ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 października 19 (475) / 2023

Kamila Czaja,

DOCHODZENIE DO ŹRÓDEŁ ZŁA (PETRA KLABOUCHOVÁ: 'ŹRÓDŁA WEŁTAWY')

A A A
Seria Czeskie Krymi nie zaliczyła jeszcze spadku jakości poniżej co najmniej dobrego, a serie Ivy Procházkovej i Michala Sýkory są wręcz wspaniałe, jednak zawsze przy nowej autorce czy nowym autorze czuję lekki niepokój: czy podtrzyma dobrą passę Afery w tym gatunku? Byłoby mi zwyczajnie przykro, gdybym po ekscytacji wywołanej kolejną premierą musiała w ramach recenzenckiej odpowiedzialności skrytykować powieść wydaną pod tą kryminalną marką. Na szczęście „Źródła Wełtawy” mi takiej przykrości nie sprawiły.

Równocześnie ta opowieść o zbrodni w małej społeczności (jakkolwiek to zabrzmi: najlepszy rodzaj zbrodni!) jest pod wieloma względami bardzo przykra, ale nie z powodu jakości książki. Po prostu lasy Szumawy, w których znalezione zostaje ciało Terezki Velkovej, skrywają tyle ponurych tajemnic i z czasem ujawniają tyle ludzkiej podłości i małości, że miłośni(cz)kom małomiasteczkowych kryminałów przynoszących ciepłą rozrywkę raczej trudno powieść Petry Klabouchovej bez ostrzeżenia polecić. Osoby niebojące się mroku mają za to szansę zanurzyć się w nim bez reszty. To bowiem trochę taki czeski noir – tyle że bez czeskiego Philipa Marlowe’a stojącego na straży sprawiedliwości.

Nie jest nim, zesłany na prowincję za wyciszoną przez zwierzchnictwo „pomyłkę”, komisarz, bo pragnienie ukarania winnych nierozerwalnie połączyło się u niego z przekonaniem o własnej nieomylności i marzeniem o powrocie do łask mediów (i żony). Nie jest ostatnią sprawiedliwą dziennikarka, która zrobi wszystko dla oglądalności. Nie poprawi naszej wiary w ludzkość nękany zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi lekarz, pilnie potrzebujący pieniędzy na spłatę długów. A co z tajemniczym człowiekiem, który jakiś czas temu wrócił w te strony i sam przyznaje, że ma liczne winy do odkupienia? „Źródła Wełtawy” portretują bohaterki i bohaterów bez znieczulenia, więc jeśli ktoś musi podczas lektury komuś kibicować, tu może mieć z tym problem. W tej okolicy, w pobliżu podziemi pochłaniających kolejne ofiary, zło dzieje się bowiem od pokoleń, a paskudne motywacje mają w Szumawie długie tradycje. Podupadłe dziś tereny widziały komunistyczne „błędy i wypaczenia”, a podczas wojny świadkowały koszmarom, o których po siedmiu dekadach nadal nikt nie mówi. Tylko jak wpisuje się w to wszystko zamarznięte ciało trzynastolatki w obozowym pasiaku?

„Choć główni bohaterowie są wyłącznie dziełem wyobraźni, tragiczne historie ich przodków mają oparcie w dokumentach i opowieściach świadków tamtych wydarzeń” (s. 5) – czytamy przed rozpoczęciem lektury samego kryminału. Klabouchová zbrodniczą intrygą zahacza o rejony trudnej czesko-niemieckiej (a właściwie: czesko-niemiecko-rosyjsko-żydowsko-ukraińsko-romskiej) historii, o narodowościowe i polityczne konflikty, a to wszystko z dużą brutalnością wobec wizji ludzkiej natury. I tylko czasem, gdy czytamy ironiczne uwagi o mężczyznach, na których miejscowe kobiety latami czekały, jest tu przebłysk wiary w ludzką (żeńską) siłę: „Umrzeć jest łatwo, o wiele trudniej żyć. Jak żyją one wszystkie” (s. 267). Jeśli jednak ktoś spodziewa się, że to siła niewinna, nieczyniąca nikomu krzywdy – niech wróci do poprzednich akapitów tej recenzji. 

„Źródła Wełtawy” to powieść wymagająca skupienia. Akcja toczy się niby niespiesznie, ale rozgrywa się na kilku planach czasowych – głównie w trakcie śledztwa, ale też po jego finale, gdy komisarz sam znajduje się w mało komfortowej sytuacji przesłuchania. Poszczególne fragmenty, często zatytułowane nazwiskiem postaci, której dotyczą, prezentują różne punkty widzenia, jednak nie są pierwszoosobową narracją tych osób, co ułatwia pisarce mylenie tropów. A jeżeli do zmian czasu akcji dodać odkrywanie sekretów licznych ludzi w różnych dekadach, robi się skomplikowanie. Zdecydowanie warto nadążać, bo o ile nie dla spraw kryminalnych czytam kryminały przede wszystkim, tak tu intryga wydaje mi się mistrzowsko wymyślona. To jedna z tych książek, w których pod koniec wraca się do poprzednich rozdziałów, by sprawdzić, czego się nie rozszyfrowało – a co przecież cały czas tam było.

Na westchnienie dziennikarki: „Życie jest do dupy” jedna z mieszkanek szumawskich wiosek odpowiada: „To nie życie, serduszko, to ludzie. Od nich wszystko zależy. Jakich mamy ludzi wokoło siebie, takie życie” (s. 244). Taka diagnoza w gorzkim wariancie pasuje do rzeczywistości wykreowanej w „Źródłach Wełtawy”. Klabouchová „w tej absurdalnej układance ludzkich losów” (s. 281), gdzie nic nie działa, jak powinno, policja i media tylko dolewają oliwy do ognia, a niewygodną przeszłość zamiata się pod dywan (tak, to miejscami naprawdę bardzo „polskie” Czechy…), tworzy wciągającą, zaskakującą fabułę, oddając przy tym głos trudnej historii, która dla uczestniczących w niej i dla kolejnych pokoleń wciąż wybrzmiewa tak mocno, że, jakkolwiek to paradoksalne, aż się o niej milczy. I tylko od czasu do czasu ktoś przez to ginie.
Petra Klabouchová: „Źródła Wełtawy”. Przeł. Agata Wróbel. Wydawnictwo Afera. Wrocław 2023 [seria: Czeskie Krymi].