W KRÓLICZEJ NORZE (GABA KRZYŻANOWSKA: 'JEDNA CZWARTA WRÓBLA')
A
A
A
Gaba Krzyżanowska to osoba wielu pasji i talentów. I piszę to bez przekąsu i ironii – rolniczka, pszczelarka, instruktorka jeździectwa, hodowczyni kur (na małą skalę), autorka popularnego w koniarskim środowisku bloga KonnaCafe i fanpage’a o tej samej nazwie, autorka dwóch zbiorów zadań jeździeckich literacko debiutowała poniekąd trzy razy. Najpierw samodzielnie wydała powieść new adult pt. „Luzaczka”, kierowaną wyraźnie do fanek jej bloga, młodych pasjonatek koni i jeździectwa. Następnie w wydawnictwie Editio wydała romans erotyczny „Cover”, z okładką typową dla tego nurtu (googlowanie na własną odpowiedzialność). W 2022 roku nakładem wydawnictwa Ha!art ukazała się „Jedna czwarta wróbla”, literacko z zupełnie innej galaktyki niż „Luzaczka” i „Cover”. To niewielkich rozmiarów opowieść o stawaniu się matką, w której widać wysoką świadomość dyskursów na temat ciąży i macierzyństwa, ale też dużą uważność na siebie, na ciało i na otaczający świat. Za taką rozpiętość możliwości pisarskich już należy się uznanie.
Narracja prowadzona jest nielinearnie, także dlatego, że trudno wyznaczyć początek. Oczywiście to żadna sztuka wyznaczyć początek ciąży (chociaż może to być nieco trudniejsze, niż może się wydawać), ale samo stawanie się matką to doświadczenie o trudnym do ustalenia punkcie startowym. Dlatego czas w tej opowieści nie płynie linearnie, a rozgałęzia się, przeskakuje między różnymi etapami, kieruje się nie równo odmierzonymi trymestrami, a intuicją. Narracja zaczyna się od silnego pragnienia: narratorka, którą można utożsamić (do pewnego stopnia, jak zwykle) z autorką, biega po śniegu bosymi stopami. Zimno przeradza się w ogień, a ogień w pragnienie: „Potrzebuję tego ognia pod stopami. Ale czuję silnie, i coraz silniej, że potrzebuję też ognia w brzuchu. (…) Wszystko we mnie chce być w ciąży” (s. 5-6). Jednak to nie pragnienie doświadczone po raz pierwszy podczas biegania po śniegu jest właściwym początkiem – ono wzbiera, kiełkuje, dojrzewa. Aż zapada decyzja o ciąży. Po kilku miesiącach narratorka już w tej ciąży jest i od razu wpada w maszynę dyskursów. Czy zrobiony niedawno tatuaż może zaszkodzić ciąży? Oczywiście, że może, wszystko może. Co oznacza ból jajnika? Na pewno ciążę pozamaciczną, przecież nie mogło pójść tak łatwo. Dlaczego udało się tak szybko, „zachodzą przecież te, które nie chcą. A te, które chcą, rozmnażają króliki w dziecięcych łóżeczkach i pikietują pod sejmem w sprawie refundacji in vitro. Ciocia mówiła, że po antykonceptach to i przez kilka lat można mieć problem” (s. 12). Porady na portalach parentingowych są zupełnie niepomocne, częściej straszą niż wspierają. Ponadto przygotowania do pojawiania się dziecka w dużej mierze obejmują wielkie zakupy. Również machina konsumpcyjna próbuje wciągnąć kobietę w ciąży w swoje szpony.
Nie lepiej jest przy kontakcie ze światem lekarskim. Naturalne procesy zostają poddane ścisłej kontroli: „Ginekolodzy zawsze pytają o datę ostatniej miesiączki. Zacinam się wtedy, zamyślam i w końcu rzucam datą na chybił trafił. Jestem najgorszą menedżerką własnej macicy. Nie zapisuję skrupulatnie, kiedy krwawię, bo naiwnie zakładam, że do menstruowania nie trzeba zbierać danych” (s. 13). To, od czego w trakcie ciąży można się jeszcze zdystansować ironicznym komentarzem, uderza z całą mocą w momencie porodu. Szpitalna przemoc dosięga także narratorkę, mimo wyboru przyjaznego szpitala i niektórych pomocnych położnych. Poród musi wpisać się w przewidziane rozkładem ramy, a jeśli się nie wpisuje – tym gorzej dla rodzącej. Opis pobytu w szpitalu jest wstrząsający i przerażający – nie jest to jedyny taki ani pierwszy opis, ale Krzyżanowska umiejętnie i oryginalnie przetwarza swoje (i nie tylko swoje, jeśli poczytać relacje z porodówek) doświadczenia w literaturę. W opisie buzuje przerażenie i wściekłość, ale też poczucie osaczenia, bezwyjściowości. Podobnie z doświadczeniem przemocy i molestowania, którego narratorka doświadcza podczas krótkiego pobytu w Krakowie. Nie jest w stanie stwierdzić, co tak naprawdę się wydarzyło, nie ma też do kogo się zwrócić ze swoimi obawami, które dręczą ją do końca ciąży. Ten wątek ginie trochę pod innymi, ale samotność narratorki w obliczu tego, co się stało, jest zarazem dojmująca i przerażająca.
W gruncie rzeczy kobieta w ciąży zostaje z tym doświadczeniem sama. Narratorka zwraca się więc do świata zwierzęcego. Do świata natury ma blisko – pszczoły, króliki, konie i kury towarzyszą jej na co dzień. Nie są to jednak słodkie opisy życia w harmonii z naturą, dwudziestopierwszowieczna odmiana sentymentalizmu, w której ciężarna kobieta łączy się z przyrodą, hasając po łące w podkasanym giezłeczku. Lisy czyhają na kury i króliki, wystarczy chwila nieuwagi, a doglądane z troską zwierzęce towarzyszki znikają z ogródka. Obserwowanie króliczycy w kolejnych ciążach z jednej strony pomaga narratorce przygotować się do nowej dla siebie sytuacji, daje nadzieję na towarzyszkę w doświadczeniu. Krzyżanowska jest jednak świadoma swoich ograniczeń jako człowieka – „Głaszczę Pinky i choć nie jestem w ciąży ani nie mam dziecka, czuję nowy rodzaj bliskości z nią. (…) A może jest jeszcze inaczej? Bo jest między nami dystans. Czuję w pustym brzuchu, że ten królik wie coś, czego ja nie wiem” (s. 9). W zderzeniu z realiami porodówki w narratorce pojawia się silne pragnienie rodzenia „w czymś na kształt króliczej nory, którą sama sobie uprzednio wykopię” (s. 126), „Nie chciałam być na łóżku, chciałam być w wodzie albo na ziemi, blisko ziemi, wbić palce w glebę, zaprzeć się o korzenie traw. To łóżko jest tak absurdalne, jakby kazano mi rodzić na stacji kosmicznej” (s. 133). Do największych zalet „Jednej czwartej wróbla” należą właśnie te partie, w których narratorka zbliża się do natury, instynktu, ale nie idealizuje tej bliskości z naturą, ciągle przygląda się temu, co w niej „naturalne”, a co „ludzkie”. Umiejętność balansowania na tej cienkiej granicy bez popadania w banał lub egzaltację jest rzeczą trudną, a autorka doskonale sobie z nią radzi, dając jednocześnie czytelniczce, nawet takiej, która w ciąży nigdy nie była i nie będzie, wielowymiarowy wgląd w ten proces. „Jedna czwarta wróbla” jest jak podróż Alicji przez Krainę Czarów, do której dostała się przez króliczą norę – przemiany są tyleż fascynujące, co przerażające, a narratorka nie tylko obserwuje nowy, nieznany świat, ale też własną przemianę.
Doświadczenie ciąży i porodu jest dla narratorki zarazem cielesne i duchowe. Jest też bardzo ambiwalentne – mimo że ciąża jest chciana, wyczekana i zaplanowana, nie jest to wyłącznie radosny czas „oczekiwania na maluszka”. Krzyżanowska opisuje tracenie siebie, przeistaczanie się, zarówno zupełnie namacalne i cielesne, ze wszystkimi stanami fizycznymi towarzyszącymi ciąży, jak i duchowe, antropologiczne czy metafizyczne. To mieszanka radości, zmęczenia, frustracji, lęku, niepewności, złego samopoczucia i euforii. Opowieść jest bardzo dobrze wyważona, utrzymuje dobry rytm, jest sprawnie skonstruowana. Jak wynika z wywiadów, duża w tym zasługa nie tylko pisarki, ale też redaktorki, Marty Syrwid. Krzyżanowska w wywiadach szczerze opowiada o tym, że współpraca z redaktorką nie zawsze szła gładko, ale doprowadziła opowieść do tego kształtu, w którym została wydana. W efekcie otrzymujemy bardzo dobrą powieść, napisaną oszczędnym, konkretnym językiem. W tekście bardzo dobrze pracują metafory, tony serio przeplatają się z ironicznymi, dowcipnymi komentarzami. Krzyżanowska napisała opowieść o ciąży i porodzie własnym głosem pośród atakujących z różnych stron dyskursów. Należy także docenić sam tytuł – jedna czwarta wróbla jest zarazem poetycka, dowcipna i konkretna: „Wielkość płodu w brzuchu odmierza się owocami. (…) Nigdy nie chciałabym, aby opisując mnie, ktoś dla lepszego wyobrażenia porównał mnie do czterech skrzynek z arbuzami albo do palety keczupu. (…) W związku z tym opracowuję własny przelicznik masowy dla poszczególnych tygodni rozwoju dziecka:
11 tc: jedna czwarta wróbla
14 tc: chomik dżungarski
15 tc: kret na przednówku
16 tc: przepiórka bez podrobów
17 tc: chomik syryjski (…)” (s. 55).
„Jedna czwarta wróbla” to powieść dopracowana, dobrze wyważona, napisana oryginalnym stylem. Poza walorami literackimi jest też ciekawym, oryginalnym głosem o kobiecości, człowieczeństwie i jak górnolotnie by to nie brzmiało – naszym miejscu w świecie. Ciekawe, w którą stronę pójdzie pisanie Gaby Krzyżanowskiej. Patrząc na jej dotychczasowy dorobek, może pójść w absolutnie każdym kierunku. Mam jednak nadzieję, że autorka postanowi kontynuować pisanie tzw. prozy artystycznej. Po „Jednej czwartej wróbla” można wiele sobie obiecywać.
Narracja prowadzona jest nielinearnie, także dlatego, że trudno wyznaczyć początek. Oczywiście to żadna sztuka wyznaczyć początek ciąży (chociaż może to być nieco trudniejsze, niż może się wydawać), ale samo stawanie się matką to doświadczenie o trudnym do ustalenia punkcie startowym. Dlatego czas w tej opowieści nie płynie linearnie, a rozgałęzia się, przeskakuje między różnymi etapami, kieruje się nie równo odmierzonymi trymestrami, a intuicją. Narracja zaczyna się od silnego pragnienia: narratorka, którą można utożsamić (do pewnego stopnia, jak zwykle) z autorką, biega po śniegu bosymi stopami. Zimno przeradza się w ogień, a ogień w pragnienie: „Potrzebuję tego ognia pod stopami. Ale czuję silnie, i coraz silniej, że potrzebuję też ognia w brzuchu. (…) Wszystko we mnie chce być w ciąży” (s. 5-6). Jednak to nie pragnienie doświadczone po raz pierwszy podczas biegania po śniegu jest właściwym początkiem – ono wzbiera, kiełkuje, dojrzewa. Aż zapada decyzja o ciąży. Po kilku miesiącach narratorka już w tej ciąży jest i od razu wpada w maszynę dyskursów. Czy zrobiony niedawno tatuaż może zaszkodzić ciąży? Oczywiście, że może, wszystko może. Co oznacza ból jajnika? Na pewno ciążę pozamaciczną, przecież nie mogło pójść tak łatwo. Dlaczego udało się tak szybko, „zachodzą przecież te, które nie chcą. A te, które chcą, rozmnażają króliki w dziecięcych łóżeczkach i pikietują pod sejmem w sprawie refundacji in vitro. Ciocia mówiła, że po antykonceptach to i przez kilka lat można mieć problem” (s. 12). Porady na portalach parentingowych są zupełnie niepomocne, częściej straszą niż wspierają. Ponadto przygotowania do pojawiania się dziecka w dużej mierze obejmują wielkie zakupy. Również machina konsumpcyjna próbuje wciągnąć kobietę w ciąży w swoje szpony.
Nie lepiej jest przy kontakcie ze światem lekarskim. Naturalne procesy zostają poddane ścisłej kontroli: „Ginekolodzy zawsze pytają o datę ostatniej miesiączki. Zacinam się wtedy, zamyślam i w końcu rzucam datą na chybił trafił. Jestem najgorszą menedżerką własnej macicy. Nie zapisuję skrupulatnie, kiedy krwawię, bo naiwnie zakładam, że do menstruowania nie trzeba zbierać danych” (s. 13). To, od czego w trakcie ciąży można się jeszcze zdystansować ironicznym komentarzem, uderza z całą mocą w momencie porodu. Szpitalna przemoc dosięga także narratorkę, mimo wyboru przyjaznego szpitala i niektórych pomocnych położnych. Poród musi wpisać się w przewidziane rozkładem ramy, a jeśli się nie wpisuje – tym gorzej dla rodzącej. Opis pobytu w szpitalu jest wstrząsający i przerażający – nie jest to jedyny taki ani pierwszy opis, ale Krzyżanowska umiejętnie i oryginalnie przetwarza swoje (i nie tylko swoje, jeśli poczytać relacje z porodówek) doświadczenia w literaturę. W opisie buzuje przerażenie i wściekłość, ale też poczucie osaczenia, bezwyjściowości. Podobnie z doświadczeniem przemocy i molestowania, którego narratorka doświadcza podczas krótkiego pobytu w Krakowie. Nie jest w stanie stwierdzić, co tak naprawdę się wydarzyło, nie ma też do kogo się zwrócić ze swoimi obawami, które dręczą ją do końca ciąży. Ten wątek ginie trochę pod innymi, ale samotność narratorki w obliczu tego, co się stało, jest zarazem dojmująca i przerażająca.
W gruncie rzeczy kobieta w ciąży zostaje z tym doświadczeniem sama. Narratorka zwraca się więc do świata zwierzęcego. Do świata natury ma blisko – pszczoły, króliki, konie i kury towarzyszą jej na co dzień. Nie są to jednak słodkie opisy życia w harmonii z naturą, dwudziestopierwszowieczna odmiana sentymentalizmu, w której ciężarna kobieta łączy się z przyrodą, hasając po łące w podkasanym giezłeczku. Lisy czyhają na kury i króliki, wystarczy chwila nieuwagi, a doglądane z troską zwierzęce towarzyszki znikają z ogródka. Obserwowanie króliczycy w kolejnych ciążach z jednej strony pomaga narratorce przygotować się do nowej dla siebie sytuacji, daje nadzieję na towarzyszkę w doświadczeniu. Krzyżanowska jest jednak świadoma swoich ograniczeń jako człowieka – „Głaszczę Pinky i choć nie jestem w ciąży ani nie mam dziecka, czuję nowy rodzaj bliskości z nią. (…) A może jest jeszcze inaczej? Bo jest między nami dystans. Czuję w pustym brzuchu, że ten królik wie coś, czego ja nie wiem” (s. 9). W zderzeniu z realiami porodówki w narratorce pojawia się silne pragnienie rodzenia „w czymś na kształt króliczej nory, którą sama sobie uprzednio wykopię” (s. 126), „Nie chciałam być na łóżku, chciałam być w wodzie albo na ziemi, blisko ziemi, wbić palce w glebę, zaprzeć się o korzenie traw. To łóżko jest tak absurdalne, jakby kazano mi rodzić na stacji kosmicznej” (s. 133). Do największych zalet „Jednej czwartej wróbla” należą właśnie te partie, w których narratorka zbliża się do natury, instynktu, ale nie idealizuje tej bliskości z naturą, ciągle przygląda się temu, co w niej „naturalne”, a co „ludzkie”. Umiejętność balansowania na tej cienkiej granicy bez popadania w banał lub egzaltację jest rzeczą trudną, a autorka doskonale sobie z nią radzi, dając jednocześnie czytelniczce, nawet takiej, która w ciąży nigdy nie była i nie będzie, wielowymiarowy wgląd w ten proces. „Jedna czwarta wróbla” jest jak podróż Alicji przez Krainę Czarów, do której dostała się przez króliczą norę – przemiany są tyleż fascynujące, co przerażające, a narratorka nie tylko obserwuje nowy, nieznany świat, ale też własną przemianę.
Doświadczenie ciąży i porodu jest dla narratorki zarazem cielesne i duchowe. Jest też bardzo ambiwalentne – mimo że ciąża jest chciana, wyczekana i zaplanowana, nie jest to wyłącznie radosny czas „oczekiwania na maluszka”. Krzyżanowska opisuje tracenie siebie, przeistaczanie się, zarówno zupełnie namacalne i cielesne, ze wszystkimi stanami fizycznymi towarzyszącymi ciąży, jak i duchowe, antropologiczne czy metafizyczne. To mieszanka radości, zmęczenia, frustracji, lęku, niepewności, złego samopoczucia i euforii. Opowieść jest bardzo dobrze wyważona, utrzymuje dobry rytm, jest sprawnie skonstruowana. Jak wynika z wywiadów, duża w tym zasługa nie tylko pisarki, ale też redaktorki, Marty Syrwid. Krzyżanowska w wywiadach szczerze opowiada o tym, że współpraca z redaktorką nie zawsze szła gładko, ale doprowadziła opowieść do tego kształtu, w którym została wydana. W efekcie otrzymujemy bardzo dobrą powieść, napisaną oszczędnym, konkretnym językiem. W tekście bardzo dobrze pracują metafory, tony serio przeplatają się z ironicznymi, dowcipnymi komentarzami. Krzyżanowska napisała opowieść o ciąży i porodzie własnym głosem pośród atakujących z różnych stron dyskursów. Należy także docenić sam tytuł – jedna czwarta wróbla jest zarazem poetycka, dowcipna i konkretna: „Wielkość płodu w brzuchu odmierza się owocami. (…) Nigdy nie chciałabym, aby opisując mnie, ktoś dla lepszego wyobrażenia porównał mnie do czterech skrzynek z arbuzami albo do palety keczupu. (…) W związku z tym opracowuję własny przelicznik masowy dla poszczególnych tygodni rozwoju dziecka:
11 tc: jedna czwarta wróbla
14 tc: chomik dżungarski
15 tc: kret na przednówku
16 tc: przepiórka bez podrobów
17 tc: chomik syryjski (…)” (s. 55).
„Jedna czwarta wróbla” to powieść dopracowana, dobrze wyważona, napisana oryginalnym stylem. Poza walorami literackimi jest też ciekawym, oryginalnym głosem o kobiecości, człowieczeństwie i jak górnolotnie by to nie brzmiało – naszym miejscu w świecie. Ciekawe, w którą stronę pójdzie pisanie Gaby Krzyżanowskiej. Patrząc na jej dotychczasowy dorobek, może pójść w absolutnie każdym kierunku. Mam jednak nadzieję, że autorka postanowi kontynuować pisanie tzw. prozy artystycznej. Po „Jednej czwartej wróbla” można wiele sobie obiecywać.
Gaba Krzyżanowska: „Jedna czwarta wróbla”. Wydawnictwo Ha!art. Kraków 2022.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |