ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (490) / 2024

Luiza Stachura,

CIERPIENIE I GODNOŚĆ CZŁOWIEKA (KENZABURO OE: 'ZAPISKI Z HIROSZIMY')

A A A
„Publikacja ta nie dopełnia jednak Hiroszimy, którą w sobie noszę. Można powiedzieć, że ledwie musnąłem jej powierzchnię. Hiroszima nigdy się nie kończy – chyba że ktoś zakryje na nią oczy, zatka sobie uszy i zaknebluje usta.” [Ōe 2024: 16]
Japoński pisarz i eseista, laureat literackiego Nobla w 1994 roku, Kenzaburō Ōe (大江 健三郎; 1935-2023), w Polsce znany z powieści „Futbol ery Man’en”, „Osobiste doświadczenie”, „Zerwać pąki, zabić dzieci” oraz opowiadań w antologiach japońskiej literatury, pierwszy raz pojechał do Hiroszimy w 1960 roku i wiedział, że musi tam wrócić. Trzy lata później, latem 1963 roku, udał się do pełnego blizn po zrzuceniu bomby atomowej miasta wraz z redaktorem Ryōsukem Yasuem. Była to wizyta w szczególnych okolicznościach życiowych obu mężczyzn – syn pisarza na skraju śmierci przebywał w inkubatorze, Yasue stracił pierworodną córkę, a przyjaciel ich obu powiesił się w Paryżu. Teksty, szkice, notatki eseistyczno-reportażowe, prywatne rozważania – zebrane w tomie „Zapiski z Hiroszimy” (ヒロシマ・ノート; 1965) – będące wynikiem tyleż tej i kolejnych peregrynacji do okaleczonej przestrzeni, ile spotkań z niezłomnymi ludźmi, których heroiczna postawa, poświęcenie, nieustanna walka o godność, o zauważanie cierpienia jednostek po ataku bronią jądrową, o pamięć i pomoc zdrowotną oraz socjalną dla hibakusha (被爆者; ofiar eksplozji), stały się dla Ōego probierzem i pilnikiem, jak sam to określa, jego własnej moralności. A także gorzką refleksją o bezczynności nie tylko Japończyków, ale i całego świata wobec ludzkiego cierpienia, przerażającej obojętności wobec prac nad bronią jądrową przez kolejne państwa.

Ofiary ataków bombowych są wyrzutem sumienia, który większość świata chce zagłuszyć i o którym chce zapomnieć. Przerzucanie się sloganami, hasłami, puste, teatralne gesty, perfidna zdrada ofiar poprzez dekadę milczenia w sprawie hibakusha czy odznaczanie japońskimi orderami amerykańskich decydentów w sprawie zrzucenia bomb atomowych, polityczne przepychanki, tabuizacja syndromu atomowego, tuszowanie autentycznych przyczyn wzrostu chorób takich jak białaczka w wyniku choroby popromiennej, powszechny ostracyzm wobec osób oszpeconych keloidami i ludzi, którzy przeżyli wybuch, ale ich geny mogły ulec degeneracji, wyścig zbrojeń i prace nad budową oraz doskonaleniem broni jądrowej, chorobliwa ekscytacja niszczycielskimi możliwościami bomb atomowej i wodorowej są dominującymi narracjami, spychającymi na margines to, co najważniejsze, czyli cierpienie człowieka. O tym wymiarze – ludzkim, jednostkowym – pisze w kolejnych szkicach japoński pisarz.

Polskie tłumaczenie „Zapisków z Hiroszimy” ukazało się blisko sześćdziesiąt lat po pierwszym japońskim wydaniu. Uzupełniono je – zgodnie z oryginałem, jak można przypuszczać po kilku uwagach w epilogu zbioru – ilustracjami pochodzącymi z zakazanej przez lata książeczki „Pikadon” (ピカドン; opublikowana 6 sierpnia 1950 roku) autorstwa artystów, malarzy, rysowników Iriego Marukiego (丸木 位里; 1901-1995) i Toshiko Akamatsu (丸木 俊; 1912-2000), wraz z krótkimi świadectwami ofiar. Publikację Ōego otwiera krótki prolog „Do Hiroszimy”, w którym autor nie tylko kreśli genezę esejów, ale przede wszystkim – do czego asumptem jest list syna jednego z heroicznych lekarzy Yoshimunego Matsuzaki, wysłany do Ōego – wskazuje na przerażającą reifikację ludzi hiroszimskich, odarcie z godności, traktowanie ich jak „bezosobową kategorię ofiar bomby”, zawłaszczanie, mityzowanie, kreowanie na chorych, zdeformowanych, co jest krzywdzące dla tych, którzy wyzdrowieli albo nie ucierpieli fizycznie podczas zrzucenia bomby i próbują żyć normalnie, pragną umrzeć nie jako element walki politycznej, propagandy. W kolejnych esejach Japończyk będzie wskazywał na samotne cierpienie ludzi we własnym wnętrzu, milczenie, które przejmuje i boli – „Mieszkańcy Hiroszimy wolą milczeć aż do chwili, gdy staną u progu śmierci. Pragną, by ich życie i jego koniec pozostały ich własnością.” (Ōe 2024: 11) W prologu japoński pisarz sygnalizuje również sytuację rozproszonych ofiar oraz mieszkańców Okinawy, pozostawionych bez jakiejkolwiek pomocy, w bliskim sąsiedztwie baz wojskowych z bronią jądrową. „Chciałbym, żeby Japończycy – wprost napisze Ōe – okazali więcej uczciwości. Ciągle oglądają się na Amerykanów, a z ludzkich problemów nic sobie nie robią.” (Ōe 2024: 20)

„Pierwsza podróż do Hiroszimy” latem 1963 roku to zapis wstrząsającego dysonansu, zderzenia dwóch światów. Jednym z nich jest morze turystów przyjeżdżających na obchody kolejnej rocznicy zrzucenia bomby atomowej oraz wysyp delegatów i działaczy rozmaitych partii i stowarzyszeń, kłócących się o format Dziewiątej Światowej Konferencji przeciw Bombom Atomowym i Wodorowym na tyle, że inauguracja wydarzenia stoi pod znakiem zapytania. Zapominają, czy nie chcą pamiętać, że „Cała Hiroszima to cmentarz” (Ōe 2024: 30), nie szanują tych, którzy tu zginęli, i tych, którzy przeżyli. Drugim zaś światem jest pełna godności postawa mieszkańców Hiroszimy, którzy chcą normalnie żyć i normalnie umierać. W ciszy zapalają kadzidła, składają kwiaty pod pomnikiem ofiar. Ōe ogląda z jednej strony spektakl kalejdoskopowych wypowiedzi polityków i uczestników konferencji, słyszy kakofoniczną kłótnię, pompatyczne słowa, slogany, bez poparcia w realnych czynach, działaniach. Z drugiej zaś – wędruje po mieście i trafia w rozmaite rejony, między innymi do ABCC (Komisji Ofiar Bomby Atomowej, założonej przez Amerykanów), gdzie bada się, jak umierają hibakusha, a „to jasne, nowoczesne miejsce jest krainą umarłych” (Ōe 2024: 37) Dopiero w Szpitalu Japońskiego Czerwonego Krzyża i Szpitalu Ofiar Bomby Atomowej spotyka jednego z „prawdziwie hiroszimskich ludzi” – niezłomnego doktora Fumio Shigetō, który do Hiroszimy przyjechał na tydzień przed zrzuceniem bomby. I on jako w zasadzie jedyny po zauważeniu prześwietlonych klisz rentgenowskich, mających wcześniej styczność z radiologią, uzmysłowił sobie, jakiego rodzaju broń została wykorzystana w ataku. Przez dwadzieścia lat po wybuchu bomby atomowej pomiędzy leczeniem prowadził badania w zakresie syndromu atomowego, profilaktycznie sprawdzał krew także w drugim pokoleniu ofiar, aktywnie działał na rzecz uznania między innymi wzrostu zachorowań na białaczkę jako skutku broni jądrowej. Ale jego apele były odrzucane przez japońskie ministerstwo zdrowia. Przyczyną była najprawdopodobniej niechęć do urażenia (sic!) Amerykanów…

„Ponownie w Hiroszimie” latem 1964 roku rozpoczyna się informacją o czterdziestu siedmiu zgonach w Szpitalu Ofiar Bomby Atomowej w ciągu ostatniego roku. Wśród zmarłych była osiemnastoletnia chora na białaczkę matka, która podczas wybuchu była noworodkiem. Pozostawiła po sobie dziecko. Ale co z nim będzie i czy ono zachoruje? Ōe sygnalizuje, rozwijaną w późniejszych esejach, kwestię młodych kobiet, matek, które przeżyły zrzucenie bomby. U jednych rozwinęła się białaczka czy inne choroby popromienne (w tym neurozy), inne rodziły zdeformowane dzieci, ale zmagały się z keloidami pokrywającymi ich twarze i ciała, stygmatyzującymi, oszpecającymi, piętnującymi, zmuszającymi do ukrywania się albo samobójstwa. Podczas kolejnej międzynarodowej konferencji Ōe znów widzi tylko sztuczne uśmiechy i słyszy puste słowa. Wyłania się jednak następny „prawdziwie hiroszimski człowiek”, zaangażowany i niezłomny – redaktor jednej z gazet, Toshihiro Kanai. Apeluje o stworzenie białej księgi ofiar i zniszczeń w skutek zrzucenia bomby atomowej i bomby wodorowej. Bo najważniejsze to przedstawić światu doświadczenie ofiar, wreszcie przesunąć akcenty z niszczycielskiej siły, potęgi broni nuklearnej na powodowane przez nią niewyobrażalne cierpienie ludzi. Kanai zwraca uwagę także na konieczność opracowania systemu opieki zdrowotnej i wsparcia dla hibakusha, w tym ofiar rozproszonych, niemieszkających w Hiroszimie. Po dekadzie milczenia na temat bomby atomowej i kolejnych dziewięciu latach, które nie przyniosły realnych działań, trzeba uświadomić ludziom na całym świecie, jak ważne jest zaprzestanie prac nad bronią jądrową i propagowanie ruchu pokojowego. Ōe przypomina porażającą sytuację, świadczącą o deprawacji i degeneracji, odczłowieczenia – do „hibakusha, który z kolei stracił oboje oczu – przyjechał dyrektor tokijskiej placówki amerykańskiej agencji prasowej. Wspomniał on o wojnie koreańskiej, która akurat wtedy utknęła w martwym punkcie, i zapytał niewidomego: »Gdyby zrzucić tam teraz ze dwie, trzy bomby atomowe, wojna dobiegłaby końca. Co o tym myślisz jako hibakusha?«” (Ōe 2024: 71-72)

„Hiroszima, miasto moralistów” to z kolei zapis podróży we wrześniu 1964 roku. Tytuł sygnalizuje dokonywanie przez Ōego rewizji i redefinicji pewnych pojęć, zwłaszcza moralności. Moralista to dla niego „znawca ludzkiej natury” i mieszkańcy Hiroszimy, hibakusha, którzy nie wierzą narzuconym z góry autorytetom, wyciągają wnioski na podstawie tego, co widzieli i co słyszeli, nie mają gotowych odpowiedzi, doświadczyli piekła, a zachowali godność, są moralistami. Ten esej – z licznymi fragmentami poruszających świadectw hibakusha – jest poświęcony tym, którzy stracili wszystkich bliskich (nierzadko starszym ludziom czującym wstyd, że oni przeżyli, a młodzi zginęli), kobietom rodzącym zdeformowane dzieci, osobom popadającym w neurozy, obłęd, szaleństwo. Ale też i samobójcom oraz tym, którzy nie odebrali sobie życia, szukali odwagi, „by starać się żyć dalej”, „nawet walcząc ze świadomością, że tragiczna śmierć to jedyny możliwy koniec.” (Ōe 2024: 98-99)

Na „O godności ludzkiej” składają się spisane w październiku 1964 roku osobiste refleksje Ōego dotyczące Hiroszimy i tego, co w nim zmieniła. Japoński pisarz stawia sobie cel: „zrekonstruować wizję miasta, którą w sobie noszę” (Ōe 2024: 104) i opowiedzieć o ludzkiej godności, „najbardziej fundamentalnej kwestii” odkrytej przez niego w Hiroszimie. Ale sformułowanie „ludzka godność” wymyka się słowom, definicjom. Autor sięga do czasów chłopięctwa i w sposób bardzo osobisty, intymny dokonuje rewizji i konfesji, wyznania swojego dylematu – czy byłby gotów na samobójstwo, by nie zdradzić podczas tortur tajemnic, „czy w ogóle istnieje coś ważnego na tyle, by za to umierać?” (Ōe 2024: 107) To prowadzi go do pytania, co to znaczy „godność”. W tekście na rozmaitych przykładach rozważa pojęcia takie jak „wstyd”, „upokorzenie”, „honor”. Gorzka konstatacja, że cały świat chce jak najszybciej zapomnieć o cierpieniu w Hiroszimie, nie zamyka jednak rozważań, bowiem Ōe przywołuje miniportrety ludzi odznaczających się godnością – lekarzy, kobiet działających w czasopiśmie „Rzeki Hiroszimy”, osób pracujących nad białą księgą.

„Ludzie nieugięci” – tekst z listopada 1964 roku – poświęcony jest w dużej mierze niezłomności lekarzy, zwłaszcza wspomnianego w poprzednich esejach dociekliwego, odważnego i zaangażowanego Fumio Shigetō. Ōe stawia tezę, że nacechowane dobrem, uczynnością, życzliwością, pomocą zachowanie medyków i mieszkańców Hiroszimy starających się, by piekło zamienić w „coś bardziej ludzkiego”, to przeciwwaga dla bomby atomowej symbolizującej ludzkie zło. I dzięki tej postawie hibakusha może dokonać się odkupienie, oczyszczenie, bowiem „Atak nuklearny na Hiroszimę był najtragiczniejszym potopem XX wieku. Mieszkańcy natychmiast, jeszcze podczas jego trwania, przystąpili do odbudowy swojego świata. usiłowali ratować samych siebie, zarazem ratując dusze tych, którzy zrzucili bombę. Obecnie wody nie opadły, one zamarzły – i nie wiadomo, kiedy stopnieją, zsyłając na cały świat kolejny wielki potop; Ziemię XX wieku toczy rak, jakim jest broń jądrowa posiadana przez różne kraje, a dusze uratowane przez mieszkańców Hiroszimy to dusze nas wszystkich, którzy dziś żyjemy” (Ōe 2024: 127).

„Człowiek autentyczny” powstał w grudniu 1964 roku. Ōe na przykładzie Fumia Shigetō kreśli sylwetkę tytułowego „człowieka autentycznego”, który ani nie wpada w wielką rozpacz, ani nie wybiera przesadnego optymizmu. Po prostu działa najlepiej i najrzetelniej, jak potrafi. W tym tekście japoński pisarz przypomina też znamienne, przerażające oświadczenie z jesieni 1945 roku Komisji do spraw Skutków Ataku Atomowego Armii Stanów Zjednoczonych: „wszystkie ofiary, które miały umrzeć na skutek promieniowania radioaktywnego, już nie żyją. Nie stwierdza się istnienia fizjologicznych skutków skażenia radioaktywnego” (Ōe 2024: 151). Ten optymistyczny głos nie zatrzymał żmudnych, dokonywanych w trudnych warunkach, bez odpowiednich środków, samodzielnych badań lekarzy hiroszimskich nad chorobami popromiennymi. Oni mieli wyobraźnię, co Ōe rozumie jako umiejętność szukania potencjalnych korealacji, zależności między wybuchem bomby a dolegliwościami zgłaszanymi przez pacjentów.

„Różne podróże do Hiroszimy” to spisane w styczniu 1965 roku rozważania nad ludzkim cierpieniem i godnością. Ōe przybliża odbiorcom tragiczną historię, która jak soczewka skupia bezmiar tragedii po ataku bronią jądrową. Młody mężczyzna jako czterolatek przeżył wybuch, ale gdy dorósł, zachorował na białaczkę. Doktor Shigetō i inni hiroszimscy lekarze przy wczesnym wykryciu choroby potrafili nieco opóźniać jej rozwój, co dawało kilka albo kilkanaście miesięcy „wakacji”. Młody człowiek pracował i zaręczył się z młodszą od siebie o cztery lata dziewczyną, która urodziła się po wojnie. Gdy umarł w szpitalu, jego narzeczona popełniła samobójstwo. W czasie gdy oboje w ciszy, milczeniu odeszli, miała miejsce „bezwstydna zdrada” w Tokio, gdzie wręczono Order Wschodzącego Słońca I Klasy generałowi Curtisowi LeMayowi nadzorującemu zrzucenie bomb na Hiroszimę i Nagasaki. Ōe słusznie wskazuje, że „Hiroszima jest wspólnym dla całej ludzkości wyrzutem sumienia.” (Ōe 2024: 169), podkreśla „zadziwiającą samokontrolę mieszkańców Hiroszimy, którym nie pozostało nic poza rozpaczą” (Ōe 2024: 169), nie było ataków szaleńców, przestępczości, a po prostu pragnienie normalnego życia. Jak owego dwudziestoczterolatka, który przecież mógł stać się bandytą, szaleńcem siejącym zgrozę i nikt nie mógłby go winić, wszak był ofiarą bomby atomowej. Ale on chciał pracować, kochać i żyć.

Tom zamyka epilog „Z Hiroszimy” (styczeń-maj 1965 rok) zawierający list Ōego z końca marca 1965 roku do Japońskiej Konfederacji Stowarzyszeń Hibakusha, by w projekcie zbierania oraz publikowania świadectw ofiar uczestniczył również komitet pomocnicy złożony z intelektualistów. W dalszej części tekstu japoński pisarz przywołuje fragmenty świadectw hibakusha.

Wstrząsające, niezwykle ważne i boleśnie aktualne „Zapiski z Hiroszimy” Ōego Kenzaburō to spotkania z ludźmi hiroszimskimi, ludźmi autentycznymi, nieugiętymi. Przypominają nam i nie pozwalają zapomnieć o ludzkim cierpieniu wywołanym bronią jądrową, o godności, walce o życie, każdą jego sekundę, mimo wszystko.
 

Kenzaburō Ōe: „Zapiski z Hiroszimy”. Przeł. Dariusz Latoś. Państwowy Instytut Wydawniczy. Warszawa 2024 [Proza Dalekiego Wschodu].