WAKACJE Z DUCHAMI (KLUB SMUTNYCH DUCHÓW 4)
A
A
A
Czwarty tom „Klubu Smutnych Duchów” w oryginale ukazał się w sierpniu tego roku, więc osoby zapoznające się z nim wtedy mogły poczuć wakacyjny klimat w adekwatnych temperaturach i nastrojach. Jednak jesienna premiera wydania polskiego, poza tym, że stosunkowo szybka, ma z kolei tę zaletę, że w listopadowych okolicznościach przyrody (i pogody) daje szansę przeniesienia się myślą do letnich przygód.
Klub się rozrasta, a SD, Skarpetka i Rue mają pełne ręce roboty, koordynując spotkania i aktywności. Radzą sobie całkiem nieźle ze wspieraniem innych (już nie tak) samotnych duchów, doceniają sukcesy, cieszą się powodzeniem inicjatywy, a do tego chcą słuchać cudzych sugestii. Pomysł pudełka na projekty i problemy przynosi między innymi list od anonimowego ducha, który po wyjeździe na studia i powrocie w rodzinne strony nie potrafi nawiązać kontaktów. Trio znajduje pozornie idealne rozwiązanie, inspirując się „Wakacjami Pikachu” – wspólny biwak ma sprawić, że wszyscy się zintegrują, w tym tajemniczy nadawca.
Lize Meddings świetnie pokazuje, jak charaktery postaci wpływają na ich odbiór sytuacji. SD, Skarpetka i Rue wprawdzie mają teraz swoją paczkę i mniej martwią się samotnością, ale to nie znaczy, że cała trójka przeszła magiczną przemianę. SD, zamiast cieszyć się wspólną wyprawą, koniecznie chce odkryć, kto napisał list (a alienację domorosłego śledczego, zainspirowanego tu z kolei „Detektywem Pikachu”, przekonująco narysowano). Skarpetka tak dba o prawo tej osoby do anonimowości, że nie liczy się nic innego. A Rue próbuje godzić przyjaciół, równocześnie pracując nad tym, żeby nie brać na siebie nadmiaru zadań i nie panikować w obliczu drobnych wpadek – ze zmiennym szczęściem.
W najnowszym tomie podoba mi się też to, że niekoniecznie łatwo przewidzieć rozwój wydarzeń i zdecydować, kto ma rację w sporach. Równocześnie nadal jest to komiks, niespieszny, mądry i uroczy, mimo poważnych tematów. Konsekwentnie niekolorowe rysunki Meddings lubię coraz bardziej, a do uznania dla jej plenerów dorzuciłabym też świetne portrety zwierząt (jak śliczna jaszczurka na samym początku tomu!) i pomysły na ilustrowanie samotności (zarysy ludzkich sylwetek, spędzających ze sobą radośnie czas, a pośród nich osamotniony duszek). Drobne zastrzeżenia budzi korekta („mnie mam” zamiast „nie mam” na s. 22, „super spotkanie” na s. 4 – chociaż dopuszczalna pisownia łączna czeka nas dopiero w 2026 roku; niby detale, ale jednak, przy stosunkowo małej objętości tekstu, zauważalne).
Nie tylko uczniowski/studencki wiek postaci, ale i padające na s. 192 stwierdzenie „to stary film” wobec wspomnianych „Wakacji Pikachu” z roku… 1998 przypomina mi, że nie jestem w grupie docelowej „Klubu Smutnych Duchów”. Ale lubię tę wciąż się rozwijającą, coraz ciekawszą serię, wychodząc przy lekturze z założenia, że pewne wspólnotowe prawdy i dowody, że nie da się w pełni przewidzieć, jak czuje kto inny, ale zawsze warto dać mu głos, by nam sam opowiedział, mają przydatność ponadpokoleniową.
Klub się rozrasta, a SD, Skarpetka i Rue mają pełne ręce roboty, koordynując spotkania i aktywności. Radzą sobie całkiem nieźle ze wspieraniem innych (już nie tak) samotnych duchów, doceniają sukcesy, cieszą się powodzeniem inicjatywy, a do tego chcą słuchać cudzych sugestii. Pomysł pudełka na projekty i problemy przynosi między innymi list od anonimowego ducha, który po wyjeździe na studia i powrocie w rodzinne strony nie potrafi nawiązać kontaktów. Trio znajduje pozornie idealne rozwiązanie, inspirując się „Wakacjami Pikachu” – wspólny biwak ma sprawić, że wszyscy się zintegrują, w tym tajemniczy nadawca.
Lize Meddings świetnie pokazuje, jak charaktery postaci wpływają na ich odbiór sytuacji. SD, Skarpetka i Rue wprawdzie mają teraz swoją paczkę i mniej martwią się samotnością, ale to nie znaczy, że cała trójka przeszła magiczną przemianę. SD, zamiast cieszyć się wspólną wyprawą, koniecznie chce odkryć, kto napisał list (a alienację domorosłego śledczego, zainspirowanego tu z kolei „Detektywem Pikachu”, przekonująco narysowano). Skarpetka tak dba o prawo tej osoby do anonimowości, że nie liczy się nic innego. A Rue próbuje godzić przyjaciół, równocześnie pracując nad tym, żeby nie brać na siebie nadmiaru zadań i nie panikować w obliczu drobnych wpadek – ze zmiennym szczęściem.
W najnowszym tomie podoba mi się też to, że niekoniecznie łatwo przewidzieć rozwój wydarzeń i zdecydować, kto ma rację w sporach. Równocześnie nadal jest to komiks, niespieszny, mądry i uroczy, mimo poważnych tematów. Konsekwentnie niekolorowe rysunki Meddings lubię coraz bardziej, a do uznania dla jej plenerów dorzuciłabym też świetne portrety zwierząt (jak śliczna jaszczurka na samym początku tomu!) i pomysły na ilustrowanie samotności (zarysy ludzkich sylwetek, spędzających ze sobą radośnie czas, a pośród nich osamotniony duszek). Drobne zastrzeżenia budzi korekta („mnie mam” zamiast „nie mam” na s. 22, „super spotkanie” na s. 4 – chociaż dopuszczalna pisownia łączna czeka nas dopiero w 2026 roku; niby detale, ale jednak, przy stosunkowo małej objętości tekstu, zauważalne).
Nie tylko uczniowski/studencki wiek postaci, ale i padające na s. 192 stwierdzenie „to stary film” wobec wspomnianych „Wakacji Pikachu” z roku… 1998 przypomina mi, że nie jestem w grupie docelowej „Klubu Smutnych Duchów”. Ale lubię tę wciąż się rozwijającą, coraz ciekawszą serię, wychodząc przy lekturze z założenia, że pewne wspólnotowe prawdy i dowody, że nie da się w pełni przewidzieć, jak czuje kto inny, ale zawsze warto dać mu głos, by nam sam opowiedział, mają przydatność ponadpokoleniową.
Lize Meddings: „Klub Smutnych Duchów 4” („The Sad Ghost Club 4”). Tłum. Agnieszka Kalus. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2024 [seria: Neony].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |