MIĘDZY WIZERUNKAMI I PEJZAŻAMI A TECHNIKĄ BUDOWLANĄ I ELEKTRONIKĄ. O FOTOGRAFOWANIU I FOTOGRAFIACH WALDEMARA JAMY (WALDEMAR JAMA: 'RESTART - RETROSPEKTYWNA WYSTAWA W KATOWICACH')
A
A
A
W głównej siedzibie Muzeum Historii Katowic rozpoczęła się 28 października 2024 roku duża, interesująca wystawa retrospektywna dzieła fotograficznego Waldemara Jamy, artysty, profesora i dydaktyka w tym zakresie. Dla artysty ważny jest Śląsk, artysta z kolei ważny jest dla Śląska i śląskiej fotografii. W tym samym czasie można oglądać dwie inne wystawy, godne uwagi i polecenia. Są to: „Arek/Arek. W poszukiwaniu sacrum. Fotografia Arkadiusza Goli i Arkadiusza Ławrywańca” (w Nikiszowcu) oraz „Wolfelsgrund” Adama Sikory (Dział Teatralno-Filmowy, w dawnym mieszkaniu Barbary i Stanisława Ptaków). Od września jest także wystawa rysunków Litymbrjona, Edmunda Strążyskiego, katowiczanina i przyjaciela Witkacego.
Wystawie nadano „informatyczny” tytuł. „Restart”, być może, wskazuje na zamknięcie etapów drogi twórczej, a jednocześnie – na otwarcie nowych tematów, na przykład związanych z motywem zniszczonych luster, do których dołączone są niewielkie fotografie z różnych kręgów, a w lustrach widzowie mogą z namysłem przyglądać się sobie.
Na plakacie jest zdjęcie z ulubionego cyklu artysty – z drewnianym manekinem krawieckim bez głowy, pokrytego niezbyt czystą tkaniną, z małą wizytówką nazwiska krawca, właściciela berlińskiego zakładu oraz z małą fotografią wizytową żołnierza. Szukając kontekstu do fotografii, wskazałabym na liryk Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej „Czas krawiec kulawy”. Dodam, ze motyw carte de visite powtarza się w albumie i na wystawie, także w formie kolażu „Awers i rewers”, na którym połowę miejsca zajmują twarze, a połowę – winiety; na odwrocie kart wydrukowano przede wszystkim nazwy zakładów fotograficznych. O poczuciu humoru artysty, wielokrotnie ujawnianym, świadczy umieszczenie wśród dawnych carte de visite zdjęcia mężczyzny z cyklu „Przemijanie” oraz nazwiska Jamy jako właściciela zakładu fotograficznego.
Wymienię tytuły i krótko opiszę niektóre cykle. Kiedy wchodzimy na wystawę, możemy przeczytać biogram artysty, a następnie dostrzegamy zdjęcie z plakatu oraz dwa cykle: „Apoteozy” – trzy zdjęcia z głowami i rekwizytami (marzenia o małym fiacie, zniewolony, spętany umysł; pusta głowa lub czysty umysł) i „Przemijanie”. Na proces, który obejmuje narodziny, życie dorosłe i starość, wskazuje zdjęcie chłopczyka na koniku, biała odbitka oraz portret starego człowieka z profilu, w kaszkiecie na głowie.
W drugiej sali wisi kilkanaście poruszających wielkoformatowych fotografii, jak łąka kwiatów między drutami kolczastymi czy stos butów lub tabliczek z nazwiskami więźniów, fotografii przypominających grafiki, odbitych na płótnie, wykonanych w Auschwitz. Inne fotografie stamtąd są niewielkie, umieszczone w pass-partout i oprawione. Fotografie są czarno-białe, z wyjątkiem jednej, w fiolecie. Zdjęcia z Auschwitz przypominają grafikę. Jedno zdjęcie powtórzone jest w wersji bez kwiatów. Inne, nieduże odbitki wydają się częściowo zniszczone, z wyblakłymi, wytartymi elementami, tak działa bowiem mechanizm pamięci.
Fioletowa barwa powtarza się na fotografii z cyklu „Gry wojenne”, bowiem symbolizuje między innymi śmierć i żałobę. Cykl obejmuje zdjęcia ołowianych żołnierzyków w różnych konfiguracjach. Na niektórych fotografiach jest także dziecko z karabinem; chłopięce zabawy w zabijanie na polu bitwy zamieniają się w prawdziwe wojny, współczesną Apokalipsę, jak na dużej fotografii z czterema żołnierzykami, którzy przypominają jeźdźców Apokalipsy, i rozbitą skorupką jajka, sugerującą początek życia, zagrożenia i katastrofę.
Wielowarstwowe fotografie z cyklu „Podróże” pokazują na tle kliszy z łagodnym, kopulastym szczytem góry wiele zabytków, obiektów i widoków ze świata oraz Polski. Widzimy na przykład Luwr, piramidę, Jaipur, cmentarzysko aut w Stuttgarcie, stos żerdzi na snopki siana w Beskidach, wóz z koniem, meczet w Bohonikach, Frombork, pisuary w Katowicach, kielich z laleczką w pracowni Władysława Hasiora, macewy z częściowo zniszczonego, zapomnianego cmentarza żydowskiego w Sieniawie. Barwy koloryzowanych fotografii wskazują na nastroje turysty i fotografa w danym momencie. Ciekawe jest zestawienie dwu fotografii na bocznych ściankach, naprzeciwko siebie umieszczono czarno-białe zdjęcie kolejno utrwalanych faz zaćmienia słońca, ułożonych jakby na pięciolinii, zdjęcie zatytułowane „Symfonia słońca”. Na drugiej ścianie jest niebieskawe zdjęcie z Fromborka.
W kolejnej sali zestawione są wytwory człowieka: ankry, przypominające koła rydwanów czy rozety, rzeźby socrealistyczne, ozdabiające kiedyś budynki, a tak naprawdę „pozornie trwałe”, a po drugiej stronie sali – zdjęcia w kolorze z cyklu „Strachy”. Artystę zafascynowały kreatywność ludzi stawiających na polach wymyślne obiekty, ich swoboda twórcza i związek z kulturą ludową. Z kolei czarno-białe zdjęcia strachów skontrastowane są z czterema fotografiami kolaży z cyklu „Manele”, z takimi elementami łączącymi się z edukacją i grozą życia, jak spinacze, cyrkle lub kroczki, stalówki oraz żyletki.
Dużo miejsca na wystawie zajmują fotografie z cykli „Wizerunki” – zdjęcia osób, lalki w różnych układach, przypominające dzieło Hansa Bellmera (z zastosowaniem paralaksy), strachy, ambalaże (przezroczyste, częściowe zafoliowane, pomalowane we wzory popiersia kobiece) i inne. Wystawa potwierdza tym samym wyznanie artysty fotografa, który pisał: „Poszukiwanie własnej tożsamości, poprzez wizerunki innych, to przesłanie mojego fotografowania. Wizerunkiem może być wszystko. Jako fotograf zdany tylko na powierzchnię, płaszczyznę, próbuję poszarpane kawałki rzeczywistości stopić ze sobą, nadać im moc magiczną, zatrzymać czas, przywrócić inny wymiar” (W . Jama, W Grabowski, s. 222).
W ostatniej sali zwraca uwagę cykl „Labirynty”. Artysta ułożył współczesne labirynty z układów scalonych, pokazał zarówno przestrzenne obiekty, jak i zdjęcia. W jednym fotomontażu umieścił jajo, a w innym – najbardziej znane budynki współczesnych Katowic. Cykl „techniczny” kontrastuje z cyklem o przyrodzie i zanikającej tradycji kulturowej. Na „Łemkowynę” składa się fotografia przekroju grubego pnia drzewa oraz osiem pocztówek, na których jest pejzaż o zachodzie słońca, kamienny krzyż, kopuła cerkwi oraz ikony o wyblakłych barwach. W tej sali są także pojedyncze fotografie spoza cykli, na przykład gliwicka fontanna z diabełkami sprzed Urzędu Miasta, złowieszczy, czarny ptak na tle ośnieżonego lasu czy groteskowe połączenia korpusu ze zwierzęcymi czaszkami.
Przedstawiłam niektóre obiekty, aby udowodnić bogactwo dzieła Jamy, a także wskazać na przemyślane rozwiązania wystawiennicze. W sumie jest na wystawie trochę ponad sto fotografii, w większości z prywatnego archiwum artysty, chociaż i MHK posiada w zbiorach trzydzieści trzy obiekty. Na pewno warto byłoby kilkakrotnie zagłębiać się w przestrzeń wystawy, zapoznać się z katalogiem, a także wziąć udział w oprowadzaniach kuratorskich oraz innych wydarzeniach towarzyszących.
Artysta jest w swoim fotografowaniu uważny na świat, inteligentny i pomysłowy, odpowiedzialny, krytyczny i świadomy w myśleniu i filozofowaniu. Wszystkie działania i elementy, także w zakresie technologii są przemyślane, tak aby utrwalić myśli i doświadczenia artysty, wykonać fotograficzne notatki a równocześnie pobudzić emocje i wyzwolić refleksje u odbiorcy. Artysta interesująco mówi o swoich zdjęciach, wyjaśnia okoliczności pojawiania się pomysłów, wybór technik, objaśnia cele cykli fotograficznych. W fotografii łączy dokument z kreacją. Jest zanurzony w kulturze i w niej znajduje metaforyczne i teoretyczne zakorzenienie zdjęć. To, co dawne, przedstawia we współczesnych kontekstach. Widać, że czerpie radość z fotografowania, wyszukiwania w rzeczywistości elementów podobnych i różnych, poszukiwania głębszych znaczeń w fotografowaniu i komponowaniu fotografii w cykle. Zwraca uwagę na detale, elementy, gromadzi je; rzadko operuje pełnym planem – można by się domyślać, co jest wokół – jaki pejzaż, jaki budynek, jacy ludzie stoją za użytkowaniem, wykonaniem i użytkowaniem.
Jamę wiele niepokoi we współczesnym świecie: wojna, konsumpcjonizm, zniewolenie, utrata indywidualnych cech osobowości, zagubienie w świecie elektroniki, działanie czasu w historii i kulturze. Swoje lęki przedstawia w różnych cyklach, zwłaszcza w „Puszce Pandory” ze zdjęciami otwartych puszek po konserwach, które wypełniają znaki naszego świata.
Fascynacja fotografowaniem zarówno u artysty profesora, jak i u dwojga kuratorów, radość z tworzenia, powaga w traktowaniu profesji dały piękną wystawę. Współkuratorem jest Krzysztof Jurecki, autor katalogowego i przekrojowego tekstu o dziele Waldemara Jamy. W związku z wystawą rozważam także takie kwestie, jak współpraca artysty i kuratorów, udział artysty w przygotowaniu wystawy, realizacja kuratorskiej wizji wystawy, wybór eksponatów, plastyczny projekt, który przygotowała Jolanta Barnaś, rozmieszczenia w kilku salach, formaty i oprawa zdjęć, miejsce na ścianach dla fotografii oraz tytułów cykli, techniczne zaplecze montowania wystawy, przygotowanie katalogu, organizacja wydarzeń towarzyszących.
Wystawa Jamy potwierdza, jak ważne są to kwestie i jak pozytywnie i ciekawie zostały rozwiązane przy okazji tej znakomitej, zachwycającej wystawy, a także jakiego ogromu pracy wymagało rozwiązywanie wymienionych kwestii. Trudno byłoby przecenić starania i wkład pracy Zofii Szoty, kuratorki, także artystki malarki, pełnej erudycji i szacunku dla osób, dla których tworzy wystawy. Pamiętam, jak rzetelnie i błyskotliwie prowadziła dla studentek filologii polskiej narrację o życiu i o kolejnych fotografiach Anny Chojnackiej na wystawie „Czas u-płynął. Anna Chojnacka – fotografie” (2016).
LITERATURA:
W. Jama, W. Grabowski: „Uprawiać fotografię. Zeszyty Naukowe Wyższej Szkoły Technicznej”. Katowice 2016. Nr 8
Wystawie nadano „informatyczny” tytuł. „Restart”, być może, wskazuje na zamknięcie etapów drogi twórczej, a jednocześnie – na otwarcie nowych tematów, na przykład związanych z motywem zniszczonych luster, do których dołączone są niewielkie fotografie z różnych kręgów, a w lustrach widzowie mogą z namysłem przyglądać się sobie.
Na plakacie jest zdjęcie z ulubionego cyklu artysty – z drewnianym manekinem krawieckim bez głowy, pokrytego niezbyt czystą tkaniną, z małą wizytówką nazwiska krawca, właściciela berlińskiego zakładu oraz z małą fotografią wizytową żołnierza. Szukając kontekstu do fotografii, wskazałabym na liryk Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej „Czas krawiec kulawy”. Dodam, ze motyw carte de visite powtarza się w albumie i na wystawie, także w formie kolażu „Awers i rewers”, na którym połowę miejsca zajmują twarze, a połowę – winiety; na odwrocie kart wydrukowano przede wszystkim nazwy zakładów fotograficznych. O poczuciu humoru artysty, wielokrotnie ujawnianym, świadczy umieszczenie wśród dawnych carte de visite zdjęcia mężczyzny z cyklu „Przemijanie” oraz nazwiska Jamy jako właściciela zakładu fotograficznego.
Wymienię tytuły i krótko opiszę niektóre cykle. Kiedy wchodzimy na wystawę, możemy przeczytać biogram artysty, a następnie dostrzegamy zdjęcie z plakatu oraz dwa cykle: „Apoteozy” – trzy zdjęcia z głowami i rekwizytami (marzenia o małym fiacie, zniewolony, spętany umysł; pusta głowa lub czysty umysł) i „Przemijanie”. Na proces, który obejmuje narodziny, życie dorosłe i starość, wskazuje zdjęcie chłopczyka na koniku, biała odbitka oraz portret starego człowieka z profilu, w kaszkiecie na głowie.
W drugiej sali wisi kilkanaście poruszających wielkoformatowych fotografii, jak łąka kwiatów między drutami kolczastymi czy stos butów lub tabliczek z nazwiskami więźniów, fotografii przypominających grafiki, odbitych na płótnie, wykonanych w Auschwitz. Inne fotografie stamtąd są niewielkie, umieszczone w pass-partout i oprawione. Fotografie są czarno-białe, z wyjątkiem jednej, w fiolecie. Zdjęcia z Auschwitz przypominają grafikę. Jedno zdjęcie powtórzone jest w wersji bez kwiatów. Inne, nieduże odbitki wydają się częściowo zniszczone, z wyblakłymi, wytartymi elementami, tak działa bowiem mechanizm pamięci.
Fioletowa barwa powtarza się na fotografii z cyklu „Gry wojenne”, bowiem symbolizuje między innymi śmierć i żałobę. Cykl obejmuje zdjęcia ołowianych żołnierzyków w różnych konfiguracjach. Na niektórych fotografiach jest także dziecko z karabinem; chłopięce zabawy w zabijanie na polu bitwy zamieniają się w prawdziwe wojny, współczesną Apokalipsę, jak na dużej fotografii z czterema żołnierzykami, którzy przypominają jeźdźców Apokalipsy, i rozbitą skorupką jajka, sugerującą początek życia, zagrożenia i katastrofę.
Wielowarstwowe fotografie z cyklu „Podróże” pokazują na tle kliszy z łagodnym, kopulastym szczytem góry wiele zabytków, obiektów i widoków ze świata oraz Polski. Widzimy na przykład Luwr, piramidę, Jaipur, cmentarzysko aut w Stuttgarcie, stos żerdzi na snopki siana w Beskidach, wóz z koniem, meczet w Bohonikach, Frombork, pisuary w Katowicach, kielich z laleczką w pracowni Władysława Hasiora, macewy z częściowo zniszczonego, zapomnianego cmentarza żydowskiego w Sieniawie. Barwy koloryzowanych fotografii wskazują na nastroje turysty i fotografa w danym momencie. Ciekawe jest zestawienie dwu fotografii na bocznych ściankach, naprzeciwko siebie umieszczono czarno-białe zdjęcie kolejno utrwalanych faz zaćmienia słońca, ułożonych jakby na pięciolinii, zdjęcie zatytułowane „Symfonia słońca”. Na drugiej ścianie jest niebieskawe zdjęcie z Fromborka.
W kolejnej sali zestawione są wytwory człowieka: ankry, przypominające koła rydwanów czy rozety, rzeźby socrealistyczne, ozdabiające kiedyś budynki, a tak naprawdę „pozornie trwałe”, a po drugiej stronie sali – zdjęcia w kolorze z cyklu „Strachy”. Artystę zafascynowały kreatywność ludzi stawiających na polach wymyślne obiekty, ich swoboda twórcza i związek z kulturą ludową. Z kolei czarno-białe zdjęcia strachów skontrastowane są z czterema fotografiami kolaży z cyklu „Manele”, z takimi elementami łączącymi się z edukacją i grozą życia, jak spinacze, cyrkle lub kroczki, stalówki oraz żyletki.
Dużo miejsca na wystawie zajmują fotografie z cykli „Wizerunki” – zdjęcia osób, lalki w różnych układach, przypominające dzieło Hansa Bellmera (z zastosowaniem paralaksy), strachy, ambalaże (przezroczyste, częściowe zafoliowane, pomalowane we wzory popiersia kobiece) i inne. Wystawa potwierdza tym samym wyznanie artysty fotografa, który pisał: „Poszukiwanie własnej tożsamości, poprzez wizerunki innych, to przesłanie mojego fotografowania. Wizerunkiem może być wszystko. Jako fotograf zdany tylko na powierzchnię, płaszczyznę, próbuję poszarpane kawałki rzeczywistości stopić ze sobą, nadać im moc magiczną, zatrzymać czas, przywrócić inny wymiar” (W . Jama, W Grabowski, s. 222).
W ostatniej sali zwraca uwagę cykl „Labirynty”. Artysta ułożył współczesne labirynty z układów scalonych, pokazał zarówno przestrzenne obiekty, jak i zdjęcia. W jednym fotomontażu umieścił jajo, a w innym – najbardziej znane budynki współczesnych Katowic. Cykl „techniczny” kontrastuje z cyklem o przyrodzie i zanikającej tradycji kulturowej. Na „Łemkowynę” składa się fotografia przekroju grubego pnia drzewa oraz osiem pocztówek, na których jest pejzaż o zachodzie słońca, kamienny krzyż, kopuła cerkwi oraz ikony o wyblakłych barwach. W tej sali są także pojedyncze fotografie spoza cykli, na przykład gliwicka fontanna z diabełkami sprzed Urzędu Miasta, złowieszczy, czarny ptak na tle ośnieżonego lasu czy groteskowe połączenia korpusu ze zwierzęcymi czaszkami.
Przedstawiłam niektóre obiekty, aby udowodnić bogactwo dzieła Jamy, a także wskazać na przemyślane rozwiązania wystawiennicze. W sumie jest na wystawie trochę ponad sto fotografii, w większości z prywatnego archiwum artysty, chociaż i MHK posiada w zbiorach trzydzieści trzy obiekty. Na pewno warto byłoby kilkakrotnie zagłębiać się w przestrzeń wystawy, zapoznać się z katalogiem, a także wziąć udział w oprowadzaniach kuratorskich oraz innych wydarzeniach towarzyszących.
Artysta jest w swoim fotografowaniu uważny na świat, inteligentny i pomysłowy, odpowiedzialny, krytyczny i świadomy w myśleniu i filozofowaniu. Wszystkie działania i elementy, także w zakresie technologii są przemyślane, tak aby utrwalić myśli i doświadczenia artysty, wykonać fotograficzne notatki a równocześnie pobudzić emocje i wyzwolić refleksje u odbiorcy. Artysta interesująco mówi o swoich zdjęciach, wyjaśnia okoliczności pojawiania się pomysłów, wybór technik, objaśnia cele cykli fotograficznych. W fotografii łączy dokument z kreacją. Jest zanurzony w kulturze i w niej znajduje metaforyczne i teoretyczne zakorzenienie zdjęć. To, co dawne, przedstawia we współczesnych kontekstach. Widać, że czerpie radość z fotografowania, wyszukiwania w rzeczywistości elementów podobnych i różnych, poszukiwania głębszych znaczeń w fotografowaniu i komponowaniu fotografii w cykle. Zwraca uwagę na detale, elementy, gromadzi je; rzadko operuje pełnym planem – można by się domyślać, co jest wokół – jaki pejzaż, jaki budynek, jacy ludzie stoją za użytkowaniem, wykonaniem i użytkowaniem.
Jamę wiele niepokoi we współczesnym świecie: wojna, konsumpcjonizm, zniewolenie, utrata indywidualnych cech osobowości, zagubienie w świecie elektroniki, działanie czasu w historii i kulturze. Swoje lęki przedstawia w różnych cyklach, zwłaszcza w „Puszce Pandory” ze zdjęciami otwartych puszek po konserwach, które wypełniają znaki naszego świata.
Fascynacja fotografowaniem zarówno u artysty profesora, jak i u dwojga kuratorów, radość z tworzenia, powaga w traktowaniu profesji dały piękną wystawę. Współkuratorem jest Krzysztof Jurecki, autor katalogowego i przekrojowego tekstu o dziele Waldemara Jamy. W związku z wystawą rozważam także takie kwestie, jak współpraca artysty i kuratorów, udział artysty w przygotowaniu wystawy, realizacja kuratorskiej wizji wystawy, wybór eksponatów, plastyczny projekt, który przygotowała Jolanta Barnaś, rozmieszczenia w kilku salach, formaty i oprawa zdjęć, miejsce na ścianach dla fotografii oraz tytułów cykli, techniczne zaplecze montowania wystawy, przygotowanie katalogu, organizacja wydarzeń towarzyszących.
Wystawa Jamy potwierdza, jak ważne są to kwestie i jak pozytywnie i ciekawie zostały rozwiązane przy okazji tej znakomitej, zachwycającej wystawy, a także jakiego ogromu pracy wymagało rozwiązywanie wymienionych kwestii. Trudno byłoby przecenić starania i wkład pracy Zofii Szoty, kuratorki, także artystki malarki, pełnej erudycji i szacunku dla osób, dla których tworzy wystawy. Pamiętam, jak rzetelnie i błyskotliwie prowadziła dla studentek filologii polskiej narrację o życiu i o kolejnych fotografiach Anny Chojnackiej na wystawie „Czas u-płynął. Anna Chojnacka – fotografie” (2016).
LITERATURA:
W. Jama, W. Grabowski: „Uprawiać fotografię. Zeszyty Naukowe Wyższej Szkoły Technicznej”. Katowice 2016. Nr 8
Waldemar Jama - RESTART - retrospektywna wystawa w Katowicach. Muzeum Historii Katowic, Budynek Główny, ul. ks. J. Szafranka 9.
Wernisaż w poniedziałek 28 października o godz. 17:00, ekspozycja do 9 lutego 2025.
Kuratorzy wystawy: Zofia Szota i Krzysztof Jurecki. Wystawie patronuje Okręg Śląski Związku Polskich Artystów Fotografików.
Wernisaż w poniedziałek 28 października o godz. 17:00, ekspozycja do 9 lutego 2025.
Kuratorzy wystawy: Zofia Szota i Krzysztof Jurecki. Wystawie patronuje Okręg Śląski Związku Polskich Artystów Fotografików.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |