ODCZUWANIE ŚWIATA (SONIA RAMMER: 'O KOBIECIE, KTÓRA MYŚLAŁA, ŻE JEST PSEM')
A
A
A
Wystawa Soni Rammer „O kobiecie, która myślała, że jest psem”, którą można było oglądać w toruńskiej Galerii Sztuki Wozownia, stanowi pokłosie pobytu rezydencjalnego artystki na Grenlandii. Ekspozycja prezentowała wideoperformanse, jak i fotografie, które od samego początku uwodziły widza sensualnymi kadrami. Wdrukowały się one wprost do jego ciała, wiążąc je bezpośrednio z silnie somatycznym odczuwaniem. Obrazy zaczynały poruszać się w nim niczym kursor, aktywizując w ten sposób multizmysłowy odbiór całej wystawy. Sam jej tytuł wydaje się pozornie enigmatyczny, odsyłający widza wprost do skojarzeń związanych z utratą własnej tożsamości, podmiotowości. Jednakże Rammer świadomie przyjmuje perspektywę zwierzęcia, by intensywniej przyjrzeć się światu, jak i go odczuwać.
Artystka obserwowała egzystencję psów żyjących w tym regionie świata – ich codzienne rytuały, leniwe przechadzki, a także odpoczynek. Rammer postanowiła wcielić się w ich rolę, zrywając w ten sposób międzygatunkowe granice. Poszerzyła w ten sposób obszary własnego doświadczenia, opierając się na totalnym zaangażowaniu całego ciała, zbliżeniu go do lodowatej ziemi, poczucia jej zapachu, wibracji, nieustannej zmienności. Procesy te na co dzień nie są jednoznacznie uchwytne przez nasze wyprostowane ciało, które skupione na wzrokowych i audialnych eksperiencjach, przestaje zwracać uwagę na wrażenia płynące z innych zmysłów. Dla Rammer jedyną, aktywną formą życia na śnieżnym pustkowiu stały się właśnie psy i to tak naprawdę one wyznaczały narrację całej ekspozycji, która, co tu dużo pisać, była bardzo intrygująca.
Realizacje wideo artystki były hipnotyzujące, nie pozwalały ani na chwilę oderwać od nich oczu. Oszałamiające piękno przyrody przyjmowało na jej pracach silnie kontemplacyjny, wręcz medytacyjny charakter. Błyszczący w promieniach słońca śnieg, nieprawdopodobny wręcz spokój i pewna stałość, nieruchomość obrazu zostawało subtelnie, niemalże niezauważalnie naruszone przez pojawienie się w kadrze samej artystki, której ciało zaczynało odzwierciedlać psią formę życia. Rammer tropi, węszy, odgarnia biały puch własnymi dłońmi, co sprawia, że przed widzami zostały odsłonięte nieoczekiwane rezerwy wolności, instynktowności. Co warte podkreślenia, nie od razu wzrok odbiorcy dokonywał detekcji obecności Rammer. Upojony widokiem krajobrazu, dopiero po pewnym czasie zaczynał dostrzegać postać, która samotnie wędrowała po pustkowiu. Intrygujące staje się również w wideoperformansach artystki sprzężenie obrazu z dźwiękiem, akustycznym szumem, który przybiera charakter immersji, totalnego zatracenia się w prezentowanych pracach, ale i też własnym odczuwaniu. Rammer w ten sposób znosi także podział pomiędzy afektami a racjonalnością. Ten rodzaj narracji, zarówno w przypadku wideo, jak i fotografii był szalenie przekonujący. Przestrzeń jakiejś podskórnie odczuwanej immanencji wykreowanej przez artystkę przekraczała podmiotowość widza, który zachowania Rammer nie zaczynał postrzegać jako aberracji, zaburzenia, tylko jako coś naturalnego, właściwego pierwotnej naturze człowieka. Ta nieoczekiwana postawa artystki, stała się dla odbiorcy jej prac wizualnym przewrotem, niemalże nawróceniem, bez żadnego wcześniejszego przygotowania czy uzbrojenia, w stronę naturalnej przynależności do natury, środowiska. Artystka wkracza na lodowe terytorium z możliwością nowego ustawienia, nie tylko własnego ciała, ale i też tożsamości. Ujawnia się w ten sposób pragnienie poddania się próbie zupełnie innego doświadczenia, a także rozszyfrowania nie-ludzkiego języka, którym posługują się zwierzęta, jak i przyroda. Rammer kładzie w ten sposób silny akcent na współistnienie rzeczywistości w naszych własnych organizmach. Stanowi ona żywe archiwum, którego baza jest nieustannie aktualizowana, przemieszcza się w ciele i poprzez ciało, wpływając na sposoby obecności, interpretacji, zmysłowego uczestnictwa. Jej realizacje, posługując się słowami Anne Dufourmantelle, skłaniają, aby „dać sobie czas na zatrzymanie się i rozplatanie tego, co w nas tam rośnie….Zrozumieć, jakie gatunki samosiejek znajdziemy pośród kamyków, pagórków, drobnych gryzoni, jakiego rodzaju korzenie będą dobrym podłożem, a jakie będą niebezpieczne(…). Nie ma objawienia, jest tylko magnetyczne przyciąganie” (Dufourmantelle 2022: 144). I właśnie temu zjawisku poddawała się artystka, która zaprosiła widzów do wędrówki nie tylko po zachwycającej Grenlandii, ale i po własnej tożsamości.
Ekspozycja „O kobiecie, która myślała, że jest psem” przenosiła widzów w zupełnie inne rejony doświadczenia, które dalekie są od zachłannej konsumpcji wrażeń. Wystawa stawiała przede wszystkim na zwiedzanie jej w trybie slow, niespiesznej kontemplacji. Warto też podkreślić, że istotny akcent został w niej również położony na zniesienie egalitaryzmu gatunkowego. Paul W. Taylor twierdził, że człowiek nie jest w stanie przetrwać bez naturalnego porządku przyrody, dlatego też każda ingerencja w nią powoduje ryzyko utraty stabilności ludzkiej egzystencji. Nasz gatunek uwikłany jest w sieć zależności ufundowanych przez florę i faunę, dlatego też wyższość człowieka nad innymi gatunkami jest nieuprawniona. I także o tym starała się opowiadać ekspozycja Soni Rammer, która skutecznie przekierowała uwagę widzów w stronę natury, porzucenia narcystycznych przekonań o wyjątkowości ludzkiego gatunku.
Winfried Georg Sebald w swojej powieści „Austerlitz” zamieścił fotografie oczu Ludwiga Wittgensteina oraz Jana Petera Trippa. Zestawienie to jest nieprzypadkowe – zarówno filozof, jak i wybitny malarz, sporo uwagi poświęcali relacjom zwierząt i ludzi. Sebald w ten sposób zadaje czytelnikowi jego powieści istotne pytanie: czy sztuka i filozofia mogą stać się sposobami przekraczającymi pozornie niedostępną granicę pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem? Odpowiedź wybitnego pisarza jest jak najbardziej twierdząca. Pierwszym i najważniejszym sposobem według Sebalda jest spojrzenie, które ustawia całkowicie relację pomiędzy ludzkim a nie-ludzkim. To właśnie patrzenie, oko w oko, generuje nić cichego, dyskretnego porozumienia, które kwestionuje wszelkie podziały. Jak twierdzi pisarz, „w rzeczywistości to człowiek jest perwersyjnym gatunkiem, tym, który postradał zdrowy zwierzęcy rozum. I zdaje się, że wciąż nie wiemy, jak posłać ludzkość na rodzaj zbiorowej terapii”. Rammer za pomocą własnego, indywidualnego spojrzenia próbuje, mniej lub bardziej świadomie, pokonać hegemonię antropocentrycznego podmiotu. Monika Bakke w swoim artykule „Między nami zwierzętami. O emocjonalnych związkach między ludźmi a innymi zwierzętami”, przytacza słowa Alphonso Liginsa, który twierdził, że „poruszamy się w środowisku powietrznych prądów, szmeru liści i poruszających się ciał, a gdybyśmy mogli uwolnić się od ciała opartego o formę, indywidualność i subiektywność (…) moglibyśmy zrealizować i uwolnić wielość ruchów, intensywności i wszystko, co w nas zwierzęce, roślinne, organiczne” (Bakke 2007: 233). Ekspozycja Rammer zachęcała do tego rodzaju eksperiencji, zdania się na własne instynkty i afekty. Bo tylko wtedy można poczuć i zobaczyć więcej.
LITERATURA:
Bakke M.: „Między nami zwierzętami. O emocjonalnych związkach między ludźmi a innymi zwierzętami” W: „Teksty Drugie” 2007.
Dufourmantelle A.: „Pochwała ryzyka”. Przeł. B. Brzezicka, Warszawa 2022.
Artystka obserwowała egzystencję psów żyjących w tym regionie świata – ich codzienne rytuały, leniwe przechadzki, a także odpoczynek. Rammer postanowiła wcielić się w ich rolę, zrywając w ten sposób międzygatunkowe granice. Poszerzyła w ten sposób obszary własnego doświadczenia, opierając się na totalnym zaangażowaniu całego ciała, zbliżeniu go do lodowatej ziemi, poczucia jej zapachu, wibracji, nieustannej zmienności. Procesy te na co dzień nie są jednoznacznie uchwytne przez nasze wyprostowane ciało, które skupione na wzrokowych i audialnych eksperiencjach, przestaje zwracać uwagę na wrażenia płynące z innych zmysłów. Dla Rammer jedyną, aktywną formą życia na śnieżnym pustkowiu stały się właśnie psy i to tak naprawdę one wyznaczały narrację całej ekspozycji, która, co tu dużo pisać, była bardzo intrygująca.
Realizacje wideo artystki były hipnotyzujące, nie pozwalały ani na chwilę oderwać od nich oczu. Oszałamiające piękno przyrody przyjmowało na jej pracach silnie kontemplacyjny, wręcz medytacyjny charakter. Błyszczący w promieniach słońca śnieg, nieprawdopodobny wręcz spokój i pewna stałość, nieruchomość obrazu zostawało subtelnie, niemalże niezauważalnie naruszone przez pojawienie się w kadrze samej artystki, której ciało zaczynało odzwierciedlać psią formę życia. Rammer tropi, węszy, odgarnia biały puch własnymi dłońmi, co sprawia, że przed widzami zostały odsłonięte nieoczekiwane rezerwy wolności, instynktowności. Co warte podkreślenia, nie od razu wzrok odbiorcy dokonywał detekcji obecności Rammer. Upojony widokiem krajobrazu, dopiero po pewnym czasie zaczynał dostrzegać postać, która samotnie wędrowała po pustkowiu. Intrygujące staje się również w wideoperformansach artystki sprzężenie obrazu z dźwiękiem, akustycznym szumem, który przybiera charakter immersji, totalnego zatracenia się w prezentowanych pracach, ale i też własnym odczuwaniu. Rammer w ten sposób znosi także podział pomiędzy afektami a racjonalnością. Ten rodzaj narracji, zarówno w przypadku wideo, jak i fotografii był szalenie przekonujący. Przestrzeń jakiejś podskórnie odczuwanej immanencji wykreowanej przez artystkę przekraczała podmiotowość widza, który zachowania Rammer nie zaczynał postrzegać jako aberracji, zaburzenia, tylko jako coś naturalnego, właściwego pierwotnej naturze człowieka. Ta nieoczekiwana postawa artystki, stała się dla odbiorcy jej prac wizualnym przewrotem, niemalże nawróceniem, bez żadnego wcześniejszego przygotowania czy uzbrojenia, w stronę naturalnej przynależności do natury, środowiska. Artystka wkracza na lodowe terytorium z możliwością nowego ustawienia, nie tylko własnego ciała, ale i też tożsamości. Ujawnia się w ten sposób pragnienie poddania się próbie zupełnie innego doświadczenia, a także rozszyfrowania nie-ludzkiego języka, którym posługują się zwierzęta, jak i przyroda. Rammer kładzie w ten sposób silny akcent na współistnienie rzeczywistości w naszych własnych organizmach. Stanowi ona żywe archiwum, którego baza jest nieustannie aktualizowana, przemieszcza się w ciele i poprzez ciało, wpływając na sposoby obecności, interpretacji, zmysłowego uczestnictwa. Jej realizacje, posługując się słowami Anne Dufourmantelle, skłaniają, aby „dać sobie czas na zatrzymanie się i rozplatanie tego, co w nas tam rośnie….Zrozumieć, jakie gatunki samosiejek znajdziemy pośród kamyków, pagórków, drobnych gryzoni, jakiego rodzaju korzenie będą dobrym podłożem, a jakie będą niebezpieczne(…). Nie ma objawienia, jest tylko magnetyczne przyciąganie” (Dufourmantelle 2022: 144). I właśnie temu zjawisku poddawała się artystka, która zaprosiła widzów do wędrówki nie tylko po zachwycającej Grenlandii, ale i po własnej tożsamości.
Ekspozycja „O kobiecie, która myślała, że jest psem” przenosiła widzów w zupełnie inne rejony doświadczenia, które dalekie są od zachłannej konsumpcji wrażeń. Wystawa stawiała przede wszystkim na zwiedzanie jej w trybie slow, niespiesznej kontemplacji. Warto też podkreślić, że istotny akcent został w niej również położony na zniesienie egalitaryzmu gatunkowego. Paul W. Taylor twierdził, że człowiek nie jest w stanie przetrwać bez naturalnego porządku przyrody, dlatego też każda ingerencja w nią powoduje ryzyko utraty stabilności ludzkiej egzystencji. Nasz gatunek uwikłany jest w sieć zależności ufundowanych przez florę i faunę, dlatego też wyższość człowieka nad innymi gatunkami jest nieuprawniona. I także o tym starała się opowiadać ekspozycja Soni Rammer, która skutecznie przekierowała uwagę widzów w stronę natury, porzucenia narcystycznych przekonań o wyjątkowości ludzkiego gatunku.
Winfried Georg Sebald w swojej powieści „Austerlitz” zamieścił fotografie oczu Ludwiga Wittgensteina oraz Jana Petera Trippa. Zestawienie to jest nieprzypadkowe – zarówno filozof, jak i wybitny malarz, sporo uwagi poświęcali relacjom zwierząt i ludzi. Sebald w ten sposób zadaje czytelnikowi jego powieści istotne pytanie: czy sztuka i filozofia mogą stać się sposobami przekraczającymi pozornie niedostępną granicę pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem? Odpowiedź wybitnego pisarza jest jak najbardziej twierdząca. Pierwszym i najważniejszym sposobem według Sebalda jest spojrzenie, które ustawia całkowicie relację pomiędzy ludzkim a nie-ludzkim. To właśnie patrzenie, oko w oko, generuje nić cichego, dyskretnego porozumienia, które kwestionuje wszelkie podziały. Jak twierdzi pisarz, „w rzeczywistości to człowiek jest perwersyjnym gatunkiem, tym, który postradał zdrowy zwierzęcy rozum. I zdaje się, że wciąż nie wiemy, jak posłać ludzkość na rodzaj zbiorowej terapii”. Rammer za pomocą własnego, indywidualnego spojrzenia próbuje, mniej lub bardziej świadomie, pokonać hegemonię antropocentrycznego podmiotu. Monika Bakke w swoim artykule „Między nami zwierzętami. O emocjonalnych związkach między ludźmi a innymi zwierzętami”, przytacza słowa Alphonso Liginsa, który twierdził, że „poruszamy się w środowisku powietrznych prądów, szmeru liści i poruszających się ciał, a gdybyśmy mogli uwolnić się od ciała opartego o formę, indywidualność i subiektywność (…) moglibyśmy zrealizować i uwolnić wielość ruchów, intensywności i wszystko, co w nas zwierzęce, roślinne, organiczne” (Bakke 2007: 233). Ekspozycja Rammer zachęcała do tego rodzaju eksperiencji, zdania się na własne instynkty i afekty. Bo tylko wtedy można poczuć i zobaczyć więcej.
LITERATURA:
Bakke M.: „Między nami zwierzętami. O emocjonalnych związkach między ludźmi a innymi zwierzętami” W: „Teksty Drugie” 2007.
Dufourmantelle A.: „Pochwała ryzyka”. Przeł. B. Brzezicka, Warszawa 2022.
Sonia Rammer: „O kobiecie, która myślała, że jest psem”. Galeria Sztuki Wozownia. Toruń 25.05-9.07.2023.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |