UCZELNIA MUREM PODZIELONA (NATALIA JUDZIŃSKA: 'PO LEWEJ STRONIE SALI. GETTO ŁAWKOWE W MIĘDZYWOJENNYM WILNIE')
A
A
A
Getto ławkowe, ławki żydowskie, miejsca nieparzyste, lewa strona – to wyliczenie otwierające publikację Natalii Judzińskiej „Po lewej stronie sali. Getto ławkowe w międzywojennym Wilnie”. Rozpoczyna ono mapowanie przestrzeni wykluczenia w salach wykładowych większości uczelni wyższych międzywojennej Polski, choć jak przeczuwamy, jest jedynie częścią pokaźnego rezerwuaru strategii skutecznego wykreślania przedstawicielek i przedstawicieli społeczności żydowskiej z przestrzeni społecznej. Do innych aktywności wykluczających zaliczamy realizowane w dwudziestoleciu m.in. bojkot ekonomiczny, „paragraf aryjski”, „dzień bez Żyda” (blokowanie dostępu do terenu uczelni), numerus clausus i numerus nullus.
Nagłos książki każe się domyślać, że Judzińska podaje w wątpliwość polskie imaginarium, według którego antysemityzm był przede wszystkim udziałem jeśli nie niewykształconych, a więc często nieświadomych swych czynów klas ludowych, to już na pewno rozmaitych „mętów społecznych”. Dobrze jest przecież myśleć, że to patologia ponosi odpowiedzialność za praktyki segregacyjne, włącznie z pogromami oraz mordami mniejszości żydowskiej. Badaczka, odwołując się do casusu Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, dowodzi, że ogromną rolę w normalizowaniu antysemityzmu odegrały jednak elity, w tym kadra naukowa uczelni wyższych. Tym samym „getto ławkowe”, metafora łączona z uniwersytetem, jako „niezależna kategoria pojawia się w pierwszej połowie lat 30. XX wieku na łamach dzienników w języku jidysz (…). W tym przypadku getto wyraża przemoc, nierówność, izolację i separację oraz ma na celu pokazanie ciągłości wykluczania Żydówek i Żydów przez kulturę chrześcijańską. Wraz z upływem czasu i coraz powszechniejszym pojawianiem się tego terminu w prasie już nie tylko jidyszowej, ale i polskojęzycznej, cudzysłów zostaje zdjęty, a zwrot zaczyna funkcjonować jako niezależna kategoria opisu segregacji przestrzeni studentek i studentów żydowskich na uczelniach” (s. 12).
Judzińska, wpisując wspomnianą kategorię w polski pejzaż antysemicki, bardzo plastycznie wzmacnia ją metaforą sublokatorstwa wyprowadzoną z powieści Hanny Krall oraz znakomicie opisaną przez Elżbietę Janicką i Joannę Tokarską-Bakir jako narzędzie analizy i krytyki kultury opartej na dominacji i podporządkowaniu (zob. Janicka, Tokarska-Bakir 2013). W ogromnym skrócie: tytułowa bohaterka mikropowieści Krall jest dzieckiem ocalałym z Holokaustu, jedynym żyjącym członkiem rodziny. Dziewczyna czuje się mocno związana z córką kobiety, która przygarnęła ją do swojego domu i ukrywała. Po wojnie „życie za szafą” próbuje zrekompensować realizacją pragnienia o uczestnictwie w życiu społecznym na pełnoprawnych zasadach. Nieustannie jednak czuje, że przysługują jej jedynie prawa sublokatorki, warunkowo dopuszczanej do wspólnoty tworzonej przez Polaków. Jak wykazują Krall oraz Janicka i Tokarska-Bakir, status Żyda − sublokatora, a nie sąsiada, jest chwiejny; wystarczą bowiem jakieś mikroproblemy, aby osłabić i tak już wątle relacje polsko-żydowskie, wymówić prawo do obecności, słowem – bez żadnych poważniejszych konsekwencji wypowiedzieć i społeczny, i przestrzenny kontrakt.
Judzińska przekonuje, że międzywojennym Wilnie jak w soczewce skupiły się problemy, które, jak się wydaje, doprowadziły nie tylko do tragicznych wydarzeń na uniwersytecie oraz ulicach miasta, ale przede wszystkim ośmieliły do wprowadzenia wykluczających praktyk na innych polskich uczelniach. Wilno jako niechlubny przykład forpoczty w tworzeniu narzędzi represji żydowskich studentek i studentów nadawało się do tej roli w sposób szczególny.
Trzeba pamiętać, że proces odzyskiwania niepodległości przez Polskę wiązał się z działaniami militarnymi, polegającymi na zdobywaniu poszczególnych miast. Jednym z nich było oczywiście Wilno. Mieszkająca w nim społeczność żydowska została przez wojsko polskie utożsamiona z bolszewikami. Skutkiem takiego myślenia był pogrom odnotowany 19-21 kwietnia 1919 roku, którego dokonały polskie oddziały wypierające z miasta Armię Czerwoną (bilans: 65 osób zamordowanych, wszystkie miały żydowskie pochodzenie). Kiedy 6 kwietnia 1922 roku decyzją Sejmu Ustawodawczego Wilno i Wileńszczyzna zostały włączone do Polski, a rok później Konfederacja Ambasadorów, składająca się z przedstawicieli państw europejskich, uznaje wschodnią granicę naszego kraju, Litwa zrywa stosunki dyplomatyczne z Polską. Ta ostatnia musi opracować takie praktyki, które pomogłyby zaakcentować polski charakter miasta i odbudować wielki mit Kresów.
Judzińska przekonuje, że miasto postrzegane jako matecznik polskości nie potrzebowało konkurencyjnych opowieści o Żydach, a przecież także oni stworzyli w tym miejscu zróżnicowany oraz bogaty ośrodek wyznaniowy i naukowy, zwany Jerozolimą Północy. Autorka w interesujący sposób dowodzi, że symboliczne anektowanie miejskiej przestrzeni Wilna przez Polaków miało podkreślać sublokatorską pozycję Żydów. Badaczka nie tylko drobiazgowo analizuje przemianowanie ulic Wilna tak, aby tworzyły przede wszystkim polską opowieść, ale przywołuje również trzy symboliczne zabiegi, dzięki którym obecność żydowskości mogła się ujawniać w miejskiej tkance.
Pierwszy z wierzchołków tego „trójkąta bermudzkiego”, jak nazywa Judzińska gry polityczno-ideologiczne z przestrzenią, tworzy pomnik poświęcony bohaterstwu Mieczysława Dordzika, szesnastoletniego ucznia szkoły rzemieślniczej, który rzucił się na pomoc tonącemu żydowskiemu czterolatkowi. Mimo że obaj utonęli, to pomnik upamiętnia jedynie polską ofiarę, czyniąc z niej metonimię bohaterskich gospodarzy Wilna, a z Żydów – społeczność słabą, wymagającą nieustannej pomocy, niejako zmuszoną do wdzięczności dla swych dobroczyńców. Niecałe pięćset metrów od pomnika znajduje się kościół św. Franciszka i św. Bernardyna, w którym umieszczono nagrobek siedmioletniego Szymona Kierelisa, niewinnej ofiary mordu rytualnego popełnionego przez Żydów w 1592 roku, będącego tylko jednym z przykładów wytwarzania legendy antyżydowskiej, o której pisała Tokarska-Bakir. Wspomniany nagrobek to drugi wierzchołek wileńskiego trójkąta, przypominający, że podejrzany sublokator bywa również rytualnym mordercą. I kolejny przystanek: blisko czterysta metrów od pomnika oraz nagrobka, na głównym dziedzińcu Uniwersytetu Wileńskiego, mieści się kościół pod wezwaniem św. Janów. Obiekt sakralny posadowiony w przestrzeni uniwersyteckiej miał podkreślać sublokatorski charakter relacji użytkowników tej przestrzeni. Okazuje się bowiem, że o ile Żydzi mogli uczestniczyć w życiu akademickim, choć to tylko teoria, o tyle świątynia „akademicka” była postrzegana jako miejsce „wolne od Żydów”, objawiające się w polskiej masowej wyobraźni jako skutek naturalnego i sprawiedliwego wyroku dla mordujących rytualnie.
Judzińska na wileńskim „trójkącie bermudzkim” nie poprzestaje. Dokonuje drobiazgowej i przekonującej interpretacji topografii Uniwersytetu Stefana Batorego, którego początki, kiedy funkcjonował jeszcze jako Akademia Wileńska, sięgają 1579 roku. 28 grudnia 1918 roku uczelnia odradza się w nowej rzeczywistości politycznej już jako Uniwersytet Stefana Batorego, a wraz z nim rodzi się potrzeba alternatywnej opowieści. Autorka dostrzega w nazywaniu i charakteryzowaniu przestrzeni uczelni symboliczne gesty, mające na celu zakorzenienie miejsca w polskości. W przestrzeń, a konkretnie w główny dziedziniec, zostaje wpisana pamięć o Piotrze Skardze, zagorzałym antysemicie, którego imię od tej pory staje się nazwą tego istotnego dla życia społeczności studenckiej miejsca. Nadaje się również istotną rangę przejściu, które niebawem odegra kluczową rolę podczas protestów studenckich. To strategiczne miejsce gromadziło tzw. wartowników, uniemożliwiających przedostanie się studiujących Żydówek i Żydów na teren uczelni.
Marginalizacja uczestnictwa studentek i studentów żydowskich przyjmowała również formę mniej symboliczną, bo wyrażającą się nie tylko w symbolicznym na razie mapowaniu przestrzeni, ale w konkretnych zapisach legislacyjnych. Przykładu dostarcza „paragraf aryjski”, będący zapisem w statucie lub regulaminie koła akademickiego, zakazującym Żydom uczestnictwa w danej grupie. Na mocy tego (anty)prawa z największego samopomocowego stowarzyszenia akademickiego Bratniak wykluczono studentki i studentów żydowskich, którzy niedługo po tym powołali Stowarzyszenie Wzajemnej Pomocy Studentów Żydów. Wykluczenie miało być sprawnie przeprowadzenie również przez wprowadzenie numerus clausus, czyli ograniczenie liczby osób studiujących pochodzenia żydowskiego. Choć w Polsce międzywojennej nigdy nie zapadły decyzje umożliwiające oficjalne wprowadzenie tej dyskryminującej zasady, to otwarcie dyskutowano o sposobach ograniczania liczby studentów wyznania mojżeszowego jako siły „zażydzającej” polskie uniwersytety. „Ciekawy” projekt zmian zgłosił Stanisław Pigoń, rektor USB, proponując rozciągnięcie tej zasady również na próbujące się dostać na studia kobiety, których rosnąca liczba mogła jego zdaniem grozić zniewieścieniem uczelni, a co za tym idzie, również polskiej nauki. Dotkliwszą metoda wykluczania było zjawisko numerus nullus, czyli liczba zerowa oznaczająca całkowitą nieobecność Żydów wśród studentów oraz kadry akademickiej. Na ten krok zdecydował się w roku akademickim 1936/1937 Uniwersytet Poznański, a w 1938 roku tego rodzaju obostrzenia na Wydziale Lekarskim wprowadził Uniwersytet Jagielloński.
Judzińska wiele uwagi poświęca przede wszystkim oddolnym praktykom wykluczania stosowanym na Uniwersytecie Stefana Batorego i skrupulatnie je odtwarza z analizowanej dokumentacji. Dowiadujemy się więc o sprawie „trupów żydowskich”. Był to protest chrześcijańskich studentów Wydziału Lekarskiego USB przeciwko temu, że podczas praktyk medycznych żydowscy studiujący „korzystają” z nieżydowskich ciał. Domagano się albo zamknięcia prosektoriów dla żydowskich studentek i studentów, albo dostarczania odpowiedniej liczby żydowskich ciał do zajęć laboratoryjnych. Prawdziwą iskrą zapalną okazała się sprawa z 1931 roku, dotycząca wyznania noworodków, których ciała były przeznaczone do badań przez studentki i studentów medycyny USB pochodzenia żydowskiego. Legenda o rzekomym mordzie rytualnym znakomicie wpisała się w kontekst sytuacji, uruchamiając gesty nienawiści wobec studiujących wyznania mojżeszowego, których nie dopuszczono do zajęć, bito, wypychano na dziedziniec uczelni, wyrzucano poza bramę uniwersytetu. Atmosfera terroru tak bardzo udzieliła się wielu młodym, że uniwersytet został zamknięty na cztery dni. Niewiele to dało, ponieważ przemoc antysemicka przeniosła się na ulice miasta. Brutalnie bito napotkanych żydowskich studentów, nawet tych z widoczną niepełnosprawnością, a kulminację przemocy odnotowano po śmierci nieżydowskiego studenta, Stanisława Wacławskiego, będącej raczej skutkiem nieszczęśliwego wypadku niż zaplanowanego działania.
Jak wykazuje autorka, niemal każda rocznica śmierci Wacławskiego była pretekstem do stosowania rytualnej przemocy antyżydowskiej. W 1936 roku studencka brać w oficjalnym piśmie do rektora USB upomniała się o getto ławkowe. Kiedy rektor mimo nacisków między innym ze strony arcybiskupa Romualda Jałbrzykowskiego nie ulega postulatom, nieznani sprawcy podejmują nieudaną próbę wtargnięcia do jego mieszkania, a potem z bezsilności wybijają w nim szyby. Niedługo później Władysław Jakowicki składa rezygnację z zajmowanego stanowiska. Kolejny rektor wileńskiej uczelni, ksiądz profesor Aleksander Wójcicki, legitymizuje getto ławkowe jako formę wykluczenia, spełniając tym samym żądania „grupy dominującej” (s. 205), na co zresztą oficjalnie już pozwala nowelizacja ustawy z 2 lipca 1937 roku forsowana przez ministra Wojciecha Świętosławskiego (Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego) i sformułowana w porozumieniu z rektorami polskich uczelni. Warto dodać, że pierwsze getto ławkowe zostało wprowadzone już w grudniu 1935 roku na Politechnice Lwowskiej, ale zostało zawieszone jako sprzeczne z obowiązującą od 1933 roku ustawą o szkołach akademickich.
Judzińska w opowieści o praktykach wykluczenia realizowanych na wileńskiej uczelni znakomicie wykorzystuje konkretne przykłady, sprawiając, że czytelniczki i czytelnicy jej książki mogą być do naprawdę poruszeni przywoływanymi historiami. Mam na myśli co najmniej dwa przypadki: opowieść o Esterze Tajc i Rywce Profitkier. Obie zaprotestowały przeciwko gettu ławkowemu i przymusowi pozycjonowania się po lewej stronie sali wykładowej, przeznaczonej dla studentek i studentów żydowskich. Każda z młodych kobiet zrobiła to na swój sposób. Estera, nie zajmując przeznaczonego jej miejsca, uczestniczyła w zajęciach, stojąc między ławkami w połowie sali wykładowej. Rywka natomiast zajęła miejsce przeznaczone dla nieżydowskich studiujących, a jej determinacja sprawiła, że usuwano dziewczynę siłą, przy stawianym przez nią fizycznym oporze. Jej zachowanie oburzało, ponieważ aktywnie broniła się przed napastnikami, zamiast pokornie wypełnić ich żądanie.
Te dwie postawy pozwalają badaczce na pogłębienie refleksji na temat żydowskiego sublokatorstwa: „Upominanie się o swoje prawo to zaś nic innego jak łamanie kontraktu sublokatorskiego poprzez sam fakt sproblematyzowania i nazwania swojej pozycji. Dobra sublokatorka i dobry sublokator to tacy, którzy milczą i swej pozycji nie problematyzują” (s. 228). Jak wykazuje autorka, zachowania Rywki i Estery są ilustracją dwóch skrajnych strategii niezgody na wykluczające praktyki: opór (nieposłuszeństwo) i podporządkowanie (grzeczność). O ile Rywka siłą starała się zamanifestować swoje prawo do miejsca, o tyle Estera, wybierając cichy protest, jego formą podkreślała swą niechęć do utrudniania przeprowadzenia zajęć. Badaczka z przekąsem stwierdza, że choć obie nie okazały wdzięczności, na jaką zasługuje instytucja tworzona przez większość, to kara, jaka je spotyka, jest odpowiednio zróżnicowana. Bierny protest Estery został wyceniony jedynie na upomnienie rektora, a aktywną obronę Rywki jako niegodną Żydówki, zajmującej przecież słabą pozycję sublokatorki, ale i kobiety wychowywanej ku posłuszeństwu i grzeczności, ukarano surowiej, a mianowicie rocznym zawieszeniem dziewczyny w prawach studenckich.
Judzińska przekonuje, że praktyki wykluczania studentek i studentów żydowskich były realizowane również na innych uczelniach. Wymienię tylko niektóre z nich. Niechlubną listę otwiera Politechnika Warszawska jako pierwsza uczelnia, która uchwaliła wprowadzenie getta ławkowego. Na Uniwersytecie Warszawskim do legitymacji studenckich wbijano pieczątkę z napisem: „Miejsce w ławkach nieparzystych”, który stał się symbolem napiętnowania mniejszości żydowskiej (trudno nie pamiętać głośnego cyklu fotografii obozowych „Miejsce nieparzyste” Janickiej), a rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, Władysław Szafer, wprowadził dodatkowe obostrzenia, których innowacyjność nie tylko skutecznie utrudniała studiowanie żydowskich studentek i studentów, ale jednocześnie wykluczała te osoby z akademickiej wspólnoty.
Publikacja Natalii Judzińskiej to książka ważna, wpisująca się w nurt badań nad antysemityzmem, a szerzej również Zagładą. Choć o zagadnieniach, o których pisze badaczka, wiemy już sporo, to należy przyznać, że książka jest interesującym wkładem w refleksję nad społecznymi i kulturowymi kontekstami polskiego antysemityzmu. Autorka w uzasadniony sposób operuje kategorią sublokatorstwa, dzięki której w dramatycznych wydarzeniach na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie można dojrzeć rodzącą się w tym konkretnym kontekście opowieść o relacjach polsko-żydowskich, nieodbiegającą przecież od innych historii wytworzonych po to, aby wspierać narodowe imaginarium.
Za szczególnie udane uważam także przywołanie przez badaczkę kategorii dramatu społecznego, zapożyczonej od Victora Turnera. Oznacza ona, że „w kryzysowych zdarzeniach społecznych odtwarzany jest pewien model postępowania charakterystyczny dla grupy większościowej” (s. 204). Jego realizację widać w wydarzeniach wileńskich, które według autorki można sprowadzić do następujących etapów: zerwanie (rozumiane jako naruszenie fundamentalnych dla społeczności zasad), kryzys (objawiający się szerzeniem po mieście plotki i wzbieraniem tłumu pogromowego), procedury naprawcze (rozwiązania, które mogłyby zatrzymać falę przemocy) oraz reintegracja lub legitymizacja schizmy (por. s. 205). W wyniku działań legislacyjnych na Uniwersytecie Stefana Batorego oraz innych uczelniach owa schizma stała się faktem, tym dotkliwszym dla naszego rozrachunku z przeszłością, że jej twórcami byli studenci, studentki oraz kadra akademicka, a więc elita intelektualna kraju. Ta sama, która po wojnie będzie pisać podręczniki do historii, nierzadko z białymi plamami w przekłamanych narracjach dotyczących stosunków polsko-żydowskich.
Książkę Judzińskiej należałoby czytać od końca. Ten azymut wyznacza bowiem współczesność, o której autorka wspomina w finale. Jak dowodzi, choć narracje wykluczające mają się dobrze, szczególnie na granicy polsko-białoruskiej, to warto zauważyć również niespóźnione reakcje na przejawy nienawiści.
Pozostajemy więc nadal w przestrzeni uniwersyteckiej, tym razem na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Na jednym z budynków uczelni podczas rekrutacji pod koniec lipca 2021 roku Młodzież Wszechpolska wywiesiła baner: „UAM dla Polaków”, protestując wobec nadreprezentacji zagranicznych studentów. Kilka godzin później głos zabrała rektorka UAM, Bogumiła Kaniewska: „Pojawienie się hasła UAM dla Polaków, jakie zwisło na banerze przy Collegium Minus, oraz niektóre reakcje publikowane w mediach zbliżają się niebezpiecznie do myślenia, które przed laty doprowadziło do powstania getta ławkowego czy zasady numerus clausus. Wszyscy pamiętamy lekcję, której udzieliła nam wówczas historia, i znamy cenę, jaką przyszło za nią zapłacić całej ludzkości, a w szczególności nam, Polakom. Dlatego nasz Uniwersytet jest i będzie uczelnią dla wszystkich. Tylko w ten sposób może służyć społeczeństwu, Polsce, Europie i światu” (s. 383).
LITERATURA:
Janicka B., Tokarska-Bakir J.: „Sublokatorstwo jako kategoria kultury polskiej”. „Studia Litteraria et Historica” 2013, nr 2.
Nagłos książki każe się domyślać, że Judzińska podaje w wątpliwość polskie imaginarium, według którego antysemityzm był przede wszystkim udziałem jeśli nie niewykształconych, a więc często nieświadomych swych czynów klas ludowych, to już na pewno rozmaitych „mętów społecznych”. Dobrze jest przecież myśleć, że to patologia ponosi odpowiedzialność za praktyki segregacyjne, włącznie z pogromami oraz mordami mniejszości żydowskiej. Badaczka, odwołując się do casusu Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, dowodzi, że ogromną rolę w normalizowaniu antysemityzmu odegrały jednak elity, w tym kadra naukowa uczelni wyższych. Tym samym „getto ławkowe”, metafora łączona z uniwersytetem, jako „niezależna kategoria pojawia się w pierwszej połowie lat 30. XX wieku na łamach dzienników w języku jidysz (…). W tym przypadku getto wyraża przemoc, nierówność, izolację i separację oraz ma na celu pokazanie ciągłości wykluczania Żydówek i Żydów przez kulturę chrześcijańską. Wraz z upływem czasu i coraz powszechniejszym pojawianiem się tego terminu w prasie już nie tylko jidyszowej, ale i polskojęzycznej, cudzysłów zostaje zdjęty, a zwrot zaczyna funkcjonować jako niezależna kategoria opisu segregacji przestrzeni studentek i studentów żydowskich na uczelniach” (s. 12).
Judzińska, wpisując wspomnianą kategorię w polski pejzaż antysemicki, bardzo plastycznie wzmacnia ją metaforą sublokatorstwa wyprowadzoną z powieści Hanny Krall oraz znakomicie opisaną przez Elżbietę Janicką i Joannę Tokarską-Bakir jako narzędzie analizy i krytyki kultury opartej na dominacji i podporządkowaniu (zob. Janicka, Tokarska-Bakir 2013). W ogromnym skrócie: tytułowa bohaterka mikropowieści Krall jest dzieckiem ocalałym z Holokaustu, jedynym żyjącym członkiem rodziny. Dziewczyna czuje się mocno związana z córką kobiety, która przygarnęła ją do swojego domu i ukrywała. Po wojnie „życie za szafą” próbuje zrekompensować realizacją pragnienia o uczestnictwie w życiu społecznym na pełnoprawnych zasadach. Nieustannie jednak czuje, że przysługują jej jedynie prawa sublokatorki, warunkowo dopuszczanej do wspólnoty tworzonej przez Polaków. Jak wykazują Krall oraz Janicka i Tokarska-Bakir, status Żyda − sublokatora, a nie sąsiada, jest chwiejny; wystarczą bowiem jakieś mikroproblemy, aby osłabić i tak już wątle relacje polsko-żydowskie, wymówić prawo do obecności, słowem – bez żadnych poważniejszych konsekwencji wypowiedzieć i społeczny, i przestrzenny kontrakt.
Judzińska przekonuje, że międzywojennym Wilnie jak w soczewce skupiły się problemy, które, jak się wydaje, doprowadziły nie tylko do tragicznych wydarzeń na uniwersytecie oraz ulicach miasta, ale przede wszystkim ośmieliły do wprowadzenia wykluczających praktyk na innych polskich uczelniach. Wilno jako niechlubny przykład forpoczty w tworzeniu narzędzi represji żydowskich studentek i studentów nadawało się do tej roli w sposób szczególny.
Trzeba pamiętać, że proces odzyskiwania niepodległości przez Polskę wiązał się z działaniami militarnymi, polegającymi na zdobywaniu poszczególnych miast. Jednym z nich było oczywiście Wilno. Mieszkająca w nim społeczność żydowska została przez wojsko polskie utożsamiona z bolszewikami. Skutkiem takiego myślenia był pogrom odnotowany 19-21 kwietnia 1919 roku, którego dokonały polskie oddziały wypierające z miasta Armię Czerwoną (bilans: 65 osób zamordowanych, wszystkie miały żydowskie pochodzenie). Kiedy 6 kwietnia 1922 roku decyzją Sejmu Ustawodawczego Wilno i Wileńszczyzna zostały włączone do Polski, a rok później Konfederacja Ambasadorów, składająca się z przedstawicieli państw europejskich, uznaje wschodnią granicę naszego kraju, Litwa zrywa stosunki dyplomatyczne z Polską. Ta ostatnia musi opracować takie praktyki, które pomogłyby zaakcentować polski charakter miasta i odbudować wielki mit Kresów.
Judzińska przekonuje, że miasto postrzegane jako matecznik polskości nie potrzebowało konkurencyjnych opowieści o Żydach, a przecież także oni stworzyli w tym miejscu zróżnicowany oraz bogaty ośrodek wyznaniowy i naukowy, zwany Jerozolimą Północy. Autorka w interesujący sposób dowodzi, że symboliczne anektowanie miejskiej przestrzeni Wilna przez Polaków miało podkreślać sublokatorską pozycję Żydów. Badaczka nie tylko drobiazgowo analizuje przemianowanie ulic Wilna tak, aby tworzyły przede wszystkim polską opowieść, ale przywołuje również trzy symboliczne zabiegi, dzięki którym obecność żydowskości mogła się ujawniać w miejskiej tkance.
Pierwszy z wierzchołków tego „trójkąta bermudzkiego”, jak nazywa Judzińska gry polityczno-ideologiczne z przestrzenią, tworzy pomnik poświęcony bohaterstwu Mieczysława Dordzika, szesnastoletniego ucznia szkoły rzemieślniczej, który rzucił się na pomoc tonącemu żydowskiemu czterolatkowi. Mimo że obaj utonęli, to pomnik upamiętnia jedynie polską ofiarę, czyniąc z niej metonimię bohaterskich gospodarzy Wilna, a z Żydów – społeczność słabą, wymagającą nieustannej pomocy, niejako zmuszoną do wdzięczności dla swych dobroczyńców. Niecałe pięćset metrów od pomnika znajduje się kościół św. Franciszka i św. Bernardyna, w którym umieszczono nagrobek siedmioletniego Szymona Kierelisa, niewinnej ofiary mordu rytualnego popełnionego przez Żydów w 1592 roku, będącego tylko jednym z przykładów wytwarzania legendy antyżydowskiej, o której pisała Tokarska-Bakir. Wspomniany nagrobek to drugi wierzchołek wileńskiego trójkąta, przypominający, że podejrzany sublokator bywa również rytualnym mordercą. I kolejny przystanek: blisko czterysta metrów od pomnika oraz nagrobka, na głównym dziedzińcu Uniwersytetu Wileńskiego, mieści się kościół pod wezwaniem św. Janów. Obiekt sakralny posadowiony w przestrzeni uniwersyteckiej miał podkreślać sublokatorski charakter relacji użytkowników tej przestrzeni. Okazuje się bowiem, że o ile Żydzi mogli uczestniczyć w życiu akademickim, choć to tylko teoria, o tyle świątynia „akademicka” była postrzegana jako miejsce „wolne od Żydów”, objawiające się w polskiej masowej wyobraźni jako skutek naturalnego i sprawiedliwego wyroku dla mordujących rytualnie.
Judzińska na wileńskim „trójkącie bermudzkim” nie poprzestaje. Dokonuje drobiazgowej i przekonującej interpretacji topografii Uniwersytetu Stefana Batorego, którego początki, kiedy funkcjonował jeszcze jako Akademia Wileńska, sięgają 1579 roku. 28 grudnia 1918 roku uczelnia odradza się w nowej rzeczywistości politycznej już jako Uniwersytet Stefana Batorego, a wraz z nim rodzi się potrzeba alternatywnej opowieści. Autorka dostrzega w nazywaniu i charakteryzowaniu przestrzeni uczelni symboliczne gesty, mające na celu zakorzenienie miejsca w polskości. W przestrzeń, a konkretnie w główny dziedziniec, zostaje wpisana pamięć o Piotrze Skardze, zagorzałym antysemicie, którego imię od tej pory staje się nazwą tego istotnego dla życia społeczności studenckiej miejsca. Nadaje się również istotną rangę przejściu, które niebawem odegra kluczową rolę podczas protestów studenckich. To strategiczne miejsce gromadziło tzw. wartowników, uniemożliwiających przedostanie się studiujących Żydówek i Żydów na teren uczelni.
Marginalizacja uczestnictwa studentek i studentów żydowskich przyjmowała również formę mniej symboliczną, bo wyrażającą się nie tylko w symbolicznym na razie mapowaniu przestrzeni, ale w konkretnych zapisach legislacyjnych. Przykładu dostarcza „paragraf aryjski”, będący zapisem w statucie lub regulaminie koła akademickiego, zakazującym Żydom uczestnictwa w danej grupie. Na mocy tego (anty)prawa z największego samopomocowego stowarzyszenia akademickiego Bratniak wykluczono studentki i studentów żydowskich, którzy niedługo po tym powołali Stowarzyszenie Wzajemnej Pomocy Studentów Żydów. Wykluczenie miało być sprawnie przeprowadzenie również przez wprowadzenie numerus clausus, czyli ograniczenie liczby osób studiujących pochodzenia żydowskiego. Choć w Polsce międzywojennej nigdy nie zapadły decyzje umożliwiające oficjalne wprowadzenie tej dyskryminującej zasady, to otwarcie dyskutowano o sposobach ograniczania liczby studentów wyznania mojżeszowego jako siły „zażydzającej” polskie uniwersytety. „Ciekawy” projekt zmian zgłosił Stanisław Pigoń, rektor USB, proponując rozciągnięcie tej zasady również na próbujące się dostać na studia kobiety, których rosnąca liczba mogła jego zdaniem grozić zniewieścieniem uczelni, a co za tym idzie, również polskiej nauki. Dotkliwszą metoda wykluczania było zjawisko numerus nullus, czyli liczba zerowa oznaczająca całkowitą nieobecność Żydów wśród studentów oraz kadry akademickiej. Na ten krok zdecydował się w roku akademickim 1936/1937 Uniwersytet Poznański, a w 1938 roku tego rodzaju obostrzenia na Wydziale Lekarskim wprowadził Uniwersytet Jagielloński.
Judzińska wiele uwagi poświęca przede wszystkim oddolnym praktykom wykluczania stosowanym na Uniwersytecie Stefana Batorego i skrupulatnie je odtwarza z analizowanej dokumentacji. Dowiadujemy się więc o sprawie „trupów żydowskich”. Był to protest chrześcijańskich studentów Wydziału Lekarskiego USB przeciwko temu, że podczas praktyk medycznych żydowscy studiujący „korzystają” z nieżydowskich ciał. Domagano się albo zamknięcia prosektoriów dla żydowskich studentek i studentów, albo dostarczania odpowiedniej liczby żydowskich ciał do zajęć laboratoryjnych. Prawdziwą iskrą zapalną okazała się sprawa z 1931 roku, dotycząca wyznania noworodków, których ciała były przeznaczone do badań przez studentki i studentów medycyny USB pochodzenia żydowskiego. Legenda o rzekomym mordzie rytualnym znakomicie wpisała się w kontekst sytuacji, uruchamiając gesty nienawiści wobec studiujących wyznania mojżeszowego, których nie dopuszczono do zajęć, bito, wypychano na dziedziniec uczelni, wyrzucano poza bramę uniwersytetu. Atmosfera terroru tak bardzo udzieliła się wielu młodym, że uniwersytet został zamknięty na cztery dni. Niewiele to dało, ponieważ przemoc antysemicka przeniosła się na ulice miasta. Brutalnie bito napotkanych żydowskich studentów, nawet tych z widoczną niepełnosprawnością, a kulminację przemocy odnotowano po śmierci nieżydowskiego studenta, Stanisława Wacławskiego, będącej raczej skutkiem nieszczęśliwego wypadku niż zaplanowanego działania.
Jak wykazuje autorka, niemal każda rocznica śmierci Wacławskiego była pretekstem do stosowania rytualnej przemocy antyżydowskiej. W 1936 roku studencka brać w oficjalnym piśmie do rektora USB upomniała się o getto ławkowe. Kiedy rektor mimo nacisków między innym ze strony arcybiskupa Romualda Jałbrzykowskiego nie ulega postulatom, nieznani sprawcy podejmują nieudaną próbę wtargnięcia do jego mieszkania, a potem z bezsilności wybijają w nim szyby. Niedługo później Władysław Jakowicki składa rezygnację z zajmowanego stanowiska. Kolejny rektor wileńskiej uczelni, ksiądz profesor Aleksander Wójcicki, legitymizuje getto ławkowe jako formę wykluczenia, spełniając tym samym żądania „grupy dominującej” (s. 205), na co zresztą oficjalnie już pozwala nowelizacja ustawy z 2 lipca 1937 roku forsowana przez ministra Wojciecha Świętosławskiego (Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego) i sformułowana w porozumieniu z rektorami polskich uczelni. Warto dodać, że pierwsze getto ławkowe zostało wprowadzone już w grudniu 1935 roku na Politechnice Lwowskiej, ale zostało zawieszone jako sprzeczne z obowiązującą od 1933 roku ustawą o szkołach akademickich.
Judzińska w opowieści o praktykach wykluczenia realizowanych na wileńskiej uczelni znakomicie wykorzystuje konkretne przykłady, sprawiając, że czytelniczki i czytelnicy jej książki mogą być do naprawdę poruszeni przywoływanymi historiami. Mam na myśli co najmniej dwa przypadki: opowieść o Esterze Tajc i Rywce Profitkier. Obie zaprotestowały przeciwko gettu ławkowemu i przymusowi pozycjonowania się po lewej stronie sali wykładowej, przeznaczonej dla studentek i studentów żydowskich. Każda z młodych kobiet zrobiła to na swój sposób. Estera, nie zajmując przeznaczonego jej miejsca, uczestniczyła w zajęciach, stojąc między ławkami w połowie sali wykładowej. Rywka natomiast zajęła miejsce przeznaczone dla nieżydowskich studiujących, a jej determinacja sprawiła, że usuwano dziewczynę siłą, przy stawianym przez nią fizycznym oporze. Jej zachowanie oburzało, ponieważ aktywnie broniła się przed napastnikami, zamiast pokornie wypełnić ich żądanie.
Te dwie postawy pozwalają badaczce na pogłębienie refleksji na temat żydowskiego sublokatorstwa: „Upominanie się o swoje prawo to zaś nic innego jak łamanie kontraktu sublokatorskiego poprzez sam fakt sproblematyzowania i nazwania swojej pozycji. Dobra sublokatorka i dobry sublokator to tacy, którzy milczą i swej pozycji nie problematyzują” (s. 228). Jak wykazuje autorka, zachowania Rywki i Estery są ilustracją dwóch skrajnych strategii niezgody na wykluczające praktyki: opór (nieposłuszeństwo) i podporządkowanie (grzeczność). O ile Rywka siłą starała się zamanifestować swoje prawo do miejsca, o tyle Estera, wybierając cichy protest, jego formą podkreślała swą niechęć do utrudniania przeprowadzenia zajęć. Badaczka z przekąsem stwierdza, że choć obie nie okazały wdzięczności, na jaką zasługuje instytucja tworzona przez większość, to kara, jaka je spotyka, jest odpowiednio zróżnicowana. Bierny protest Estery został wyceniony jedynie na upomnienie rektora, a aktywną obronę Rywki jako niegodną Żydówki, zajmującej przecież słabą pozycję sublokatorki, ale i kobiety wychowywanej ku posłuszeństwu i grzeczności, ukarano surowiej, a mianowicie rocznym zawieszeniem dziewczyny w prawach studenckich.
Judzińska przekonuje, że praktyki wykluczania studentek i studentów żydowskich były realizowane również na innych uczelniach. Wymienię tylko niektóre z nich. Niechlubną listę otwiera Politechnika Warszawska jako pierwsza uczelnia, która uchwaliła wprowadzenie getta ławkowego. Na Uniwersytecie Warszawskim do legitymacji studenckich wbijano pieczątkę z napisem: „Miejsce w ławkach nieparzystych”, który stał się symbolem napiętnowania mniejszości żydowskiej (trudno nie pamiętać głośnego cyklu fotografii obozowych „Miejsce nieparzyste” Janickiej), a rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, Władysław Szafer, wprowadził dodatkowe obostrzenia, których innowacyjność nie tylko skutecznie utrudniała studiowanie żydowskich studentek i studentów, ale jednocześnie wykluczała te osoby z akademickiej wspólnoty.
Publikacja Natalii Judzińskiej to książka ważna, wpisująca się w nurt badań nad antysemityzmem, a szerzej również Zagładą. Choć o zagadnieniach, o których pisze badaczka, wiemy już sporo, to należy przyznać, że książka jest interesującym wkładem w refleksję nad społecznymi i kulturowymi kontekstami polskiego antysemityzmu. Autorka w uzasadniony sposób operuje kategorią sublokatorstwa, dzięki której w dramatycznych wydarzeniach na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie można dojrzeć rodzącą się w tym konkretnym kontekście opowieść o relacjach polsko-żydowskich, nieodbiegającą przecież od innych historii wytworzonych po to, aby wspierać narodowe imaginarium.
Za szczególnie udane uważam także przywołanie przez badaczkę kategorii dramatu społecznego, zapożyczonej od Victora Turnera. Oznacza ona, że „w kryzysowych zdarzeniach społecznych odtwarzany jest pewien model postępowania charakterystyczny dla grupy większościowej” (s. 204). Jego realizację widać w wydarzeniach wileńskich, które według autorki można sprowadzić do następujących etapów: zerwanie (rozumiane jako naruszenie fundamentalnych dla społeczności zasad), kryzys (objawiający się szerzeniem po mieście plotki i wzbieraniem tłumu pogromowego), procedury naprawcze (rozwiązania, które mogłyby zatrzymać falę przemocy) oraz reintegracja lub legitymizacja schizmy (por. s. 205). W wyniku działań legislacyjnych na Uniwersytecie Stefana Batorego oraz innych uczelniach owa schizma stała się faktem, tym dotkliwszym dla naszego rozrachunku z przeszłością, że jej twórcami byli studenci, studentki oraz kadra akademicka, a więc elita intelektualna kraju. Ta sama, która po wojnie będzie pisać podręczniki do historii, nierzadko z białymi plamami w przekłamanych narracjach dotyczących stosunków polsko-żydowskich.
Książkę Judzińskiej należałoby czytać od końca. Ten azymut wyznacza bowiem współczesność, o której autorka wspomina w finale. Jak dowodzi, choć narracje wykluczające mają się dobrze, szczególnie na granicy polsko-białoruskiej, to warto zauważyć również niespóźnione reakcje na przejawy nienawiści.
Pozostajemy więc nadal w przestrzeni uniwersyteckiej, tym razem na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Na jednym z budynków uczelni podczas rekrutacji pod koniec lipca 2021 roku Młodzież Wszechpolska wywiesiła baner: „UAM dla Polaków”, protestując wobec nadreprezentacji zagranicznych studentów. Kilka godzin później głos zabrała rektorka UAM, Bogumiła Kaniewska: „Pojawienie się hasła UAM dla Polaków, jakie zwisło na banerze przy Collegium Minus, oraz niektóre reakcje publikowane w mediach zbliżają się niebezpiecznie do myślenia, które przed laty doprowadziło do powstania getta ławkowego czy zasady numerus clausus. Wszyscy pamiętamy lekcję, której udzieliła nam wówczas historia, i znamy cenę, jaką przyszło za nią zapłacić całej ludzkości, a w szczególności nam, Polakom. Dlatego nasz Uniwersytet jest i będzie uczelnią dla wszystkich. Tylko w ten sposób może służyć społeczeństwu, Polsce, Europie i światu” (s. 383).
LITERATURA:
Janicka B., Tokarska-Bakir J.: „Sublokatorstwo jako kategoria kultury polskiej”. „Studia Litteraria et Historica” 2013, nr 2.
Natalia Judzińska: „Po lewej stronie sali. Getto ławkowe w międzywojennym Wilnie”. Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Warszawa 2023 [seria: Seria Historyczna].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |