
REPRODUKCJA, REINTERPRETACJA, REWOLUCJA (KATARZYNA SZOPA: 'WYBUCH WYOBRAŹNI. POEZJA ANNY ŚWIRSZCZYŃSKIEJ WOBEC REPRODUKCJI ŻYCIA SPOŁECZNEGO')
A
A
A
Autorka książki „Wybuch wyobraźni. Poezja Anny Świrszczyńskiej wobec reprodukcji życia społecznego” dołącza do grona badaczek, które w ostatnim czasie ponowiły refleksję nad twórczością dość zapomnianej do tej pory (o czym pisałam w recenzji „Przypominanie poet[y]ki z marca 2015 roku), a tak ważnej i szeroko dyskutowanej niegdyś poetki, dramatopisarki i publicystki. Katarzyna Szopa nawiązuje do swoich poprzedniczek (takich jak Agnieszka Stapkiewicz, Renata Stawowy czy Wioletta Bojda), jednak przybiera postawę krytyczną, polemizując z wcześniejszymi ustaleniami czy nawet całymi optykami badawczymi. Powód takiego stosunku do tekstów poprzedzających „Wybuch wyobraźni” jest bardzo prosty – podczas gdy badacze (w dużej mierze badaczki) pochylający się nad poezją Świrszczyńskiej po 1989 roku jako narzędzie interpretacyjne wybierali przede wszystkim feminizm zachodni, Szopa proponuje zupełnie inną, zaskakującą na pierwszy rzut oka perspektywę, a mianowicie filozofię neomarksistowską.
Tłumacząc we „Wstępie” obraną przez siebie metodologię oraz definiując najważniejsze pojęcia, Szopa stwierdza: „(…) moje odczytanie poezji Świrszczyńskiej wykracza dalece poza obszar rewizjonistycznych badań krytyki feministycznej, skoncentrowanych na odkrywaniu historycznoliterackiego kontinuum czy na kategoriach feminocentrycznych, ukazujących wspólnotę opresji czy uniwersalność doświadczeń” (s. 24–25). Jest świadoma ogromu pracy swoich poprzedniczek, docenia ją, proponuje jednak spojrzenie na Świrszczyńską i jej wiersze z odmiennej, choć wciąż feministycznej perspektywy. „Mojemu odczytaniu twórczości poetyckiej autorki »Czarnych słów« – pisze badaczka – przyświeca (…) teza, która opiera się na założeniu, że poezja Świrszczyńskiej stanowi odsłonę radykalnego projektu emancypacyjnego, wyrastającego z tradycji feminizmu lewicowego” (s. 25). Stąd też przewijający się przez całą książkę motyw antykapitalizmu i walki z wyzyskiem osób słabszych – nie tylko kobiet. Motyw pracy (reprodukcyjnej) jest zresztą jednym z najważniejszych przedmiotów analizy Szopy, zawartym w podtytule omawianej książki. Antykapitalizm, feminizm lewicowy i temat pracy prowadzą nas do głównej metodologii, którą posłużyła się autorka „Wybuchu wyobraźni”: „W moim odczytaniu poezji Świrszczyńskiej przyjmuję (…) perspektywę wypracowaną w ramach neomarksistowskich teorii feministycznych” (s. 21) – pisze Szopa i doprecyzowuje, że chodzi o dwa odłamy: ten określany przez nią jako materialistyczny oraz drugi, odsyłający do „feministycznych teorii skoncentrowanych na kwestii społecznej reprodukcji” (s. 22).
Odnosząc się krytycznie do poprzednich odczytań poezji Świrszczyńskiej, badaczka stwierdza, że autorka „Wiatru” „ani nie stała (…) w awangardzie polskiego feminizmu, ani też nie kroczyła samotnie” (s. 20). Twórczość ta była, wedle Szopy, nieodosobnioną odpowiedzią na aktualne wydarzenia ze świata – zarówno tego mikro (polska wieś), jak i makro (kwestia antykolonializmu), dlatego na tym tle czyta literaturoznawczyni poezję Świrszczyńskiej. Autorka „Jestem baba” wielokrotnie powtarzała (a wypowiedzi te często przytaczane są w omawianej książce), że poeta powinien bacznie obserwować rzeczywistość, a opisując ją, doprowadzać do jej pozytywnej zmiany. Jednym z najważniejszych elementów tej rzeczywistości jest wspomniana już praca reprodukcyjna, którą „należy rozumieć znacznie szerzej niż tylko w kategoriach reprodukcji biologicznej, pracy afektywnej czy nieodpłatnej pracy w domu” (s. 22), dotyczy ona bowiem „zarówno płatnej, jak i nieodpłatnej reprodukcji ludzi (dzieci, osób chorych i starszych) w rozmaitych instytucjach opiekuńczych (…), od których zależy przetrwanie społeczeństw” (s. 23). W podejściu do tego zagadnienia najwyraźniej uwidacznia się różnica w feminizmie lewicowym i liberalnym. Mając jej świadomość, lepiej zrozumiemy, dlaczego Szopa odwraca się od dotychczasowych odczytań Świrszczyńskiej i kieruje swoje spojrzenie na filozofię neomarksistowską, koncentrującą się na pracy jako sferze wyzysku słabszego. „To właśnie teoretyczki społecznej reprodukcji uwidoczniły fakt, że kryzys w obszarze reprodukcji (…) wynika zawsze ze zdolności do stawiania oporu kontroli stosowanej przez patriarchalny kapitalizm” (s. 24) – pisze Szopa, jeszcze raz wskazując, gdzie będzie stawiać akcenty w swojej analizie twórczości Świrszczyńskiej.
W pierwszej części „Wybuchu wyobraźni”, zatytułowanej „Genealogie feminizmu”, autorka wiele miejsca poświęca teoretycznym podstawom swoich badań. Jeden z dwóch rozdziałów dotyczy sporu o literaturę kobiecą i tego, czy poezję Świrszczyńskiej można do tego nurtu zakwalifikować. Z jednej strony jej pisanie jest nieodłącznie związane z ciałem, co uznaje się za wyznacznik twórczości kobiecej, a z drugiej – idiom poetycki autorki „Wiatru” staje w kontrze wobec takich poetek jak Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, której tomiki są powszechnie uznane za typowo kobiece właśnie. Co więcej, trudno też jednoznacznie wskazać kryteria, wedle których należałoby ocenić, czy wiersze Świrszczyńskiej należą do literatury kobiecej, czy też nie. W tym kontekście Szopa przywołuje Grażynę Borkowską i jej definicję „kobiecego pisania”, Hélène Cixous i écriture féminine, a także wypowiedzi Luce Irigaray oraz samej Świrszczyńskiej, która stwierdziła, że o „kobiecości” poezji nie decyduje temat, lecz spojrzenie na niego z innej, żeńskiej perspektywy. W końcu Szopa konstatuje: „W mojej lekturze poezji Świrszczyńskiej odchodzę całkowicie od prób definiowania tego, czym jest »poezja kobieca«. (…) Słusznie bowiem zauważyła Krystyna Kłosińska, że »pisanie kobiece, tekst kobiecy jest produktem męskich fantazmatów«, dlatego wszelkie próby jego zdefiniowania wiążą się z ryzykiem reprodukcji patriarchalnych lęków i wyobrażeń na temat tego, co kobiece” (s. 85). Jednak mimo niechęci do opowiedzenia się po którejś stronie sporu o poezję kobiecą badaczka chętnie odwołuje się do spostrzeżeń Cixous i Borkowskiej. Trudno zresztą tę ostatnią pominąć milczeniem, skoro to właśnie poezja Świrszczyńskiej zainspirowała Borkowską do użycia „metafory drożdży” przy definiowaniu kobiecego pisania – pączkującego, wybuchającego, pomnażającego.
W części tej Szopa przede wszystkim jednak ponownie nakreśla, czym jest praca reprodukcyjna i jak odnosi się do niej feminizm neomarksistowski. Wiele uwagi poświęca ruchowi Wages for Housework oraz Teorii Społecznej Reprodukcji. Pierwsza wspomniana organizacja to międzynarodowa grupa feministyczna, która dowiodła, że wyzysk kobiet polega na nieopłacaniu ich pracy reprodukcyjnej, a więc tej niezauważalnej, pozostającej w sferze prywatnej, niedocenionej nie tylko pod względem finansowym. Tę myśl Szopa łączy z rzeczywistością PRL-u, który nakładał na kobiety brzemię podwójnego etatu – oficjalnego, realizowanego w ramach pracy produkcyjnej, oraz nieoficjalnego, domowego, będącego elementem pracy reprodukcyjnej. Tym samym badaczka wskazuje, że dominujący dotychczas w opracowaniach poezji Świrszczyńskiej feminizm zachodni nie był najlepszym narzędziem do opisu tej twórczości, nie przystawał bowiem do realiów opisywanych przez autorkę „Wiatru”. „W poezji tej bynajmniej nie mamy do czynienia z ahistorycznym ujęciem patriarchatu, które opiera się na ideologii wspólnej opresji kobiet. Przeciwnie, problemy, z jakimi mierzy się robotnica z bloku wschodniego, nie są tożsame z problemami amerykańskich gospodyń domowych, o których pisała Betty Friedan w »Mistyce kobiecości« (1963)” (s. 31) – stwierdzenie to okazuje się nad wyraz trafne i pozwala na nową interpretację twórczości Świrszczyńskiej. Przykładem może być przytaczany przez Szopę wiersz „Praczka”. Bohaterka tego krótkiego utworu, jak wskazuje badaczka, jest przykładem kobiety pracującej na dwa etaty. Wykonuje ona tę samą pracę w domu, jak i poza nim, podczas gdy połowa jej wysiłku pozostaje nieopłacona. Jednak takie ujęcie pracy reprodukcyjnej nie jest jedyną przyjętą przez Świrszczyńską perspektywą. Na drugim biegunie będą lokować się te wiersze, które traktują o pracy niezarobkowej, tej „domowej”, jako o czynnościach sprawiających przyjemność, dających odpoczynek od wysiłku umysłowego. „Praca reprodukcyjna przestaje jawić się jako przyczyna opresji kobiet właśnie w warunkach, w których kobieta zyskuje kontrolę nad owym procesem i ma dostęp do środków utrzymania” (s. 91) – komentuje Szopa, zaznaczając przy okazji, że wedle Świrszczyńskiej „pisanie – by mogło być źródłem radości i wolności – musi być cielesne i mieć związek z rzeczywistością materialną” (s. 91–92).
Motywy cielesności i metafizyki, przeplatające się ze sobą w tej twórczości dość gęsto, powrócą zresztą w trzeciej części „Wybuchu wyobraźni” – w ostatnim rozdziale dotyczącym ekstazy. Z jednej strony wiersze te pełne są cielesności, wyrażanej przez erotyzm, ale i „zwykłą” anatomię (do liryki zostały wprowadzone paznokcie, ścierwo czy udo), z drugiej jednak poetka często pisze o odchodzeniu od własnego ciała, szukaniu siebie, przenikaniu się dwóch bytów (matki i córki, kobiety i mężczyzny). Szopa wskazuje jednak, że te dwie płaszczyzny nie walczą ze sobą o pierwszeństwo. „Istotna będzie tu całkowita dehierarchizacja relacji między duszą a ciałem. Poetka w żadnym razie nie opowiada się ani po stronie ciała, ani po stronie duszy” (s. 357) – podkreśla badaczka i dodaje: „Dusza nie sytuuje się w hierarchii ponad ciałem, z kolei ciało nie będzie tu już zamkniętą bryłą, wyznaczającą granice monadycznej podmiotowości. Przeciwnie, zarówno jedno, jak i drugie staną się maksymalnie rozciągliwe i bezgraniczne” (s. 358). Myślę, że spór ten, materialno-tożsamościowy, świetnie podsumowuje Szopa jeszcze w pierwszej części publikacji, twierdząc, że Świrszczyńska jest nie tylko poetką walki o róże (będące tu symbolem identyfikacji kobiety, jej samoświadomości), ale i walki o chleb.
Druga część książki skupia się na funkcjonowaniu kobiety w rodzinie i społeczeństwie; jeszcze raz na plan pierwszy wysuwa się kwestia pracy reprodukcyjnej, ale pojawiają się również dwa nowe tematy: praca miłości oraz ekonomie opiekuńcze. Badaczka ponownie podkreśla związek tego, o czym pisze Świrszczyńska, z rzeczywistością „tu i teraz”. Relacji tej nie zauważały poprzedniczki Szopy, ponieważ koncentrowały się na dyskryminacji kobiet jako problemie uniwersalnym, nieosadzonym w konkretnych realiach. Tymczasem autorka „Wiatru” nie sytuuje „przyczyn ucisku kobiet po stronie ahistorycznego patriarchatu. Przeciwnie, w jej [Świrszczyńskiej – A.B.] tekstach rodzina ukazana zostaje jako historycznie zmienna, a jej przemianom towarzyszy przekształcenie sposobów produkcji” (s. 115). Kobietą, o której pisze Świrszczyńska, nie jest symboliczna, abstrakcyjna postać, lecz polska, PRL-owska baba – mieszkanka wsi, pracownica fizyczna, kobieta starsza, szalona, wykluczona, zmagająca się z problemami dnia codziennego. Stąd też próby szerszego spojrzenia na problemy opisywane przez poetkę – badaczka stara się znaleźć przyczyny opresji w systemie kapitalistycznym (na którym też, jak pisze, opiera się mimo wszystko socjalizm). Posługuje się w tym celu pismami Fryderyka Engelsa, Lise Vogel, Marii Mies czy Giovanny Dalla Costy, rysując szerokie tło ideologiczne. Czasem jednak owo tło wysuwa się na plan pierwszy, przez co czytelnik, podążając za autorką, traci z pola widzenia poezję Świrszczyńskiej.
Podobnie dzieje się w rozdziale poświęconym pracy miłości, gdzie Szopa ponownie oddaje głos przywoływanym już badaczkom, a do ich grona dołącza najchętniej chyba cytowana Luce Irigaray. Sama kwestia pracy miłości jest niezwykle ciekawa, dotyczy bowiem manipulacji, jakiej doświadczają kobiety, którym wciąż mówi się, że ich nieodpłatna praca reprodukcyjna to dar składany z miłości, z jednej strony „naturalnej”, z drugiej – obowiązkowej. W tym kontekście Szopa przytacza wiersze, których bohaterka walczy o samą siebie, o swoje „ja” odbierane jej przez miłość macierzyńską (instynkt macierzyński?) czy zatracane w monotonnej i wyczerpującej pracy fizycznej. „Kobieta – będąca mimetyczką pożądania – musi kochać wszystkich, ale nie samą siebie” (s. 152) – podsumowuje Szopa, zainspirowana przez Irigaray. Pokazuje również, jak Świrszczyńska wykorzystuje macierzyństwo, możliwość sprowadzania na świat nowego życia, jako broń w walce o odzyskanie tożsamości. Przykładem mogą być liczne wiersze o rodzeniu czy też tworzeniu siebie na nowo. Ta metafora odczytywana jest przede wszystkim w kontekście tożsamościowym, choć badaczka nie wyklucza też interpretacji związanej z twórczością artystyczną – rodzenie siebie odzwierciedlałoby więc pracę poetki nad nową tkanką tekstu.
Praca miłości – przestrzeń opresji, ale i potencjalne narzędzie wywrotowe – prowadzi nas do ostatniego tematu tej części książki, czyli ekonomii opiekuńczych. Tutaj Szopa przeprowadza czytelnika przez teorie ekonomii daru, długu, wymiany, a w końcu: solidarności. To kontrpropozycja badaczki dla dotychczasowego, metaforycznego i esencjalistycznego odczytania wierszy „opiekuńczych”: „Takie [poprzednie – A.B.] ujęcie redukuje pracę reprodukcyjną do odhistorycznionego zjawiska »panmacierzyństwa«, zaś o pracy opieki każe myśleć wyłącznie przez pryzmat relacji rodzinnych” (s. 177) – tłumaczy zmianę perspektywy Szopa. U Świrszczyńskiej bowiem macierzyństwo „wymyka się (…) narzuconym funkcjom i ukazane jest raczej przez pryzmat relacji społecznych, a konkretnie statusu, jaki w określonych warunkach historycznych i ekonomicznych zyskuje praca reprodukcyjna” (s. 182). Odpowiedzią poetki na ekonomię długu staje się solidarność z innymi kobietami (a nawet szerzej: ze wszystkimi uciśnionymi), bez względu na pokrewieństwo czy jego brak. Solidarność ta okazywana jest bardzo cieleśnie, poprzez dotyk, czułość, pocałunek. W ten sposób wytworzona zostaje autentyczna więź, nienarzucona przez patriarchalne/kapitalistyczne normy, wykraczająca poza relacje rodzinne. „Praca opiekuńcza (…) zyskuje u Świrszczyńskiej miano misji społecznej, której celem jest objęcie troską wszystkich potrzebujących; wyzwalanie mas ludzkich z cierpienia” (s. 194). Owa misja nabierze szczególnego wymiaru w wierszach powstańczych, gdzie praca opiekuńcza kobiet decyduje o fizycznym przetrwaniu człowieka: „w momencie, w którym życie ludzkie traci jakąkolwiek wartość, to właśnie praca opieki będzie tę wartość ocalać” (s. 199).
Ostatnia część „Wybuchu wyobraźni” podzielona jest na aż pięć rozdziałów. Tylko w jednym z nich, poświęconym tomowi „Budowałam barykadę”, Szopa odchodzi nieco od myśli neomarksistowskiej (choć wciąż przypomina o pracy reprodukcyjnej kobiet) na rzecz Jacques’a Derridy i jego koncepcji żałoby. To jednak jedyny moment, w którym badaczka oddaje głos innej filozofii. Perspektywa marksistowska jest bowiem obecna nawet części dotyczącej surrealizmu. Szopa definiuje go za Michaelem Löwym, lokującym „wspomniany nurt w ramach znacznie szerszego paradygmatu, który określa mianem romantycznego ruchu rewolucyjnego lub romantycznego antykapitalizmu. Tę genealogię surrealizmu Löwy wywodzi bezpośrednio z marksistowskiego romantyzmu, wyrastającego ze sprzeciwu wobec nowego podziału pracy, racjonalizacji świata i uprzedmiotowienia stosunków międzyludzkich” (s. 219). Taka perspektywa, nieograniczająca surrealizmu do kwestii formalnych czy historycznoliterackich, pozwala zauważyć, jak od pierwszych już wierszy Świrszczyńska sprzeciwia się zastanemu porządkowi świata poprzez dekonstrukcję mitów nowoczesnej cywilizacji i zwrot ku magii, grotesce i karnawałowi. Dzięki takiemu ujęciu surrealizmu Szopa dokonuje rzeczy przełomowej w odczytaniu tej twórczości, a mianowicie pokazuje, że odcięcie grubą kreską wierszy przedwojennych od tych późniejszych, „babskich”, typowe w dotychczasowych interpretacjach, nie jest w pełni uzasadnione. Owszem, utwory te różnią się od siebie, ale opór wobec patriarchalnie / kapitalistycznie / nowocześnie (niepotrzebne skreślić, potrzebne dopisać) urządzonej rzeczywistości, „ten duch, który drzemie w cielesnej materii świata, będzie naznaczać twórczość Świrszczyńskiej aż po ostatni wers” (s. 247).
Ów bunt i skierowanie poetyckiego zainteresowania na postaci wykluczone – takie jak kobiety starsze, chore psychicznie czy pozostające poza związkiem małżeńskim – Szopa omawia ponownie w kolejnej części, skoncentrowanej na projekcie historiograficznym poetki, „który wytrąca opowieść o kobiecej sile czy krzywdach ze sfery mitów i legend” (s. 250). Badaczka ponownie uzmysławia nam, że Świrszczyńska pisze o konkretnych problemach konkretnych kobiet żyjących w konkretnym miejscu i konkretnym czasie. Z tego konkretu wybija nas nieco pomysłem, by do omówienia tej poezji użyć figury wiedźmy. Postać ta nie jest tu bowiem traktowana dosłownie, lecz symbolicznie: „Motyw czarownic pojawi się w twórczości poetki na zasadzie fantazji narracyjnej, którą Fredric Jameson określił mianem penseé sauvage (…)” (s. 252–253); „Czarownice rzadziej pojawiają się tu jako chwytliwy motyw zaczerpnięty z przetworzonych przez kulturę popularną obrazów. Znacznie częściej przywoływane są jako bezimienne ofiary krwawych mordów, a ich historie stają się świadectwem na długowieczność kobiecej opresji” (s. 254) – tłumaczy Szopa. Wkrótce też dowiadujemy się, że również ten motyw jest powiązany z główną filozofią, którą kieruje się autorka „Wybuchu wyobraźni”: wszak „to przedstawicielki feminizmu marksistowskiego powiązały historię polowań na czarownice z historią rozwoju kapitalizmu i w niej dostrzegły przyczyny opresji kobiet w społeczeństwach kapitalistycznych” (s. 256). Wiedźmą stanie się więc w oczach Szopy każda kobieta doświadczająca przemocy, będąca wyrzutkiem społeczeństwa, a jednocześnie silna, pączkująca, przekraczająca samą siebie i narzucone jej ograniczenia, bez której świat ten nie miałby prawa istnieć. Przecież on „nie powstaje samoistnie, niczym hokus-pokus, lecz za sprawą niewidzialnej pracy kobiet” (s. 269). Każde pokolenie nowych „czarownic” przypomina o tych spalonych na stosie, „wiedzących”, dla których nie było i niejednokrotnie wciąż nie ma miejsca w fallogocentrycznie pomyślanym świecie.
Bardziej dosłownie rozumiane czarownice i uprawiana przez nie magia pojawiają się jedynie w „Czarnych słowach”. W części poświęconej temu tomikowi Szopa skupia się jednak na zupełnie innym temacie, a mianowicie antykolonializmie. Ponownie spiera się z poprzednimi odczytaniami Świrszczyńskiej (zwłaszcza z Wiolettą Bojdą), udowadniając, że zbiór „czarnych wierszy” ani nie traktuje o ahistorycznej, symbolicznej zbiorowości, ani nie jest metaforą, „kostiumem dla polskiej baby” (s. 298). Według badaczki „»Czarne słowa« to przede wszystkim opowieść o skutkach przemocy kolonialnej oraz wyzysku kapitalistycznego, będąca wyrazem solidarności poetki z tymi najbardziej pokrzywdzonymi, »idącymi w pętach« kolejnymi pokoleniami niewolników” (s. 304). Dobrym argumentem na pewno jest przytoczenie słów samej Świrszczyńskiej, która przyznała, że inspiracją do pisania o Afryce (a mianowicie: stworzenia nieopublikowanej jeszcze sztuki teatralnej) była śmierć pierwszego premiera Demokratycznej Republiki Konga, a także zainteresowanie samej poetki walką z kolonializmem. Bez wątpienia Szopa ponownie otwiera zamknięte dotąd ścieżki interpretacyjne, jednak trudno zgodzić się z kilkoma kwestiami, takimi jak odczytanie „Opowieści o pustym koszu” – w której to „Mąż wypędził kobietę” (a więc dokonał aktu przemocy wobec niej i dziecka) – „przez pryzmat radykalnej krytyki kapitalizmu” (s. 310). Również stwierdzenie, jakoby Świrszczyńska w wierszu „Głód” „zawarła ogrom tragedii, jaki wynika z imperialistycznej polityki wzrostu, monopolizacji środków produkcji i ekstrakcji zasobów naturalnych z kolonii do krajów europejskich” (s. 319), wydaje się nieuzasadnione, a już na pewno nie znajduję żadnego argumentu w tkance tekstu poetyckiego. Utwór ten przedstawia tragiczny obraz suszy i jej konsekwencji, nie ma tu mowy o wyzysku afrykańskiej ziemi przez kapitalistów. Także zdanie: „Poetka ani razu nie pisze o niewolnikach, lecz ukazuje skolonizowane ludy jako wojowników (…)” staje w kontrze z twórczością Świrszczyńskiej („Idziemy w pętach”) i samą Szopą, która w przywoływanym już przeze mnie fragmencie pisze o pokoleniach niewolników.
„Wybuch wyobraźni” jest więc pozycją niezwykle nowatorską, można by rzec – rewolucyjną. Jednak jak wiadomo, każda rewolucja pociąga za sobą ofiary. Tak stało się i tym razem. Ofiarą tej rewolty (którą zdaje się akcentować nawet krwistoczerwona okładka książki) jest, można by rzec, sama Świrszczyńska oraz oczywiście jej poezja. Katarzyna Szopa niejednokrotnie traci bowiem z pola widzenia twórczość autorki „Wiatru”, poświęcając całą swą uwagę tekstom filozoficznym, kreślącym idee – takie jak (neo)marksizm, ekofeminizm, ale też surrealizm czy praca żałoby – mające teoretycznie wspomóc badaczkę w reinterpretacji poezji Świrszczyńskiej. Idee te jednak, zamiast być pomocnymi narzędziami w rękach krytyczki, stają się przedmiotem badań samym w sobie. Podczas lektury „Wybuchu wyobraźni” niejednokrotnie odnosiłam wrażenie, że właściwy tytuł tej pozycji powinien brzmieć raczej „Neomarksizm i antykapitalizm w kontekście poezji Anny Świrszczyńskiej”, gdyż to właśnie te idee stają się głównym obiektem zainteresowań Szopy. Liczba stron poświęconych Karolowi Marksowi, Fryderykowi Engelsowi, Luce Irigaray czy Silvii Federici może spokojnie konkurować z przestrzenią zarezerwowaną wyłącznie dla autorki „Orfeusza”. Jakże często Szopa poświęca całe stronice jednemu zagadnieniu filozoficznemu, podsumowując je niejako wyimkiem ze Świrszczyńskiej, pozostawionym czasem bez słowa komentarza… A szkoda, bo te fragmenty, które dotyczą samego tekstu poetyckiego, nieużytego jako dowód dla tez neomarksistowskich czy antykapitalistycznych, stanowią najbardziej wartościowe części omawianej tu pozycji. Spis książek, artykułów, wywiadów i wspomnień przeczytanych, przytaczanych, a częściowo i przetłumaczonych przez Szopę, robi wielkie wrażenie; świadczy niewątpliwie o erudycji autorki i dogłębnym zbadaniu tematu, którego się podjęła, pisząc „Wybuch wyobraźni”. Jednak zbyt często ta „nadbudowa” przysłania nam to, co najważniejsze: poezję właśnie…
Tłumacząc we „Wstępie” obraną przez siebie metodologię oraz definiując najważniejsze pojęcia, Szopa stwierdza: „(…) moje odczytanie poezji Świrszczyńskiej wykracza dalece poza obszar rewizjonistycznych badań krytyki feministycznej, skoncentrowanych na odkrywaniu historycznoliterackiego kontinuum czy na kategoriach feminocentrycznych, ukazujących wspólnotę opresji czy uniwersalność doświadczeń” (s. 24–25). Jest świadoma ogromu pracy swoich poprzedniczek, docenia ją, proponuje jednak spojrzenie na Świrszczyńską i jej wiersze z odmiennej, choć wciąż feministycznej perspektywy. „Mojemu odczytaniu twórczości poetyckiej autorki »Czarnych słów« – pisze badaczka – przyświeca (…) teza, która opiera się na założeniu, że poezja Świrszczyńskiej stanowi odsłonę radykalnego projektu emancypacyjnego, wyrastającego z tradycji feminizmu lewicowego” (s. 25). Stąd też przewijający się przez całą książkę motyw antykapitalizmu i walki z wyzyskiem osób słabszych – nie tylko kobiet. Motyw pracy (reprodukcyjnej) jest zresztą jednym z najważniejszych przedmiotów analizy Szopy, zawartym w podtytule omawianej książki. Antykapitalizm, feminizm lewicowy i temat pracy prowadzą nas do głównej metodologii, którą posłużyła się autorka „Wybuchu wyobraźni”: „W moim odczytaniu poezji Świrszczyńskiej przyjmuję (…) perspektywę wypracowaną w ramach neomarksistowskich teorii feministycznych” (s. 21) – pisze Szopa i doprecyzowuje, że chodzi o dwa odłamy: ten określany przez nią jako materialistyczny oraz drugi, odsyłający do „feministycznych teorii skoncentrowanych na kwestii społecznej reprodukcji” (s. 22).
Odnosząc się krytycznie do poprzednich odczytań poezji Świrszczyńskiej, badaczka stwierdza, że autorka „Wiatru” „ani nie stała (…) w awangardzie polskiego feminizmu, ani też nie kroczyła samotnie” (s. 20). Twórczość ta była, wedle Szopy, nieodosobnioną odpowiedzią na aktualne wydarzenia ze świata – zarówno tego mikro (polska wieś), jak i makro (kwestia antykolonializmu), dlatego na tym tle czyta literaturoznawczyni poezję Świrszczyńskiej. Autorka „Jestem baba” wielokrotnie powtarzała (a wypowiedzi te często przytaczane są w omawianej książce), że poeta powinien bacznie obserwować rzeczywistość, a opisując ją, doprowadzać do jej pozytywnej zmiany. Jednym z najważniejszych elementów tej rzeczywistości jest wspomniana już praca reprodukcyjna, którą „należy rozumieć znacznie szerzej niż tylko w kategoriach reprodukcji biologicznej, pracy afektywnej czy nieodpłatnej pracy w domu” (s. 22), dotyczy ona bowiem „zarówno płatnej, jak i nieodpłatnej reprodukcji ludzi (dzieci, osób chorych i starszych) w rozmaitych instytucjach opiekuńczych (…), od których zależy przetrwanie społeczeństw” (s. 23). W podejściu do tego zagadnienia najwyraźniej uwidacznia się różnica w feminizmie lewicowym i liberalnym. Mając jej świadomość, lepiej zrozumiemy, dlaczego Szopa odwraca się od dotychczasowych odczytań Świrszczyńskiej i kieruje swoje spojrzenie na filozofię neomarksistowską, koncentrującą się na pracy jako sferze wyzysku słabszego. „To właśnie teoretyczki społecznej reprodukcji uwidoczniły fakt, że kryzys w obszarze reprodukcji (…) wynika zawsze ze zdolności do stawiania oporu kontroli stosowanej przez patriarchalny kapitalizm” (s. 24) – pisze Szopa, jeszcze raz wskazując, gdzie będzie stawiać akcenty w swojej analizie twórczości Świrszczyńskiej.
W pierwszej części „Wybuchu wyobraźni”, zatytułowanej „Genealogie feminizmu”, autorka wiele miejsca poświęca teoretycznym podstawom swoich badań. Jeden z dwóch rozdziałów dotyczy sporu o literaturę kobiecą i tego, czy poezję Świrszczyńskiej można do tego nurtu zakwalifikować. Z jednej strony jej pisanie jest nieodłącznie związane z ciałem, co uznaje się za wyznacznik twórczości kobiecej, a z drugiej – idiom poetycki autorki „Wiatru” staje w kontrze wobec takich poetek jak Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, której tomiki są powszechnie uznane za typowo kobiece właśnie. Co więcej, trudno też jednoznacznie wskazać kryteria, wedle których należałoby ocenić, czy wiersze Świrszczyńskiej należą do literatury kobiecej, czy też nie. W tym kontekście Szopa przywołuje Grażynę Borkowską i jej definicję „kobiecego pisania”, Hélène Cixous i écriture féminine, a także wypowiedzi Luce Irigaray oraz samej Świrszczyńskiej, która stwierdziła, że o „kobiecości” poezji nie decyduje temat, lecz spojrzenie na niego z innej, żeńskiej perspektywy. W końcu Szopa konstatuje: „W mojej lekturze poezji Świrszczyńskiej odchodzę całkowicie od prób definiowania tego, czym jest »poezja kobieca«. (…) Słusznie bowiem zauważyła Krystyna Kłosińska, że »pisanie kobiece, tekst kobiecy jest produktem męskich fantazmatów«, dlatego wszelkie próby jego zdefiniowania wiążą się z ryzykiem reprodukcji patriarchalnych lęków i wyobrażeń na temat tego, co kobiece” (s. 85). Jednak mimo niechęci do opowiedzenia się po którejś stronie sporu o poezję kobiecą badaczka chętnie odwołuje się do spostrzeżeń Cixous i Borkowskiej. Trudno zresztą tę ostatnią pominąć milczeniem, skoro to właśnie poezja Świrszczyńskiej zainspirowała Borkowską do użycia „metafory drożdży” przy definiowaniu kobiecego pisania – pączkującego, wybuchającego, pomnażającego.
W części tej Szopa przede wszystkim jednak ponownie nakreśla, czym jest praca reprodukcyjna i jak odnosi się do niej feminizm neomarksistowski. Wiele uwagi poświęca ruchowi Wages for Housework oraz Teorii Społecznej Reprodukcji. Pierwsza wspomniana organizacja to międzynarodowa grupa feministyczna, która dowiodła, że wyzysk kobiet polega na nieopłacaniu ich pracy reprodukcyjnej, a więc tej niezauważalnej, pozostającej w sferze prywatnej, niedocenionej nie tylko pod względem finansowym. Tę myśl Szopa łączy z rzeczywistością PRL-u, który nakładał na kobiety brzemię podwójnego etatu – oficjalnego, realizowanego w ramach pracy produkcyjnej, oraz nieoficjalnego, domowego, będącego elementem pracy reprodukcyjnej. Tym samym badaczka wskazuje, że dominujący dotychczas w opracowaniach poezji Świrszczyńskiej feminizm zachodni nie był najlepszym narzędziem do opisu tej twórczości, nie przystawał bowiem do realiów opisywanych przez autorkę „Wiatru”. „W poezji tej bynajmniej nie mamy do czynienia z ahistorycznym ujęciem patriarchatu, które opiera się na ideologii wspólnej opresji kobiet. Przeciwnie, problemy, z jakimi mierzy się robotnica z bloku wschodniego, nie są tożsame z problemami amerykańskich gospodyń domowych, o których pisała Betty Friedan w »Mistyce kobiecości« (1963)” (s. 31) – stwierdzenie to okazuje się nad wyraz trafne i pozwala na nową interpretację twórczości Świrszczyńskiej. Przykładem może być przytaczany przez Szopę wiersz „Praczka”. Bohaterka tego krótkiego utworu, jak wskazuje badaczka, jest przykładem kobiety pracującej na dwa etaty. Wykonuje ona tę samą pracę w domu, jak i poza nim, podczas gdy połowa jej wysiłku pozostaje nieopłacona. Jednak takie ujęcie pracy reprodukcyjnej nie jest jedyną przyjętą przez Świrszczyńską perspektywą. Na drugim biegunie będą lokować się te wiersze, które traktują o pracy niezarobkowej, tej „domowej”, jako o czynnościach sprawiających przyjemność, dających odpoczynek od wysiłku umysłowego. „Praca reprodukcyjna przestaje jawić się jako przyczyna opresji kobiet właśnie w warunkach, w których kobieta zyskuje kontrolę nad owym procesem i ma dostęp do środków utrzymania” (s. 91) – komentuje Szopa, zaznaczając przy okazji, że wedle Świrszczyńskiej „pisanie – by mogło być źródłem radości i wolności – musi być cielesne i mieć związek z rzeczywistością materialną” (s. 91–92).
Motywy cielesności i metafizyki, przeplatające się ze sobą w tej twórczości dość gęsto, powrócą zresztą w trzeciej części „Wybuchu wyobraźni” – w ostatnim rozdziale dotyczącym ekstazy. Z jednej strony wiersze te pełne są cielesności, wyrażanej przez erotyzm, ale i „zwykłą” anatomię (do liryki zostały wprowadzone paznokcie, ścierwo czy udo), z drugiej jednak poetka często pisze o odchodzeniu od własnego ciała, szukaniu siebie, przenikaniu się dwóch bytów (matki i córki, kobiety i mężczyzny). Szopa wskazuje jednak, że te dwie płaszczyzny nie walczą ze sobą o pierwszeństwo. „Istotna będzie tu całkowita dehierarchizacja relacji między duszą a ciałem. Poetka w żadnym razie nie opowiada się ani po stronie ciała, ani po stronie duszy” (s. 357) – podkreśla badaczka i dodaje: „Dusza nie sytuuje się w hierarchii ponad ciałem, z kolei ciało nie będzie tu już zamkniętą bryłą, wyznaczającą granice monadycznej podmiotowości. Przeciwnie, zarówno jedno, jak i drugie staną się maksymalnie rozciągliwe i bezgraniczne” (s. 358). Myślę, że spór ten, materialno-tożsamościowy, świetnie podsumowuje Szopa jeszcze w pierwszej części publikacji, twierdząc, że Świrszczyńska jest nie tylko poetką walki o róże (będące tu symbolem identyfikacji kobiety, jej samoświadomości), ale i walki o chleb.
Druga część książki skupia się na funkcjonowaniu kobiety w rodzinie i społeczeństwie; jeszcze raz na plan pierwszy wysuwa się kwestia pracy reprodukcyjnej, ale pojawiają się również dwa nowe tematy: praca miłości oraz ekonomie opiekuńcze. Badaczka ponownie podkreśla związek tego, o czym pisze Świrszczyńska, z rzeczywistością „tu i teraz”. Relacji tej nie zauważały poprzedniczki Szopy, ponieważ koncentrowały się na dyskryminacji kobiet jako problemie uniwersalnym, nieosadzonym w konkretnych realiach. Tymczasem autorka „Wiatru” nie sytuuje „przyczyn ucisku kobiet po stronie ahistorycznego patriarchatu. Przeciwnie, w jej [Świrszczyńskiej – A.B.] tekstach rodzina ukazana zostaje jako historycznie zmienna, a jej przemianom towarzyszy przekształcenie sposobów produkcji” (s. 115). Kobietą, o której pisze Świrszczyńska, nie jest symboliczna, abstrakcyjna postać, lecz polska, PRL-owska baba – mieszkanka wsi, pracownica fizyczna, kobieta starsza, szalona, wykluczona, zmagająca się z problemami dnia codziennego. Stąd też próby szerszego spojrzenia na problemy opisywane przez poetkę – badaczka stara się znaleźć przyczyny opresji w systemie kapitalistycznym (na którym też, jak pisze, opiera się mimo wszystko socjalizm). Posługuje się w tym celu pismami Fryderyka Engelsa, Lise Vogel, Marii Mies czy Giovanny Dalla Costy, rysując szerokie tło ideologiczne. Czasem jednak owo tło wysuwa się na plan pierwszy, przez co czytelnik, podążając za autorką, traci z pola widzenia poezję Świrszczyńskiej.
Podobnie dzieje się w rozdziale poświęconym pracy miłości, gdzie Szopa ponownie oddaje głos przywoływanym już badaczkom, a do ich grona dołącza najchętniej chyba cytowana Luce Irigaray. Sama kwestia pracy miłości jest niezwykle ciekawa, dotyczy bowiem manipulacji, jakiej doświadczają kobiety, którym wciąż mówi się, że ich nieodpłatna praca reprodukcyjna to dar składany z miłości, z jednej strony „naturalnej”, z drugiej – obowiązkowej. W tym kontekście Szopa przytacza wiersze, których bohaterka walczy o samą siebie, o swoje „ja” odbierane jej przez miłość macierzyńską (instynkt macierzyński?) czy zatracane w monotonnej i wyczerpującej pracy fizycznej. „Kobieta – będąca mimetyczką pożądania – musi kochać wszystkich, ale nie samą siebie” (s. 152) – podsumowuje Szopa, zainspirowana przez Irigaray. Pokazuje również, jak Świrszczyńska wykorzystuje macierzyństwo, możliwość sprowadzania na świat nowego życia, jako broń w walce o odzyskanie tożsamości. Przykładem mogą być liczne wiersze o rodzeniu czy też tworzeniu siebie na nowo. Ta metafora odczytywana jest przede wszystkim w kontekście tożsamościowym, choć badaczka nie wyklucza też interpretacji związanej z twórczością artystyczną – rodzenie siebie odzwierciedlałoby więc pracę poetki nad nową tkanką tekstu.
Praca miłości – przestrzeń opresji, ale i potencjalne narzędzie wywrotowe – prowadzi nas do ostatniego tematu tej części książki, czyli ekonomii opiekuńczych. Tutaj Szopa przeprowadza czytelnika przez teorie ekonomii daru, długu, wymiany, a w końcu: solidarności. To kontrpropozycja badaczki dla dotychczasowego, metaforycznego i esencjalistycznego odczytania wierszy „opiekuńczych”: „Takie [poprzednie – A.B.] ujęcie redukuje pracę reprodukcyjną do odhistorycznionego zjawiska »panmacierzyństwa«, zaś o pracy opieki każe myśleć wyłącznie przez pryzmat relacji rodzinnych” (s. 177) – tłumaczy zmianę perspektywy Szopa. U Świrszczyńskiej bowiem macierzyństwo „wymyka się (…) narzuconym funkcjom i ukazane jest raczej przez pryzmat relacji społecznych, a konkretnie statusu, jaki w określonych warunkach historycznych i ekonomicznych zyskuje praca reprodukcyjna” (s. 182). Odpowiedzią poetki na ekonomię długu staje się solidarność z innymi kobietami (a nawet szerzej: ze wszystkimi uciśnionymi), bez względu na pokrewieństwo czy jego brak. Solidarność ta okazywana jest bardzo cieleśnie, poprzez dotyk, czułość, pocałunek. W ten sposób wytworzona zostaje autentyczna więź, nienarzucona przez patriarchalne/kapitalistyczne normy, wykraczająca poza relacje rodzinne. „Praca opiekuńcza (…) zyskuje u Świrszczyńskiej miano misji społecznej, której celem jest objęcie troską wszystkich potrzebujących; wyzwalanie mas ludzkich z cierpienia” (s. 194). Owa misja nabierze szczególnego wymiaru w wierszach powstańczych, gdzie praca opiekuńcza kobiet decyduje o fizycznym przetrwaniu człowieka: „w momencie, w którym życie ludzkie traci jakąkolwiek wartość, to właśnie praca opieki będzie tę wartość ocalać” (s. 199).
Ostatnia część „Wybuchu wyobraźni” podzielona jest na aż pięć rozdziałów. Tylko w jednym z nich, poświęconym tomowi „Budowałam barykadę”, Szopa odchodzi nieco od myśli neomarksistowskiej (choć wciąż przypomina o pracy reprodukcyjnej kobiet) na rzecz Jacques’a Derridy i jego koncepcji żałoby. To jednak jedyny moment, w którym badaczka oddaje głos innej filozofii. Perspektywa marksistowska jest bowiem obecna nawet części dotyczącej surrealizmu. Szopa definiuje go za Michaelem Löwym, lokującym „wspomniany nurt w ramach znacznie szerszego paradygmatu, który określa mianem romantycznego ruchu rewolucyjnego lub romantycznego antykapitalizmu. Tę genealogię surrealizmu Löwy wywodzi bezpośrednio z marksistowskiego romantyzmu, wyrastającego ze sprzeciwu wobec nowego podziału pracy, racjonalizacji świata i uprzedmiotowienia stosunków międzyludzkich” (s. 219). Taka perspektywa, nieograniczająca surrealizmu do kwestii formalnych czy historycznoliterackich, pozwala zauważyć, jak od pierwszych już wierszy Świrszczyńska sprzeciwia się zastanemu porządkowi świata poprzez dekonstrukcję mitów nowoczesnej cywilizacji i zwrot ku magii, grotesce i karnawałowi. Dzięki takiemu ujęciu surrealizmu Szopa dokonuje rzeczy przełomowej w odczytaniu tej twórczości, a mianowicie pokazuje, że odcięcie grubą kreską wierszy przedwojennych od tych późniejszych, „babskich”, typowe w dotychczasowych interpretacjach, nie jest w pełni uzasadnione. Owszem, utwory te różnią się od siebie, ale opór wobec patriarchalnie / kapitalistycznie / nowocześnie (niepotrzebne skreślić, potrzebne dopisać) urządzonej rzeczywistości, „ten duch, który drzemie w cielesnej materii świata, będzie naznaczać twórczość Świrszczyńskiej aż po ostatni wers” (s. 247).
Ów bunt i skierowanie poetyckiego zainteresowania na postaci wykluczone – takie jak kobiety starsze, chore psychicznie czy pozostające poza związkiem małżeńskim – Szopa omawia ponownie w kolejnej części, skoncentrowanej na projekcie historiograficznym poetki, „który wytrąca opowieść o kobiecej sile czy krzywdach ze sfery mitów i legend” (s. 250). Badaczka ponownie uzmysławia nam, że Świrszczyńska pisze o konkretnych problemach konkretnych kobiet żyjących w konkretnym miejscu i konkretnym czasie. Z tego konkretu wybija nas nieco pomysłem, by do omówienia tej poezji użyć figury wiedźmy. Postać ta nie jest tu bowiem traktowana dosłownie, lecz symbolicznie: „Motyw czarownic pojawi się w twórczości poetki na zasadzie fantazji narracyjnej, którą Fredric Jameson określił mianem penseé sauvage (…)” (s. 252–253); „Czarownice rzadziej pojawiają się tu jako chwytliwy motyw zaczerpnięty z przetworzonych przez kulturę popularną obrazów. Znacznie częściej przywoływane są jako bezimienne ofiary krwawych mordów, a ich historie stają się świadectwem na długowieczność kobiecej opresji” (s. 254) – tłumaczy Szopa. Wkrótce też dowiadujemy się, że również ten motyw jest powiązany z główną filozofią, którą kieruje się autorka „Wybuchu wyobraźni”: wszak „to przedstawicielki feminizmu marksistowskiego powiązały historię polowań na czarownice z historią rozwoju kapitalizmu i w niej dostrzegły przyczyny opresji kobiet w społeczeństwach kapitalistycznych” (s. 256). Wiedźmą stanie się więc w oczach Szopy każda kobieta doświadczająca przemocy, będąca wyrzutkiem społeczeństwa, a jednocześnie silna, pączkująca, przekraczająca samą siebie i narzucone jej ograniczenia, bez której świat ten nie miałby prawa istnieć. Przecież on „nie powstaje samoistnie, niczym hokus-pokus, lecz za sprawą niewidzialnej pracy kobiet” (s. 269). Każde pokolenie nowych „czarownic” przypomina o tych spalonych na stosie, „wiedzących”, dla których nie było i niejednokrotnie wciąż nie ma miejsca w fallogocentrycznie pomyślanym świecie.
Bardziej dosłownie rozumiane czarownice i uprawiana przez nie magia pojawiają się jedynie w „Czarnych słowach”. W części poświęconej temu tomikowi Szopa skupia się jednak na zupełnie innym temacie, a mianowicie antykolonializmie. Ponownie spiera się z poprzednimi odczytaniami Świrszczyńskiej (zwłaszcza z Wiolettą Bojdą), udowadniając, że zbiór „czarnych wierszy” ani nie traktuje o ahistorycznej, symbolicznej zbiorowości, ani nie jest metaforą, „kostiumem dla polskiej baby” (s. 298). Według badaczki „»Czarne słowa« to przede wszystkim opowieść o skutkach przemocy kolonialnej oraz wyzysku kapitalistycznego, będąca wyrazem solidarności poetki z tymi najbardziej pokrzywdzonymi, »idącymi w pętach« kolejnymi pokoleniami niewolników” (s. 304). Dobrym argumentem na pewno jest przytoczenie słów samej Świrszczyńskiej, która przyznała, że inspiracją do pisania o Afryce (a mianowicie: stworzenia nieopublikowanej jeszcze sztuki teatralnej) była śmierć pierwszego premiera Demokratycznej Republiki Konga, a także zainteresowanie samej poetki walką z kolonializmem. Bez wątpienia Szopa ponownie otwiera zamknięte dotąd ścieżki interpretacyjne, jednak trudno zgodzić się z kilkoma kwestiami, takimi jak odczytanie „Opowieści o pustym koszu” – w której to „Mąż wypędził kobietę” (a więc dokonał aktu przemocy wobec niej i dziecka) – „przez pryzmat radykalnej krytyki kapitalizmu” (s. 310). Również stwierdzenie, jakoby Świrszczyńska w wierszu „Głód” „zawarła ogrom tragedii, jaki wynika z imperialistycznej polityki wzrostu, monopolizacji środków produkcji i ekstrakcji zasobów naturalnych z kolonii do krajów europejskich” (s. 319), wydaje się nieuzasadnione, a już na pewno nie znajduję żadnego argumentu w tkance tekstu poetyckiego. Utwór ten przedstawia tragiczny obraz suszy i jej konsekwencji, nie ma tu mowy o wyzysku afrykańskiej ziemi przez kapitalistów. Także zdanie: „Poetka ani razu nie pisze o niewolnikach, lecz ukazuje skolonizowane ludy jako wojowników (…)” staje w kontrze z twórczością Świrszczyńskiej („Idziemy w pętach”) i samą Szopą, która w przywoływanym już przeze mnie fragmencie pisze o pokoleniach niewolników.
„Wybuch wyobraźni” jest więc pozycją niezwykle nowatorską, można by rzec – rewolucyjną. Jednak jak wiadomo, każda rewolucja pociąga za sobą ofiary. Tak stało się i tym razem. Ofiarą tej rewolty (którą zdaje się akcentować nawet krwistoczerwona okładka książki) jest, można by rzec, sama Świrszczyńska oraz oczywiście jej poezja. Katarzyna Szopa niejednokrotnie traci bowiem z pola widzenia twórczość autorki „Wiatru”, poświęcając całą swą uwagę tekstom filozoficznym, kreślącym idee – takie jak (neo)marksizm, ekofeminizm, ale też surrealizm czy praca żałoby – mające teoretycznie wspomóc badaczkę w reinterpretacji poezji Świrszczyńskiej. Idee te jednak, zamiast być pomocnymi narzędziami w rękach krytyczki, stają się przedmiotem badań samym w sobie. Podczas lektury „Wybuchu wyobraźni” niejednokrotnie odnosiłam wrażenie, że właściwy tytuł tej pozycji powinien brzmieć raczej „Neomarksizm i antykapitalizm w kontekście poezji Anny Świrszczyńskiej”, gdyż to właśnie te idee stają się głównym obiektem zainteresowań Szopy. Liczba stron poświęconych Karolowi Marksowi, Fryderykowi Engelsowi, Luce Irigaray czy Silvii Federici może spokojnie konkurować z przestrzenią zarezerwowaną wyłącznie dla autorki „Orfeusza”. Jakże często Szopa poświęca całe stronice jednemu zagadnieniu filozoficznemu, podsumowując je niejako wyimkiem ze Świrszczyńskiej, pozostawionym czasem bez słowa komentarza… A szkoda, bo te fragmenty, które dotyczą samego tekstu poetyckiego, nieużytego jako dowód dla tez neomarksistowskich czy antykapitalistycznych, stanowią najbardziej wartościowe części omawianej tu pozycji. Spis książek, artykułów, wywiadów i wspomnień przeczytanych, przytaczanych, a częściowo i przetłumaczonych przez Szopę, robi wielkie wrażenie; świadczy niewątpliwie o erudycji autorki i dogłębnym zbadaniu tematu, którego się podjęła, pisząc „Wybuch wyobraźni”. Jednak zbyt często ta „nadbudowa” przysłania nam to, co najważniejsze: poezję właśnie…
Katarzyna Szopa: „Wybuch wyobraźni. Poezja Anny Świrszczyńskiej wobec reprodukcji życia społecznego”. Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego. Katowice2022 [seria: Lupa Obscura].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |