![](pliki/foty/202323/siembieda.jpg)
CZY W TYM PALCE MACZAŁ DAVID COPPERFIELD? (MACIEJ SIEMBIEDA: 'ORIENT')
A
A
A
Najnowsza powieść Siembiedy to wiadomość, która elektryzuje czytelników „Katharsis”, „Nemezis” i skłania do otwarcia portfela. „Orient” stanowi część cyklu z Jakubem Kanią, prokuratorem (teraz już byłym) IPN-u. Wcześniejsze odsłony to m.in. „Kukły” czy „Kołysanka”, związane bliżej topograficznie ze Śląskiem. Przyznaję, że od tego cyklu wyżej stawiam „Katharsis” i „Nemezis”, w których balans między faktami a zmyśleniem na ich podstawie uważam za idealny.
Jakub Kania, który po odejściu z państwowej placówki został zatrudniony w towarzystwie ubezpieczeniowym Hathor Group, wciąż ma okazję wykazywać się bystrością umysłu i sprytem, udaremniając próby wyłudzenia odszkodowań. Tym razem jego szef – prezes polskiego oddziału, ma wiele do stracenia i wbrew sugestiom zwierzchnika to Kani chce powierzyć mission impossible – odnalezienie skradzionego składu legendarnego pociągu – synonimu luksusu unieśmiertelnionego w powieści Agathy Christie.
Rzecz jasna polski czytelnik, czytając o legendarnym lub zaginionym pociągu, od razu myśli o słynnym złotym pociągu poszukiwanym w dolnośląskich tunelach niemal każdego lata. Zawędrujemy jednak na przeciwległy kraniec Polski – zapomniany przez polityków, inwestorów, ale nie przez Chińczyków, jak się okaże. Pechowy zwycięzca totolotka wplącze się w międzynarodową aferę szpiegowską. Jakub Kania odświeży znajomość z tajemniczym dżentelmenem z Gdyni, wyruszy w dalekie i bliższe podróże. Kilka osób nieoczekiwanie dla siebie się wzbogaci. Ponownie się okaże, że przeszłość rzuca długie cienie, a przyszłość Europy rysuje się ciemnych barwach. I nawet nie trzeba terrorystów lub psychopatycznych morderców, żeby po plecach przeszły ciarki. Siembieda nie stroni od okrucieństw, ale nimi nie epatuje. Stawia na zagadkę, logikę i prawie prestidigitatorskie sztuczki, podobnie jak David Copperfield, który sprawił, że rzesze widzów uwierzyły w znikający Orient Express.
Pilnuję swoich zdań, żeby zbyt wiele z fabuły nie zdradzić, bo to przecież literatura sensacyjna. O sukcesie w tym gatunku przesądza połączenie wiarygodnej narracji wypełnionej faktami oraz sprawność warsztatu. Maciej Siembieda pierwszą część swojej kariery zawodowej poświęcił dziennikarstwu i to robienie w słowach procentuje w powieściach. Nie znam oczywiście etapu przed redakcją, ale śmiem przypuszczać, że wieloletnie doświadczenie reportażysty pozwala na sprawne zaplanowanie rozwinięcia, punktów kulminacyjnych oraz rozwiązania akcji, aby utrzymać zaangażowanie wymagającego czytelnika. Polscy czytelnicy powieści sensacyjnej mogą uważać się za szczęściarzy. Można wybierać w autorach, stopniu natężenia pierwiastka kryminału retro, noir, thrillera. Wciąż pojawiają się nowe nazwiska, co doskonale można zauważyć na przykład na targach książki. Jednak Maciej Siembieda ma nad nimi przewagę reporterskiego doświadczenia, spotkania z ludźmi, którzy mogą stanowić inspirację dla bohaterów, przebywania w miejscach, które wystarczy opisać, no i nawyk uważnego przeglądania gazet.
W posłowiu autor wskazuje, że to, co skłonni byśmy uznać za wymyślone, wydarzyło się naprawdę. Tym łatwiej było mi przyznać mu rację, gdyż wcześniej przeczytałam reportaż Sylwii Czubkowskiej „Chińczycy trzymają nas mocno. Pierwsze śledztwo o tym, jak Chiny kolonizują Europę, w tym Polskę”, lecz dla czytelników, którzy wciąż postrzegają Chiny jedynie jako dostarczyciela tanich towarów, zaskoczeniem okaże się skala inwigilacji i powiązań między komunistyczną władzą a triadami. Oczywiście części azjatyckiej nie jestem w stanie zweryfikować i nie jest mi z tym szczególnie źle; nawet jeśli to naciąganie prawdy do granic, to bawiłam się świetnie i musiałam pilnie baczyć, żeby nie przegapić swojego przystanku.
Powieść Siembiedy dostarcza czytelnikom wielu zwrotów akcji, ale bohater mocno stąpa po ziemi i po pierwsze nie jest przystojniakiem ani zwolennikiem rozwiązań siłowych. Bliżej mu do Sherlocka Holmesa – gdy odrzuci to, co niemożliwe, to, co najbardziej niewiarygodne musi okazać się prawdą. W życiu prywatnym wiedzie mu się zazwyczaj dobrze, wyjątkowo nie jest alkoholikiem, ze skłonności do uciech cielesnych dominuje zamiłowanie do słodkości (w tym podobny jest chociażby do komisarza Montalbano). W „Oriencie” jego życie prywatne podlega zawirowaniom, gdy okazuje się, że partnerka choruje na depresję i choć bardzo chce jej pomóc, nie do końca potrafi. Jakub Kania nie jest superbohaterem, jest przyzwoitym, bardzo inteligentnym i nieprzekupnym pracownikiem korporacji, którego chcielibyśmy mieć po swojej stronie. No i nie pracuje już w IPN, co szczerze mnie cieszy, bo IPN nadciągająca jak kawaleria na ratunek niezbyt mnie przekonywała.
Tym niemniej, Drogi Autorze, czekam na kolejny tom greckiego cyklu.
Jakub Kania, który po odejściu z państwowej placówki został zatrudniony w towarzystwie ubezpieczeniowym Hathor Group, wciąż ma okazję wykazywać się bystrością umysłu i sprytem, udaremniając próby wyłudzenia odszkodowań. Tym razem jego szef – prezes polskiego oddziału, ma wiele do stracenia i wbrew sugestiom zwierzchnika to Kani chce powierzyć mission impossible – odnalezienie skradzionego składu legendarnego pociągu – synonimu luksusu unieśmiertelnionego w powieści Agathy Christie.
Rzecz jasna polski czytelnik, czytając o legendarnym lub zaginionym pociągu, od razu myśli o słynnym złotym pociągu poszukiwanym w dolnośląskich tunelach niemal każdego lata. Zawędrujemy jednak na przeciwległy kraniec Polski – zapomniany przez polityków, inwestorów, ale nie przez Chińczyków, jak się okaże. Pechowy zwycięzca totolotka wplącze się w międzynarodową aferę szpiegowską. Jakub Kania odświeży znajomość z tajemniczym dżentelmenem z Gdyni, wyruszy w dalekie i bliższe podróże. Kilka osób nieoczekiwanie dla siebie się wzbogaci. Ponownie się okaże, że przeszłość rzuca długie cienie, a przyszłość Europy rysuje się ciemnych barwach. I nawet nie trzeba terrorystów lub psychopatycznych morderców, żeby po plecach przeszły ciarki. Siembieda nie stroni od okrucieństw, ale nimi nie epatuje. Stawia na zagadkę, logikę i prawie prestidigitatorskie sztuczki, podobnie jak David Copperfield, który sprawił, że rzesze widzów uwierzyły w znikający Orient Express.
Pilnuję swoich zdań, żeby zbyt wiele z fabuły nie zdradzić, bo to przecież literatura sensacyjna. O sukcesie w tym gatunku przesądza połączenie wiarygodnej narracji wypełnionej faktami oraz sprawność warsztatu. Maciej Siembieda pierwszą część swojej kariery zawodowej poświęcił dziennikarstwu i to robienie w słowach procentuje w powieściach. Nie znam oczywiście etapu przed redakcją, ale śmiem przypuszczać, że wieloletnie doświadczenie reportażysty pozwala na sprawne zaplanowanie rozwinięcia, punktów kulminacyjnych oraz rozwiązania akcji, aby utrzymać zaangażowanie wymagającego czytelnika. Polscy czytelnicy powieści sensacyjnej mogą uważać się za szczęściarzy. Można wybierać w autorach, stopniu natężenia pierwiastka kryminału retro, noir, thrillera. Wciąż pojawiają się nowe nazwiska, co doskonale można zauważyć na przykład na targach książki. Jednak Maciej Siembieda ma nad nimi przewagę reporterskiego doświadczenia, spotkania z ludźmi, którzy mogą stanowić inspirację dla bohaterów, przebywania w miejscach, które wystarczy opisać, no i nawyk uważnego przeglądania gazet.
W posłowiu autor wskazuje, że to, co skłonni byśmy uznać za wymyślone, wydarzyło się naprawdę. Tym łatwiej było mi przyznać mu rację, gdyż wcześniej przeczytałam reportaż Sylwii Czubkowskiej „Chińczycy trzymają nas mocno. Pierwsze śledztwo o tym, jak Chiny kolonizują Europę, w tym Polskę”, lecz dla czytelników, którzy wciąż postrzegają Chiny jedynie jako dostarczyciela tanich towarów, zaskoczeniem okaże się skala inwigilacji i powiązań między komunistyczną władzą a triadami. Oczywiście części azjatyckiej nie jestem w stanie zweryfikować i nie jest mi z tym szczególnie źle; nawet jeśli to naciąganie prawdy do granic, to bawiłam się świetnie i musiałam pilnie baczyć, żeby nie przegapić swojego przystanku.
Powieść Siembiedy dostarcza czytelnikom wielu zwrotów akcji, ale bohater mocno stąpa po ziemi i po pierwsze nie jest przystojniakiem ani zwolennikiem rozwiązań siłowych. Bliżej mu do Sherlocka Holmesa – gdy odrzuci to, co niemożliwe, to, co najbardziej niewiarygodne musi okazać się prawdą. W życiu prywatnym wiedzie mu się zazwyczaj dobrze, wyjątkowo nie jest alkoholikiem, ze skłonności do uciech cielesnych dominuje zamiłowanie do słodkości (w tym podobny jest chociażby do komisarza Montalbano). W „Oriencie” jego życie prywatne podlega zawirowaniom, gdy okazuje się, że partnerka choruje na depresję i choć bardzo chce jej pomóc, nie do końca potrafi. Jakub Kania nie jest superbohaterem, jest przyzwoitym, bardzo inteligentnym i nieprzekupnym pracownikiem korporacji, którego chcielibyśmy mieć po swojej stronie. No i nie pracuje już w IPN, co szczerze mnie cieszy, bo IPN nadciągająca jak kawaleria na ratunek niezbyt mnie przekonywała.
Tym niemniej, Drogi Autorze, czekam na kolejny tom greckiego cyklu.
Maciej Siembieda: „Orient”. Wydawnictwo Agora. Warszawa 2023.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |