FIŃSKA HERSTORIA (TOMMI KINNUNEN: 'POWIEDZIAŁA, ŻE NIE ŻAŁUJE')
A
A
A
Przy okazji premiery „Powiedziała, że nie żałuje”, książki wydanej przez Wydawnictwo Poznańskie i świetnie przetłumaczonej przez Sebastiana Musielaka, pojawiało się wiele określeń, ale jednym z dominujących i bardziej trafnych zdecydowanie jest herstoria. Powieść Tommiego Kinnunena doskonale wpisuje się w ramy tego pojęcia – wracamy znowu w czasy drugiej wojny światowej, choć zdawałoby się, że na jej temat powiedziano i napisano już wszystko. Okazuje się jednak, że to tylko pozory i ciągle można wnieść kolejne, cenne perspektywy i to też robi fiński pisarz: przedstawia nam losy kilku kobiet, które wiosną 1945 roku na granicy norwesko-fińskiej wydostały się z obozu jenieckiego i ruszyły w kierunku Finlandii. Czy brzmi to fascynująco?
Nie brzmi to zbyt fascynująco. Brzmi zwyczajnie, wyobrażamy sobie może długie wędrówki po mroźnej Laponii (tam wiosna to zdecydowanie więcej niż nasza zima), głód i odmarzające kończyny. I faktycznie dostajemy w dużej mierze historię drogi, kilkaset stron opisów wędrowania naszych bohaterek od jednego punktu do drugiego, jednak sama akcja, poza kilkoma zwrotami, należy raczej do skromniejszych. Nie na tym jednak polega ta powieść. To, co dzieje się wokół, ma wręcz niewielkie znaczenie dla tego, co chciał przedstawić autor. Wydarzenia osadzone w 1945 roku przedstawiają przeszłość oraz niesprawiedliwość, jaka spotykała wtedy kobiety z powodów od nich w dużej mierze niezależnych, ale widocznych również w teraźniejszości. Okazuje się, że przez kolejne niemal 80 lat niektóre schematy myślowe nie odeszły w zapomnienie, może jedynie zmieniły nieco swoją formę.
Nasze bohaterki wyruszają razem w podróż do Roveniemi, które jawi im się niemal jako Ziemia Święta, najważniejszy cel w życiu. Tam właśnie mają się rozejść, wrócić do domów po wojnie, do Finlandii. W drodze ich oczom ukazuje się fala zniszczeń, jaka przeszła przez kraj, a przyszłość staje się coraz bardziej niepewna. Dom zdaje się odległy mimo przebytych kilometrów. Bohaterki obawiają się, że nie zastaną tam niczego ani nikogo i nie odnajdą z powrotem swojego miejsca na ziemi.
Wobec kobiet powracających po długim czasie z Norwegii, o których nie wiadomo, czym się przez ten okres trudniły, nie mówi się w ciepłych słowach. Zdecydowanie najczęściej pada określenie „niemieckie kurwy”, a nie „więźniarki obozów jenieckich” czy „ofiary”, „poszkodowane”, choć do tych drugich właśnie należą nasze bohaterki. Niektóre faktycznie, jako Finki, zawiesiły się między dwoma światami, związując się z Niemcami, niekiedy nosząc także ich dzieci, jednak i te związki nie miały większych szans na przetrwanie po wojnie.
Problem polega także na tym, że na kobiety patrzy się zupełnie inaczej niż na mężczyzn. Dopowiada się historie, zmyśla, nie zamieniając z nimi słowa, a jedynie snując domysły. Gdy bohaterki docierają do celu, widzą przerażającą sytuację – kobietę, jedną z owych „niemieckich kurew”, która pada ofiarą publicznego linczu, a jej malutkie dziecko zostaje jej najzwyczajniej odebrane i mimo jej protestów oddanego komuś innemu. Nikt się nie buntuje. Czy ktoś się zastanawia, w jakiej sytuacji znalazła się kobieta? Czy komuś coś zawiniła? Czy była czemuś winna? Po prostu nazwano ją „niemiecką kurwą” i to był sąd ostateczny.
Nasze bohaterki zauważają tę niesprawiedliwość i wiedzą, że także od niej nie uciekną, obawiają się nawet swoich najbliższych. Zauważają również, że podobne konsekwencje i stygmatyzacja nie spotykają mężczyzn, a przecież wielu Finów poszło za Niemcami. Jednak im nie organizuje się marszów wstydu i przemocy na ulicach miasta. W naszej rzeczywistości nietrudno odnaleźć analogiczne sytuacje, kiedy mamy do czynienia z podwójnymi standardami (chociaż w większości przypadków są one mniej drastyczne). Rzeczy, na które absolutnie nie mogą pozwolić sobie kobiety, są dopuszczalne dla mężczyzn, a do oskarżeń wystarczają oparte na prostych schematach i uprzedzeniach domysły, a nie dowody. Jedyne, co zostaje, to postanowić sobie, że nie odpowie się za nic, z czego nie rozlicza się także mężczyzn.
W czasie wojny kobiety musiały zastąpić mężczyzn w wielu pracach wcześniej dla nich niedostępnych, ale po jej zakończeniu wszystko zdawało się wracać na poprzednie tory. Podziały na zajęcia dla kobiet dozwolone i niedozwolone stawały się na powrót sztywne. W oczy rzucały się oprócz tego także inne aspekt ich niedoli. Zależne stają nierzadko od czyjejś woli lub coś je ogranicza: zdane są na mężczyzn, pograniczników (bo to oni decydują, czy przeżyją, czy pójdą dalej, czy zostaną zgwałcone), na swoich ojców, na swoich partnerów mogących nie przyjąć ich z powrotem do domu i dawnego życia. Ograniczają je dzieci – na początku powieści widzimy, jak jedna z kobiet rezygnuje z wędrówki, bo jej dziecko nie dałoby rady jej podołać. Jej obowiązkiem jest zostać z dzieckiem, los i jego, i swój poddając w wątpliwość, choć sama miałaby szansę przeżyć wędrówkę podróż do kraju.
Kinnunen daje nam wobec tego także wizerunek człowieka, a przede wszystkim kobiety, w obliczu kryzysu i to jednego z najstraszniejszych, czyli wojny na swoich terenach. Przyzwyczajeni jesteśmy do historii skupionych na mężczyznach, najczęściej żołnierzach i kobietach-żołnierkach lub innych, które aktywnie wpływały na walki albo przebieg wojny. Kinnunen zwraca uwagę natomiast na zwykłych, szarych ludzi, cywilów, a takich przecież nie brakowało, a oni tak samo borykali się z okrucieństwem i innymi trudnościami. Ich historie zdają się zapomniane przez to, że nie wpisują się w narracje o bohaterstwie, jednak za to doskonale mówią o szukaniu siebie, swojego domu i tożsamości, zwłaszcza kiedy stare życie legło w gruzach, a dawni bliscy już nie darzą nas tymi samymi uczuciami. Człowiek szybko przyzwyczaja się do nowych warunków, nawet jeśli są okropne i towarzyszy im stałe niebezpieczeństwo. Za pomoc służą tylko humor i ironia, poczucie małości wobec świata oraz historii. Nasze bohaterki, fizycznie zmęczone po wyczerpujących wędrówkach w ekstremalnych warunkach, szybko akceptują to, że w Rovaniemi nie znajdą jednak swojego miejsca, że spotkało je coś nieprzewidzianego, że sytuacja jest gorsza, niż sobie wyobrażały. Dotychczasowe trudy je zahartowały (albo znieczuliły). Z jednej strony podziwiamy ich siłę i upór w dążeniu przez życie, a z drugiej współczujemy z powodu wszystkich niesprawiedliwości, jakie je spotkały.
Kinnunen swoją powieścią nie tylko oddaje honor prawdziwym ludziom, którzy zaginęli na kartach wielkiej historii, ale też pozostawia nam jedną, absolutnie uniwersalną lekcję: nigdy nie oceniać nikogo, w kogo skórze sami nie byliśmy. Człowiek zawsze może sobie tylko wyobrażać, że wie, co czuje druga osoba, ale wyobrażenia często bywają dalekie od prawdy. Trudno powiedzieć, że Kinnunen i „Powiedziała, że nie żałuje” wymagają od nas empatii, a prędzej trzymania języka za zębami i powstrzymania się od zbyt pochopnych opinii.
Nie brzmi to zbyt fascynująco. Brzmi zwyczajnie, wyobrażamy sobie może długie wędrówki po mroźnej Laponii (tam wiosna to zdecydowanie więcej niż nasza zima), głód i odmarzające kończyny. I faktycznie dostajemy w dużej mierze historię drogi, kilkaset stron opisów wędrowania naszych bohaterek od jednego punktu do drugiego, jednak sama akcja, poza kilkoma zwrotami, należy raczej do skromniejszych. Nie na tym jednak polega ta powieść. To, co dzieje się wokół, ma wręcz niewielkie znaczenie dla tego, co chciał przedstawić autor. Wydarzenia osadzone w 1945 roku przedstawiają przeszłość oraz niesprawiedliwość, jaka spotykała wtedy kobiety z powodów od nich w dużej mierze niezależnych, ale widocznych również w teraźniejszości. Okazuje się, że przez kolejne niemal 80 lat niektóre schematy myślowe nie odeszły w zapomnienie, może jedynie zmieniły nieco swoją formę.
Nasze bohaterki wyruszają razem w podróż do Roveniemi, które jawi im się niemal jako Ziemia Święta, najważniejszy cel w życiu. Tam właśnie mają się rozejść, wrócić do domów po wojnie, do Finlandii. W drodze ich oczom ukazuje się fala zniszczeń, jaka przeszła przez kraj, a przyszłość staje się coraz bardziej niepewna. Dom zdaje się odległy mimo przebytych kilometrów. Bohaterki obawiają się, że nie zastaną tam niczego ani nikogo i nie odnajdą z powrotem swojego miejsca na ziemi.
Wobec kobiet powracających po długim czasie z Norwegii, o których nie wiadomo, czym się przez ten okres trudniły, nie mówi się w ciepłych słowach. Zdecydowanie najczęściej pada określenie „niemieckie kurwy”, a nie „więźniarki obozów jenieckich” czy „ofiary”, „poszkodowane”, choć do tych drugich właśnie należą nasze bohaterki. Niektóre faktycznie, jako Finki, zawiesiły się między dwoma światami, związując się z Niemcami, niekiedy nosząc także ich dzieci, jednak i te związki nie miały większych szans na przetrwanie po wojnie.
Problem polega także na tym, że na kobiety patrzy się zupełnie inaczej niż na mężczyzn. Dopowiada się historie, zmyśla, nie zamieniając z nimi słowa, a jedynie snując domysły. Gdy bohaterki docierają do celu, widzą przerażającą sytuację – kobietę, jedną z owych „niemieckich kurew”, która pada ofiarą publicznego linczu, a jej malutkie dziecko zostaje jej najzwyczajniej odebrane i mimo jej protestów oddanego komuś innemu. Nikt się nie buntuje. Czy ktoś się zastanawia, w jakiej sytuacji znalazła się kobieta? Czy komuś coś zawiniła? Czy była czemuś winna? Po prostu nazwano ją „niemiecką kurwą” i to był sąd ostateczny.
Nasze bohaterki zauważają tę niesprawiedliwość i wiedzą, że także od niej nie uciekną, obawiają się nawet swoich najbliższych. Zauważają również, że podobne konsekwencje i stygmatyzacja nie spotykają mężczyzn, a przecież wielu Finów poszło za Niemcami. Jednak im nie organizuje się marszów wstydu i przemocy na ulicach miasta. W naszej rzeczywistości nietrudno odnaleźć analogiczne sytuacje, kiedy mamy do czynienia z podwójnymi standardami (chociaż w większości przypadków są one mniej drastyczne). Rzeczy, na które absolutnie nie mogą pozwolić sobie kobiety, są dopuszczalne dla mężczyzn, a do oskarżeń wystarczają oparte na prostych schematach i uprzedzeniach domysły, a nie dowody. Jedyne, co zostaje, to postanowić sobie, że nie odpowie się za nic, z czego nie rozlicza się także mężczyzn.
W czasie wojny kobiety musiały zastąpić mężczyzn w wielu pracach wcześniej dla nich niedostępnych, ale po jej zakończeniu wszystko zdawało się wracać na poprzednie tory. Podziały na zajęcia dla kobiet dozwolone i niedozwolone stawały się na powrót sztywne. W oczy rzucały się oprócz tego także inne aspekt ich niedoli. Zależne stają nierzadko od czyjejś woli lub coś je ogranicza: zdane są na mężczyzn, pograniczników (bo to oni decydują, czy przeżyją, czy pójdą dalej, czy zostaną zgwałcone), na swoich ojców, na swoich partnerów mogących nie przyjąć ich z powrotem do domu i dawnego życia. Ograniczają je dzieci – na początku powieści widzimy, jak jedna z kobiet rezygnuje z wędrówki, bo jej dziecko nie dałoby rady jej podołać. Jej obowiązkiem jest zostać z dzieckiem, los i jego, i swój poddając w wątpliwość, choć sama miałaby szansę przeżyć wędrówkę podróż do kraju.
Kinnunen daje nam wobec tego także wizerunek człowieka, a przede wszystkim kobiety, w obliczu kryzysu i to jednego z najstraszniejszych, czyli wojny na swoich terenach. Przyzwyczajeni jesteśmy do historii skupionych na mężczyznach, najczęściej żołnierzach i kobietach-żołnierkach lub innych, które aktywnie wpływały na walki albo przebieg wojny. Kinnunen zwraca uwagę natomiast na zwykłych, szarych ludzi, cywilów, a takich przecież nie brakowało, a oni tak samo borykali się z okrucieństwem i innymi trudnościami. Ich historie zdają się zapomniane przez to, że nie wpisują się w narracje o bohaterstwie, jednak za to doskonale mówią o szukaniu siebie, swojego domu i tożsamości, zwłaszcza kiedy stare życie legło w gruzach, a dawni bliscy już nie darzą nas tymi samymi uczuciami. Człowiek szybko przyzwyczaja się do nowych warunków, nawet jeśli są okropne i towarzyszy im stałe niebezpieczeństwo. Za pomoc służą tylko humor i ironia, poczucie małości wobec świata oraz historii. Nasze bohaterki, fizycznie zmęczone po wyczerpujących wędrówkach w ekstremalnych warunkach, szybko akceptują to, że w Rovaniemi nie znajdą jednak swojego miejsca, że spotkało je coś nieprzewidzianego, że sytuacja jest gorsza, niż sobie wyobrażały. Dotychczasowe trudy je zahartowały (albo znieczuliły). Z jednej strony podziwiamy ich siłę i upór w dążeniu przez życie, a z drugiej współczujemy z powodu wszystkich niesprawiedliwości, jakie je spotkały.
Kinnunen swoją powieścią nie tylko oddaje honor prawdziwym ludziom, którzy zaginęli na kartach wielkiej historii, ale też pozostawia nam jedną, absolutnie uniwersalną lekcję: nigdy nie oceniać nikogo, w kogo skórze sami nie byliśmy. Człowiek zawsze może sobie tylko wyobrażać, że wie, co czuje druga osoba, ale wyobrażenia często bywają dalekie od prawdy. Trudno powiedzieć, że Kinnunen i „Powiedziała, że nie żałuje” wymagają od nas empatii, a prędzej trzymania języka za zębami i powstrzymania się od zbyt pochopnych opinii.
Tommi Kinnunen: „Powiedziała, że nie żałuje”. Przeł. Sebastian Musielak. Wydawnictwo Poznańskie. Poznań 2023.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |