
DZIEWCZYNKI, KTÓRE MUSUJĄ (WERONIKA MUREK: 'DZIEWCZYNKI. KILKA ESEJÓW O STAWANIU SIĘ')
A
A
A
Bycie dziewczynką może wydawać się sprawą błahą. Jest to stan przejściowy, ale w zasadzie niemający końca – możesz być doświadczoną ekspertką i dojrzałą kobietą, a i tak ktoś ci przypomni, że jesteś tylko małą dziewczynką. Weronika Murek w „Dziewczynkach. Kilku esejach o stawaniu się”, które ukazały się nakładem Wydawnictwa Czarne, przygląda się temu, co to znaczy być dziewczynką i co widzą różne osoby, kiedy na dziewczynkę patrzą.
Murek wypracowała sobie charakterystyczny styl – czy to w opowiadaniach, czy w dramatach potrafi spojrzeć na świat od strony podszewki i wysupływać, a następnie splatać ze sobą wątki, style, obrazy i pomysły, zarazem oryginalne, niepokojące i zabawne. Taka metoda twórcza świetnie sprawdza się także w eseistyce – w nocie od wydawcy czytamy: „(…) z tej malutkiej książeczki dowiesz się rzeczy szczególnej wagi, na przykład dlaczego tajscy policjanci noszą na ramieniu opaski z Hello Kitty i za kogo umarł Elvis Presley. Poznasz różnicę między sikaniem triumfalnym a sikaniem bezwstydnym, na środku ścieżki. Wyruszysz w podróż z Dorotką do Oz, Nabokovem, ciocią z Ameryki i kilkoma martwymi dziewczynkami. Wyobrazisz sobie świat, w którym tampon nie jest przekazywany skrycie niczym twarde narkotyki”. A to wszystko – i wiele więcej – na zaledwie 208 stronach (w tym dość obszerna bibliografia). Autorka bardzo sprawnie kondensuje treści, a zarazem porusza się po różnorodnych obszarach, łącząc czasami dość odległe wątki w spójną narrację. W tym bogactwie wątków i metodzie ich tworzenia także widać coś z kaprysu dziewczynki: jest dużo, barwnie, kolorowo. I kto powiedział, że naklejki z gum do żucia, brokatowe wzorki i kwiatuszki w kolorach fluo na jednej stronie to za wiele?
Nie jest to jednak eseistyka z gatunku nostalgia trip, dzięki której przypomnimy sobie, jak wyglądało bycie dziewczynką w Polsce w latach 90., choć i takie wątki się tu znajdą. Czytelniczki, które były dziewczynkami w tamtej dekadzie, na pewno z rozrzewnieniem przypomną sobie pamiętnikowe wpisy z ich specyficznymi ceremoniałem i kulturą, krążące (głównie między dziewczynkami) „złote myśli”, tazosy czy anime „Czarodziejka z Księżyca” (którą z czarodziejek byłaś?). W przeciwieństwie do wielu opowieści o dziewczynkach czy esejów poświęconych dziewczyństwu, w zbiorze Murek nie znajdziemy wiele z autobiografii. Nie znaczy to, że autorka wycofuje się ze swojego tekstu czy chowa za zjawiskami, które opisuje. Jej autorskie „ja” ujawnia się właśnie w wyborze i kompozycji, czasami bardzo dobitnie, jak w przypisie na stronie 26. Gdyby Pippi Pończoszanka kiedykolwiek zrobiła przypis, zapewne wyglądałby on właśnie tak: „Nie piszę jednak o Pippi – podobnie jak nie piszę o Ani czy Anne Shirley (jako Anię ją jako dziewczynka poznałam), Pollyannie, Alicji z Krainy Czarów ani innych dziewczynkach, wobec których jestem na pewno bardziej zadłużona niż wobec Dorotki z Kansas. To kwestia mojego wyboru, to ja jestem kuratorką tej wystawy” (s. 26). Książka wyrasta również z osobistego doświadczenia, nawet jeśli nie jest ono centralnym punktem kompozycji całego tekstu: „Piszę więc o dziewczynkach także z racji mojego doświadczenia życia jako dziewczynka. Ale właściwie piszę o dziewczynkach bez względu na wiek i płeć” (s. 18).
Czym więc są dziewczynki dla autorki? To coś więcej niż dzieci płci żeńskiej – „(…) staram się o nich pisać przede wszystkim w takim wymiarze, który sama najmocniej zapamiętałam: jako marzeniu o tożsamości, która może podlegać nieustannej zmianie, i złudzeniu, że ludzkie życie – zanim (i jeśli w ogóle) obierze jeden kształt, w którym ostatecznie stężeje i osiądzie – ma szansę mienić się, musować, być w wiecznej podróży i ciągłym przeistaczaniu, że można żyć bez konieczności podejmowania decyzji, co do tego, kim się jest lub będzie” (s. 12). Dla Murek dziewczynka jest możliwością zmiany, kimś w procesie, obrazy musowania pojawiają się w esejach kilkakrotnie. Taka perspektywa otwiera jej eseje i poszukiwania, nie zawęża ich, nie próbuje opisać tego, czym dziewczynka była, jest czy być powinna. W jej spojrzeniu na dziewczynki jest natomiast pewna obietnica.
Taka perspektywa łatwo mogłaby prowadzić do pewnego idealizowania bycia dziewczynką, tworzenia iluzji, w której bycie nią to sama wolność, możliwość, nieskrępowane stawanie się. Kto jednak był dziewczynką, ten wie, że różnie z tą wolnością i możliwością bywa. Murek nie próbuje idealizować dziewczynek ani doświadczenia dorastania jako dziewczynka. To dobrze, bo dzięki temu nie osuwa się w coś w rodzaju feminizmu marketingowego: bycie dziewczynką jest super, dziewczynki to siła, dziewczynki zmienią świat, i ty bądź dziewczynką (i kup nasz dziewczynkowaty produkt). Jasne, bycie dziewczynką jest super, ale spróbuj się chociaż trochę zbuntować – jak w „Buncie dziewczynek. Teatrzyku dla dzieci” Jadwigi Czarneckiej z 1935 roku. Odmowa uczenia się i chęć zabawy przyzywają kolejne postaci, które ustawią dziewczynki do pionu. Najpierw wujek Stasio z Honolulu spróbuje zawstydzić zbuntowane dziewczynki ich niewiedzą, a potem „wjadą” już inni wychowawcy i to „na grubo”: królowa Jadwiga, Emilia Plater i Zofia Chrzanowska przypomną, że polskie dziewczynki mają powinności wobec kraju i świata, a w tych powinnościach na pewno nie mieści się całodzienna zabawa w dom i wydawanie słodkości ze spiżarki.
Ale nie tylko polskie dziewczynki mają zobowiązania wobec narodu – amerykańskie dziewczynki i radzieckie dziewczynki, zwłaszcza gimnastyczki, w czasach zimnej wojny były czymś więcej niż dziewczynkami. Zależnie od opcji, albo sowieckimi bojownikami, albo żywym dowodem na przewagę kapitalizmu. Dziewczynki niebędące gimnastyczkami wcale nie mają lepiej – bycie amerykańską dziewczynką to wymagająca robota na pełen etat (zapytajcie Shirley Temple). Z jednej strony musowanie, z drugiej ktoś nieustannie to musowanie próbuje przydusić i przyciąć, ubrać w sukienkę z dużą ilością falbanek, kazać uroczo się uśmiechnąć i powiedzieć wierszyk. W opowieści Murek musowanie jednak wygrywa, a przynajmniej – wysuwa się na pierwszy plan. Tutaj widzę zasadniczą zmianę perspektywy, jaka zaszła w spojrzeniu na bycie dziewczynką. W „Absolutnej amnezji” Izabeli Filipiak dojrzewanie jako dziewczynka w Polsce to historia opresji i przemocy. Murek także to dostrzega, ale więcej uwagi poświęca wyzwalającej potencjalności, jaka drzemie w dziewczynkach.
Trudno w obrębie recenzji przedstawić, do jakich tekstów i fenomenów kultury Murek sięga w swoich esejach. Dziewczynkowaty nadmiar objawia się i tutaj, w samych tytułach kolejnych tekstów: „Rozdział, w którym omawiamy amerykańskie spojrzenie na dziewczynkę, dowiadujemy się, po co koniom zielone okulary, ile loczków miała na głowie Shirley Temple i kto straszył Nabokova w Halloween”, „Rozdział, w którym dowiadujemy się, czym jest sekret, poznajemy też kilka dziewczęcych dzienniczków oraz świat, w którym mężczyźni uważali, że kobiety nie powinny mieć kieszeni”, „Rozdział, w którym sprawdzamy, ile waży sowiecki bojownik, kim jest Resusci Anne i dlaczego wszyscy kochają martwe dziewczynki”. A w tytułach nie zawiera się wszystko i wbrew ich opisowej, streszczającej formule, nie oddają tego, co znajduje się w środku. Śledzenie wartkiego nurtu tekstów i obrazów oraz kierunków myśli jest w przypadku „Dziewczynek” dodatkową przyjemnością.
Nie sposób także nie wspomnieć o języku tych esejów – tu także wszystkiego jest pełno. I nie chodzi wyłącznie o serie wyliczeń i powtórzeń, strategicznie stosowanych przez autorkę. W esejach Murek znajdziemy, poza obfitością tekstów i wątków, także sporo ironicznego poczucia humoru i wyjątkowo barwnych fraz, oryginalnych porównań, niemalże barokowych konceptów, zderzanych ze sobą historii. „Rozdział, w którym dowiadujemy się, czym jest przymierzanie się, a czym bycie oszustem i dlaczego to wróżki stały się symbolem niebinarności” należy do, moim zdaniem, najlepszych w całym zbiorze. Chociażby przez otwierające go zdanie: „Jest jedna rzecz, której nie chcieliście wiedzieć o świetlikach, tym płynnym elektrycznym pięknie – świetliki są pojebane” (s. 175). Od gwałtownie zmieniających się świetlików przez książkę z dzieciństwa o ciągłych przemianach, „Sarassine” Balzaca, przymierzanie się, historię o dwóch dziewczynkach, którym udało się sfotografować wróżki tak, że dorośli im uwierzyli, impostorów Brama Stokera, wróżki, kaprysy i małe skrzydełka, gejowskie organizacje, „Czarodziejkę z Księżyca”, literaturę poradnikową, syndrom oszusta, „Miriam” Trumana Capote’a po alter ego i dziecięcą ciekawość. A naprawdę nie wymieniłam tutaj wszystkich wątków i kontekstów. Przy tej obfitości nie gubi się jednak główny wątek eseju, jego oś, centralny temat – on się przeobraża, dość żarłocznie, jak świetlik w pogoni, ryzykowne słowo, za ślimakiem (to miałam na myśli pisząc o poczuciu humoru w esejach Murek [zob. s. 175]).
Oczywiście, nawet przy tym bogactwie wątków i odniesień, ciągle można dodawać – jeszcze to, jeszcze tamto, w tę stronę, w drugą, koniecznie uwzględnić należy… Myślę jednak, że na tym polega właśnie siła i potencjał „Dziewczynek” – zmusza do szukania dalej, myślenia, czytania na własną rękę. I znowu coś musuje, zmienia się, fascynuje. Jeśli ja miałabym w jakąś stronę poprowadzić wątki z tego zbioru, poprowadziłabym je w queer, który już tam jest, ale z pewną taką nieśmiałością, jak reklamowało się w czasach mojego dzieciństwa Always (teraz reklamują się nieco inaczej, o czym Murek też pisze). „Czarnoksiężnik z Krainy Oz”, Judy Garland, fairies, „Czarodziejka z Księżyca”, drag queens, ciągła zmiana i przeistaczanie się, wolność i ferment – aż się proszą, żeby popchnąć je dalej, zobaczyć, gdzie jeszcze zabawa z rewolucyjnym potencjałem może nas zaprowadzić. Dlatego też esej o świetlikach, przemianach i wróżkach przemówił do mnie najmocniej.
„Dziewczynki. Kilka esejów o stawaniu się” Weroniki Murek to dobrze napisana, przemyślana, sprawnie skondensowana książka. Bogactwo treści zostało świetnie uchwycone w barwnym, plastycznym języku, eseje są erudycyjne, ale zarazem lekkie, zabawne, podlegają logice wywodu i logice kaprysu zarazem. Jednym słowem – musują.
Murek wypracowała sobie charakterystyczny styl – czy to w opowiadaniach, czy w dramatach potrafi spojrzeć na świat od strony podszewki i wysupływać, a następnie splatać ze sobą wątki, style, obrazy i pomysły, zarazem oryginalne, niepokojące i zabawne. Taka metoda twórcza świetnie sprawdza się także w eseistyce – w nocie od wydawcy czytamy: „(…) z tej malutkiej książeczki dowiesz się rzeczy szczególnej wagi, na przykład dlaczego tajscy policjanci noszą na ramieniu opaski z Hello Kitty i za kogo umarł Elvis Presley. Poznasz różnicę między sikaniem triumfalnym a sikaniem bezwstydnym, na środku ścieżki. Wyruszysz w podróż z Dorotką do Oz, Nabokovem, ciocią z Ameryki i kilkoma martwymi dziewczynkami. Wyobrazisz sobie świat, w którym tampon nie jest przekazywany skrycie niczym twarde narkotyki”. A to wszystko – i wiele więcej – na zaledwie 208 stronach (w tym dość obszerna bibliografia). Autorka bardzo sprawnie kondensuje treści, a zarazem porusza się po różnorodnych obszarach, łącząc czasami dość odległe wątki w spójną narrację. W tym bogactwie wątków i metodzie ich tworzenia także widać coś z kaprysu dziewczynki: jest dużo, barwnie, kolorowo. I kto powiedział, że naklejki z gum do żucia, brokatowe wzorki i kwiatuszki w kolorach fluo na jednej stronie to za wiele?
Nie jest to jednak eseistyka z gatunku nostalgia trip, dzięki której przypomnimy sobie, jak wyglądało bycie dziewczynką w Polsce w latach 90., choć i takie wątki się tu znajdą. Czytelniczki, które były dziewczynkami w tamtej dekadzie, na pewno z rozrzewnieniem przypomną sobie pamiętnikowe wpisy z ich specyficznymi ceremoniałem i kulturą, krążące (głównie między dziewczynkami) „złote myśli”, tazosy czy anime „Czarodziejka z Księżyca” (którą z czarodziejek byłaś?). W przeciwieństwie do wielu opowieści o dziewczynkach czy esejów poświęconych dziewczyństwu, w zbiorze Murek nie znajdziemy wiele z autobiografii. Nie znaczy to, że autorka wycofuje się ze swojego tekstu czy chowa za zjawiskami, które opisuje. Jej autorskie „ja” ujawnia się właśnie w wyborze i kompozycji, czasami bardzo dobitnie, jak w przypisie na stronie 26. Gdyby Pippi Pończoszanka kiedykolwiek zrobiła przypis, zapewne wyglądałby on właśnie tak: „Nie piszę jednak o Pippi – podobnie jak nie piszę o Ani czy Anne Shirley (jako Anię ją jako dziewczynka poznałam), Pollyannie, Alicji z Krainy Czarów ani innych dziewczynkach, wobec których jestem na pewno bardziej zadłużona niż wobec Dorotki z Kansas. To kwestia mojego wyboru, to ja jestem kuratorką tej wystawy” (s. 26). Książka wyrasta również z osobistego doświadczenia, nawet jeśli nie jest ono centralnym punktem kompozycji całego tekstu: „Piszę więc o dziewczynkach także z racji mojego doświadczenia życia jako dziewczynka. Ale właściwie piszę o dziewczynkach bez względu na wiek i płeć” (s. 18).
Czym więc są dziewczynki dla autorki? To coś więcej niż dzieci płci żeńskiej – „(…) staram się o nich pisać przede wszystkim w takim wymiarze, który sama najmocniej zapamiętałam: jako marzeniu o tożsamości, która może podlegać nieustannej zmianie, i złudzeniu, że ludzkie życie – zanim (i jeśli w ogóle) obierze jeden kształt, w którym ostatecznie stężeje i osiądzie – ma szansę mienić się, musować, być w wiecznej podróży i ciągłym przeistaczaniu, że można żyć bez konieczności podejmowania decyzji, co do tego, kim się jest lub będzie” (s. 12). Dla Murek dziewczynka jest możliwością zmiany, kimś w procesie, obrazy musowania pojawiają się w esejach kilkakrotnie. Taka perspektywa otwiera jej eseje i poszukiwania, nie zawęża ich, nie próbuje opisać tego, czym dziewczynka była, jest czy być powinna. W jej spojrzeniu na dziewczynki jest natomiast pewna obietnica.
Taka perspektywa łatwo mogłaby prowadzić do pewnego idealizowania bycia dziewczynką, tworzenia iluzji, w której bycie nią to sama wolność, możliwość, nieskrępowane stawanie się. Kto jednak był dziewczynką, ten wie, że różnie z tą wolnością i możliwością bywa. Murek nie próbuje idealizować dziewczynek ani doświadczenia dorastania jako dziewczynka. To dobrze, bo dzięki temu nie osuwa się w coś w rodzaju feminizmu marketingowego: bycie dziewczynką jest super, dziewczynki to siła, dziewczynki zmienią świat, i ty bądź dziewczynką (i kup nasz dziewczynkowaty produkt). Jasne, bycie dziewczynką jest super, ale spróbuj się chociaż trochę zbuntować – jak w „Buncie dziewczynek. Teatrzyku dla dzieci” Jadwigi Czarneckiej z 1935 roku. Odmowa uczenia się i chęć zabawy przyzywają kolejne postaci, które ustawią dziewczynki do pionu. Najpierw wujek Stasio z Honolulu spróbuje zawstydzić zbuntowane dziewczynki ich niewiedzą, a potem „wjadą” już inni wychowawcy i to „na grubo”: królowa Jadwiga, Emilia Plater i Zofia Chrzanowska przypomną, że polskie dziewczynki mają powinności wobec kraju i świata, a w tych powinnościach na pewno nie mieści się całodzienna zabawa w dom i wydawanie słodkości ze spiżarki.
Ale nie tylko polskie dziewczynki mają zobowiązania wobec narodu – amerykańskie dziewczynki i radzieckie dziewczynki, zwłaszcza gimnastyczki, w czasach zimnej wojny były czymś więcej niż dziewczynkami. Zależnie od opcji, albo sowieckimi bojownikami, albo żywym dowodem na przewagę kapitalizmu. Dziewczynki niebędące gimnastyczkami wcale nie mają lepiej – bycie amerykańską dziewczynką to wymagająca robota na pełen etat (zapytajcie Shirley Temple). Z jednej strony musowanie, z drugiej ktoś nieustannie to musowanie próbuje przydusić i przyciąć, ubrać w sukienkę z dużą ilością falbanek, kazać uroczo się uśmiechnąć i powiedzieć wierszyk. W opowieści Murek musowanie jednak wygrywa, a przynajmniej – wysuwa się na pierwszy plan. Tutaj widzę zasadniczą zmianę perspektywy, jaka zaszła w spojrzeniu na bycie dziewczynką. W „Absolutnej amnezji” Izabeli Filipiak dojrzewanie jako dziewczynka w Polsce to historia opresji i przemocy. Murek także to dostrzega, ale więcej uwagi poświęca wyzwalającej potencjalności, jaka drzemie w dziewczynkach.
Trudno w obrębie recenzji przedstawić, do jakich tekstów i fenomenów kultury Murek sięga w swoich esejach. Dziewczynkowaty nadmiar objawia się i tutaj, w samych tytułach kolejnych tekstów: „Rozdział, w którym omawiamy amerykańskie spojrzenie na dziewczynkę, dowiadujemy się, po co koniom zielone okulary, ile loczków miała na głowie Shirley Temple i kto straszył Nabokova w Halloween”, „Rozdział, w którym dowiadujemy się, czym jest sekret, poznajemy też kilka dziewczęcych dzienniczków oraz świat, w którym mężczyźni uważali, że kobiety nie powinny mieć kieszeni”, „Rozdział, w którym sprawdzamy, ile waży sowiecki bojownik, kim jest Resusci Anne i dlaczego wszyscy kochają martwe dziewczynki”. A w tytułach nie zawiera się wszystko i wbrew ich opisowej, streszczającej formule, nie oddają tego, co znajduje się w środku. Śledzenie wartkiego nurtu tekstów i obrazów oraz kierunków myśli jest w przypadku „Dziewczynek” dodatkową przyjemnością.
Nie sposób także nie wspomnieć o języku tych esejów – tu także wszystkiego jest pełno. I nie chodzi wyłącznie o serie wyliczeń i powtórzeń, strategicznie stosowanych przez autorkę. W esejach Murek znajdziemy, poza obfitością tekstów i wątków, także sporo ironicznego poczucia humoru i wyjątkowo barwnych fraz, oryginalnych porównań, niemalże barokowych konceptów, zderzanych ze sobą historii. „Rozdział, w którym dowiadujemy się, czym jest przymierzanie się, a czym bycie oszustem i dlaczego to wróżki stały się symbolem niebinarności” należy do, moim zdaniem, najlepszych w całym zbiorze. Chociażby przez otwierające go zdanie: „Jest jedna rzecz, której nie chcieliście wiedzieć o świetlikach, tym płynnym elektrycznym pięknie – świetliki są pojebane” (s. 175). Od gwałtownie zmieniających się świetlików przez książkę z dzieciństwa o ciągłych przemianach, „Sarassine” Balzaca, przymierzanie się, historię o dwóch dziewczynkach, którym udało się sfotografować wróżki tak, że dorośli im uwierzyli, impostorów Brama Stokera, wróżki, kaprysy i małe skrzydełka, gejowskie organizacje, „Czarodziejkę z Księżyca”, literaturę poradnikową, syndrom oszusta, „Miriam” Trumana Capote’a po alter ego i dziecięcą ciekawość. A naprawdę nie wymieniłam tutaj wszystkich wątków i kontekstów. Przy tej obfitości nie gubi się jednak główny wątek eseju, jego oś, centralny temat – on się przeobraża, dość żarłocznie, jak świetlik w pogoni, ryzykowne słowo, za ślimakiem (to miałam na myśli pisząc o poczuciu humoru w esejach Murek [zob. s. 175]).
Oczywiście, nawet przy tym bogactwie wątków i odniesień, ciągle można dodawać – jeszcze to, jeszcze tamto, w tę stronę, w drugą, koniecznie uwzględnić należy… Myślę jednak, że na tym polega właśnie siła i potencjał „Dziewczynek” – zmusza do szukania dalej, myślenia, czytania na własną rękę. I znowu coś musuje, zmienia się, fascynuje. Jeśli ja miałabym w jakąś stronę poprowadzić wątki z tego zbioru, poprowadziłabym je w queer, który już tam jest, ale z pewną taką nieśmiałością, jak reklamowało się w czasach mojego dzieciństwa Always (teraz reklamują się nieco inaczej, o czym Murek też pisze). „Czarnoksiężnik z Krainy Oz”, Judy Garland, fairies, „Czarodziejka z Księżyca”, drag queens, ciągła zmiana i przeistaczanie się, wolność i ferment – aż się proszą, żeby popchnąć je dalej, zobaczyć, gdzie jeszcze zabawa z rewolucyjnym potencjałem może nas zaprowadzić. Dlatego też esej o świetlikach, przemianach i wróżkach przemówił do mnie najmocniej.
„Dziewczynki. Kilka esejów o stawaniu się” Weroniki Murek to dobrze napisana, przemyślana, sprawnie skondensowana książka. Bogactwo treści zostało świetnie uchwycone w barwnym, plastycznym języku, eseje są erudycyjne, ale zarazem lekkie, zabawne, podlegają logice wywodu i logice kaprysu zarazem. Jednym słowem – musują.
Weronika Murek: „Dziewczynki. Kilka esejów o stawaniu się”. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2023.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |