UPADŁA GWIAZDA (ANIHILATOR)
A
A
A
VADA (Vatic Artificial Divine Authority, czyli Prorocza Symulacja Boskiego Autorytetu) to superkomputer, który odpowiada za pokojową ekspansję rasy ludzkiej w kosmosie. Dzięki niemu ludzie są co prawda szczęśliwi, ale trudno nie zauważyć, że wiodą nudną, pozbawioną ambicji egzystencję. Przeciwko tej pospolitości i nijakości występuje Max Nomax: złowieszczy przestępca, charyzmatyczny buntownik, udręczony artysta, szalony naukowiec i obdarzony niebanalną urodą bohater bajroniczny. Niestety, poprzez swoje knowania poważnie naraża się wszechpotężnej sztucznej inteligencji, która wypędza odzianego w czerń, długowłosego rebelianta na DIS – opuszczoną stację badawczą orbitującą wokół czarnej dziury znajdującej się w centrum naszej galaktyki. Co prawda antybohaterowi udaje się zbiec z więzienia i znaleźć tymczasowy azyl w innym świecie, ale nie bez konsekwencji: Nomax ma poważne luki w pamięci.
Ray Spass to wypalony hollywoodzki scenarzysta. Choć ma na koncie kilka komercyjnych sukcesów, bledną one w zestawieniu z liczbą (s)ekscesów autora nadużywającego alkoholu i narkotyków. Aby wygrzebać się z artystyczno-finansowego dołka, Spass potrzebuje błyskotliwego skryptu, który stanie się podstawą murowanego hitu kinowego. Mężczyzna rozpoczyna zatem prace nad „Anihilatorem”, opierając swój pomysł na perypetiach mało znanej postaci rodem z literacko-komiksowej pulpy. Niestety, Max cierpi z powodu blokady twórczej, która nie pozwala mu wyjść poza pierwszy akt (arcy)dzieła. Jakby tego było mało, lekarze diagnozują u protagonisty nieoperacyjnego guza mózgu. Ale kiedy Spass chce popełnić samobójstwo, w jego apartamencie pojawia się… Max Nomax, wciągający zdezorientowanego literata w wyścig z czasem – wszak światu grozi ostateczna implozja.
„Batman: Azyl Arkham. Poważny dom na poważnej ziemi”, „All-Star Superman”, „Niewidzialni”, „Animal Man”, „Doom Patrol” czy „Misterium”: to tylko niektóre ze znakomitych tytułów w portfolio Granta Morrisona. Do tego zacnego grona z pewnością należy zaliczyć także „Anihilatora”, w którym szkocki scenarzysta nie tylko w przewrotny sposób przestudiował relację autor-jego dzieło/(s)twórca-jego kreacja, ale także zawarł wciągającą już od pierwszych stron narrację o geniuszu i szaleństwie; obsesji i sztuce; buncie, pokucie, przebaczeniu i odkupieniu. Nie mówiąc już o wątku utraconej miłości.
W tym refleksyjnym scenariuszu nie zabrakło wyrazistych profili postaci (obok wspomnianej powyżej dwójki na uwagę zasługuje Luna: była kochanka Raya; zadziorna, sprytna Rumunka, która idzie przez życie z podniesionym czołem); dynamicznych scen akcji (tropem rzeczonej trójki podąża bowiem Jet Makro; główny Anihilator w służbie VADY) ani sporej dawki czarnego humoru.
Wielokrotnie współpracujący z Morrisonem ilustrator Frazer Irving („Necronauts”, „Siedmiu Żołnierzy”, „Batman i Robin”) zapewnił recenzowanemu dziełu wyjątkową oprawę graficzną. Operujący bardzo ekspresyjną kreską Brytyjczyk bawi się kompozycją i kształtem kadrów, ale także dynamiczną zmiennością planów oraz punktów widzenia. Dodajmy do tego znakomite stylizacje (reprodukcje fikcyjnych okładek utworów z przygodami Nomaksa na przestrzeni dekad; sekwencje utrzymane w poetyce fumetti, czyli włoskich komiksów) oraz fantastyczną paletę barw (przewaga fioletu, czerwieni, żółtego, pomarańczowego i zimnego błękitu), a otrzymamy niewątpliwy wydawniczy rarytas zamknięty w twardej oprawie.
Mówiąc krótko: „Anihilator” to psychodeliczny, mieszający różne porządki czasoprzestrzenne i ontologiczne, autotematyczny horror SF – obłęd w każdym tego słowa znaczeniu. Gorąco polecam!
Ray Spass to wypalony hollywoodzki scenarzysta. Choć ma na koncie kilka komercyjnych sukcesów, bledną one w zestawieniu z liczbą (s)ekscesów autora nadużywającego alkoholu i narkotyków. Aby wygrzebać się z artystyczno-finansowego dołka, Spass potrzebuje błyskotliwego skryptu, który stanie się podstawą murowanego hitu kinowego. Mężczyzna rozpoczyna zatem prace nad „Anihilatorem”, opierając swój pomysł na perypetiach mało znanej postaci rodem z literacko-komiksowej pulpy. Niestety, Max cierpi z powodu blokady twórczej, która nie pozwala mu wyjść poza pierwszy akt (arcy)dzieła. Jakby tego było mało, lekarze diagnozują u protagonisty nieoperacyjnego guza mózgu. Ale kiedy Spass chce popełnić samobójstwo, w jego apartamencie pojawia się… Max Nomax, wciągający zdezorientowanego literata w wyścig z czasem – wszak światu grozi ostateczna implozja.
„Batman: Azyl Arkham. Poważny dom na poważnej ziemi”, „All-Star Superman”, „Niewidzialni”, „Animal Man”, „Doom Patrol” czy „Misterium”: to tylko niektóre ze znakomitych tytułów w portfolio Granta Morrisona. Do tego zacnego grona z pewnością należy zaliczyć także „Anihilatora”, w którym szkocki scenarzysta nie tylko w przewrotny sposób przestudiował relację autor-jego dzieło/(s)twórca-jego kreacja, ale także zawarł wciągającą już od pierwszych stron narrację o geniuszu i szaleństwie; obsesji i sztuce; buncie, pokucie, przebaczeniu i odkupieniu. Nie mówiąc już o wątku utraconej miłości.
W tym refleksyjnym scenariuszu nie zabrakło wyrazistych profili postaci (obok wspomnianej powyżej dwójki na uwagę zasługuje Luna: była kochanka Raya; zadziorna, sprytna Rumunka, która idzie przez życie z podniesionym czołem); dynamicznych scen akcji (tropem rzeczonej trójki podąża bowiem Jet Makro; główny Anihilator w służbie VADY) ani sporej dawki czarnego humoru.
Wielokrotnie współpracujący z Morrisonem ilustrator Frazer Irving („Necronauts”, „Siedmiu Żołnierzy”, „Batman i Robin”) zapewnił recenzowanemu dziełu wyjątkową oprawę graficzną. Operujący bardzo ekspresyjną kreską Brytyjczyk bawi się kompozycją i kształtem kadrów, ale także dynamiczną zmiennością planów oraz punktów widzenia. Dodajmy do tego znakomite stylizacje (reprodukcje fikcyjnych okładek utworów z przygodami Nomaksa na przestrzeni dekad; sekwencje utrzymane w poetyce fumetti, czyli włoskich komiksów) oraz fantastyczną paletę barw (przewaga fioletu, czerwieni, żółtego, pomarańczowego i zimnego błękitu), a otrzymamy niewątpliwy wydawniczy rarytas zamknięty w twardej oprawie.
Mówiąc krótko: „Anihilator” to psychodeliczny, mieszający różne porządki czasoprzestrzenne i ontologiczne, autotematyczny horror SF – obłęd w każdym tego słowa znaczeniu. Gorąco polecam!
Grant Morrison, Frazer Irving: „Anihilator” („Annihilator”). Tłumaczenie: Tomasz Klonowski. Wydawnictwo AMBER. Warszawa 2024.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |