KOREKTA REDAKCYJNA NA ŚWIATOWYM POZIOMIE (PLOT HOLES)
A
A
A
Cliff „Inkslayer” Dinklewitz to (wątpiący w siebie) żydowski twórca komiksów, który wciąż znajduje się w żałobie po śmierci żony. Pewnego dnia do drzwi bohatera puka Ed: 64-letnia redaktorka o stylówie godnej Jane Fondy. Nieznajoma przynosi ze sobą miecz, z którego uwalnia się wiązka energii demolująca regał z książkami. Cliff przekonuje się, że ma do czynienia nie z cosplayową repliką, lecz z autentycznym orężem, który Ed (wedle jej własnych słów) zabrała martwemu elfowi na równinach Silvernesti. Całe zajście miało natomiast miejsce na łamach powieści „Dragonblade” – książki, która nigdy nie została wydana, gdyż jej „korekta redakcyjna” nie poszła zgodnie z planem.
Musicie bowiem wiedzieć, że Ed stoi na czele elitarnej grupy zwanej Plot Holes, której członkowie/członkinie „wskakują” do konkretnych utworów, by poprzez „edycję” uratować je przed skasowaniem przez Program: niegdysiejsze centrum wydawnicze dla wszystkich książek cyfrowych na całym świecie, które po uruchomieniu rozpoczęło proces eliminacji fikcyjnych światów posiadających wszelkie możliwe „dziury fabularne”. Jakby tego było mało, sam Cliff żyje w książce – w dodatku tak okropnej, że żadna „korekta” już jej nie pomoże.
Gdy do mieszkania protagonisty wpada kokkoviański robal, Dinklewitz i Ed teleportują się do kwatery Plot Holes, gdzie bohater poznaje załogantów/załogantki: Röara (uduchowionego specjalistę od taktyki; zmiennokształtnego barbarzyńcę z powieści fantasy; antropomorficznego, drapieżnego kota wyrzuconego z plemienia za bycie gejem), Kevina (zrodzonego na kartach gazetowych stripów, ćmiącego cygaro ośmiolatka będącego skrzyżowaniem Ugly Kid Joe z Calvinem, który zachowuje się jak tetryk o ksenofobicznym światopoglądzie i manierach rasowego buca), Johnny’ego Mangę (mechanika drużyny, pilota, kierowcę, ciężko doświadczonego przez życie niepoprawnego optymistę pochodzącego z futurystycznego świata chronionego przez olbrzymie mechy) oraz Rasoir (walczącą przeróżnymi ostrzami wampirzycę z francuskiego romansu), która wraz z Surge’em (ucieleśnioną elektrycznością i cierpiącym ojcem szukającym lekarstwa dla swej córeczki) pełni role etatowego czarnego charakteru.
Tak zaczyna się smakowita, autotematyczna opowieść, będąca listem miłosnym Seana Murphy’ego do (szeroko rozumianej) popkultury. Amerykański artysta – pracujący przy takich głośnych tytułach jak „Chrononauci”, „Tokyo Ghost”, „Amerykański wampir”, „Batman: Biały Rycerz”, „Przebudzenie: The Wake” czy „Joe the Barbarian” – serwuje z ducha epicką, skrzącą się od intertekstualnych smaczków (na poziomie dialogów, charakterystyki postaci, fabularnych zawirowań, ale i easter eggów poukrywanych w różnych zakątkach kadrów) narrację, w której gatunkowe konwencje zostały zmiksowane w gęstą, ale lekkostrawną papkę.
Murphy z powodzeniem stylizuje poszczególne partie komiksu na poetykę utworów, z których pochodzą konkretne postaci (vide: czarno-biała manga, czyli świat Johnny’ego), prowadząc nas przez kalejdoskopowo zmieniające się miejsca akcji, która skądinąd mknie na złamanie karku. Zaproszenie do współpracy cenionych kolorystów w osobach Dave’a Stewarta („Hellboy”, „Kosmiczne rupiecie”, „Shaolin Cowboy”) oraz Matta Hollingswortha („Aliens. Labirynt”, „Catwoman”, „The Filth”) przyniosło pożądany efekt: „Plot Holes” – dedykowane pamięci babci autora, Marlene Gordon (porte parole charyzmatycznej Ed) – ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Zachęcam zatem do lektury, bo mamy do czynienia z komiksem, który warto było (nomen omen) „wydać”.
Musicie bowiem wiedzieć, że Ed stoi na czele elitarnej grupy zwanej Plot Holes, której członkowie/członkinie „wskakują” do konkretnych utworów, by poprzez „edycję” uratować je przed skasowaniem przez Program: niegdysiejsze centrum wydawnicze dla wszystkich książek cyfrowych na całym świecie, które po uruchomieniu rozpoczęło proces eliminacji fikcyjnych światów posiadających wszelkie możliwe „dziury fabularne”. Jakby tego było mało, sam Cliff żyje w książce – w dodatku tak okropnej, że żadna „korekta” już jej nie pomoże.
Gdy do mieszkania protagonisty wpada kokkoviański robal, Dinklewitz i Ed teleportują się do kwatery Plot Holes, gdzie bohater poznaje załogantów/załogantki: Röara (uduchowionego specjalistę od taktyki; zmiennokształtnego barbarzyńcę z powieści fantasy; antropomorficznego, drapieżnego kota wyrzuconego z plemienia za bycie gejem), Kevina (zrodzonego na kartach gazetowych stripów, ćmiącego cygaro ośmiolatka będącego skrzyżowaniem Ugly Kid Joe z Calvinem, który zachowuje się jak tetryk o ksenofobicznym światopoglądzie i manierach rasowego buca), Johnny’ego Mangę (mechanika drużyny, pilota, kierowcę, ciężko doświadczonego przez życie niepoprawnego optymistę pochodzącego z futurystycznego świata chronionego przez olbrzymie mechy) oraz Rasoir (walczącą przeróżnymi ostrzami wampirzycę z francuskiego romansu), która wraz z Surge’em (ucieleśnioną elektrycznością i cierpiącym ojcem szukającym lekarstwa dla swej córeczki) pełni role etatowego czarnego charakteru.
Tak zaczyna się smakowita, autotematyczna opowieść, będąca listem miłosnym Seana Murphy’ego do (szeroko rozumianej) popkultury. Amerykański artysta – pracujący przy takich głośnych tytułach jak „Chrononauci”, „Tokyo Ghost”, „Amerykański wampir”, „Batman: Biały Rycerz”, „Przebudzenie: The Wake” czy „Joe the Barbarian” – serwuje z ducha epicką, skrzącą się od intertekstualnych smaczków (na poziomie dialogów, charakterystyki postaci, fabularnych zawirowań, ale i easter eggów poukrywanych w różnych zakątkach kadrów) narrację, w której gatunkowe konwencje zostały zmiksowane w gęstą, ale lekkostrawną papkę.
Murphy z powodzeniem stylizuje poszczególne partie komiksu na poetykę utworów, z których pochodzą konkretne postaci (vide: czarno-biała manga, czyli świat Johnny’ego), prowadząc nas przez kalejdoskopowo zmieniające się miejsca akcji, która skądinąd mknie na złamanie karku. Zaproszenie do współpracy cenionych kolorystów w osobach Dave’a Stewarta („Hellboy”, „Kosmiczne rupiecie”, „Shaolin Cowboy”) oraz Matta Hollingswortha („Aliens. Labirynt”, „Catwoman”, „The Filth”) przyniosło pożądany efekt: „Plot Holes” – dedykowane pamięci babci autora, Marlene Gordon (porte parole charyzmatycznej Ed) – ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Zachęcam zatem do lektury, bo mamy do czynienia z komiksem, który warto było (nomen omen) „wydać”.
Sean Murphy, Dave Stewart, Matt Hollingsworth: „Plot Holes”. Tłumaczenie: Maciej Muszalski. Non Stop Comics. Katowice 2023.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |