ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lipca 13 (493) / 2024

Przemysław Piwowarczyk,

MIKROSAFARI (DARIUSZ DZIEKTARZ: 'ROZEJRZYJ SIĘ! FASCYNUJĄCY ŚWIAT POLSKIEJ PRZYRODY')

A A A
W pamiętnej scenie filmu „Chłopaki nie płaczą” Fred daje Grusze crash course krajowej zoologii: „Jest żubr, bóbr, ku***!, łoś, lis, wilk, kuna, koń, wydra, ryjówka, zając – to są zwierzęta, które żyją w Polsce”. I Fred ma rację – to są zwierzęta, które w Polsce żyją. Bez dwóch zdań.

Robię szybki zoologiczny rachunek sumienia. W naturze spotkałem bobra, lisa, kunę, wydrę, konia (tego na pastwisku i w stajni – ale uznajmy to za jego naturalne środowisko) i zająca. Chyba nieźle. Ryjówkę też spotykałem w naturze nie raz – zawsze jednak martwą. Żubra, łosia i wilka jedynie w zoo albo w zagrodach pokazowych. Trochę mnie usprawiedliwia to, że łoś i żubr nie występują w mojej okolicy. Tak w ogóle wydaje mi się bowiem, że jestem ponadprzeciętnym bywalcem zarośli, zakrzaczeń i zadrzewień, w których będąc, rozglądam się uważnie.

Fred byłby jednak zdzwiony listą krajowych zwierząt zestawioną przez Dariusza Dziektarza. W trzydziestu pięciu rozdziałów, z których każdy poświęcony zostaje jednemu lub kilku gatunkom, a czasem wręcz całej grupie zwierząt, z fredowej listy możemy odhaczyć tylko ryjówkę. A i ona jest jednym z większych gabarytowo bohaterów książki. Dziektarz zaprasza bowiem przede wszystkim na safari w mikroskali. Ze ssaków, obok ryjówki, mamy jeszcze samodzielny rozdział o krecie, trochę o krowie oraz rozdział współdzielony przez sarnę i jelenia. W rozdziale o ciąży utajonej głównym bohaterem również jest sarna, choć przewijają się i inne ssaki, w tym kuny (niech więc i ten punkt z listy Freda zostanie połowicznie odhaczony). Z ptaków są tylko dzięcioł i kruk. A z ryb jedynie karaś. Cała reszta to bezkręgowce. I jest to świetne autorska decyzja.

Książka mogłaby się bowiem nazywać „bezkręgowce polskie” – byłoby to bliskie jej treści. Dziektarz pisze jednak o „polskiej przyrodzie”. Jest to o tyle nieuprawnione, że mamy jedynie zwierzęta i jedną bakterię (wolbachia) – o roślinach i grzybach zaś nic niemal nie znajdziemy. Niemniej, jeśli wziąć pod uwagę różnorodność gatunkową czy powszechność występowania, to polska przyroda ma sześć odnóży. Takie ustawienie perspektywy od razu coś o polskiej przyrodzie mówi – i wcale nie trzeba tego artykułować wprost, czego też autor nie zrobił. Nie jest to więc, czytelniku, książka o żubrach i bobrach – ale przecież te już czytałeś.

Samo safari rozpoczynamy w domu. Kilka pierwszych rozdziałów prezentuje zwierzęta żyjące obok nas. A i po kolejne wcale nie trzeba jechać do Puszczy Białowieskiej czy na Bagna Biebrzańskie. Trzeba natomiast wykazać się cierpliwością i spostrzegawczością. Ta przydaje się nawet we własnym domu. Zwróćcie uwagę choćby na eteryczne złotooki, które lubią spędzać zimę w naszych mieszkaniach – nawet w środku wielkiego miasta (zob. s. 98-105). Z listy Dziektarza spotkałem nieco więcej niż połowę gatunków. Co prawda są one pospolite, ale nie rzucają się w oczy i trzeba ich wypatrywać świadomie. Na pewno każdy z czytelników będzie przy kolejnych rozdziałach zastanawiał się, czy dane stworzenie już w życiu spotkał.

Kolejne rozdziały mają powtarzającą się strukturę. Rozpoczynają się wprowadzeniem, które w skrótowy, nieraz sensacyjny, sposób zapowiada zasadniczą treść. Choć rozwiązanie to mnie nie zachwyca, to rozumiem jego funkcję. Jest ono przeniesione z kanału na YouTube „Gatunek Zero” (w ramach „Kanału Zero”). Ma przykuć uwagę czytelnika w pierwszych sekundach kontaktu z treścią, tak aby zdecydował się on pozostać na stronie (na stronach). Z racji niewielkiej objętości rozdziałów nie uważam takiego wstępu za konieczny, ale może nie doceniam deficytów uwagi u młodszego pokolenia. Następnie mamy zasadniczy wywód. Jest on znakomity. Skupia się na kilku głównych zagadnieniach dotyczących danego gatunku, a nie na kompleksowym wykładzie podręcznikowego typu. Dziektarz prezentuje przy tym zagadnienia złożone, często dotyczące relacji międzygatunkowych. Zdaje sprawę z różnych hipotez, pokazując czytelnikowi, że na niektóre pytania nie mamy w tym momencie jednej odpowiedz. Opiera się na literaturze naukowej – jego źródła znajdziemy w bibliografii do rozdziałów. Bardzo podoba mi się ukazanie przyrody jako złożonego systemu, gdzie nie da się powiedzieć o jednym organizmie z pominięciem innych. Szczególnie że autor specjalnie wybiera przykłady skomplikowanych cykli życiowych z udziałem kilku żywicieli czy mówi o przypadkach nieoczywistego pasożytnictwa. Język jest zwięzły, ale nie uproszczony. Dziektarz wcale nie unika terminów specjalistycznych tam, gdzie trzeba jakąś rzecz precyzyjnie nazwać. Jeśli jednak terminy naukowe pojawiają się w wywodzie, to zaraz obok są krótko wyjaśniane w ramkach. Pod względem języka to książka dla niespecjalistów zainteresowanych przyrodą, ale na pewno nie dla dzieci. Każdy rozdział kończy się krótkim podsumowaniem.

Książka jest bogato ilustrowana, choć nie wszystko złoto, co się świeci. Warto pochwalić całościową koncepcję graficzną. Mamy np. wyśmienity pomysł, by cały rozdział o robaczkach świętojańskich wydrukować białymi literami na czarnym tle. Naprawdę wspaniałe są akwarele autorstwa Aleksandry Stanglewicz otwierające każdy rozdział. Mogą się równać z najlepszą ilustracją przyrodniczą, jaką pamiętam z serii „Tajemnice zwierząt” (pierwsze tomy miały ilustracje z oryginałów francuskich, kolejne powstawały już w Polsce i były lustrowane przez polskich artystów). Mamy również zdjęcia. I jest to również słuszne, bo warto ukazać dane zwierzę uchwycone okiem aparatu, a nie tylko pędzlem artysty. Niewielka część zdjęć jest autorstwa samego Dziektarza, większość pochodzi z domeny publicznej. Do tego wreszcie rysunki – i te okazują się moim zdaniem zupełnie niepotrzebne. Nie tylko dlatego, że są to komputerowo przerobione fotografie, które nie wnoszą nic do treści książki – mają do tego wątpliwe walory artystyczne. Jest natomiast tych rysunków wiele.

Na pewno każdy natknął się na domowej roboty pokaz slajdów towarzyszący muzyce na YouTube. W tego typu chałupnicznych produkcjach często slajd ma obrazować słowo, które aktualnie pojawia się w tekście utworu. I niestety ta metoda znalazła zastosowanie w książce odnośnie do rysunków. Np. w rozdziale o ćmiankach w jednym zdaniu pojawia się nawiązanie do memicznego myszojelenia (zob. s. 39) – a zaraz na następnej stronie rysunek tegoż. W rozdziale o zmierzchnicy jest mowa o tym, że staropolski autor porównał ją do gacka – i oto obok mamy rysunek gacka podpisany „polski nietoperz gacek” (zob. s. 142). A w rozdziale o krecie mówi się, że żywi się on m.in. dżdżownicami – i zaraz obok mamy rysunek dżdżownicy (zob. s. 153). Rysunki pełnią w publikacji głównie rolę podobnych wypełniaczy.

Nie umniejsza to jednak oceny książki jako całości. Jest to pozycja obowiązkowa dla każdego amatora przyrody ojczystej, który chce świat zwierzęcy nie tylko znać, ale i zrozumieć.

Strawestujmy więc Freda: „Jest turkuć podjadek, wywilżna karłowata, ku***!, wyschlik grzebykorożny, motyliczka wątrobowa – to są zwierzęta, które żyją w Polsce”.
Dariusz Dziektarz: „Rozejrzyj się! Fascynujący świat polskiej przyrody”. Powergraph. Warszawa 2024.