ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (481) / 2024

Monika Ładoń,

JADWIGA, BEZ MIRONA (JADWIGA STAŃCZAKOWA: 'ŚLEPAK')

A A A
Pisząc recenzję „Ślepaka” do numeru zamykającego rok 2023, nie zamierzam sugerować, że jest to absolutna nowość. Mój tekst, z pewnością w dużym stopniu spóźniony, wyrasta jednak z zażyłości z pisarstwem Jadwigi Stańczakowej i chęci podtrzymania w czytelniczej świadomości obecności tej świetnej książki. Gdy po (bagatela!) czterdziestu latach „Ślepak” doczekał się nowego wydania, został zauważony przez recenzentki i recenzentów, a Stańczakowa zyskała kolejny etap nowego życia, co więcej – jak najbardziej samodzielnego. Film „Parę osób, mały czas” (2005) w reżyserii Andrzeja Barańskiego oraz „Dziennik we dwoje” (2015) wzbudził zainteresowanie niewidomą pisarką, ale w obu tych przypadkach z nieodłączną – wydawałoby się – obecnością jej mistrza i przyjaciela, Mirona Białoszewskiego. Trudno rzecz jasna kwestionować role, jakie autor „Rozkurzu” odegrał zarówno w życiu, jak i w twórczości Stańczakowej: namawianie do pisania, ośmielanie, korekta tekstów, podpowiadanie stylu – wszystko, co mieści się w pojęciu „akuszerstwa”, ale i znacznie więcej. Wzajemne wpływy i symbiotyczne sploty można śledzić na kartach dzieł obojga. Pisali o tym i bliscy pisarki, i badacze utworów Białoszewskiego i Stańczakowej, w tym kreśląca te słowa (m.in. Sobolewski [2006]; Czerska [2019]; Ładoń [2020; 2023]; Sobolewska [2023]). Od pierwszego tekstu poświęconego Stańczakowej byłam jednak przekonana, że tkwienie w cieniu Białoszewskiego nie służy recepcji pisarki, że potrzebne jest wydobycie jej osoby i utworów z marginesu i postawienie w centrum. „Ślepak” z pewnością daje takie możliwości, pokazuje bowiem Stańczakową jako pisarkę samodzielną i osobną; jeśli czerpiącą od Białoszewskiego, to na własnych prawach i z twórczym potencjałem. 

Tomiki poetyckie i wybory prozy Stańczakowej do niedawna były dostępne jedynie w ofercie antykwarycznej lub w niszy bibliotecznej, co wpływało na i tak już (przynajmniej z mojej perspektywy) niewygodną dla niej pozycję – twórczyni nieopisanej, niedoczytanej, zapomnianej. Wznowienie „Ślepaka” niesie istotną szansę na zmiany: po pierwsze na dotarcie do nowych czytelniczek i czytelników, po drugie na zaistnienie w obiegu naukowym w nowych kontekstach interpretacyjnych. Podstawowe obszary tematyczne „Ślepaka” – niewidzenie, doświadczenie pobytu w getcie i depresja – pozwalają się wszak obecnie opowiedzieć inaczej, z użyciem nowoczesnych narzędzi badawczych. Cieszy zatem, że takie próby są podejmowane, a Stańczakowa znajduje właściwe miejsce obok innych pisarek XX wieku. Co więcej, nawet patronat Białoszewskiego można wygrać na jej korzyść – jak mocny bowiem trzeba mieć charakter i twórczą osobowość, by zaistnieć u boku tak wyrazistego i osobnego poety jak Miron? 

Stańczakowej z pewnością udało się to nie tylko dzięki sile talentu, ale i odwadze, by siebie jako kobietę i pisarkę niewidomą postawić w centrum tekstów. Ta osobliwość (a przecież zarazem życiowy ciężar, wykluczający z wielu aktywności i skazujący na samotność) spowodowała, że Stańczakowa nie stała się kolejną „babą”, której trzeba „zaglądać do wierszy”, by sparafrazować obawy Mirona. Jasne, że podpatrywała techniki poetyckie, terminowała u mistrza, uczyła się od niego, poddawała – niejednokrotnie bezwzględnym – ocenom, ale jednocześnie wypracowywała własny styl i doskonaliła literackie strategie oddania unikalnych sposobów odczuwania świata jako osoby „niedoślepłej” i ślepej. To jest bowiem najważniejsza przestrzeń twórcza (bo za mało napisać – temat) Stańczakowej, a zarazem wpływająca na inne i nieobciążona znaczeniami medycznymi. Tytułowe określenie nie ma charakteru deprecjonującego, a oznacza właśnie przyjętą tożsamość  narratorki prozy, „ślepej Jadzi”, kobiety dojrzałej, stojącej przed czytelnikami i przedstawiającej specyfikę „patrzenia” niewidomej. Nie ma tu żadnej nielogiczności ani efekciarstwa, osobliwością tekstów Stańczakowej jest bowiem rozpisanie możliwości widzenia przez ślepaka: dzięki pamięci, wyobraźni, technikom parapsychologicznym. Swoista ekwiwalentyzacja zmysłu wzroku pozwala w taki sposób przesunąć akcenty w twórczości, by uciec przed pułapką skarżenia się na los, sentymentalizowania własnej kondycji, a z drugiej strony przed jej przewartościowaniem. Stańczakowa potrafiła uczynić z własnej ślepoty atut (przynajmniej literacki), ale nie sugerowała, że życie niewidomej pozbawione jest wyzwań i zwątpień. Rzecz w tym, że dostęp do „mrocznej galerii” w sobie miała tylko ona i te bezprecedensowe obrazy mogła oddać we własnym idiomie. 

„Ślepak”, rozpoczynający się od utraty wzroku, to zbiór krótkich autobiograficznych próz przeprowadzających czytelników przez kręgi ambiwalentnego doświadczenia życia bez wzroku. Już na początku Stańczakowa określa jego perspektywę: „Czy to życie jest gorsze? Trudniejsze – tak. Ale gorsze – nie. Bo daje się niemal bez granic rozbudować od środka” (s. 17). Zanim zatem o trudach, warto przynajmniej zasygnalizować, na ile sposobów pisarka potrafi oddać specyficzny urok stanu niewidzenia. Pierwsza byłaby chyba niezwykła aktywność narratorki, widoczna również na poziomie poetyki tekstów – często dynamicznych, dialogizowanych, z wyraźnym rytmem budowanym krótkimi zdaniami. Stańczakowa pisze niejako w transie własnego chodzenia – a to oprowadzając po mieszkaniu, a to spacerując samodzielnie wzdłuż bram. Biała laska, charakterystyczny dla niewidomych rekwizyt, znaczy w jej wypadku mniej niż pamięć, intuicja, dłonie: „Wysuwam naprzód czujki dłoni. Zamykam oczy. Chyba naprawdę moja skóra widzi” (s. 136). „Ślepak” przynosi też wiele opowieści o spacerach z przyjaciółmi i przewodniczkami. Stańczakowa z jednej strony oddaje gwar ulic, sklepów, restauracji, z drugiej zaznacza własne oddalenie, jak w następującym fragmencie: „Stoję nieruchoma. Zastygam w cieple. W sobie. Coś dokoła miga, jakieś niewyraźne smugi. Niewidzialny dla mnie ruch, kręcenie się ludzi, posuwanie ogonków, odczuwam, jakby wszystko wokół mnie krążyło – jak w szopce” (s. 170). Poczucie krążenia wszystkiego wokół narratorka rozpisuje w innych fragmentach w perspektywie wręcz kosmicznej, zwłaszcza wtedy gdy mówi o przyrodzie. Świat bowiem daje się odczuwać wszystkimi zmysłami, również wyłączonym wzrokiem, bo on zasilany jest wewnętrzną pamięcią. Zdaje się, że sugestywność prozy Stańczakowej wynika z mocy niniejszego sądu: „Są obszary życia, w których niewidzenie prawie nic nie znaczy – sny, wizje, wyobrażenia, przypomnienia” (s. 172). Wymienione elementy są przecież materiami tworzenia, niezależnie od doświadczenia choroby czy niepełnosprawności. Pisarka ma tego pełną świadomość, więc z przekonaniem, że widzi, maluje przed czytelnikami pejzaże – tyleż wewnętrzne, co opisujące to, co zewnętrzne: „Na oborskich drogach powiew wiatru maluje dla mnie ogniste pęki jarzębiny, złote listki brzozy i te kasztanowe, żółtobrunatne, rdzawe. Krążą gdzieś w kosmosie razem ze mną, ślepakiem” (s. 276).

Bogatym tropom „ciemności oswojonej” towarzyszą jednak fragmenty podszyte lękiem. Niezwykłe wrażenie robią choćby prozy dotyczące okresu okupacyjnego, pobytu w getcie i ucieczki na aryjską stronę. Lektura tej części „Ślepaka” każe zmierzyć się z różnymi „kręgami obcości” i wykluczenia. Zagrożenia czyhające właściwie każdego okupacyjnego dnia, żydowskie pochodzenie, postępująca utrata wzroku – taki splot musiał wzmagać alienację i samotność, napędzać lęk, ale może i odrealniać grozę, czynić ją mniej niewyraźną, podaną jakby za mgłą. Wspomnienia z czasu wojny nie mają w sobie potencjału późniejszych „ślepackich jasnowidzeń”; to raczej obrazy błądzenia, potykania się, strachu ufundowanego na realnym zagrożeniu. Nieco inaczej jest w przypadku partii „Ślepaka” dotyczących depresji. Różnica nie tkwi w przyczynach zapaści – są one równie realne jak kiedyś wojna, tylko inne, składają się z wielu mniejszych, aczkolwiek dokuczliwych, elementów codzienności. Odmienność opisu dotyczy zauważalnej granicy między widzeniem (nawet jeśli niewyraźnym) a ślepotą, dzięki czemu wojenne kluczenie trzymało Stańczakową po stronie jasności, co najwyżej wkraczającego w jej życie mroku, podczas gdy depresja oznaczała ciemność zwielokrotnioną, spotęgowaną. Zapiski z epizodów depresyjnych Stańczakowej są niezwykle przenikliwe i właściwie nie pozwalają się czytać jedynie w ramach dysfunkcji pisarki. Postać Skulonej, którą powołała do życia w „Ślepaku”, depresyjne wcielenie samej siebie, służyła dystansowi i przećwiczeniu autoterapeutycznych mocy pisania. W wielu miejscach Stańczakowa zaznacza, że bierność pokonuje tworzeniem, że z tapczanu przesiada się do maszyny: „Ciągnie na kanapę, pod koc, w bezruch. Więc ja do magnetofonu i maszyny. Póki starczy sił” (s. 210). Depresja zyskuje ponadto status wtajemniczenia w siebie, zejścia w przestrzenie własnego mroku: „Zjazd w dół. W głąb siebie, tę czarną, jakby nieświadomość, jakby w swój cień. […] I czerń dokoła, niemal fizyczna czerń” (s. 182). W ten sensie depresyjna czerń Stańczakowej nie jest już tylko znakiem jej ślepoty, staje się tożsama z wewnętrznym mrokiem osoby doświadczającej depresji.

„Ślepak” jest mimo wszystko książką pogodną, wolną od fałszywych tonów takich jak patetyczność czy sentymentalizm. Chroni ją przed tym stale obecny ton autoironii oraz balansowanie między biegunami: przekonaniem o wyjątkowości losu i ślepackiej tożsamości a samotnością, niezgodą na ograniczenia, złością. Rozpięta tak proza okazuje się niejednowymiarowa; trafnie opowiada zarówno o radości życia, jak i przedstawia jego rysy, pęknięcia. Narratorka zręcznie przy tym nawiguje między wymownym obrazem siebie jako ślepaka a przekonaniem czytelników, że widzi – tyle, że w granicach własnego życia wewnętrznego i w sposobach przez siebie ustalonych. Wróciłam do prozy Stańczakowej w końcówce roku i odkryłam po raz kolejny niezwykłą przyjemność lektury oraz niejasne dotychczas sensy. Dobrze zatem, że różnymi drogami wraca do świadomości odbiorców jej postać i twórczość. Pisarka z okładki wydanego w ubiegłym roku numeru czasopisma „Fabularia” „patrzy” właśnie w tym podwójnym kodzie, jej oczy bowiem zasłaniają ciemne okulary, więc spojrzenie posyłane jest z mroków, z obszarów własnej ciemności. Ale też – co najważniejsze – mówi w dołączonym do numeru wyborze 55 wierszy. Stańczakowa jest i czeka na kolejne odczytania.

Literatura:

Czerska T.: „»Ja ślepak«. Jadwiga Stańczakowa jako poetka osobna”. W: „Widma »przeklętego«. Pisarze i pisarki w kulturze XX i XXI wieku”. Red. G. Pertek, B. Przymuszała. Poznań 2019.

Ładoń M.: „Jasność niewidzenia i czerń depresji. Szkic o Jadwidze Stańczakowej”. „Fabularie” 2023, nr 1(31), s. 11–17.

Ładoń M.: „Niewidoma kobieta, niewidoma pisarka. Tożsamości Jadwigi Stańczakowej”. „Przestrzenie Teorii” 2020, nr 34, s. 307–323.

Sobolewska J.: „Lataliśmy za szczęściem”. „Fabularie” 2023, nr 1 (31), s. 3–9.

Sobolewski T.: „Jadwiga Stańczakowa, pisarka”, „Wysokie Obcasy” (dodatek do „Gazety Wyborczej”), 28 VI 2006, nr 4, https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,96856,3132212.html> [dostęp: 29 XII 2023].
Jadwiga Stańczakowa „Ślepak”. Wydawnictwo Znak. Kraków 2022.