GAWĘDA QUEEROWA ('NIENORMATYWNE HISTORIE POLSKI')
A
A
A
Jedna z mądrości, którą skrywają małe literki w świętych księgach, brzmi: „Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi” (Łk 16, 13). Ja jednak jestem przeciwny stanowisku, by świętości nie szargać tylko po to, żeby święte były, zatem od dawna próbuję połączyć klasyczne wykształcenie polonistyczne oraz nienormatywną wrażliwość i queerowo-genderowe narzędzia badawcze. Chyba właśnie dlatego tak przyjemnie czytało mi się publikację zbiorową magazynu kulturalnego „Dwutygodnik” o tytule „Nienormatywne historie Polski”. Zespół autorek i autorów, składający się z uznanych badaczy i badaczek polskiej kultury, choć podjął się zadania wpisującego się w – jak można odnieść wrażenie – wyraźny ostatnimi czasy trend opowiadania historii nienormatywnych o rewelatorskim charakterze, dostarczył nam dwunastu tekstów, w których czuć powiew świeżości. Każdy z esejów w zbiorze porusza temat pozornie dobrze znany, zwłaszcza osobom interesującym się szeroko rozumianą nienormatywnością, ale jest w stanie dodać, oczywiście w różnym stopniu, coś nowego, kolejny element rozsypanych puzzli, pieczołowicie składanych przez wiele osób zaangażowanych w aktywizm na rzecz równouprawnienia czy w badania naukowe. „Nienormatywne historie Polski” dodają kolejne cegiełki historii, z których każda, nawet ta najmniejsza, ma znaczenie.
Nie wiem, czy było to założeniem zespołu redakcyjnego, jednak chciałbym zwrócić uwagę na możliwą wieloznaczność tytułu. Naturalnie pierwsza na myśl przychodzi interpretacja o publikacji jako zbiorze opowieści o nienormatywności w kontekście polskim. Jeśli jednak potraktujemy liczbę mnogą rzeczownika „historia” jako deklarację świadomości istnienia wielu możliwych narracji historycznych, będzie to równocześnie opór przed, co brzmi dość ironicznie, homogenicznym opisem prawdy historycznej. Bo istnieje już wiele historii Polski: ludowa, czołobitna, katolicka, narodowowyzwoleńcza itd. Teraz piszemy i queerową.
W inaugurującym cykl tekście Joanny Krakowskiej znajdziemy informacje o całym e-booku, który jest zbiorem tekstów publikowanych w latach 2021-2022 na łamach „Dwutygodnika” w ramach projektu grantowego „Hom-e. Nienormatywne historie Polski” przy wsparciu Ambasady USA w Polsce. Pomysłodawcą przedsięwzięcia był zmarły w 2021 Paweł Soszyński, współredaktor „Dwutygodnika”, któremu zadedykowano tę publikację. Krakowska tłumaczy, że jej redakcyjny kolega miał na celu przybliżenie czytelnikom i czytelniczkom magazynu korzeni kultury queerowej i ruchu LGBTQ+ w Polsce, byśmy mogli w końcu pozbyć się tego, chyba w pewnym stopniu wynikającego z kompleksów, pragnienia szukania „odłamków polskiej homostory i gay pride’u pod rozbitymi oknami norwojorskiego Stonewall” (s. 8-9).
Teatrolożka w tym kontekście przywołuje również bardzo błyskotliwe i bogate znaczeniowo sformułowanie Mike’a Urbaniaka: „osoba pochodzenia gejowskiego”. Oczywiste nawiązanie do utartego w języku polskim określenia „o pochodzeniu żydowskim” nakłania do porównania sytuacji osób nieheteronormatywnych i Żydów w Polsce. Rzecz jasna takie porównanie ma poważne ograniczenia, ale o pewnych podobieństwach w mechanizmach antysemityzmu i homofobii pisał już w 2007 roku Adam Ostolski w tekście „Spiskowcy i gorszyciele. Judaizowanie gejów w polskim dyskursie prawicowym” (zob. Ostolski 2007). Jednak określenie Urbaniaka ujawnia też podstawową różnicę między osobami „pochodzenia gejowskiego” i pochodzenia żydowskiego. W przypadku wyznawców judaizmu możemy mówić o pewnej ciągłości tożsamości – osoba, która jest Żydem, najprawdopodobniej ma rodziców Żydów. Osoba nieheteroseksualna natomiast najprawdopodobniej ma rodziców heteroseksualnych. W takim przypadku jakakolwiek nauka o tej części własnej tożsamości pozostaje na barkach samego queera, nie dostanie jej „w spadku” od rodziny. I w tym może trochę pomóc cykl esejów „Dwutygodnika”.
Kolejny tekst w zbiorze to opowieść Kamila Karczewskiego o pikietach. Tak, po zorientowaniu się, o czym właśnie czytam, poczułem się trochę oszukany. Ot, znowu ktoś będzie opisywał obleśne toaleto-darkroomy z PRL-u, udając, że nikt nie czytał Michała Witkowskiego. Na szczęście Karczewski szybko mi pokazał, że nie serwuje wtórności. Sięga bowiem narracją aż do końcówki XIX wieku (sic!), gdy powstały pierwsze w Polsce męskie toalety publiczne zwane „grzybkami”, i rozważa specyficzną sytuację przelotnej intymności bez względu na klasę czy przynależność do grupy społecznej (taki trochę danse châlets?). Opisuje również akcje policji w międzywojennej Polsce, mające na celu rozprawienie się z „pederastami”, które skutkowały nawet zakładaniem teczek niektórym z podejrzanych. Na 60 lat przed „Hiacyntem”! Niezwykle ciekawym jest również fakt, że z taką formą społecznej degeneracji po 1925 roku miały walczyć… policjantki. Niedawno dopuszczone do służby stanowiły jakiś dziwny i ironiczny przewrót genderowy: kobiety zachowujące się „jak mężczyźni” (w mundurach!) miały wytropić i rozprawić się z mężczyznami zachowującymi się „jak kobiety”. Dziwnie się plecie na tym tu polskim świecie.
Pod koniec tekstu autor podjął ważny temat, mianowicie pewnego rodzaju dwutorowości historii nieheteroseksualnych mężczyzn w Polsce. Z jednej strony mamy szaletową narrację, w której skrzywdzeni przez homofobię mężczyźni zostali zepchnięci do toalet, by doznawać tam namiastki intymności. Z drugiej natomiast narrację o zawoalowanej queerowości polskiej kultury w samym jej rdzeniu. Opowieści o dręczonym przez Polskę – mimo dzielącego go od niej Atlantyku – Witoldzie Gombrowiczu, niezdolnego do bezpośredniego artykułowania swojej nienormatywności. O Jarosławie Iwaszkiewiczu, do którego pragnień trzeba iść jak po nitce do kłębka w labiryncie pożądania. Karczewski ma lekkie pretensje do tego „oddzielania ze wstydem i lękiem »prywatnego« od »publicznego«” (s. 37). I trochę racji mu przyznaję.
Następny esej autorstwa Joanny Ostrowskiej to pewnego rodzaju postscriptum do jej publikacji o osobach homoseksualnych w czasach II wojny światowej, w którym badaczka bije się w pierś. Przedstawia nam historię Alexa, którego przy pracy nad swoją książką błędnie zakwalifikowała jako jednego z wielu mężczyzn skazanych za homoseksualność i pierwotnie nie poświęciła mu uwagi. Gdy jednak przyjrzała się tej postaci bliżej, odkryła bardzo złożoną osobowość z wyprzedającym swoje czasy podejściem do płciowości. W ciekawy sposób opisuje pełen wybojów życiorys tej osoby, którą dzisiaj określilibyśmy mianem niebinarnej.
Po historii Alexa przenosimy się z powrotem do lat 80. i 90., gdzie Łukasz Szulc przędzie historię o początkach prasy queerowej w Polsce. Próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy w magazynach z tamtych lat jesteśmy w stanie odnaleźć „pierwotny” polski queer, nienaznaczony jeszcze elementami przeszczepionymi z kultury zachodniej. Zręcznie dochodzi do wniosku, że jednak kultura queerowa zawsze ma w sobie coś internacjonalistycznego.
Tekst Sylwii Chutnik wyróżnia się na tle pozostałych, gdyż powstał na podstawie wspomnień Julii Kolberger o jej ojcu, reżyserze Krzysztofie Kolbergerze, prowadzącym podwójne życie z żoną i dziećmi oraz partnerem. Fabularyzowana opowieść prowadzona jest z niecodziennego punktu widzenia dziecka osoby nieheteroseksualnej. Pełno w niej empatii, zrozumienia i jakiejś dojrzałej emocjonalnie akceptacji całej sytuacji. Chutnik pod koniec zadaje zastanawiające pytanie: „Są poradniki, jak wyoutować się przed rodzicami, ale co z rodzicami, którzy chcą wyoutować się przed dziećmi?” (s. 85).
W kolejnym eseju Błażej Warkocki porusza temat zasygnalizowany wcześniej w tekście Krakowskiej, czyli ciągłego poszukiwania „polskiego Stonewall”. Cóż, nie ma i nie będzie. Zamieszki w Stonewall z 1969 roku były owocem swoich czasów, atmosfery rewolucji obyczajowej, a i specyficznym dla amerykańskiego społeczeństwa bojem o nową moralność. Według Warkockiego, jeśli już usilnie chcemy nadać jakiemuś wydarzeniu tę szumną nazwę „polskiego Stonewall”, być może powinniśmy się zastanowić nad taką nobilitacją dla kodeksu Makarewicza z 1932 roku, znoszącego na ziemiach polskich kary za kontakty intymne z osobami tej samej płci. Choć taki stan prawny był czymś unikatowym na tle europejskim, kilkadziesiąt stron wcześniej Ostrowska w swoim tekście przypomina, że przecież i według kodeksu Makarewicza można było skazywać za nienormatywność, wystarczyło tylko „życzliwie” podciągnąć zarzuty pod np. pod paragraf 207, zakazujący czerpania korzyści z kontaktów seksualnych (a takim mogło być nawet i zaproszenie na kolację w restauracji) (zob. s. 43-44). Dalej Warkocki, co zresztą zupełnie podzielam, zachwyca się wydanym przez wydawnictwo Karakter w 2022 roku zbiorem pamiętników „Cała siła, jaką czerpię na życie. Świadectwa, relacje, pamiętniki osób LGBTQ+ w Polsce”.
Marta Justyna Nowicka wraca do wieku XIX i tłumaczy zawiłości w interpretowaniu ówczesnej uczuciowości i intymności. Sięga po kilka klasycznych i niełatwych w zrozumieniu teorii naukowych, ale przedstawia wszystko przystępnym językiem. Badaczka charakteryzuje specyfikę rozwijającej się pod zaborami polskiej kultury, zwłaszcza pod kątem tworzenia się homospołeczności. Do tego, co zupełnie zrozumiałe, gdy zna się jej wydaną w 2021 roku w Wydawnictwie Krytyki Politycznej książkę, opowiada nieco o uczuciowości wieszczów, a zwłaszcza Juliusza Słowackiego.
Tekst Jacka Dehnela najmniej mnie porwał, choć być może go w pełni nie zrozumiałem. Pisarz zabiera nas w szczerą i autobiograficzną opowieść geja, który dojrzewał w tym specyficznym okienku w historii współczesnej Polski, czyli latach 90. i wczesnych 00. Niby już byliśmy „Zachodem”, ale w praktyce nie potrafiliśmy się odnaleźć w nowoczesnej obyczajowości i technologii. I byłoby to bardzo przyjemne do lektury wyznanie, zapewne nieco egzotyczne dla chociażby mojego pokolenia, które już dorastało z nieograniczonym dostępem do treści internetowej (rozważania o konsekwencjach takiej sytuacji zasługują na osobny tekst) i jednak wiedziało, że gdzieś na świecie istnieją geje i czasem są nawet szczęśliwymi ludźmi. Ale wszystko psuje protekcjonalny ton. Poczułem się trochę, jakby stara ciotka zaczęła mi opowiadać kolejne historyjki z własnego życia, kończąc wszystkie puentą: „Za moich czasów to było, teraz już nie ma”. A do tego wszystkie moje wypowiedzi zostałyby zapewne skwitowane odzywką w stylu: „Kiedyś tego nie było”. Ten tekst byłby jeszcze do obronienia, gdyby autor w pewnym momencie, choćby i pod sam koniec, zdobył się na jakąś autorefleksję; pokazał samoświadomość bycia „gderliwym staruszkiem” i próbował to obrócić w żart. Czekałem na kończące: „Koniec i bomba. A kto czytał, ten trąba”. Ale się nie doczekałem albo nie byłem w stanie tego wyczytać.
Rita Müller w swoim eseju przybliżyła zupełnie mi nieznaną wcześniej, a jakże barwną i ekscytującą historię warszawskiego klubu „Le Madame”. Jest to pewnego rodzaju duchologiczna podróż do tego raczkującego kapitalizmu wczesnych lat 00., w którym jeszcze wszystko było możliwe. Choć nie mam pojęcia, czy odważyłbym się bawić w tym lokalu, to z fascynacją czytałem opisy odbywających się tam występów.
Tomasz Łukasz Nowak przygląda się natomiast zjawisku, jakim jest kodowanie przekazów queerowych. Choć motyw ten przewijał się przez wiele esejów w tym zbiorze, Nowak najobszerniej mówi o tej nieodzownej od zawsze części kultury queerowej. Początkiem jego rozważań jest może i dość zabawne zaobserwowane w internecie pytanie o porady, jak wyglądać bardziej na osobę biseksualną, jednak porusza on poważny temat kluczowy dla zrozumienia wielu queerowych przekazów. Autor ciekawie opisuje niektóre kształtowane na przestrzeni wieków sposoby na rozpoznawanie się, jednocześnie nieczytelne dla większości społeczeństwa. Do tego jeden z takich kodów, kamp, uważa za nieco „sprzedany” mainstreamowi przez Susan Sontag i jej słynne „Notatki o kampie” z lat 70. Trudno się z tym nie zgodzić, choć uważam, że coś takiego jak świadomy kamp dalej jest w większości queerową domeną. Nie każdy może poszczycić się „dobrym” złym gustem.
W kolejnym tekście Anna Dżabagina wraca do wieku XIX i przedstawia queerowy życiorys jednej z najbardziej fascynujących ówczesnych polskich pisarek, czyli Narcyzy Żmichowskiej. Dżabagina śledzi wątki autobiograficzne w „Pogance” i „Białej róży” oraz zwraca uwagę na powszechny problem odwracania przez badaczy i badaczki wzroku od nienormatywnych aspektów życia uznanych twórców i twórczyń. Na szczęście jednak mam wrażenie, że ten trend się odwraca.
W ostatnim eseju ze zbioru Kornelia Sobczak podejmuje temat raczej mało znany, czyli kwestię kobiecego harcerstwa, zwłaszcza w międzywojniu i podczas II wojny światowej. Ze szczerą fascynacją odkrywa przed nami postać siostry unieśmiertelnionego przez Aleksandra Kamińskiego Tadeusza Zawadzkiego, ps. „Zośka”, czyli Hanny (Anny) Zawadzkiej. Dziewczyna ta była drużynową słynnej 14 WŻDH „Błękitnej”, a w 1942 roku została hufcową Hufca Śródmieście. Sobczak świetnie wyciąga fakty z życia Zawadzkiej, które układa w queerową całość, dorzucając się do dyskusji o nienormatywności jej brata. Mówi, że chętnie napisałaby historię harcerstwa kobiecego w przedwojennej Polsce, i mam nadzieję, że jej się to uda.
Zbiór „Nienormatywne historie Polski” zaskoczył mnie swoją świeżością. Z racji publicystycznego charakteru tekstów czyta się go przyjemnie, z lekkością. Jego autorki i autorzy to niekwestionowane autorytety w badaniach nad polskim queerem i osoby, które ze świadomością budują nienormatywną polską tożsamość. Z pietyzmem dostarczają kolejnych tęczowych cegiełek, tak bardzo nam dzisiaj potrzebnych. Aż chciałoby się wyśpiewać: „Podaj cegłę, zbudujemy nowy dom, na miarę naszych marzeń dom”!
LITERATURA:
„Biblia Tysiąclecia”. Poznań 2008.
Ostolski A.: „Spiskowcy i gorszyciele. Judaizowanie gejów w polskim dyskursie prawicowym”. W: „Jak się dzielimy i co nas łączy: przemiany wartości i więzi we współczesnym społeczeństwie polskim”. Red. M. Głowacka-Grajper, E. Nowicka. Kraków 2007.
Nie wiem, czy było to założeniem zespołu redakcyjnego, jednak chciałbym zwrócić uwagę na możliwą wieloznaczność tytułu. Naturalnie pierwsza na myśl przychodzi interpretacja o publikacji jako zbiorze opowieści o nienormatywności w kontekście polskim. Jeśli jednak potraktujemy liczbę mnogą rzeczownika „historia” jako deklarację świadomości istnienia wielu możliwych narracji historycznych, będzie to równocześnie opór przed, co brzmi dość ironicznie, homogenicznym opisem prawdy historycznej. Bo istnieje już wiele historii Polski: ludowa, czołobitna, katolicka, narodowowyzwoleńcza itd. Teraz piszemy i queerową.
W inaugurującym cykl tekście Joanny Krakowskiej znajdziemy informacje o całym e-booku, który jest zbiorem tekstów publikowanych w latach 2021-2022 na łamach „Dwutygodnika” w ramach projektu grantowego „Hom-e. Nienormatywne historie Polski” przy wsparciu Ambasady USA w Polsce. Pomysłodawcą przedsięwzięcia był zmarły w 2021 Paweł Soszyński, współredaktor „Dwutygodnika”, któremu zadedykowano tę publikację. Krakowska tłumaczy, że jej redakcyjny kolega miał na celu przybliżenie czytelnikom i czytelniczkom magazynu korzeni kultury queerowej i ruchu LGBTQ+ w Polsce, byśmy mogli w końcu pozbyć się tego, chyba w pewnym stopniu wynikającego z kompleksów, pragnienia szukania „odłamków polskiej homostory i gay pride’u pod rozbitymi oknami norwojorskiego Stonewall” (s. 8-9).
Teatrolożka w tym kontekście przywołuje również bardzo błyskotliwe i bogate znaczeniowo sformułowanie Mike’a Urbaniaka: „osoba pochodzenia gejowskiego”. Oczywiste nawiązanie do utartego w języku polskim określenia „o pochodzeniu żydowskim” nakłania do porównania sytuacji osób nieheteronormatywnych i Żydów w Polsce. Rzecz jasna takie porównanie ma poważne ograniczenia, ale o pewnych podobieństwach w mechanizmach antysemityzmu i homofobii pisał już w 2007 roku Adam Ostolski w tekście „Spiskowcy i gorszyciele. Judaizowanie gejów w polskim dyskursie prawicowym” (zob. Ostolski 2007). Jednak określenie Urbaniaka ujawnia też podstawową różnicę między osobami „pochodzenia gejowskiego” i pochodzenia żydowskiego. W przypadku wyznawców judaizmu możemy mówić o pewnej ciągłości tożsamości – osoba, która jest Żydem, najprawdopodobniej ma rodziców Żydów. Osoba nieheteroseksualna natomiast najprawdopodobniej ma rodziców heteroseksualnych. W takim przypadku jakakolwiek nauka o tej części własnej tożsamości pozostaje na barkach samego queera, nie dostanie jej „w spadku” od rodziny. I w tym może trochę pomóc cykl esejów „Dwutygodnika”.
Kolejny tekst w zbiorze to opowieść Kamila Karczewskiego o pikietach. Tak, po zorientowaniu się, o czym właśnie czytam, poczułem się trochę oszukany. Ot, znowu ktoś będzie opisywał obleśne toaleto-darkroomy z PRL-u, udając, że nikt nie czytał Michała Witkowskiego. Na szczęście Karczewski szybko mi pokazał, że nie serwuje wtórności. Sięga bowiem narracją aż do końcówki XIX wieku (sic!), gdy powstały pierwsze w Polsce męskie toalety publiczne zwane „grzybkami”, i rozważa specyficzną sytuację przelotnej intymności bez względu na klasę czy przynależność do grupy społecznej (taki trochę danse châlets?). Opisuje również akcje policji w międzywojennej Polsce, mające na celu rozprawienie się z „pederastami”, które skutkowały nawet zakładaniem teczek niektórym z podejrzanych. Na 60 lat przed „Hiacyntem”! Niezwykle ciekawym jest również fakt, że z taką formą społecznej degeneracji po 1925 roku miały walczyć… policjantki. Niedawno dopuszczone do służby stanowiły jakiś dziwny i ironiczny przewrót genderowy: kobiety zachowujące się „jak mężczyźni” (w mundurach!) miały wytropić i rozprawić się z mężczyznami zachowującymi się „jak kobiety”. Dziwnie się plecie na tym tu polskim świecie.
Pod koniec tekstu autor podjął ważny temat, mianowicie pewnego rodzaju dwutorowości historii nieheteroseksualnych mężczyzn w Polsce. Z jednej strony mamy szaletową narrację, w której skrzywdzeni przez homofobię mężczyźni zostali zepchnięci do toalet, by doznawać tam namiastki intymności. Z drugiej natomiast narrację o zawoalowanej queerowości polskiej kultury w samym jej rdzeniu. Opowieści o dręczonym przez Polskę – mimo dzielącego go od niej Atlantyku – Witoldzie Gombrowiczu, niezdolnego do bezpośredniego artykułowania swojej nienormatywności. O Jarosławie Iwaszkiewiczu, do którego pragnień trzeba iść jak po nitce do kłębka w labiryncie pożądania. Karczewski ma lekkie pretensje do tego „oddzielania ze wstydem i lękiem »prywatnego« od »publicznego«” (s. 37). I trochę racji mu przyznaję.
Następny esej autorstwa Joanny Ostrowskiej to pewnego rodzaju postscriptum do jej publikacji o osobach homoseksualnych w czasach II wojny światowej, w którym badaczka bije się w pierś. Przedstawia nam historię Alexa, którego przy pracy nad swoją książką błędnie zakwalifikowała jako jednego z wielu mężczyzn skazanych za homoseksualność i pierwotnie nie poświęciła mu uwagi. Gdy jednak przyjrzała się tej postaci bliżej, odkryła bardzo złożoną osobowość z wyprzedającym swoje czasy podejściem do płciowości. W ciekawy sposób opisuje pełen wybojów życiorys tej osoby, którą dzisiaj określilibyśmy mianem niebinarnej.
Po historii Alexa przenosimy się z powrotem do lat 80. i 90., gdzie Łukasz Szulc przędzie historię o początkach prasy queerowej w Polsce. Próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy w magazynach z tamtych lat jesteśmy w stanie odnaleźć „pierwotny” polski queer, nienaznaczony jeszcze elementami przeszczepionymi z kultury zachodniej. Zręcznie dochodzi do wniosku, że jednak kultura queerowa zawsze ma w sobie coś internacjonalistycznego.
Tekst Sylwii Chutnik wyróżnia się na tle pozostałych, gdyż powstał na podstawie wspomnień Julii Kolberger o jej ojcu, reżyserze Krzysztofie Kolbergerze, prowadzącym podwójne życie z żoną i dziećmi oraz partnerem. Fabularyzowana opowieść prowadzona jest z niecodziennego punktu widzenia dziecka osoby nieheteroseksualnej. Pełno w niej empatii, zrozumienia i jakiejś dojrzałej emocjonalnie akceptacji całej sytuacji. Chutnik pod koniec zadaje zastanawiające pytanie: „Są poradniki, jak wyoutować się przed rodzicami, ale co z rodzicami, którzy chcą wyoutować się przed dziećmi?” (s. 85).
W kolejnym eseju Błażej Warkocki porusza temat zasygnalizowany wcześniej w tekście Krakowskiej, czyli ciągłego poszukiwania „polskiego Stonewall”. Cóż, nie ma i nie będzie. Zamieszki w Stonewall z 1969 roku były owocem swoich czasów, atmosfery rewolucji obyczajowej, a i specyficznym dla amerykańskiego społeczeństwa bojem o nową moralność. Według Warkockiego, jeśli już usilnie chcemy nadać jakiemuś wydarzeniu tę szumną nazwę „polskiego Stonewall”, być może powinniśmy się zastanowić nad taką nobilitacją dla kodeksu Makarewicza z 1932 roku, znoszącego na ziemiach polskich kary za kontakty intymne z osobami tej samej płci. Choć taki stan prawny był czymś unikatowym na tle europejskim, kilkadziesiąt stron wcześniej Ostrowska w swoim tekście przypomina, że przecież i według kodeksu Makarewicza można było skazywać za nienormatywność, wystarczyło tylko „życzliwie” podciągnąć zarzuty pod np. pod paragraf 207, zakazujący czerpania korzyści z kontaktów seksualnych (a takim mogło być nawet i zaproszenie na kolację w restauracji) (zob. s. 43-44). Dalej Warkocki, co zresztą zupełnie podzielam, zachwyca się wydanym przez wydawnictwo Karakter w 2022 roku zbiorem pamiętników „Cała siła, jaką czerpię na życie. Świadectwa, relacje, pamiętniki osób LGBTQ+ w Polsce”.
Marta Justyna Nowicka wraca do wieku XIX i tłumaczy zawiłości w interpretowaniu ówczesnej uczuciowości i intymności. Sięga po kilka klasycznych i niełatwych w zrozumieniu teorii naukowych, ale przedstawia wszystko przystępnym językiem. Badaczka charakteryzuje specyfikę rozwijającej się pod zaborami polskiej kultury, zwłaszcza pod kątem tworzenia się homospołeczności. Do tego, co zupełnie zrozumiałe, gdy zna się jej wydaną w 2021 roku w Wydawnictwie Krytyki Politycznej książkę, opowiada nieco o uczuciowości wieszczów, a zwłaszcza Juliusza Słowackiego.
Tekst Jacka Dehnela najmniej mnie porwał, choć być może go w pełni nie zrozumiałem. Pisarz zabiera nas w szczerą i autobiograficzną opowieść geja, który dojrzewał w tym specyficznym okienku w historii współczesnej Polski, czyli latach 90. i wczesnych 00. Niby już byliśmy „Zachodem”, ale w praktyce nie potrafiliśmy się odnaleźć w nowoczesnej obyczajowości i technologii. I byłoby to bardzo przyjemne do lektury wyznanie, zapewne nieco egzotyczne dla chociażby mojego pokolenia, które już dorastało z nieograniczonym dostępem do treści internetowej (rozważania o konsekwencjach takiej sytuacji zasługują na osobny tekst) i jednak wiedziało, że gdzieś na świecie istnieją geje i czasem są nawet szczęśliwymi ludźmi. Ale wszystko psuje protekcjonalny ton. Poczułem się trochę, jakby stara ciotka zaczęła mi opowiadać kolejne historyjki z własnego życia, kończąc wszystkie puentą: „Za moich czasów to było, teraz już nie ma”. A do tego wszystkie moje wypowiedzi zostałyby zapewne skwitowane odzywką w stylu: „Kiedyś tego nie było”. Ten tekst byłby jeszcze do obronienia, gdyby autor w pewnym momencie, choćby i pod sam koniec, zdobył się na jakąś autorefleksję; pokazał samoświadomość bycia „gderliwym staruszkiem” i próbował to obrócić w żart. Czekałem na kończące: „Koniec i bomba. A kto czytał, ten trąba”. Ale się nie doczekałem albo nie byłem w stanie tego wyczytać.
Rita Müller w swoim eseju przybliżyła zupełnie mi nieznaną wcześniej, a jakże barwną i ekscytującą historię warszawskiego klubu „Le Madame”. Jest to pewnego rodzaju duchologiczna podróż do tego raczkującego kapitalizmu wczesnych lat 00., w którym jeszcze wszystko było możliwe. Choć nie mam pojęcia, czy odważyłbym się bawić w tym lokalu, to z fascynacją czytałem opisy odbywających się tam występów.
Tomasz Łukasz Nowak przygląda się natomiast zjawisku, jakim jest kodowanie przekazów queerowych. Choć motyw ten przewijał się przez wiele esejów w tym zbiorze, Nowak najobszerniej mówi o tej nieodzownej od zawsze części kultury queerowej. Początkiem jego rozważań jest może i dość zabawne zaobserwowane w internecie pytanie o porady, jak wyglądać bardziej na osobę biseksualną, jednak porusza on poważny temat kluczowy dla zrozumienia wielu queerowych przekazów. Autor ciekawie opisuje niektóre kształtowane na przestrzeni wieków sposoby na rozpoznawanie się, jednocześnie nieczytelne dla większości społeczeństwa. Do tego jeden z takich kodów, kamp, uważa za nieco „sprzedany” mainstreamowi przez Susan Sontag i jej słynne „Notatki o kampie” z lat 70. Trudno się z tym nie zgodzić, choć uważam, że coś takiego jak świadomy kamp dalej jest w większości queerową domeną. Nie każdy może poszczycić się „dobrym” złym gustem.
W kolejnym tekście Anna Dżabagina wraca do wieku XIX i przedstawia queerowy życiorys jednej z najbardziej fascynujących ówczesnych polskich pisarek, czyli Narcyzy Żmichowskiej. Dżabagina śledzi wątki autobiograficzne w „Pogance” i „Białej róży” oraz zwraca uwagę na powszechny problem odwracania przez badaczy i badaczki wzroku od nienormatywnych aspektów życia uznanych twórców i twórczyń. Na szczęście jednak mam wrażenie, że ten trend się odwraca.
W ostatnim eseju ze zbioru Kornelia Sobczak podejmuje temat raczej mało znany, czyli kwestię kobiecego harcerstwa, zwłaszcza w międzywojniu i podczas II wojny światowej. Ze szczerą fascynacją odkrywa przed nami postać siostry unieśmiertelnionego przez Aleksandra Kamińskiego Tadeusza Zawadzkiego, ps. „Zośka”, czyli Hanny (Anny) Zawadzkiej. Dziewczyna ta była drużynową słynnej 14 WŻDH „Błękitnej”, a w 1942 roku została hufcową Hufca Śródmieście. Sobczak świetnie wyciąga fakty z życia Zawadzkiej, które układa w queerową całość, dorzucając się do dyskusji o nienormatywności jej brata. Mówi, że chętnie napisałaby historię harcerstwa kobiecego w przedwojennej Polsce, i mam nadzieję, że jej się to uda.
Zbiór „Nienormatywne historie Polski” zaskoczył mnie swoją świeżością. Z racji publicystycznego charakteru tekstów czyta się go przyjemnie, z lekkością. Jego autorki i autorzy to niekwestionowane autorytety w badaniach nad polskim queerem i osoby, które ze świadomością budują nienormatywną polską tożsamość. Z pietyzmem dostarczają kolejnych tęczowych cegiełek, tak bardzo nam dzisiaj potrzebnych. Aż chciałoby się wyśpiewać: „Podaj cegłę, zbudujemy nowy dom, na miarę naszych marzeń dom”!
LITERATURA:
„Biblia Tysiąclecia”. Poznań 2008.
Ostolski A.: „Spiskowcy i gorszyciele. Judaizowanie gejów w polskim dyskursie prawicowym”. W: „Jak się dzielimy i co nas łączy: przemiany wartości i więzi we współczesnym społeczeństwie polskim”. Red. M. Głowacka-Grajper, E. Nowicka. Kraków 2007.
„Nienormatywne historie Polski. Publikacja magazynu kulturalnego »Dwutygodnik«”. Red. Zofia Król, Maciej Jakubowiak, Agnieszka Słodownik, Paulina Wrocławska, Anna Pajęcka, Piotr Kowalczyk, Jakub Socha. Dom Spotkań z Historią. Warszawa 2022.
E-book „Nienormatywne historie Polski” można bezpłatnie pobrać na stronie: https://www.dwutygodnik.com/artykul/10196-nienormatywne-historie-polski-e-book.html.
E-book „Nienormatywne historie Polski” można bezpłatnie pobrać na stronie: https://www.dwutygodnik.com/artykul/10196-nienormatywne-historie-polski-e-book.html.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |