
ROZMAWIAJĄC O MCCABE (ALLYSON MCCABE: 'DLACZEGO WARTO ROZMAWIAĆ O SINÉAD O'CONNOR')
A
A
A
Allyson McCabe, amerykańska dziennikarka związana z National Public Radio, BBC Culture, „New York Timesem”, „Los Angeles Timesem” i „Wired” w intymnym eseju „Dlaczego warto rozmawiać o Sinéad O’Connor” odchodzi od reporterskiego obiektywizmu, by pokazać, jak jej życie splecione jest z biografią kontrowersyjnej wokalistki. Zamiast suchych faktów pojawia się tu kaskada emocji autorki, identyfikującej się z artystką. McCabe prowadzi swoją historię od najbardziej znanego punktu w karierze O’Connor – potargania przez nią zdjęcia papieża w „Saturday Night Live” w 1992 roku. Dziennikarka była wówczas studentką, związaną z queerowym środowiskiem, na której ani gest piosenkarki, ani zbyt popowa dla jej gustu muzyka nie robiły wrażenia. „Na kampusie praktycznie wszystkie dziewczyny, w tym moja współlokatorka, nosiły wojskowe buty i miały ogolone głowy. W tej społeczności nie wystarczyło podrzeć zdjęcia papieża, żeby uchodzić za kogoś prawdziwie radykalnego” (s. 11) – przyznaje McCabe we wstępie. Dopiero po latach odkrywa dla siebie twórczość i osobowość O’Connor, którą traktuje jako ikonę osób poranionych i umniejszonych przez patriarchalną kulturę.
Książka „Dlaczego warto rozmawiać o Sinéad O’Connor” ukazała się w Stanach Zjednoczonych w maju 2023 roku, niedługo przed śmiercią wokalistki 26 lipca 2023 roku. Polskie wydanie zawiera krótki komentarz po tragedii, jednak wymowa całej publikacji się nie zmieniła. McCabe na przykładzie autorki płyty „The Lion and the Cobra” (1987) pokazuje, jak dziennikarstwo muzyczne i branża na przełomie lat 80. i 90. w USA traktowały kobiety. W patriarchalnym i mizoginicznym środowisku ogolenie głowy przez młodą atrakcyjną dziewczynę okazało się prawdziwym skandalem. Podobnie jak fakt, że zamiast pokornie spełniać oczekiwania, wolała mówić o polityce i wartościach, co dla wielu przedstawicieli mediów było nie do zniesienia. Ta część książki McCabe jest najciekawsza – fragmenty artykułów, programów telewizyjnych czy wywiadów pokazują dziennikarstwo, które w dzisiejszych czasach nie miałoby racji bytu. Szczególną uwagę przykuwają wywiady Legsa McNeila z O’Connor, w których mężczyzna wprost opisuje, jak próbuje poderwać piosenkarkę, która wygląda „zjawiskowo jak zawsze” (s. 96). Naznaczona męskim spojrzeniem branża muzyczna nie zostawiała przestrzeni na głos kobiet – od tekstów ich utworów ważniejsze było to, jak wyglądają. Dlatego autorka przeciwstawia postaci irlandzkiej artystki osobowość Madonny. Gwiazdy równie kontrowersyjnej, jednak grającej zgodnie z zasadami patriarchalnego show-businessu. Kariera autorki „Like a Virgin” oparta była na skandalach związanych ze śmiałym wyrażaniem seksualności. Wokalistka nawet religijne świętości naruszała w bezpiecznych, żartobliwych ramach, nie zabierając głosu na poważnie. Nic dziwnego, że to właśnie Madonna jako jedna z pierwszych sparodiowała gest darcia zdjęcia papieża, przyklejając O’Connor łatkę wariatki.
„Dlaczego warto rozmawiać o Sinéad O’Connor” jest historią buntowniczki. Kobiety, która jako pierwsza wykorzystała swoją popularność do tego, aby mówić o pedofilii w Kościele. Wokalistka nie tylko opowiedziała się po stronie ofiar przemocy. W 1989 roku na rozdaniu nagród Grammy stanęła na scenie z logo Public Enemy na głowie, by zwrócić uwagę na nieobecność rapu na gali. O’Connor wielokrotnie mówiła o rasizmie, ksenofobii, prawach kobiet oraz mniejszości etnicznych i seksualnych. Podobny obraz pojawia się w dokumencie „Nothing Compares” (2022) Kathryn Ferguson. Reżyserka prezentuje piosenkarkę jako prekursorkę treści, na które społeczeństwo w latach 1987–1993 nie było gotowe. Film w bardziej obiektywny i wyważony sposób niż książka McCabe pokazuje fenomen O’Connor. Temat banicji, na którą rynek muzyczny skazał niepokorną wokalistkę, jest wiodący, ale pojawia się tu też miejsce dla pozytywnych komentarzy, m.in. dziennikarza muzycznego Billy’ego Colemana, Kathleen Hanny z Bikini Kill, która wspomina, jak z przyjaciółmi oklaskiwała gest O’Connor podczas „Saturday Night Live”, czy Peaches, podkreślającej, że piosenkarka zwróciła uwagę na zdrowie psychiczne na długo przed wszystkimi. Dokument ma też bardzo budujący finał. Głos O’Connor z offu mówi: „próbowano mnie zakopać, nie wiedząc, że jestem ziarnem”, a kolejne obrazy pokazują rewolucję w Irlandii związaną ze zniesieniem aborcji, ujawnienie pedofilii w Kościele oraz młode zaangażowane wokalistki, takie jak Billie Eilish, które nie boją się mówić na scenie o kwestiach politycznych.
Ze „Wspomnień” (2021) O’Connor wyłania się myśl, że wystąpienie, które zakończyło jej karierę popowej gwiazdy, wprowadziło ją na właściwą ścieżkę. Jeśli chodzi o muzykę, to trudno się z tym nie zgodzić – późniejsze eksperymenty artystki m.in. z reggae, spójne z jej wrażliwością i osobowością, nie byłyby możliwe w granicach muzyki popularnej. McCabe w swoim eseju skupia się na zdrowiu psychicznym wokalistki i kontekście Stanów Zjednoczonych, gdzie jej twórczość była niewidoczna, a ona sama – znienawidzona. Wydaje mi się, że w Europie wyglądało to inaczej, co widać nawet na polskim przykładzie. Pamiętam recenzje nowych płyt O’Connor, najczęściej pozytywne, skupione wyłącznie na muzyce, a nie na skandalach. Na koncertach artystki w Szczecinie, Wrocławiu czy Poznaniu były tysiące zachwyconych fanów. W samych latach 90. O’Connor również nie była przekreślona przez potarganie zdjęcia Jana Pawła II. Wręcz przeciwnie, inspiracje jej twórczością widać w sposobie śpiewania i komponowania czołowych polskich wokalistek, np. Kasi Kowalskiej, Edyty Bartosiewicz czy Joanny Prykowskiej z Firebirds. Dlatego mam wrażenie, że książka McCabe po prostu nie jest adresowana do mnie, bo o tym, że warto rozmawiać o Sinéad O’Connor, nie trzeba mnie przekonywać.
Idąc za autorką, mogę przyznać się do bycia fanką irlandzkiej artystki oraz inspirowania się jej odwagą. O ile jednak dokument Ferguson czy audycja Anna Gacek z cyklu „Blaski i cienie” wzmocniły moje uczucie nową perspektywą, o tyle książka McCabe, poza wymienionymi wcześniej atutami, nie zaoferowała niczego nowego na temat O’Connor. Doceniam fanowskie zaangażowanie autorki, jednak tracą na nim styl i struktura eseju, który szybko zamienia się w chaotyczny pamiętnik dziennikarki. „Kiedy na nią patrzę, widzę samą siebie, moje wyłaniające się na powierzchnię rany i blizny. A tym, co czuję, jest raczej smutek niż gniew” (s. 112) – taką identyfikację i projekcję uczuć na idola zrozumie każdy fan, jednak w przypadku książki odrobina obiektywizmu pozwoliłaby uzyskać mniej stronniczy obraz. McCabe zresztą odpowiada na ten zarzut: „To są rzeczy, których nigdy nie powinnam wam mówić, bo pokazują, że jestem zbyt blisko, że się za bardzo angażuję, a może nawet projektuję własną historię na historię O’Connor. Choć z drugiej strony może jest zupełnie inaczej: może to inni nie dali sobie prawa, by się bardziej zbliżyć, może nie są wystarczająco zaangażowani, a ich empatia została przytłumiona przez fałszywą neutralność” (s. 180). Moim zdaniem, co pokazuje wspomniana audycja Gacek, możliwe jest przekazanie spójnej opowieści o danej artystce, z zachowaniem przestrzeni dla własnych uczuć. W perspektywie McCabe uczucia po prostu zastępują fakty i to, co myśli dziennikarka, albo, co najgorsze, co myśli, że myśli O’Connor, jest uznane za prawdę, a nie wrażenie. „Moim celem nie jest bronienie wszystkiego, co kiedykolwiek zrobiła lub powiedziała O’Connor, tylko zadanie pytania: dlaczego jej zachowanie uruchamiało w ludziach tak wielkie pokłady wrogości, pogardy i drwin – pomijając fakt, że trzydzieści lat temu zniszczyła zdjęcie papieża” (s.149) – wyznaje McCabe, jednak nie jest w jego realizacji konsekwentna. We wcześniejszym rozdziale pojawiają się wypowiedzi O’Connor z mediów społecznościowych dotyczące seksu, życia prywatnego czy Miley Cyrus pozbawione komentarza mediów i publiczności.
W „Dlaczego warto rozmawiać o Sinéad O’Connor” McCabe dużo uwagi poświęca własnemu dziennikarstwu. Jest to uzasadnione – doświadczenie autorki-kobiety wiele mówi o patriarchacie w środowisku. Jednak znowu analiza ustępuje miejsca frustracji: „(…) literówka w automatycznej transkrypcji wywiadu, nieistotny szczegół, który w ostatniej chwili został usunięty z powodu braku czasu. Informacja zwrotna, jaką od tych ludzi dostaję, nie ma nic wspólnego z konstruktywną krytyką. Tak, wiem, chcą mnie uciszyć albo całkiem wyłączyć z gry” (s. 172). Jednym z takich nieistotnych szczegółów w „Dlaczego warto rozmawiać o Sinéad O’Connor” jest np. uznanie siostry O’Connor, Eimear, za jej brata. Nie chcę „uciszyć albo całkiem wyłączyć z gry” McCabe, jednak uważam, że rzetelność i wierność faktom, nawet w tak emocjonalnym pisaniu, jest ważna.
Na koniec zostawiłam to, co przeszkadzało mi w lekturze najbardziej, czyli ton. Rozumiem, że McCabe pisała swój esej z myślą o młodych czytelnikach i czytelniczkach, przez co musiała tłumaczyć, jak wyglądała rzeczywistość przed epoką internetu. Jednak kaznodziejski, narzucający styl wypowiedzi, nazwy rozdziałów takie jak „Zraniony człowiek cierpi”, liczne powtórzenia frazy „nie mogła wtedy przewidzieć, że…” (powtarzające się nawet w obrębie jednej strony) czy takie zdania: „Ale czasami historia, której pragniemy, i historia, którą dostajemy, to dwie różne opowieści. A bywa i tak, że człowiek sam musi zdecydować, z którą historią będzie w stanie żyć” (s. 170) budzą skojarzenia z bardzo złą literaturą i programami paranaukowymi. „Jeśli kochamy łzę spływającą po jej policzku w teledysku do »Nothing Compares 2 U«, to musimy być także gotowi otworzyć się na cierpienie, które ją wywołało” (s. 166) – chociaż zgadzam się z tym, że warto poznać historię stojącą za poruszającymi utworami O’Connor, trudno mi czytać takie apele. Dlatego pozostanę przy poleceniu „Nothing Compares”, dokumentu, który w mniejszym stopniu opisuje media muzyczne z początków kariery Irlandki, ale głębiej wchodzi w samą historię O’Connor i, co istotne, oddaje jej najgłośniej słyszalny głos.
Książka „Dlaczego warto rozmawiać o Sinéad O’Connor” ukazała się w Stanach Zjednoczonych w maju 2023 roku, niedługo przed śmiercią wokalistki 26 lipca 2023 roku. Polskie wydanie zawiera krótki komentarz po tragedii, jednak wymowa całej publikacji się nie zmieniła. McCabe na przykładzie autorki płyty „The Lion and the Cobra” (1987) pokazuje, jak dziennikarstwo muzyczne i branża na przełomie lat 80. i 90. w USA traktowały kobiety. W patriarchalnym i mizoginicznym środowisku ogolenie głowy przez młodą atrakcyjną dziewczynę okazało się prawdziwym skandalem. Podobnie jak fakt, że zamiast pokornie spełniać oczekiwania, wolała mówić o polityce i wartościach, co dla wielu przedstawicieli mediów było nie do zniesienia. Ta część książki McCabe jest najciekawsza – fragmenty artykułów, programów telewizyjnych czy wywiadów pokazują dziennikarstwo, które w dzisiejszych czasach nie miałoby racji bytu. Szczególną uwagę przykuwają wywiady Legsa McNeila z O’Connor, w których mężczyzna wprost opisuje, jak próbuje poderwać piosenkarkę, która wygląda „zjawiskowo jak zawsze” (s. 96). Naznaczona męskim spojrzeniem branża muzyczna nie zostawiała przestrzeni na głos kobiet – od tekstów ich utworów ważniejsze było to, jak wyglądają. Dlatego autorka przeciwstawia postaci irlandzkiej artystki osobowość Madonny. Gwiazdy równie kontrowersyjnej, jednak grającej zgodnie z zasadami patriarchalnego show-businessu. Kariera autorki „Like a Virgin” oparta była na skandalach związanych ze śmiałym wyrażaniem seksualności. Wokalistka nawet religijne świętości naruszała w bezpiecznych, żartobliwych ramach, nie zabierając głosu na poważnie. Nic dziwnego, że to właśnie Madonna jako jedna z pierwszych sparodiowała gest darcia zdjęcia papieża, przyklejając O’Connor łatkę wariatki.
„Dlaczego warto rozmawiać o Sinéad O’Connor” jest historią buntowniczki. Kobiety, która jako pierwsza wykorzystała swoją popularność do tego, aby mówić o pedofilii w Kościele. Wokalistka nie tylko opowiedziała się po stronie ofiar przemocy. W 1989 roku na rozdaniu nagród Grammy stanęła na scenie z logo Public Enemy na głowie, by zwrócić uwagę na nieobecność rapu na gali. O’Connor wielokrotnie mówiła o rasizmie, ksenofobii, prawach kobiet oraz mniejszości etnicznych i seksualnych. Podobny obraz pojawia się w dokumencie „Nothing Compares” (2022) Kathryn Ferguson. Reżyserka prezentuje piosenkarkę jako prekursorkę treści, na które społeczeństwo w latach 1987–1993 nie było gotowe. Film w bardziej obiektywny i wyważony sposób niż książka McCabe pokazuje fenomen O’Connor. Temat banicji, na którą rynek muzyczny skazał niepokorną wokalistkę, jest wiodący, ale pojawia się tu też miejsce dla pozytywnych komentarzy, m.in. dziennikarza muzycznego Billy’ego Colemana, Kathleen Hanny z Bikini Kill, która wspomina, jak z przyjaciółmi oklaskiwała gest O’Connor podczas „Saturday Night Live”, czy Peaches, podkreślającej, że piosenkarka zwróciła uwagę na zdrowie psychiczne na długo przed wszystkimi. Dokument ma też bardzo budujący finał. Głos O’Connor z offu mówi: „próbowano mnie zakopać, nie wiedząc, że jestem ziarnem”, a kolejne obrazy pokazują rewolucję w Irlandii związaną ze zniesieniem aborcji, ujawnienie pedofilii w Kościele oraz młode zaangażowane wokalistki, takie jak Billie Eilish, które nie boją się mówić na scenie o kwestiach politycznych.
Ze „Wspomnień” (2021) O’Connor wyłania się myśl, że wystąpienie, które zakończyło jej karierę popowej gwiazdy, wprowadziło ją na właściwą ścieżkę. Jeśli chodzi o muzykę, to trudno się z tym nie zgodzić – późniejsze eksperymenty artystki m.in. z reggae, spójne z jej wrażliwością i osobowością, nie byłyby możliwe w granicach muzyki popularnej. McCabe w swoim eseju skupia się na zdrowiu psychicznym wokalistki i kontekście Stanów Zjednoczonych, gdzie jej twórczość była niewidoczna, a ona sama – znienawidzona. Wydaje mi się, że w Europie wyglądało to inaczej, co widać nawet na polskim przykładzie. Pamiętam recenzje nowych płyt O’Connor, najczęściej pozytywne, skupione wyłącznie na muzyce, a nie na skandalach. Na koncertach artystki w Szczecinie, Wrocławiu czy Poznaniu były tysiące zachwyconych fanów. W samych latach 90. O’Connor również nie była przekreślona przez potarganie zdjęcia Jana Pawła II. Wręcz przeciwnie, inspiracje jej twórczością widać w sposobie śpiewania i komponowania czołowych polskich wokalistek, np. Kasi Kowalskiej, Edyty Bartosiewicz czy Joanny Prykowskiej z Firebirds. Dlatego mam wrażenie, że książka McCabe po prostu nie jest adresowana do mnie, bo o tym, że warto rozmawiać o Sinéad O’Connor, nie trzeba mnie przekonywać.
Idąc za autorką, mogę przyznać się do bycia fanką irlandzkiej artystki oraz inspirowania się jej odwagą. O ile jednak dokument Ferguson czy audycja Anna Gacek z cyklu „Blaski i cienie” wzmocniły moje uczucie nową perspektywą, o tyle książka McCabe, poza wymienionymi wcześniej atutami, nie zaoferowała niczego nowego na temat O’Connor. Doceniam fanowskie zaangażowanie autorki, jednak tracą na nim styl i struktura eseju, który szybko zamienia się w chaotyczny pamiętnik dziennikarki. „Kiedy na nią patrzę, widzę samą siebie, moje wyłaniające się na powierzchnię rany i blizny. A tym, co czuję, jest raczej smutek niż gniew” (s. 112) – taką identyfikację i projekcję uczuć na idola zrozumie każdy fan, jednak w przypadku książki odrobina obiektywizmu pozwoliłaby uzyskać mniej stronniczy obraz. McCabe zresztą odpowiada na ten zarzut: „To są rzeczy, których nigdy nie powinnam wam mówić, bo pokazują, że jestem zbyt blisko, że się za bardzo angażuję, a może nawet projektuję własną historię na historię O’Connor. Choć z drugiej strony może jest zupełnie inaczej: może to inni nie dali sobie prawa, by się bardziej zbliżyć, może nie są wystarczająco zaangażowani, a ich empatia została przytłumiona przez fałszywą neutralność” (s. 180). Moim zdaniem, co pokazuje wspomniana audycja Gacek, możliwe jest przekazanie spójnej opowieści o danej artystce, z zachowaniem przestrzeni dla własnych uczuć. W perspektywie McCabe uczucia po prostu zastępują fakty i to, co myśli dziennikarka, albo, co najgorsze, co myśli, że myśli O’Connor, jest uznane za prawdę, a nie wrażenie. „Moim celem nie jest bronienie wszystkiego, co kiedykolwiek zrobiła lub powiedziała O’Connor, tylko zadanie pytania: dlaczego jej zachowanie uruchamiało w ludziach tak wielkie pokłady wrogości, pogardy i drwin – pomijając fakt, że trzydzieści lat temu zniszczyła zdjęcie papieża” (s.149) – wyznaje McCabe, jednak nie jest w jego realizacji konsekwentna. We wcześniejszym rozdziale pojawiają się wypowiedzi O’Connor z mediów społecznościowych dotyczące seksu, życia prywatnego czy Miley Cyrus pozbawione komentarza mediów i publiczności.
W „Dlaczego warto rozmawiać o Sinéad O’Connor” McCabe dużo uwagi poświęca własnemu dziennikarstwu. Jest to uzasadnione – doświadczenie autorki-kobiety wiele mówi o patriarchacie w środowisku. Jednak znowu analiza ustępuje miejsca frustracji: „(…) literówka w automatycznej transkrypcji wywiadu, nieistotny szczegół, który w ostatniej chwili został usunięty z powodu braku czasu. Informacja zwrotna, jaką od tych ludzi dostaję, nie ma nic wspólnego z konstruktywną krytyką. Tak, wiem, chcą mnie uciszyć albo całkiem wyłączyć z gry” (s. 172). Jednym z takich nieistotnych szczegółów w „Dlaczego warto rozmawiać o Sinéad O’Connor” jest np. uznanie siostry O’Connor, Eimear, za jej brata. Nie chcę „uciszyć albo całkiem wyłączyć z gry” McCabe, jednak uważam, że rzetelność i wierność faktom, nawet w tak emocjonalnym pisaniu, jest ważna.
Na koniec zostawiłam to, co przeszkadzało mi w lekturze najbardziej, czyli ton. Rozumiem, że McCabe pisała swój esej z myślą o młodych czytelnikach i czytelniczkach, przez co musiała tłumaczyć, jak wyglądała rzeczywistość przed epoką internetu. Jednak kaznodziejski, narzucający styl wypowiedzi, nazwy rozdziałów takie jak „Zraniony człowiek cierpi”, liczne powtórzenia frazy „nie mogła wtedy przewidzieć, że…” (powtarzające się nawet w obrębie jednej strony) czy takie zdania: „Ale czasami historia, której pragniemy, i historia, którą dostajemy, to dwie różne opowieści. A bywa i tak, że człowiek sam musi zdecydować, z którą historią będzie w stanie żyć” (s. 170) budzą skojarzenia z bardzo złą literaturą i programami paranaukowymi. „Jeśli kochamy łzę spływającą po jej policzku w teledysku do »Nothing Compares 2 U«, to musimy być także gotowi otworzyć się na cierpienie, które ją wywołało” (s. 166) – chociaż zgadzam się z tym, że warto poznać historię stojącą za poruszającymi utworami O’Connor, trudno mi czytać takie apele. Dlatego pozostanę przy poleceniu „Nothing Compares”, dokumentu, który w mniejszym stopniu opisuje media muzyczne z początków kariery Irlandki, ale głębiej wchodzi w samą historię O’Connor i, co istotne, oddaje jej najgłośniej słyszalny głos.
Allyson McCabe: „Dlaczego warto rozmawiać o Sinéad O'Connor”. Przeł. Zofia Szachnowska-Olesiejuk. Wydawnictwo Filtry. Warszawa 2024.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |