ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 czerwca 11 (491) / 2024

Mateusz Krupa,

MITY Z KSIĘGI FURIOSY ('FURIOSA: SAGA MAD MAX')

A A A
„Mad Max: Na drodze gniewu” nadał cesarzowej Furiosie większe znaczenie niż tytułowemu bohaterowi. Po niecałej dekadzie saga o australijskim pustkowiu powraca. Opowieść o najznakomitszej kierowczyni krążownika – potężnej ciężarówki transportującej zasoby między Trzema Twierdzami Jałowizny – może rozczarować widzów oczekujących powtórki z części „Na drodze gniewu”. George Miller trzyma się tradycji serii i stara się nie powtarzać. Max zawsze był quasi-mitologicznym herosem, niechętnie pomagającym napotkanym społecznościom. Spójność i logika nigdy nie były tym obrazom potrzebne, ba, mogłyby im nawet przeszkadzać. Estetycznie seria przeszła daleką drogę od taniej i niezwykle brutalnej produkcji eksploatacji poprzez (niestety nie do końca udaną) próbę uczynienia z niej przygodowego filmu familijnego („Mad Max pod Kopułą Gromu”) aż po całkowitą rezygnację z obecności tytułowego bohatera na ekranie w „Furiosa: Saga Mad Max”.

Czy Miller po raz kolejny odnajduje nowe narzędzia do opowiadania o postapokaliptycznym outbacku? Mając w pamięci to, jak prosty fabularnie był film z 2015 roku, który ironicznie można streścić jako ucieczkę z cytadeli, zawrót i powrót do cytadeli – trzeba stwierdzić, że „Furiosa…” zaskakuje bogactwem fabularnym i mnogością dialogów. Tytułowa bohaterka jako dziecko zostaje uprowadzona z Zielonej Oazy Wielu Matek. Barbarzyńcy na motorach dostarczają ją do mobilnego dworu Dementusa – watażki, którego wyposażony w setki jednośladów legion terroryzuje pustynie. Dziewczynka wychowała się w dostatku, dzięki czemu jest rzadko spotykaną na Jałowiźnie „długowieczną”. Taki okaz zdrowia i piękna będzie doskonałą ozdobą dla świty Dementusa. Armia nomadów podstępem zdobywa Gastown – Twierdzę Jałowizny wyspecjalizowaną w wydobyciu i rafinowaniu ropy. Pozostali panowie pustkowia niechętnie muszą uznać panowanie Dementusa nad tymi włościami, jednak w zamian Wieczny Joe (Lachy Hulme) żąda dla siebie Furiosy (Anya Taylor-Joy). Dołączenie do konkurencyjnego dworu tworzy sposobność, aby się zemścić i wrócić do domu.

Scenarzystom (George Miller i Nick Lathouris) udało się całkowicie oderwać od prostoty poprzedniego epizodu i bardziej w stylu lat 70. lub 80. spędzić sporo czasu, aby rozstawić stawki i przedstawić kolorową galerię bohaterów. Pięcioaktowość sprawia, że obraz ten okazuje się problematyczny do opisania. Podział ten początkowo wydaje się spowalniać akcję i wprowadzać w strukturę fabularną niepotrzebny zamęt. Jednak doskonale wpisuje się to w fascynacje australijskiego reżysera dotyczące aktu opowiadania, ustnego przekazu i mitotwórstwa. Życie Furiosy relacjonuje Historyk (George Shevtsov) – członek trupy Dementusa należący do kasty mędrców, przechowujących wiedzę. W diegezie raczej nie są to akty, a Słowo Burgery – krótkie, encyklopedyczne notki zapisane w pamięci starca. To jeden ze środków, które pozwalają Millerowi wprowadzić klimat przypowieści i zwalczyć spójność fabularną.

Arsenał do walki ze spójnością jest większy. Nieszczególnie przejmuje się twórca obecnością czasu, wszystkie rozmowy dotyczące upływających lat czy świata sprzed jego końca nie mają większego sensu. Apokalipsa sprawia wrażanie, jakby zrujnowała świat wiele dekad temu, a jednak wielu bohaterów wciąż pamięta świat sprzed zagłady. Niektóre z postaci, jak Furiosa i Wieczny Joe, ulegają procesom starzenia i w ich rolach zostali obsadzeni młodsi aktorzy, ale w wielu innych rolach możemy zobaczyć aktorów powielających swoje kreacje z części „Na drodze gniewu”, a dla tych, których charaktery nie pojawiają się na ekranie – znaleziono całkiem nowe role. Warto dodać, że Lachy Hulme gra w filmie jeszcze jedną postać – Rizzdale’a Pella, wpływowego członka gangu Dementusa (z kolei kreacja Wiecznego wcześniej należała do zmarłego w 2020 roku Hugh Keays-Byrne’a, który wystąpił również w oryginalnym „Mad Maxie”).

Mniej zwarta narracja, rozgrywająca się na przestrzeni lat, a nie dni, jak to miało miejsce w poprzednim filmie, tworzy więcej przestrzeni dla aktorów. Młodą Furiosę gra nastoletnia Alyla Browne, której rola jest niespodziewanie duża. Początkująca aktorka doskonale sobie z nią radzi – filmografia Millera pokazuje zresztą, że posiada on doświadczenie z dziecięcymi aktorami i aktorkami. Na twarz Browne „nałożono” jak dotąd najdoskonalszy z cyfrowych make-upów upodobniających twarz dziewczynki do Taylor-Joy, dzięki temu moment, w którym odtwórczynie roli zamieniają się miejscami, staje się trudny do wychwycenia. Anya Taylor-Joy jest jedną z najjaśniejszych wschodzących gwiazd Hollywood, jednak nie oczekiwałem tego, że „Furiosa” pozwoli jej tak lśnić. Mogliśmy spodziewać się, że fizyczność bohaterki odegra dużą rolę w filmie – plany zdjęciowe „Mad Maxa” są wyjątkowo wymagające, to setki godzin biegania i jeżdżenia po pustyni (co opisał Kyle Buchanan w książce „Blood, Sweat & Chrome: The Wild and True Story of Mad Max: Fury Road”). Mniej spodziewanym było to, jak wiele emocji – smutku i resztek tlącej się nadziei – udaje się przekazać aktorkom dzięki samym oczom i gestom, przy zachowaniu milczenia. Chwila, w której następuje wymiana aktorek, okazuje się jeszcze trudniejsza do zarejestrowania dzięki doskonałemu naśladowaniu przez Taylor-Joy gry młodszej koleżanki, powoli uwalnia się ona z dziecięcej kreacji i na moment tworzy własną Furiosę, aby w finale ją uśmiercić – wtedy przywdziewa kreację Charlize Theron, bezbłędnie naśladując mimikę, ruchy, a nawet ton głosu poprzedniczki. W te kilka minut Taylor-Joy włożyła tyle pracy, ile inni aktorzy wkładają w próby naśladowania znanych osobistości w filmach biograficznych.

Naprzeciw małomównej Furiosy stoi nieumiejący milczeć Dementus i, jak na watażkę Jałowizny przystało, on również ma swój przenośny system nagłośnieniowy i gigantyczny mikrofon, do którego może ględzić. Geneza bohatera granego przez Chrisa Hemswortha jest bliska wydarzeniom, które doprowadziły do zmiany Maxa Rockatansky’ego w Mad Maxa – utrata rodziny i całkowite porzucenie nadziei na lepszą przyszłość. Max zamienił się w mruczącego samotnika, kierowanego jedynie instynktem przetrwania. Dementus, tracąc nadzieję, otoczył się ludźmi, dla których życia nie ma grama szacunku. Hemsworth doskonale się bawi, odgrywając jeżdżącego na chromowanym rydwanie watażkę-smutnego klauna, dla którego sianie przemocy i robienie awantur stały się swojego rodzaju eskapistyczną sztuką.

Najistotniejsze dla całej serii nigdy nie było jednak to, jak poszczególne role są zagrane i napisane. Najważniejsze, jak obrazy brzmią i wyglądają. George Miller lubi o swojej serii mówić jako o „filmach niemych z dźwiękiem” (zob. youtube.com), idea ta najpiękniej rozkwita w „Mad Max: Na drodze gniewu”. Muzyka, stukot silników i szum wiatru mogłyby zagłuszyć wszystkie dialogi, a ekspresywne krzyki aktorów wystarczająco mocno przekazałyby motywacje ich bohaterów.

Powolniejsze tempo (szczególnie w pierwszej połowie filmu) i wyjątkowo gadatliwi bohaterowie wydają się nie sprzyjać (hipotetycznemu) wyciszeniu dialogów, ale nie przeszkadza to australijskiemu twórcy w reżyserowaniu swoich aktorów tak, jakby grali w kinie niemym – każdy ruch jest pełen ekspresji, charaktery drugo- i trzecioplanowych postaci trzeba odczytać z ich ruchów i działań, nie ze słów.

Koniec świata to nie koniec dla ładnych przedmiotów, artefaktów – nowa ludzkość nadaje im nowe znaczenia. Scenografowie nadają więc każdemu obiektowi duszę, dopieszczając jego najmniejsze detale, które pewnie nie wszystkie zostaną zauważone przez większość, ale każdy dostrzeże przynajmniej jakiś piękny szczegół mówiący coś o świecie i zamieszkujących go ludziach – taki jak zdobienia w kształcie piesków na maszynie Dementusa.

Jałowizna to miejsce, gdzie bez samochodu nie da się przetrwać. Tak jak białym Australijczykom motoryzacja pozwoliła oswoić nieposkromiony, zabójczy charakter wnętrza kontynentu, tak resztkom ludzkości pozwala uniknąć starcia sam na sam z outbackiem. Guy Norris związany z serią od 1981 roku odpowiada za koordynację kaskaderów i ponownie wykonuje doskonałą robotę. Nowością dla cyklu są rozbudowane bardziej statyczne (co w świecie „Sagi Mad Max” nie tyle oznacza nieruchome, ile przemieszczające się pieszo lub z przerwami) pełne napięcia starcia z wykorzystaniem karabinów wyborowych. Największe wrażenie robią sekwencje z krążownikiem. Twórcy znajdują nowe sposoby na zainscenizowanie starć, przedstawiają wcześniej niewidzianych przeciwników wyposażonych w coraz bardziej skomplikowane narzędzia do prowadzenia Wojny Szos. Dzięki temu zapewniają rozrywkę na najwyższym poziomie, nie powtarzając scen z poprzednich produkcji, a sama ciężarówka jest najpiękniejszym pojazdem w historii serii – pokryta płaskorzeźbami i chromem, wyposażona w kuriozalne, średniowieczne mechanizmy obronne.

XXI-wieczne opowieści z Jałowizny powstają w bólach. Prace nad „Na drodze gniewu” trwały ponad dekadę, a „Furiosa” pierwotnie, dawno, dawno temu miała być anime. Po tej koncepcji stylistyka powstałego obrazu odziedziczyła przerysowaną, kreskówkową fizykę i silnie stylizowane efekty komputerowe. George Miller musi potrzebować tego wehikułu dla swoich wszystkich kulturowych obsesji, bo mimo że już w przyszłym roku będzie świętował osiemdziesiąte urodziny, to już mówi o kolejnej podróży na pustynię. Seria lub – jak woleliby twórcy – „saga” jest unikatem, od czterech i pół dekady pełnię kontroli nad tymi opowieściami dzierży jedna osoba i w każdy film wkłada tyle miłości, że każdy z nich może być obroniony jako najlepszy, choć obrony „Mad Maxa pod Kopułą Gromu” podejmą się tylko wyjątkowi ekscentrycy lub fani kolei.

LITERATURA:

„Simon Mayo interviews George Miller – Kermode and Mayo's Take”. https://www.youtube.com/watch?v=dthKm0MW8ms.
„Furiosa: Saga Mad Max” („Furiosa: A Mad Max Saga”). Reżyseria: George Miller. Scenariusz: George Miller i Nico Lathouris. Zdjęcia: Simon Duggan. Obsada: Anya TaylorJoy, Chris Hemsworth, Tom Burke, Alyla Browne, Lachy Hulme. Australia, Stany Zjednoczone 2024, 148 min.