ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (464) / 2023

Magdalena Piotrowska-Grot,

AKCJA - REAKCJA - PREWENCJA ('HUMANISTYKA PREWENCYJNA')

A A A
Czy humanistyka jest „w kryzysie”? Tak, jest i była w nim pogrążona, wręcz nierozerwalnie z nim związana, od tak dawna, że nikt nie pamięta już, ani kiedy ów kryzys się rozpoczął, ani co go wywołało. Nie mam nawet pewności, czy adekwatne pozostaje stosowanie liczby pojedynczej, właściwie bowiem naliczyć można tych kryzysów całkiem sporo. Na potrzeby niniejszego omówienia postaram się jednak wyznaczyć jakieś rozsądne granice, pozostańmy więc w obrębie ostatniego dwudziestolecia oraz, choć ta forma selektywności wydaje się trudniejsza i kreuje sztuczne linie demarkacyjne, humanistyki w Polsce. Już w 2001 roku Ryszard Nycz pisał: „Uprawa humanistyki, zawsze wrażliwej na wiatry historii, znajduje się w ostatnich latach w strefie wyraźnie podwyższonego klimatycznego ryzyka; tradycyjne jej postaci i sposoby przestają już dawać wystarczająco wartościowe rezultaty, nowe zaś jeszcze nie zdążyły potwierdzić swej przydatności, niepokojąc perspektywą klęski nieurodzaju albo i ekologiczną katastrofą. Z pewnością, nie jest to tylko polska dolegliwość; z podobnymi problemami i kiepskim samopoczuciem boryka się od 20 co najmniej lat humanistyka na Zachodzie. Jednakże jej polska wersja ma swoją specyfikę, a sytuacja w obrębie polonistyki czy w ramach szerzej pojętych badań literackich pozwala wskazać na jej rysy i bardziej konkretne i dodatkowe, co nie znaczy, że mniej istotne czy reprezentatywne” (Nycz 2001: 4).

Pogodziliśmy się już jednak zarówno z owym językowym paradygmatem katastrofy wieszczonej naukom humanistycznych, jak i z tym, że kolejne grupy uznawać będą tę dziedzinę wiedzy za mniej przydatną, a z pewnością mniej opłacalną. Stereotypowo postrzegana humanistyka więc, nieco obrażona i wieszcząca, że świat spotka za tę ignorancję kara, zdaje się robić swoje, uodporniona na zmienne wiatry dziejów. Jednak czy owo „robienie swojego” jest tym, czym faktycznie w założeniach ma być, czyli formą oporu i dawania odporu przeciwnościom? Czy humanistyka przetrwa bez metamorfozy i otwarcia oraz czy te próby zawsze skazane są na odchodzenie od podstaw i pogrążanie się w kolejnych zwrotach, które upłynniają to, czym humanistyka jest w swej istocie? Przede wszystkim, czy humanistyka faktycznie pozostaje tak bierna, jak nauczono się o niej myśleć?

Zmagamy się więc, od bardzo dawna, z serią pytań i odpowiedzi, które okazują się niezadowalające lub wymijające. Warto jednak zastanowić się nad kilkoma prymarnymi kwestiami, do których te rozważania mogą nas doprowadzić, nie po to, by ustalić nowy kurs dla humanistyki, ale po to, by zweryfikować towarzyszące jej od lat diagnozy.

Prewencyjna czy reakcyjna?

Na jednym z dookreśleń, które łączą się z szeroko pojętą humanistyką (nie tylko jako dziedziną badawczą, ale i przedmiotem owych badań), skupiają swoją uwagę członkowie i członkinie grupy RAT (Resilience Academic Team). Autorzy i autorki projektów zaprezentowanych i omówionych w książce „Humanistyka prewencyjna” stawiają pytania o możliwość realnych działań, a przede wszystkim PRZECIWdziałań humanistyki. Jak piszą we wstępie: „Humanistyka prewencyjna obejmuje różne dyscypliny wiedzy (między innymi antropologię, archeologię, historię, kulturoznawstwo, literaturoznawstwo, sztukę) i w swoich badaniach kieruje się ku przyszłości. Zgodnie z łacińskim znaczeniem słowa »prewencja« (łac. praevenire – wyprzedzić, zapobiec; łac. prae + venire – przed + przychodzić), diagnozuje i wyprzedza potencjalne zaistnienie zdarzeń (przede wszystkim negatywnych, ale i pozytywnych) oraz przygotowuje do nich, podsuwając strategie adaptacyjne i ochronne wobec zaistnienia rozmaitych sytuacji i ich możliwych skutków. W zamyśle zatem pomaga wystrzegać się działań niekorzystnie wpływających na jednostkę lub wspólnotę, uważanych w kontekście idei »dobra wspólnego« i dobrostanu jednostki za niepożądane” (s. 4).

Ów opór, a właściwie odpór humanistyczny w ramach zaprezentowanych projektów skupia się głównie na przestrzeni i kryzysie klimatycznym, ale sama definicja jest szeroka. W pierwszym odruchu pomyślałam, że to jedynie próba stworzenia nowego języka do stanu, który humanistyka reprezentuje od dawna, przecież zawsze była w pewnym sensie prewencyjna. Im dłużej jednak o tym myślę i rozmawiam z innymi osobami związanymi z humanistyką właśnie, tym pewniej pozostaję przy wniosku, że w rzeczywistości humanistyka trwa w pewnym zapętleniu pomiędzy reakcyjnością a prewencyjnością, z zasadniczą przewagą jednak tej pierwszej tendencji. Komentuje zjawiska aktualne lub historyczne, zawsze jednak pozostając w stanie post factum, dokonuje rewizji, ale nie superwizji. Oczywiście kreuje na tej podstawie ostrzeżenia, zwraca uwagę, przestrzega, ale niezwykle rzadko udaje jej się czemuś rzeczywiście zapobiegać – choć humaniści i humanistki nieustannie przekonują, iż właśnie z owego komentarza do przeszłości możemy wysnuć wnioski, ale także zainicjować działania w dbałości o przyszłość (z czego nie zawsze oczywiście korzystamy). Zanim jednak odpowiemy na pytanie, czy prawdziwa prewencja jest w humanistyce akademickiej (bo taki jednak pozostaje jej charakter w omawianym projekcie) w ogóle możliwa, przyjrzyjmy się zawartości książki i samemu projektowi.

Książkę otwiera tekst Ewy Domańskiej, merytorycznej opiekunki projektu. Sposób, w jaki Domańska rozumie rolę humanistyki oraz w jaki sposób reinterpretuje i czyta historię, wyraźnie patronuje zresztą całości tekstów, które są pokłosiem studenckich i doktoranckich projektów, pojawia się więc tutaj kategoria myślenia antycypacyjnego, związanego z ową wspominaną już pętlą reakcyjności i prewencyjności. Aktywne czytanie historii może bowiem nie tylko oddać głos umarłym, ale przede wszystkim spojrzeć na ten głos z innej perspektywy, wzbogacić go o wiedzę oparta na analizie źródeł, dokumentów, zapisów zdarzeń. Trudno nie zgodzić się z Domańską, że wymaga to jednocześnie podstawowego warsztatu badacza/badaczki, jak i wychylenia w przyszłość, elastycznego i przemyślanego łączenia faktów, wszystkiego, co kryje się pod pojęciem rezyliencji. Nie jest to jednak jeszcze prosta droga do akademickiego czy społecznego aktywizmu, od owej analizy należy bowiem przejść do działania, działania, które dotrze do bardzo zróżnicowanej puli odbiorców. Co ciekawe, Domańska nie popada w swoim mówieniu o kryzysie (klimatycznym, społecznym, politycznym) w skrajności. Powołując się na stanowiska badaczy i badaczek historii i języka, przekonuje: „Naszą rzeczywistością, jak interpretuje taką kondycję świadomości Massumi, rządzi »strach jako antycypacja zagrażającej przyszłości«. Strach przeradza się w rodzaj samosprawczego zagrożenia, »afektywnego faktu«, a dominująca władza wykorzystuje zarządzanie strachem dla zwiększenia kontroli społecznej i legitymizacji swoich działań”(s. 28) Jaka jest jednak alternatywa, jak analizować przyszłość i teraźniejszość tak, by dostrzegać ostrzeżenia, działać, ale nie wpadać w histerię?

Uwaga/ uważność

Autorzy i autorki opisują więc nie tylko przeprowadzone analizy i interpretacje źródeł, przede wszystkim opisują bowiem działania na owej analizie oparte. Analiza archiwów dźwiękowych (Jarosław Jaworek), przestrzeni (teksty Moniki Stobieckiej, Michała Kęspkiego, Joanny Klisz), zmian architektonicznych, prewencyjne wykorzystywanie zasobów muzeum historii naturalnej (Jacek Małczyński), nowe odsłony znanych sztuk teatralnych (Piotr Słodkowski), poszukiwanie inspiracji w dawnym gospodarowaniu przestrzeni miejskich czy w relacji, jakie łączą ludzi ze zwierzętami („Ludzie i szczury” Gabrieli Jarzębowskiej), wreszcie antropologiczna analiza dawnych przypadków ludobójstwa(Małgorzata Wosińska) czy interpretacja tekstów literackich (Tomasz Wiśniewski)– wszystkie te działania mają jeden cel: poszukiwanie inspiracji i równowagi. Co ciekawe, wśród badanego materiału nie pojawiają się żadne innowacje, nie poszukuje się tutaj nowych rozwiązań, a adaptuje znane i już dostępne. Projektom przyświeca więc idea dostrzegania i zauważania istniejącego już potencjału (zasobów, przestrzeni), bez potrzeby nadprodukcji i szybkiego opracowywania nowych rozwiązań.

Dziedzictwo i paradygmat ochrony

W jednym z tekstów-spacerów, w którym autorka reprezentuje przestrzeń warszawskiego Powiśla, pojawiają się bardzo ważne pytania: czym jest dziedzictwo, kiedy staje się reliktem oraz jak i po co właściwie je chronić? „Zapobieganie reliktyzacji jest potężnym wyzwaniem, na pewno priorytetowym w działaniu urzędów konserwatorskich. (…) W ramach praktyk prewencji nie myślę o szybkiej zmianie prawa (…), lecz raczej o zmianie sposobu wchodzenia w interakcję z dziedzictwem” (s. 122-124). Monika Stobiecka wykazuje w ten sposób, że brakuje w naszej kulturze ochrony czynnej. Stan ten uzyskać można będzie jednak tylko, dbając o rozwój społecznej świadomości w kwestii zabytków i rozpoznawania namacalnego, realnego dziedzictwa. Zbyt wiele obiektów, przestrzeni i osób stało się symbolem, straciło w ten sposób swój realny i materialny, pierwotny status. Dziedzictwo nauczyliśmy się osadzać właśnie w przestrzeni symbolicznej, odcinając je od nieidealnego materialnego wymiaru, a ostatecznie zaniedbując to, co na miano dziedzictwa także zasługuje, nawet jeśli nie wpisuje się w mit (na przykład mit „wielkiej Polski”, los ten niejednokrotnie spotykał obiekty i budynki związane z socrealizmem).

Co ważne, pojawia się tutaj postulat ochrony, ochrony bezwarunkowej, ale także rozsądnej – korzystania z tego, co mamy, bez tworzenia nowej zabudowy (co zwykle generuje poświecenie kolejnych terenów zielonych). Choć nie jest to w tekstach wyrażane wprost, proponowane interwencje i prewencje to także, a może przede wszystkim, działania polityczne i ekonomiczne – postulat rezygnacji z paradygmatu władzy i konsumpcji na rzecz ochrony i rozsądnego gospodarowania zasobami czy przestrzenią.

Czy są to postulaty utopijne? Niekoniecznie. Proponowane przez autorki i autorów rozwiązania to działania lokalne, pomyślane na niewielką skalę, ale stosowane często, jednocześnie w różnych społecznościach mogą przynieść całkiem wymierne skutki. Promowana w książce forma aktywizmu jest zdecydowanie formą nieagresywną, dlatego wydawać się może, że nie ma ona szans na powodzenie. Wymaga bowiem działań cierpliwych, połączonych z projektami edukacyjnymi – specyficznym drążeniem tematu, omijającym nieskuteczne, a przede wszystkim niebezpieczne praktyki zastraszania.

Książka, niezwykle estetycznie wydana, utwierdza w przekonaniu, że humanistyka może być prewencyjna w pewnym bardzo określonym wymiarze. Zawsze związana z przeszłością, przede wszystkim reakcyjna, wyważona i dość minimalistyczna w zasięgu swoich działań. Udowadnia ona jednak także, iż jest to dziedzina nieodzownie towarzysząca wszelkim formom aktywizmu, które bez wsparcia humanistyki nie mogą się udać. Co jednak przełamują autorzy i autorki projektów zaprezentowanych w tej publikacji, to stereotyp, iż humanistyka nie jest zdolna do działania i pozostaje zawsze tylko w sferze rozważań. Tymczasem onanie tylko może być, ale tak naprawdę już jest działaniem.

LITERATURA:

Nycz R.: „O jednym z powodów tak zwanego kryzysu (w humanistyce, zwłaszcza polonistycznej)”. „Teksty Drugie” 2001, nr 1.
„Humanistyka prewencyjna”. Red. Ewa Domańska, Piotr Słodkowski, Monika Stobiecka. Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Poznańskie Centrum Dziedzictwa. Warszawa–Poznań 2022 [seria: Muzeum w budowie].