WIELKI (POT)WÓR POSTMODERNIZMU (MAURIZIO FERRARIS: 'MANIFEST NOWEGO REALIZMU')
A
A
A
„Manifest Nowego Realizmu” jest tym, czym jest – manifestem. I należy go czytać w takiej poetyce. W przeciwnym razie ogólnikowość i brak terminologicznej precyzji tej publikacji byłyby nie do zdzierżenia.
Książkę Maurizia Ferrarisa można ustawić w szeregu ontologicznie zorientowanych koncepcji filozoficznych oraz czytać w kontekście licznych już „powrotów do realizmu”: z realizmem spekulatywnym na czele (Ray Brassier i Quentin Meillassoux). Włoski myśliciel zakłada istnienie rzeczywistości niezależnej od podmiotowego poznania i skupia się na sposobach, w jaki można ustalać faktyczny stan rzeczy, a dopiero potem dokonywać jego krytyki. Rdzeń koncepcji Nowego Realizmu Ferrarisa jest z gruntu oświeceniowy: dotyczy to tyleż próby ocalania idei postępu, co dowartościowania paradygmatu naukowego. Jego negatywne odniesienie stanowi myśl postmodernistyczna (w stanie schyłkowym). Właśnie z tych względów można manifest filozofa uznać za rozwinięcie lub konsekwencję analiz Jürgena Habermasa („Modernizm – niedokończony projekt”).
Do wartych rozważenia propozycji w tej książce trzeba zaliczyć: a) wyróżnienie trzech kategorii przedmiotów: naturalne, „istniejące w przestrzeni i w czasie niezależnie od podmiotów” (s. 60), społeczne, „istniejące w przestrzeni i czasie zależnie od podmiotów” (s. 60), idealne, „istniejące poza przestrzenią i czasem niezależnie od podmiotów” (s. 60); b) zaproponowanie pojęcia dokumentalności, dotyczącego roli zapisu w konstruowaniu rzeczywistości społecznej, oraz c) ontologię niemodyfikowalności: rzeczywistość w pewnym momencie stawia opór (działaniu, teoriom, interpretacjom, poznaniu, sądom o niej) przez to, czym nieredukowalnie jest. Nie zamierzam gruntownie streszczać tej krótkiej książki, zrobił to już znakomicie Andrzej Zawadzki w bodaj pierwszym w Polsce artykule poświęconym Nowemu Realizmowi: „»Zwijanie« ponowoczesności. O nowym realizmie Maurizia Ferrarisa” (2020). Do niego odsyłam. Zamiast tego od razu przejdę do części krytycznej.
Głównym problemem Ferrarisa jest uprawianie w pracy tego, co pół żartem, pół serio nazywam „filozofią worków pojęciowych”. Polega ona na operowaniu na wielkich pojęciach-worach: nowoczesności, ponowoczesności, postmodernizmu itp. – za którymi stoją pewne mniej bądź bardziej ściśle określone tendencje i uogólnienia. U Ferrarisa, czego nie można tłumaczyć nawet poetyką manifestu, wszak to manifest filozoficzny (!), postmodernizm zgodnie „popiera”, „twierdzi”, „wycofuje się”, „realizuje swoje postulaty” (s. 13). Nagromadzenie tych personifikacji w polskim przekładzie daje efekt doprawdy komiczny. Rzadko się zdarza, że wiemy, o czyj w istocie postmodernizm chodzi. Kiedy pojawia się kwestia ironii – wiemy, że to Richard Rorty, kiedy wiedza-władza, wiemy, że Michel Foucault – który swoją drogą nie należy do postmodernistów… Ale to niestety wie nawet początkujący adept filozofii. Ferraris tkwi w przekonaniu, że postmodernizm ma jasno sprecyzowane tezy (!), spośród których naczelną jest ta Friedricha Nietzschego – „fakty nie istnieją, tylko interpretacje”, na dodatek twierdzi, że istota postmodernizmu nie jest nowa: gest umieszczający człowieka w centrum wszechświata jako twórcę pojęć widzi już w rewolucji ptolemeuszowskiej (sic!)… Na domiar złego, postmodernizm okazuje się u Ferrarisa pojęciem tak mętnym, że zacierają się granice pomiędzy nim a konstrukcjonizmem i tekstualizmem. Nie widzę potrzeby dalszego komentowania tych tez – nie jest to możliwe bez równie bezprzedmiotowego popadania w ogólność.
Prawdopodobnie najsłabszym punktem „Manifestu…” jest to, że Ferraris za punkt wyjścia/odejścia obiera właśnie postmodernizm. Filozof zdaje się nie zauważać wprost katastrofalnych skutków tak prowadzonej argumentacji. Skoro większość „tez postmodernizmu” to nonsensy, to ile z nich „dziedziczy” jego własna teoria? Ferraris w miejsce postmodernistycznych fashionable nonsens proponuje listę unquestionable thruths: to jest zdroworozsądkowych truizmów. U postmodernistów woda to pojęcie, u Ferrarisa to mokre, życiodajne H2O, dla postmodernistów krzesła to tylko słowa i interpretacje, zaś dla realistów drewniane przyrządy do siedzenia. Nonsensy nieoczywistości poganiają truizmy Nowego Realizmu. Czy naprawdę to jest ta „nowa” propozycja? Czasem można odnieść nawet wrażenie, że retorycznie dobrze zbudowany tekst Ferrarisa zdecydowanie lepiej wmieszałby się w gęstą kolorową postmodernistyczną papkę.
Nie są to jednak wszystkie uwagi, jakie można mieć do tego tekstu. Clou swojej teorii – pojęcie dokumentalności ściśle powiązane z przedmiotami społecznymi – nazywa autor słabym tekstualizmem lub też „słabym konstruktywizmem”. Twierdzi, że zapis jest „decydujący w konstruowaniu rzeczywistości społecznej” (s. 63), ale w odróżnieniu od tekstualizmu mocnego, dla którego zasadą staje się, rzekomo Derridiański, wytarty już slogan „nie ma nic poza tekstem”, nowe hasło brzmi: „nie ma nic społecznego poza tekstem”. Ferraris, który jest przecież tłumaczem i komentatorem Jacques’a Derridy, opiera swą myśl – w co aż się nie chce wierzyć – na źle przetłumaczonym, po prostu błędnie rozumianym cytacie francuskiego filozofa. Derrida twierdzi: „Il n ’y a pas de hors-texte”, co należy przetłumaczyć jako „nie ma poza-tekstu”. Ta myśl odnosi się do ściśle określonej sytuacji lekturowej, wycelowana jest przeciwko tzw. lekturze transcendentnej skierowanej ku pozatekstowemu desygnatowi (biografii, kontekstowi historycznemu), który ma uprawomocniać sens. Derrida nie twierdzi, że poza tekstem nie ma rzeczywistości! U Ferrarisa nie zaznaczono nawet dystansu do tej myśli: to ze sloganu – a jakże – ukutego tyleż przez postmodernistów, co ich krytyków, autor proponuje własne hasło reprezentujące słaby tekstualizm.
Zaraz w następnym akapicie stwierdza, że postmoderniści uważali naturę za konstrukt społeczny („co zakrawa na dowcip” [s. 64]) oraz „głosili rodzaj nierealności przedmiotów społecznych, co tkwi u podstaw tezy, według której ponowoczesność byłaby rzeczywistością płynną i nieuchwytną” (s. 64). Po czym stwierdza: „analiza specyficznych wyróżników przedmiotów społecznych prowadzi natomiast do wniosku, że społeczeństwo nie jest ani trochę płynne…” (s. 64). Po pierwsze: czym jest ów rodzaj nierealności przedmiotów społecznych? Po drugie: to ponowoczesność jest płynna, czy społeczeństwo? Ten przeskok wydaje się niejasny i nieprecyzyjny. Nawiązanie do Zygmunta Baumana? Nie wiadomo. Kim byliby postmoderniści wypowiadający się na temat ponowoczesności? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, o czym Ferraris pisze w kolejnych zdaniach, gdy twierdzi, że giełda i pieniądze są bardzo realne i że wiedzą o tym wszyscy, którzy stracili swoje oszczędności. W tym miejscu, zdaje się, krytycznie odnosi się do Jeana Baudrillard, który w „Wymianie symbolicznej i śmierci” pisał o symulakryczności współczesnego pieniądza, który nieumocowany w złocie, jest już tylko zbiorem danych cyfrowych, czystą spekulacją itp. Dla Ferrarisa nawet giełda, elektroniczny pieniądz będą przedmiotami społecznymi należącymi do sfery zapisu, których realności nie da się zaprzeczyć. Problem polega jednak na tym, że to rozwiązanie zupełnie niewystarczające w epoce algorytmów, zapisywania danych w chmurze, kasowania bez śladu, przepadania obiektów cyfrowych: w wielu dziedzinach życia podejście Baudrillarda pozostaje zupełnie aktualne.
Kolejne uwagi do tego tekstu sformułował Zawadzki (2020: 109-110), który bardzo słusznie pyta: a) „Czy nowy realizm jest nowym starym realizmem?”, bo Ferraris nadal opiera się mocno na starszych koncepcjach Hilarego Putnama lub Umberto Eco; b) „Czy nowy realizm jest »małym« realizmem?”, ze względu na obecność konceptu „niemodyfikowalności” rzeczywistości; c) „Czy nowy realizm jest realizmem naiwnym?”, bo koncepcja Ferrarisa nie wydaje się być dobrze podbudowaną koncepcją realizmu; d) „Wreszcie, czy nowy realizm jest koncepcją filozoficzną, czy raczej jakimś ogólnym ideowym stanowiskiem?”, co odnosi się do krytyki postulatywnego charakteru wywodów Nowych Realistów.
Co do kształtu polskiego wydania, muszę koniecznie zaznaczyć, że pierwsze zdanie pierwszej strony pierwszego rozdziału „Manifestu Nowego Realizmu” zawiera poważny błąd rzeczowy. „Kondycja ponowoczesna” Jeana Lyotarda nie została wydana w 1991, tylko w 1979 roku! Trudno o istotniejszą datę (cezurę) dla filozoficznego postmodernizmu. Nie jest to ani data pierwszego włoskiego wydania (1981), ani data wydania polskiego (1997). To po prostu błąd rzeczowy, który może skonfundować czytelników zwłaszcza, że pojawia się w zdaniu: „Postmodernizm wkracza do filozofii wraz z niewielką objętościowo książką (…)” (s. 11).
Ogólnie rzecz biorąc, „Manifest Nowego Realizmu” nie daje dobrego świadectwa Ferrarisowi. Należałoby przetłumaczyć inne jego publikacje (zwłaszcza „Estetica razionale” i „Tracce. Nihilismo moderno postmoderno”), by mieć szerszy dostęp do jego myśli i wówczas oceniać całość. Jest jednak wielkie prawdopodobieństwo, że skoro tyle lat czekaliśmy na tę książeczkę, w najbliższej przyszłości się to nie wydarzy. Taki mamy w humanistyce klimat.
LITERATURA:
Zawadzki. A.: „»Zwijanie« ponowoczesności. O nowym realizmie Maurizia Ferrarisa”. „Przestrzenie Teorii” 2020 nr 34.
Książkę Maurizia Ferrarisa można ustawić w szeregu ontologicznie zorientowanych koncepcji filozoficznych oraz czytać w kontekście licznych już „powrotów do realizmu”: z realizmem spekulatywnym na czele (Ray Brassier i Quentin Meillassoux). Włoski myśliciel zakłada istnienie rzeczywistości niezależnej od podmiotowego poznania i skupia się na sposobach, w jaki można ustalać faktyczny stan rzeczy, a dopiero potem dokonywać jego krytyki. Rdzeń koncepcji Nowego Realizmu Ferrarisa jest z gruntu oświeceniowy: dotyczy to tyleż próby ocalania idei postępu, co dowartościowania paradygmatu naukowego. Jego negatywne odniesienie stanowi myśl postmodernistyczna (w stanie schyłkowym). Właśnie z tych względów można manifest filozofa uznać za rozwinięcie lub konsekwencję analiz Jürgena Habermasa („Modernizm – niedokończony projekt”).
Do wartych rozważenia propozycji w tej książce trzeba zaliczyć: a) wyróżnienie trzech kategorii przedmiotów: naturalne, „istniejące w przestrzeni i w czasie niezależnie od podmiotów” (s. 60), społeczne, „istniejące w przestrzeni i czasie zależnie od podmiotów” (s. 60), idealne, „istniejące poza przestrzenią i czasem niezależnie od podmiotów” (s. 60); b) zaproponowanie pojęcia dokumentalności, dotyczącego roli zapisu w konstruowaniu rzeczywistości społecznej, oraz c) ontologię niemodyfikowalności: rzeczywistość w pewnym momencie stawia opór (działaniu, teoriom, interpretacjom, poznaniu, sądom o niej) przez to, czym nieredukowalnie jest. Nie zamierzam gruntownie streszczać tej krótkiej książki, zrobił to już znakomicie Andrzej Zawadzki w bodaj pierwszym w Polsce artykule poświęconym Nowemu Realizmowi: „»Zwijanie« ponowoczesności. O nowym realizmie Maurizia Ferrarisa” (2020). Do niego odsyłam. Zamiast tego od razu przejdę do części krytycznej.
Głównym problemem Ferrarisa jest uprawianie w pracy tego, co pół żartem, pół serio nazywam „filozofią worków pojęciowych”. Polega ona na operowaniu na wielkich pojęciach-worach: nowoczesności, ponowoczesności, postmodernizmu itp. – za którymi stoją pewne mniej bądź bardziej ściśle określone tendencje i uogólnienia. U Ferrarisa, czego nie można tłumaczyć nawet poetyką manifestu, wszak to manifest filozoficzny (!), postmodernizm zgodnie „popiera”, „twierdzi”, „wycofuje się”, „realizuje swoje postulaty” (s. 13). Nagromadzenie tych personifikacji w polskim przekładzie daje efekt doprawdy komiczny. Rzadko się zdarza, że wiemy, o czyj w istocie postmodernizm chodzi. Kiedy pojawia się kwestia ironii – wiemy, że to Richard Rorty, kiedy wiedza-władza, wiemy, że Michel Foucault – który swoją drogą nie należy do postmodernistów… Ale to niestety wie nawet początkujący adept filozofii. Ferraris tkwi w przekonaniu, że postmodernizm ma jasno sprecyzowane tezy (!), spośród których naczelną jest ta Friedricha Nietzschego – „fakty nie istnieją, tylko interpretacje”, na dodatek twierdzi, że istota postmodernizmu nie jest nowa: gest umieszczający człowieka w centrum wszechświata jako twórcę pojęć widzi już w rewolucji ptolemeuszowskiej (sic!)… Na domiar złego, postmodernizm okazuje się u Ferrarisa pojęciem tak mętnym, że zacierają się granice pomiędzy nim a konstrukcjonizmem i tekstualizmem. Nie widzę potrzeby dalszego komentowania tych tez – nie jest to możliwe bez równie bezprzedmiotowego popadania w ogólność.
Prawdopodobnie najsłabszym punktem „Manifestu…” jest to, że Ferraris za punkt wyjścia/odejścia obiera właśnie postmodernizm. Filozof zdaje się nie zauważać wprost katastrofalnych skutków tak prowadzonej argumentacji. Skoro większość „tez postmodernizmu” to nonsensy, to ile z nich „dziedziczy” jego własna teoria? Ferraris w miejsce postmodernistycznych fashionable nonsens proponuje listę unquestionable thruths: to jest zdroworozsądkowych truizmów. U postmodernistów woda to pojęcie, u Ferrarisa to mokre, życiodajne H2O, dla postmodernistów krzesła to tylko słowa i interpretacje, zaś dla realistów drewniane przyrządy do siedzenia. Nonsensy nieoczywistości poganiają truizmy Nowego Realizmu. Czy naprawdę to jest ta „nowa” propozycja? Czasem można odnieść nawet wrażenie, że retorycznie dobrze zbudowany tekst Ferrarisa zdecydowanie lepiej wmieszałby się w gęstą kolorową postmodernistyczną papkę.
Nie są to jednak wszystkie uwagi, jakie można mieć do tego tekstu. Clou swojej teorii – pojęcie dokumentalności ściśle powiązane z przedmiotami społecznymi – nazywa autor słabym tekstualizmem lub też „słabym konstruktywizmem”. Twierdzi, że zapis jest „decydujący w konstruowaniu rzeczywistości społecznej” (s. 63), ale w odróżnieniu od tekstualizmu mocnego, dla którego zasadą staje się, rzekomo Derridiański, wytarty już slogan „nie ma nic poza tekstem”, nowe hasło brzmi: „nie ma nic społecznego poza tekstem”. Ferraris, który jest przecież tłumaczem i komentatorem Jacques’a Derridy, opiera swą myśl – w co aż się nie chce wierzyć – na źle przetłumaczonym, po prostu błędnie rozumianym cytacie francuskiego filozofa. Derrida twierdzi: „Il n ’y a pas de hors-texte”, co należy przetłumaczyć jako „nie ma poza-tekstu”. Ta myśl odnosi się do ściśle określonej sytuacji lekturowej, wycelowana jest przeciwko tzw. lekturze transcendentnej skierowanej ku pozatekstowemu desygnatowi (biografii, kontekstowi historycznemu), który ma uprawomocniać sens. Derrida nie twierdzi, że poza tekstem nie ma rzeczywistości! U Ferrarisa nie zaznaczono nawet dystansu do tej myśli: to ze sloganu – a jakże – ukutego tyleż przez postmodernistów, co ich krytyków, autor proponuje własne hasło reprezentujące słaby tekstualizm.
Zaraz w następnym akapicie stwierdza, że postmoderniści uważali naturę za konstrukt społeczny („co zakrawa na dowcip” [s. 64]) oraz „głosili rodzaj nierealności przedmiotów społecznych, co tkwi u podstaw tezy, według której ponowoczesność byłaby rzeczywistością płynną i nieuchwytną” (s. 64). Po czym stwierdza: „analiza specyficznych wyróżników przedmiotów społecznych prowadzi natomiast do wniosku, że społeczeństwo nie jest ani trochę płynne…” (s. 64). Po pierwsze: czym jest ów rodzaj nierealności przedmiotów społecznych? Po drugie: to ponowoczesność jest płynna, czy społeczeństwo? Ten przeskok wydaje się niejasny i nieprecyzyjny. Nawiązanie do Zygmunta Baumana? Nie wiadomo. Kim byliby postmoderniści wypowiadający się na temat ponowoczesności? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, o czym Ferraris pisze w kolejnych zdaniach, gdy twierdzi, że giełda i pieniądze są bardzo realne i że wiedzą o tym wszyscy, którzy stracili swoje oszczędności. W tym miejscu, zdaje się, krytycznie odnosi się do Jeana Baudrillard, który w „Wymianie symbolicznej i śmierci” pisał o symulakryczności współczesnego pieniądza, który nieumocowany w złocie, jest już tylko zbiorem danych cyfrowych, czystą spekulacją itp. Dla Ferrarisa nawet giełda, elektroniczny pieniądz będą przedmiotami społecznymi należącymi do sfery zapisu, których realności nie da się zaprzeczyć. Problem polega jednak na tym, że to rozwiązanie zupełnie niewystarczające w epoce algorytmów, zapisywania danych w chmurze, kasowania bez śladu, przepadania obiektów cyfrowych: w wielu dziedzinach życia podejście Baudrillarda pozostaje zupełnie aktualne.
Kolejne uwagi do tego tekstu sformułował Zawadzki (2020: 109-110), który bardzo słusznie pyta: a) „Czy nowy realizm jest nowym starym realizmem?”, bo Ferraris nadal opiera się mocno na starszych koncepcjach Hilarego Putnama lub Umberto Eco; b) „Czy nowy realizm jest »małym« realizmem?”, ze względu na obecność konceptu „niemodyfikowalności” rzeczywistości; c) „Czy nowy realizm jest realizmem naiwnym?”, bo koncepcja Ferrarisa nie wydaje się być dobrze podbudowaną koncepcją realizmu; d) „Wreszcie, czy nowy realizm jest koncepcją filozoficzną, czy raczej jakimś ogólnym ideowym stanowiskiem?”, co odnosi się do krytyki postulatywnego charakteru wywodów Nowych Realistów.
Co do kształtu polskiego wydania, muszę koniecznie zaznaczyć, że pierwsze zdanie pierwszej strony pierwszego rozdziału „Manifestu Nowego Realizmu” zawiera poważny błąd rzeczowy. „Kondycja ponowoczesna” Jeana Lyotarda nie została wydana w 1991, tylko w 1979 roku! Trudno o istotniejszą datę (cezurę) dla filozoficznego postmodernizmu. Nie jest to ani data pierwszego włoskiego wydania (1981), ani data wydania polskiego (1997). To po prostu błąd rzeczowy, który może skonfundować czytelników zwłaszcza, że pojawia się w zdaniu: „Postmodernizm wkracza do filozofii wraz z niewielką objętościowo książką (…)” (s. 11).
Ogólnie rzecz biorąc, „Manifest Nowego Realizmu” nie daje dobrego świadectwa Ferrarisowi. Należałoby przetłumaczyć inne jego publikacje (zwłaszcza „Estetica razionale” i „Tracce. Nihilismo moderno postmoderno”), by mieć szerszy dostęp do jego myśli i wówczas oceniać całość. Jest jednak wielkie prawdopodobieństwo, że skoro tyle lat czekaliśmy na tę książeczkę, w najbliższej przyszłości się to nie wydarzy. Taki mamy w humanistyce klimat.
LITERATURA:
Zawadzki. A.: „»Zwijanie« ponowoczesności. O nowym realizmie Maurizia Ferrarisa”. „Przestrzenie Teorii” 2020 nr 34.
Maurizio Ferraris: „Manifest Nowego Realizmu”. Przeł. Joanna Ugniewska. Wydawnictwo słowo/obraz terytoria. Gdańsk 2023 [seria: Biblioteka Mnemosyne].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |