ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lutego 4 (460) / 2023

Aleksandra Dębińska,

MIĘDZY LĄDEM A OCEANEM (SZCZEPAN TWARDOCH: 'CHOŁOD')

A A A
Szczepana Twardocha przedstawiać nie trzeba; kocha się go lub nienawidzi. Od początku mojj przygody z jego pisarstwem zawsze byłam bliżej pierwszego stanowiska, darząc twórczość Ślązaka bezkresną sympatią, z lubością przyglądając się konstruowanym przez niego męskim charakterom, nierzadko zmagającym się z demonami przeszłości czy też teraźniejszości. Jego brutalna, mroczna i pikantna proza w dojmujący sposób uderzała w moje domagające się literackiej przemocy serce. Lecz, mówiąc wprost, powieści pokroju gotowych scenariuszy na filmy akcji stopniowo przestały mnie satysfakcjonować… Na szczęście Twardoch jakby przeczuł mój czytelniczy kryzys, usłyszał moją prośbę o dzieło wielowymiarowe i niebanalne.

„Chołod” momentalnie wpadł w moje ręce, a po skończonej lekturze pozostał w głowie na długo. Stał się swoistym antidotum, lekarstwem, które na nowo rozbudziło moją miłość do narracji, które konstruuje pisarz – oto wrócił Twardoch, który posługuje się kalejdoskopijnym wręcz językiem, sprawuje kontrolę nad czasem i historią. Ale zacznijmy od początku…

JA CZEŁOWIEK?”

Najnowsza powieść Twardocha posiada dwudzielną strukturę – z jednej strony jest to historia samego pisarza, który podczas pobytu na Spitsbergenie poznaje niezwykle rześką siedemdziesięciolatkę z Norwegii. Kobieta – podobnie jak Twardoch – samotnie żegluje po okolicznych wodach. Pisarz wyraża chęć odbycia rejsu razem z nią, a „w zamian” otrzymuje do przeczytania tajemniczy pamiętnik. Zapiski datowane są na rok 1946 i należą do niejakiego Konrada Wilgelmowicza Widucha. Ów pamiętnik, spisany niezwykle wyjątkowym idiolektem, stanowi drugi element kompozycyjny tekstu. Widuch, za pomocą własnego złożonego języka (jest to mieszanina m.in. języka polskiego, rosyjskiego, niemieckiego czy śląskiego) opowiada o skomplikowanej historii swojego życia naznaczonego wieczną tułaczką.

Z jego „dynamicznych” zapisków możemy dowiedzieć się, że w bardzo młodym wieku opuścił rodzinne Pilchowice i zaciągnął się do marynarki cesarza Wilhelma II, by walczyć na jednym z frontów I wojny światowej. Później, w poszukiwaniu lepszego świata i by ten lepszy świat współtworzyć, uciekł do sowieckiej Rosji, Ojczyzny Światowego Proletariatu. Tu z kolei walczył na froncie wojny polsko-bolszewickiej; z zapałem i zaangażowaniem prawdziwego komunisty zabijał Polaków, bezwzględnie wymierzając sprawiedliwość dziejową. Na froncie owej wojny mężczyzna w dość osobliwy sposób poznał miłość swojego życia (szczegółów dotyczących ich pierwszego spotkania nie podaję celowo), rewolucjonistkę Sofie. Z kobietą ułożył sobie życie, miał dwie córki, po wielu latach nieustannego poszukiwania siebie i własnej przestrzeni osiągnął długo wyczekiwany spokój. Pisząc o żonie i córkach, celowo używam czasu przeszłego. Ustabilizowane życie Widucha nie trwało bowiem długo, gdyż krwiożerczy terror Związku Radzieckiego pochłaniał nawet „swoje dzieci”. Widuch, chcąc uniknąć konfrontacji z władzą, uciekł wraz z rodziną z Moskwy do Murmańska. Niestety, zwolennicy Stalina dosięgnęli go również tam i mężczyzna trafił do łagru. Sofie z kolei, wraz z dziećmi, uciekła, przemierzając groźny i zdradliwy Ocean Arktyczny. W tamtym momencie Widuch wiedział, że będzie to ich ostatnie spotkanie…

ŚWIAT ŻYWEGO MITU

Mam wrażenie, że pisząc o tym, iż Konrad Wilgelmowicz Widuch ucieka z łagru, zdradzam za dużo. Nie opiszę więc okoliczności, w których dokonał się exodus bohatera. Pozwolę sobie jednak opowiedzieć o tym, dokąd dotarł główny bohater powieści. Dzięki temu będziemy mogli zbliżyć się do tego, czym w zasadzie jest tytułowy Chołod.

Chołod to izolacja. Chołod to przestrzeń, która poprzez powrót do korzeni pozwala na zerwanie wszelkich więzi z destrukcyjną cywilizacją. Chołod to miejsce, w którym człowiek musi żyć w symbiozie z naturą, aby przetrwać. Wreszcie Chołod to lodowata pustka, paradoksalnie przynosząca ukojenie i długo wyczekiwany spokój. Nie bez powodu sam Twardoch mówi więc, że jest to świat stworzony na wzór Eliadowskiego świata mitu żywego: „[…] Chołod jest krainą mityczną, bo stanowi kulturę przedpiśmienną, przedliteracką, w której to mit organizuje rzeczywistość” (vogue.pl; podkreśl. – A.D.).

Na bezkresnym pustkowiu Widuch poznaje tubylczy lud, który w późniejszym czasie wywiera nań znaczący wpływ: „[…] stoją przed nami ci wilkowie, otaczają nas […] Tłum zbrojnych wyrostków, karlusów, mołodzież męska do zabijania przysposobiona gorsza niż wilcy, w których skóry się poprzebierali. Na dodatek zaczęli wyć. […]” (s. 247-248). Chołodcy, jak się jednak okazuje, nie są żądni krwi, lecz sprawiają, iż Widuch czuje, że odnalazł dom, spokój, schronienie. Ogromną miłością zaczyna darzyć tę surową ziemię, bowiem pozwala mu ona zbliżyć się do istoty tego, czym jest człowieczeństwo oraz życie; życie bez zła i dobra, życie bez reżimu, narzuconych praw, życie bez wojen. W Chołodzie nie ma niczego poza wolnością.

TAUTĀ, CZYLI OBCY

Powyższego słowa uczą Widucha Chołodcy, kiedy próbują nawiązać z nim nić porozumienia. Wspominam o nim, ponieważ kwestia budowania własnej tożsamości w powieści wybrzmiewa tu chyba najwyraźniej. W zasadzie słychać ją od samego początku obcowania z rękopisem głównego bohatera, który nieustannie wędruje i za każdym razem próbuje dopasować się do świata, który wybrał lub który został mu niejako narzucony. Narracja „Chołodu” niemalże z każdym zdaniem coraz bardziej obnaża mężczyznę, który zrywa z wszelkimi ramami i ograniczeniami – zarówno społecznymi, jak i narodowymi. To nie pierwszy raz, kiedy Twardoch próbuje pokazać w swej prozie podobną problematykę, lecz np. w „Pokorze” mieliśmy do czynienia z bohaterem, który mierzył się z przeciwnym dylematem – niepełną podmiotowością, którą próbował formować poprzez nakładanie różnorakich „tożsamościowych masek”. W „Chołodzie” sytuacja jawi się całkowicie inaczej. Widuch bowiem postanawia konstytuować swą indywidualną, wyizolowaną tożsamość, wykuwając choćby swój własny sposób wypowiedzi. Kształtuje autonomię, z lubością chłonąc języki obce, które wykorzystuje później w procesie wydobywania tożsamości własnej, tej najprawdziwszej. Gdy dociera do Chołodu, posiada już pełną możliwość pokonywania granic języka i odbywa podróż inną niż wszystkie dotychczas – jest to bowiem podróż w głąb samego siebie.

DROGA NIEISTNIEJĄCA CZYTELNICZKO”

„Chołod” to powieść niewątpliwie wieloaspektowa, igrająca z czasem, przestrzenią, językiem i historią. Jest kawałkiem prozy wyśmienitej, lecz brutalnej. Nie brakuje w niej bowiem charakterystycznego dla narracji Twardocha ludzkiego okrucieństwa – tak prawdziwego i dojmująco realnego. W dobie toczącej się walki w Ukrainie zapewne wielu odbiorców dzieła doszuka się w „Chołodzie” krytyki współczesnych wojen, lecz celowo tej kwestii nie poruszam. Jako recenzentka nie chciałabym wdawać się w polityczną dyskusję. Niemniej najnowszej powieści Twardocha się łaknie, trudno od niej odpocząć. Pisarz bowiem zabiera nas do świata, który wraz z Konradem Widuchem odkrywamy na nowo, eksplorujemy do cna, by poczuć wolność, której obecnie nie jesteśmy w stanie osiągnąć. Drogi Konradzie, to ja jestem Twoją „nieistniejącą czytelniczką”.

LITERATURA:

„Chołod: Wyprawa poza cywilizację” [ze Szczepanem Twardochem rozmawia Karolina Rychter]. https://www.vogue.pl/a/rozmowa-ze-szczepanem-twardochem-o-jego-powiesci-cholod
Szczepan Twardoch: „Chołod”. Wydawnictwo Literackie. Kraków 2022.