemu, a nie naturalnym porządkiem świata, który musi zostać przezwyciężony przez człowieka. To wszystko sprawia, że manifestu Bastaniego nie postrzegam ani jako głosu z lewicy zabranego w sprawie technologii, ani świeżej utopii dla przyszłości. To raczej ta sama nowoczesna dystopia, której zmieniono w końcu punkt dojścia, ale w moim odczuciu mogąca stać się jedynie narzędziem lewicujących liberałów, służącym do zamykania ust krytykom korporacji inwestujących w nowe technologie.
LITERATURA:
Graeber D., Wengrow D.: „Narodziny wszystkiego. Nowa historia ludzkości”. Przeł. R. Filipowski. Poznań 2022.
Sztafa K., Bednarek J., Szadkowski K: „Wprowadzić komunizm ustawą”. „Mały Format” 2022, nr 7-8. http://malyformat.com/2022/09/wprowadzic-komunizm-ustawa/.
Szadkowski K.: „Słowo wstępne: komunizm (luksusowy) albo barbarzyństwo!”. W: A. Bastani: „W pełni zautomatyzowany luksusowy komunizm”. Przeł. J. Bednarek. Poznań 2022.
Zabdyr-Jamróz M.: „Trollowanie prawicy”. „Mały Format” 2022, nr 7-8. http://malyformat.com/2022/09/trollowanie-prawicy/.
Aaron Bastani: „W pełni zautomatyzowany luksusowy komunizm”. Przeł. Joanna Bednarek. Wydawnictwo Ekonomiczne Heterodox. Poznań 2022.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |