
WCZORAJSZE OPOWIEŚCI (OPOWIEŚCI JUTRA ALANA MOORE'A)
A
A
A
Komiksografia emerytowanego już mistrza komiksu jest na tyle bogata, że choć Moore teraz poświęca się literaturze, polscy czytelnicy jeszcze przez jakiś czas będą otrzymywać pierwsze polskie wydania kolejnych tytułów z dorobku współtwórcy „Strażników”. W zeszłym roku Egmont wydał nagrodzoną Eisnerem antologię „Opowieści jutra Alana Moore’a”. Na każdy z dwunastu zawartych w zbiorze zeszytów składają się trzy lub cztery kilkustronicowe opowiastki o jednym z bohaterów związanych z Indigo City. Na wiejskich obrzeżach działa młody wynalazca Jack B. Quick; nocami ze zbrodnią walczą zamaskowany detektyw Greyshirt oraz tajemnicza Cobweb, a częściej w blasku kamer przestępczość zwalczają Pierwszy Amerykanin i jego pomocniczka US Aniołek. Końcem części szóstej przepracowana rysowniczka otwiera zamknięty lata temu tusz, uwalniając Splasha – przyjmującą ludzką formę plamę czarnego pigmentu.
Jak to bywa z antologiami, poziom różnych serii jest nierówny. Zacznę od najsłabszej, współtworzonej przez Jima Baikie – historii Pierwszego Amerykanina, herosa wzmocnionego przez europejskich naukowców (sprowadzonych do Stanów Zjednoczonych mniej więcej w połowie lat 40.). To zabawna, ale niezbyt nowatorska satyra na superbohaterów. Opowieści o ubranych w motywy amerykańskiej flagi, wykonujących bezsensowne salta herosach najchętniej podejmują zagadnienia natury politycznej. Amerykańskiemu mainstreamowemu komiksowi Alan Moore wypomina nacjonalizm, seksizm i rasizm. Przybiera to formę szybkich, żartobliwych uszczypliwości, a nie głębszej krytyki. Podobnie wyglądają interakcje z krajobrazem politycznym. W dziesiątej części P.A. zostaje prezydentem USA. Autorzy z Wysp wyśmiewają amerykański system demokratyczny i konstruują najbrutalniejszy żart w tomie – na wiceprezydenta zostaje wyselekcjonowany kandydat idealny maksymalizujący potencjalną liczbę wyborców, będąc hybrydą wszystkich mniejszości, jakie autorzy byli w stanie wymyślić. Czuć tutaj atmosferę konfliktów na Bliskim Wschodzie i niechęć do „trzeciej drogi” Billa Clintona, jednak sprowadza się to do wykrzyczenia „Tego nie lubimy!”. Obawy Moore’a co do tego, do czego mogą doprowadzić takie ideologiczne pozycje, nie zostają tutaj sprecyzowane.
Postać Jacka B. Quicka współtworzy Kevin Nowlan: przygody bohatera są urocze i najzabawniejsze z tych znajdujących się w omawianym zbiorze. Młody naukowiec zawsze chce dobrze, ale jego wynalazki sprowadzają kolejne nieszczęścia na spokojną mieścinę. Czasem przypadkiem stworzy czarną dziurę; innym razem – dbając o bezpieczeństwo na drogach – zatrzyma ruch fotonów przekraczających dozwoloną na wiejskich drogach prędkość. Chłopiec daje okazję do żartów z popowego rozumienia fizyki, a wielka plama atramentu Splash Brannigan – z przemysłu kulturalno-rozrywkowego. Tutaj za rysunki odpowiada Hilary Barta, którego kreska jest bardziej karykaturalna i ekspresyjna niż u wcześniejszych artystów. Niezmywalnemu kleksowi towarzyszy rysowniczka Daisy Screensaver, ciężko pracująca nad kolejnymi odcinkami „Srakazbója”. Jej rysunki tworzone z pomocą Brannigana ledwie nadają się do publikacji, ale co istotniejsze, potrafi ona ukończyć cały numer przed lunchem!
Najbardziej udane wizualnie i scenariuszowo są postacie czerpiące z pulpowych opowieści z pierwszej połowy XX wieku: Greyshirt i Cobweb. Ten pierwszy, stworzony wspólnie z Rickiem Veitchem, to momentami zabawny pastisz zamaskowanych herosów i detektywów z czarnych kryminałów. Indigo City Pierwszego Amerykanina to słoneczna metropolia, gdzie główną rolą przestępców jest inspirowanie telewizyjnych producentów. Dla Greyshirta miasto jest spowite mgłą, deszczem, a jego tkanka okazuje się do głębi przesiąknięta brudem. Stąd próby oczyszczenia miasta będą zawsze daremne.
Duet Alan Moore i Melinda Gebbie prezentuje enigmatyczną Cobweb! Gebbie ilustruje większość odcinków (dwa zeszyty zilustrowała inna artystka, Dame Darcy, również utożsamiana raczej z undergroundowym komiksem). Historyjki o Cobweb i jej asystentce (na pewno nie kochance!), w odróżnieniu od pozostałych bohaterów z „Opowieści jutra…”, są mniej humorystyczne. To małe formalne eksperymenty z przetwarzaniem i wyobrażeniem sobie na nowo różnych motywów z tradycji nie tylko komiksowych. W bohaterce tej jest coś z Irmy Vep, coś z bohaterki kilkustronicowych erotycznych pasków (zresztą w tym świecie jest ona ich bohaterką). To również gender-swap typowego dla pulpy motywu – bogacz i jego lokaj/szofer walczący ze zbrodnią.
Pewnie można sprowadzić tę pracę do uroczej błahostki w twórczości Moore’a, bo w swojej karierze pracował nad bardziej angażującymi, wnikliwymi i lepszymi komiksami. Jednak myślę, że wpisuje się ona w szerszy artystyczny projekt Czarownika z Northampton, poruszający relacje między czasem a przestrzenią oraz ukochaną przez niego historię medium. W części drugiej narracja w Greyshircie jest poprowadzona w interesujący sposób. Każdą stronę podzielono na cztery jednakowej wielkości podłużne kadry, jeden pod drugim. Najwyższy kadr przedstawia poddasze kamienicy, a najniższy – jej parter. Są one ułożone w achronologiczny sposób: te u góry rozgrywają się w 1999 roku, poniżej – w 1979, następnie w 1959, a na samym dole – w 1939. Zgodnie z zasadami czytania komiksów, czytamy je od góry do dołu, jednak przekładając stronę, przenosimy się z roku 1939 do 1999. Podobnie do tego, jak rzeczywistość postrzega Doktor Manhattan, tak tutaj rozgrywa się ona dla czytelnika. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość rozwijają się równocześnie, a czas jest w pełni podporządkowany przestrzeni kontrolowanej przez artystów.
Wizualne zabawy z kadrami okazują się zdecydowanie najciekawsze we fragmentach z pulpowymi herosami. W innym rozdziale narracja Greyshirta jest prowadzona w całości z perspektywy siedzącego za kierownicą taksówkarza. Prawie każdy odcinek z udziałem Cobweb proponuje drastycznie inny model narracji: od stylizacji na wychodzące co tydzień trójkadrowe paski, poprzez komiks dla dzieci (gdzie naiwność bohaterów ukrywa brutalność i zgorszenie pochłaniające świat dorosłych), aż po surrealistyczną, kolażową powieść. Dzięki temu Gebbie może popisać się swoją wszechstronnością. W każdym rozdziale rysowniczka operuje odrobinę innym stylem, nawiązującym do konkretnych historycznych trendów.
W najlepszych momentach ten zbiór nie jest tylko kolekcją humorystycznych historyjek pełnych nostalgicznych nawiązań, repartycji i innych postmodernistycznych taktyk. Za pomocą dowcipów potrafi powiedzieć coś więcej. Fredric Jameson, opisując późny kapitalizm, mówi o ahistoryczności: historia jest przedstawiana jedynie przez nostalgiczne pastisze. Badacz opisuje twórczość amerykańskiego pisarza E.L. Doctorowa w następujący sposób: „rozpuszcza pastisz, używając tych samych narzędzi, które tworzą pastisz, odbijając coś z autentycznego historycznego znaczenia” (Stephanson 1987: 44). W swojej twórczości Alan Moore podejmuje podobne próby. W najlepszych momentach „Opowieści jutra…” nie tylko bawią, ale również przekazują coś szczerego i prawdziwego o historii swojego medium.
LITERATURA:
A. Stephanson: „Regarding Postmodernism. A Conversation with Fredric Jameson”. „Social Text” 1987 nr 17.
Jak to bywa z antologiami, poziom różnych serii jest nierówny. Zacznę od najsłabszej, współtworzonej przez Jima Baikie – historii Pierwszego Amerykanina, herosa wzmocnionego przez europejskich naukowców (sprowadzonych do Stanów Zjednoczonych mniej więcej w połowie lat 40.). To zabawna, ale niezbyt nowatorska satyra na superbohaterów. Opowieści o ubranych w motywy amerykańskiej flagi, wykonujących bezsensowne salta herosach najchętniej podejmują zagadnienia natury politycznej. Amerykańskiemu mainstreamowemu komiksowi Alan Moore wypomina nacjonalizm, seksizm i rasizm. Przybiera to formę szybkich, żartobliwych uszczypliwości, a nie głębszej krytyki. Podobnie wyglądają interakcje z krajobrazem politycznym. W dziesiątej części P.A. zostaje prezydentem USA. Autorzy z Wysp wyśmiewają amerykański system demokratyczny i konstruują najbrutalniejszy żart w tomie – na wiceprezydenta zostaje wyselekcjonowany kandydat idealny maksymalizujący potencjalną liczbę wyborców, będąc hybrydą wszystkich mniejszości, jakie autorzy byli w stanie wymyślić. Czuć tutaj atmosferę konfliktów na Bliskim Wschodzie i niechęć do „trzeciej drogi” Billa Clintona, jednak sprowadza się to do wykrzyczenia „Tego nie lubimy!”. Obawy Moore’a co do tego, do czego mogą doprowadzić takie ideologiczne pozycje, nie zostają tutaj sprecyzowane.
Postać Jacka B. Quicka współtworzy Kevin Nowlan: przygody bohatera są urocze i najzabawniejsze z tych znajdujących się w omawianym zbiorze. Młody naukowiec zawsze chce dobrze, ale jego wynalazki sprowadzają kolejne nieszczęścia na spokojną mieścinę. Czasem przypadkiem stworzy czarną dziurę; innym razem – dbając o bezpieczeństwo na drogach – zatrzyma ruch fotonów przekraczających dozwoloną na wiejskich drogach prędkość. Chłopiec daje okazję do żartów z popowego rozumienia fizyki, a wielka plama atramentu Splash Brannigan – z przemysłu kulturalno-rozrywkowego. Tutaj za rysunki odpowiada Hilary Barta, którego kreska jest bardziej karykaturalna i ekspresyjna niż u wcześniejszych artystów. Niezmywalnemu kleksowi towarzyszy rysowniczka Daisy Screensaver, ciężko pracująca nad kolejnymi odcinkami „Srakazbója”. Jej rysunki tworzone z pomocą Brannigana ledwie nadają się do publikacji, ale co istotniejsze, potrafi ona ukończyć cały numer przed lunchem!
Najbardziej udane wizualnie i scenariuszowo są postacie czerpiące z pulpowych opowieści z pierwszej połowy XX wieku: Greyshirt i Cobweb. Ten pierwszy, stworzony wspólnie z Rickiem Veitchem, to momentami zabawny pastisz zamaskowanych herosów i detektywów z czarnych kryminałów. Indigo City Pierwszego Amerykanina to słoneczna metropolia, gdzie główną rolą przestępców jest inspirowanie telewizyjnych producentów. Dla Greyshirta miasto jest spowite mgłą, deszczem, a jego tkanka okazuje się do głębi przesiąknięta brudem. Stąd próby oczyszczenia miasta będą zawsze daremne.
Duet Alan Moore i Melinda Gebbie prezentuje enigmatyczną Cobweb! Gebbie ilustruje większość odcinków (dwa zeszyty zilustrowała inna artystka, Dame Darcy, również utożsamiana raczej z undergroundowym komiksem). Historyjki o Cobweb i jej asystentce (na pewno nie kochance!), w odróżnieniu od pozostałych bohaterów z „Opowieści jutra…”, są mniej humorystyczne. To małe formalne eksperymenty z przetwarzaniem i wyobrażeniem sobie na nowo różnych motywów z tradycji nie tylko komiksowych. W bohaterce tej jest coś z Irmy Vep, coś z bohaterki kilkustronicowych erotycznych pasków (zresztą w tym świecie jest ona ich bohaterką). To również gender-swap typowego dla pulpy motywu – bogacz i jego lokaj/szofer walczący ze zbrodnią.
Pewnie można sprowadzić tę pracę do uroczej błahostki w twórczości Moore’a, bo w swojej karierze pracował nad bardziej angażującymi, wnikliwymi i lepszymi komiksami. Jednak myślę, że wpisuje się ona w szerszy artystyczny projekt Czarownika z Northampton, poruszający relacje między czasem a przestrzenią oraz ukochaną przez niego historię medium. W części drugiej narracja w Greyshircie jest poprowadzona w interesujący sposób. Każdą stronę podzielono na cztery jednakowej wielkości podłużne kadry, jeden pod drugim. Najwyższy kadr przedstawia poddasze kamienicy, a najniższy – jej parter. Są one ułożone w achronologiczny sposób: te u góry rozgrywają się w 1999 roku, poniżej – w 1979, następnie w 1959, a na samym dole – w 1939. Zgodnie z zasadami czytania komiksów, czytamy je od góry do dołu, jednak przekładając stronę, przenosimy się z roku 1939 do 1999. Podobnie do tego, jak rzeczywistość postrzega Doktor Manhattan, tak tutaj rozgrywa się ona dla czytelnika. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość rozwijają się równocześnie, a czas jest w pełni podporządkowany przestrzeni kontrolowanej przez artystów.
Wizualne zabawy z kadrami okazują się zdecydowanie najciekawsze we fragmentach z pulpowymi herosami. W innym rozdziale narracja Greyshirta jest prowadzona w całości z perspektywy siedzącego za kierownicą taksówkarza. Prawie każdy odcinek z udziałem Cobweb proponuje drastycznie inny model narracji: od stylizacji na wychodzące co tydzień trójkadrowe paski, poprzez komiks dla dzieci (gdzie naiwność bohaterów ukrywa brutalność i zgorszenie pochłaniające świat dorosłych), aż po surrealistyczną, kolażową powieść. Dzięki temu Gebbie może popisać się swoją wszechstronnością. W każdym rozdziale rysowniczka operuje odrobinę innym stylem, nawiązującym do konkretnych historycznych trendów.
W najlepszych momentach ten zbiór nie jest tylko kolekcją humorystycznych historyjek pełnych nostalgicznych nawiązań, repartycji i innych postmodernistycznych taktyk. Za pomocą dowcipów potrafi powiedzieć coś więcej. Fredric Jameson, opisując późny kapitalizm, mówi o ahistoryczności: historia jest przedstawiana jedynie przez nostalgiczne pastisze. Badacz opisuje twórczość amerykańskiego pisarza E.L. Doctorowa w następujący sposób: „rozpuszcza pastisz, używając tych samych narzędzi, które tworzą pastisz, odbijając coś z autentycznego historycznego znaczenia” (Stephanson 1987: 44). W swojej twórczości Alan Moore podejmuje podobne próby. W najlepszych momentach „Opowieści jutra…” nie tylko bawią, ale również przekazują coś szczerego i prawdziwego o historii swojego medium.
LITERATURA:
A. Stephanson: „Regarding Postmodernism. A Conversation with Fredric Jameson”. „Social Text” 1987 nr 17.
Alan Moore, Kevin Nowlan, Jim Baikie, Dame Dracy, Melinda Gabbie, Rick Veitch, Hilary Barta, Joyce Chin: „Opowieści jutra Alana Moore’a” („Tomorrow Stories”). Tłumaczenie: Paulina Braiter. Egmont Polska. Warszawa 2023.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |