ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 marca 5 (461) / 2023

Mateusz Krupa,

STRACHY W NICOŚCI ('SKINAMARINK')

A A A
Niełatwo opisać akcję rozgrywającą się w „Skinamarink”. Co stanowi fabułę filmu? Rodzeństwo spędzające noc w domu opuszczonym przez rodziców czy w domu opuszczonym tylko przez mamę? A może rodzice, nieświadomi tego, że przynajmniej jedna z zabawek okazała się demonem, spędzili noc w swojej sypialni?

„Skinamarink” jest kinem atmosfery i to o niej i o obrazach, które ją budują, lepiej mówić. Autorem filmu jest Kyle Edward Ball, któremu udało się poskładać całość zaledwie za 15 tysięcy dolarów. To mikroskopijny budżet, który nawet na planie niskobudżetowego horroru nie starczyłby na sfinansowanie jednego dnia zdjęciowego. Po zajęciu miejsca przed ekranem okazuje się jednak, że nie jest to amatorski film zrealizowany za grosze. Całość tworzy ciekawszą kombinację, która nie potrzebowała wyższego budżetu i nie wydaje się zainteresowana naśladowaniem droższych filmów. Jak mówi sam reżyser, inspiruje go kino lat 70.: to eksperymentalne i to eksploatacji. Ball łączy ze sobą dwa skraje kanadyjskiego kina niezależnego: niedające widowni bohaterów, fabuły i przyjaznej formy dzieła awangardy, jak „Wavelength”, i te gatunkowe, jak „Czarne Święta” oraz inne filmy Boba Clarka, trzymające się lubianych schematów i chcące zaspokoić oczekiwania widza (zob. Monohan 2023). Bliższe nam czasowo inspiracje również są wyczuwalne, choć film nie przedstawia się jako found footage, nikt nie trzyma kamery, nikt nie pracuje tutaj nad dokumentem. Kadry w „Skinamarink” przywodzą na myśl ostatnie minuty „Blair Witch Project”. Te filmy łączy również to, że obydwa są skromnymi produkcjami, które osiągnęły wielki i niespodziewany sukces. Istotniejsze jednak wydają się produkcje internetowe, a nie kinowe. „Heck”, czyli prototyp tego filmu, to tylko jeden z wielu niepokojących filmików zamieszczonych w sieci. Tik-tokowe i youtube’owe produkcje: horrory, creepypasty, stylizowane na materiały archiwalne zarejestrowane na taśmie celuloidowej lub VHS są jednymi z bezpośrednich przodków „Skinamarink”.

Przeważają inspiracje związane z eksperymentalnym kinem lat 70., a szczególności z filmem strukturalnym: statyczna kamera, powtarzalność obrazów, upływ czasu w świecie filmu utożsamiony z tym w świcie realnym (zob. Gidal 1978: 1-20). Nietypowy sposób kadrowania, wydobywający coś niepokojącego z codziennych przestrzeni. Wydarzenia „Skinamarink” przeżywamy z perspektywy czteroletniego Kevina i jego starszej siostry Kaylee. Ojciec wraca z chłopcem ze szpitala, z rozmowy telefonicznej dowiadujemy się, że nie stało się nic poważnego. Urazy Kevina miały być spowodowane wypadkiem podczas lunatykowania, ale szybko zostaje to podane w wątpliwość. Dzieci orientują się, że ojciec zniknął, decydują się spędzić noc w salonie na parterze i włączają telewizor, w którym nieprzerwanie lecą kreskówki z lat 30. Po przeniesieniu w świat dziecinnych koszmarów, każdy trzask, każda niewiadoma może być zagrożeniem, a w każdym cieniu może kryć się potwór. Dom w nocy ze znanego zamienia się w świat niewiadomych, a dziecięca podróż między piętrami staje się wielką wyprawą. Pokonanie schodów, przedstawione w powoli przenikających się ujęciach, zmontowane jest w sposób przypominający przeprawę przez pustynię w filmie przygodowym. Ball, w odróżnieniu od eksperymentatorów z lat 70., nie pracuje na taśmie filmowej, film jest przykryty filtrem mającym naśladować filmowe ziarno, a filtr ten wydaje się mieszać z cyfrowymi artefaktami powstałymi przez kręcenie filmu przy niskim oświetleniu. Efekt finalny jest przerysowany, ale jego celem nie wydaje się być przekonanie kogokolwiek, że wydarzenia zostały zarejestrowane na fizycznym nośniku. W zaciemnionej sali kinowej i w ciemnościach panujących na ekranie tysiące nieustannie migających, białych, szarych punktów zaczyna układać się we wzory. Czy w tym kącie tym razem coś jest? Czy coś tam się rusza? Czy kamera się rusza, czy stoi w miejscu? Próbując odnaleźć w tych mrugnięciach wzory, schematy, jak dziecko doszukujemy się w pulsującej pustce wyczekiwanego monstrum.

Oczekiwanie i to, co nieobecne, okazują się najbardziej przerażające. Jednym z obrazów reklamujących film jest pojawiający się w serii „Toy Story” zabawkowy, stacjonarny telefon z kółkami i twarzą. Znając ten obraz, nie mogłem się doczekać, aż demon pojawi się na ekranie. Pojawił się, wraz z głośnym dźwiękiem i krzykiem z sali kinowej. „Skinamarink” ma kilka takich momentów: przejście ze spokojnych ujęć do nagłego cięcia, hałasu i mocniejszych wizualnych wrażeń niż obserwowane na ogół drzwi, dywan lub ściany. Choć sceny te są efektywne – najwidoczniej efektywniejsze niż w „poprawnie” opowiedzianych horrorach, bo nie pamiętam, kiedy ostatni raz słyszałem krzyki z widowni po jump scare’ach na ekranie – wydają się zaburzać coś w rytmie reszty opowieści. Okazuje się, że brak wydarzeń, brak akcji, brak potwora są najciekawszymi ze wszystkich koszmarów, bo po audiowizualnym ataku musimy się z powrotem przyzwyczaić do oglądania migoczącej pustki. I tak najwięcej napięcia budują sekwencje, w których dzieciaki tylko obserwują niesamowite zjawiska, powoli schylają się, aby spojrzeć pod łóżko, lub wpatrują się w rozpływające się sylwetki rodziców.

Konwencja „Skinamarink” sprawia, że nie można jednoznacznie stwierdzić, które wydarzenia miały miejsce, które są domeną dziecięcych koszmarów, a które tworami umysłów Kaylee i Kevina, służącymi im za narzędzia do rozumienia rzeczywistości. Myśląc o tym filmie, zastanawiam się jednak, czy pustka pochłonęła mnie tak bardzo, że zacząłem doszukiwać się potworów tam, gdzie nigdy ich nie było. W całym tym szumie autorzy rozrzucają wiele wskazówek, ale postać ojca wychodzi na pierwszy plan. Czy dla dzieci tata przyjmuje postać demona „Skinamarinak”, gdy ten się nad nimi znęca? Czy to obecność jakiejś paranormalnej istoty sprawia, że drzwi, okna znikają? Drogi ucieczki zniknęły, matka się rozpłynęła, już nikt nie może im pomóc. Dzieci w ten sposób wytłumaczyły sobie uwięzienie w domu z agresywnym opiekunem, izolację i odcięcie od reszty świata? Choć film rozgrywa się w niedookreślonej czasowo erze kaset wideo, buduje to również metaforę pandemicznej izolacji. Jak informują nas napisy, na planie były przestrzegane wszelkie zasady dotyczące bezpieczeństwa w związku z pandemią COVID-19. Kulminacją wszystkich negatywnych emocji jest scena rozmowy Kevina z operatorką numeru alarmowego. Kobieta pyta go: „Dlaczego szepczesz?” – czy chłopiec ukrywa się przed zabawkowym telefonem, czy boi się reakcji ojca? Nieważne, jakiej odpowiedzi udzielimy sobie na to pytanie, pozostaje nam patrzeć w ziarno pochłaniające przestrzeń i liczyć na to, że dzieciaki dotrą całe do końca filmu.

Debiut Kyle’a Edwarda Balla jest ambitny, może aż zbyt ambitny. Nieprzyjazna forma rozciągnięta na 100 minut momentami ciążyła nawet mnie, choć twórcą udało się przenieść mnie do tego świata. Czego nie mogę powiedzieć o osobach, które siedziały obok mnie – ich zmieszanie i znudzenie było wyrażane fizycznie i (niestety) słownie. Jeśli ktoś, jak ja, uwielbia kino grozy, a jednocześnie z fascynacją doszukiwał się obrazów w „Blue” Dereka Jarmana, „Skinamarink” może okazać się mieszanką idealną.

LITERATURA:

P. Gidal: „Structural Film Anthology”. Londyn 1978.

S. Monohan [2023]: „SKINAMARINK Director Kyle Edward Ball On Crafting Homegrown Horror” https://www.fangoria.com/original/skinamarink-director-kyle-edward-ball-on-crafting-homegrown-horror/.
„Skinamarink”. Scenariusz i reżyseria: Kyle Edward Ball. Obsada: Jaime Hill, Dali Rose Tetreault, Ross Paul, Lucas Paul. Kanada 2022, 100 min.