ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (505) / 2025

Mateusz Krupa,

TOP 5 NAJLEPSZYCH FILMÓW W POLSKIEJ DYSTRYBUCJI W ROKU 2024

A A A
1. „Furiosa: Saga Mad Max” („Furiosa: A Mad Max Saga”). Reżyseria: George Miller. Scenariusz: George Miller, Nico Lathouris. Australia, Stany Zjednoczone 2024.

Wciąż zachwyca i zaskakuje mnie to, w jaki sposób George Miller wynajduje kolejne sposoby do opowiadania o australijskim pustkowiu. Otwarcie w „Na drodze gniewu” jest szybkie i treściwe, rytmiczne, bez chwili na rozmowę – motywowana instynktem ucieczka przed zagrożeniem, stanowiąca esencję nadchodzącego filmu.

A „Furiosa”? Jej wprowadzenie trwa zaledwie kilka sekund – tajemniczy starzec wypowiada równie enigmatyczne słowa, po czym znika bez śladu. Następnie rozpoczyna się pierwszy rozdział tej opowieści, będący dwudziestoparominutowym wstępem. Miller narzuca spokojniejsze tempo, lecz jego zamiary wcale nie są mniej ambitne – komplikuje narrację, testuje nowe technologie i nadal inscenizuje niewiarygodnie złożone sekwencje akcji na środku pustyni. Jest na tyle innowacyjny, że porównania do części poprzedniej często wydają mi się nieuzasadnione, a jednocześnie te dwa filmy doskonale się uzupełniają.

Każdy kolejny seans to odkrywanie nowego detalu, nowej historii rozgrywającej się gdzieś na dalszym planie. Wszystko to rozbudza nadzieję, że kolejny rozdział o mitycznej Jałowiźnie zostanie jeszcze napisany.

2. „La chimera”. Scenariusz i reżyseria: Alice Rohrwacher. Włochy, Francja, Szwajcaria 2023.

Właściwie nie jestem do końca pewien, o czym jest ten film – mamy tutaj poszukiwanie skarbów, nawiedzające bohaterów zjawy z przeszłości, zarówno tej starożytnej, jak i tej niedawnej, osobistej. Jest coś o patriarchacie i o zaburzającym jego strukturę procesie budowania kobiecej komuny. I nawet jeśli błądzę w tym świecie, to zagubienie się w magicznym realizmie Rohrwacher zawsze okazuje się wyjątkowym filmowym przeżyciem, bo jest ona artystką osobną. Jej Włochy niekoniecznie są przyjazne, ale ich wizualne piękno, od eksperymentów z różnymi formatami taśmy filmowej po zawieszone w bezczasie miejsca i społeczności, sprawią, że trudno oderwać od nich wzrok. Chce się tam pozostać.

3. „W blasku ekranu” („I Saw the TV Glow”). Scenariusz i reżyseria: Jane Schoenbrun. Stany Zjednoczone 2024.

Brak „W blasku ekranu” w polskich kinach był jednym z największych niedopatrzeń polskich dystrybutorów. Pomimo ciepłego przyjęcia przez anglojęzyczną krytykę i sygnowania obrazu Jane Schoenbrun logiem prestiżowego studia A24, film można było zobaczyć jedynie na nielicznych festiwalach, a potem niestety trafił bezpośrednio na VOD.

Dla reżyserki budującą całość metaforą okazuje się dysforia płciowa, choć wydaje mi się, że film został na tyle zniuansowany, iż bez znajomości kontekstu nie jest to takie oczywiste – pozwala na intuicyjne odczytania związane z depresją lub poczuciem uciekającego czasu. To, jak film rozprawia się z gatunkową spuścizną, przede wszystkim telewizji lat 90., ale również kina grozy, w interesujący sposób wykracza poza nostalgiczno-retromańskie odtwarzanie estetycznych i narracyjnych schematów, przedstawiając je jako narzędzia mogące tworzyć tożsamość.

4. „Zła nie ma” („Aku wa Sonzai Shinai”). Scenariusz i reżyseria: Ryûsuke Hamaguchi. Japonia 2023.

Odkrywanie, dokąd właściwie zmierza nowy film Hamaguchiego, było jednym z najbardziej satysfakcjonujących kinowych doświadczeń. Kolejne, nieśpieszne spacery bohaterów po lesie są nie tylko medytacyjne, bo momentami stają się równocześnie ezoteryczne, a i pośród tych drzew można nawet odnaleźć nietypowy powolny zwrot akcji. Japoński reżyser sprawnie łączy tajemniczość baśniowej prowincji z ostrą krytyką społeczeństwa – aktywnie poszukuje zła, które nie jest łatwe do odkrycia, bo zostało zasłonienie pustymi rytuałami.

Tutaj przemoc wobec natury okazuje się nieistotna, o ile mieści się w wyznaczonych limitach, a kultura „prosimy o Twój feedback – dziękujemy za Twój feedback” staje się kolejnym narzędziem korporacyjnej przemocy. Wszelkie konsultacje i dyskusje okazują się spektaklem, co gorsza, wszyscy zdają sobie sprawę, że ich celem nie jest bycie wysłuchanym, lecz uzupełnienie tabelki we wniosku o dotacje.

5. „Strefa interesów” („The Zone of Interest”). Scenariusz i reżyseria: Jonathan Glazer. Wielka Brytania, Polska, Stany Zjednoczone 2023.

Politycznie jest to zapewne jeden z najważniejszych filmów nie tylko tego roku, ale i dekady. Ludobójstwo bez ofiar, ludzie w dyskursie urzędników i inżynierów zamienieni na liczby, a ich śmierć na kategorie wydajności – wszystko to rygorystycznie zrealizowane wedle oschłego klucza: kamery umieszczone w specyficznych miejscach, realistyczne oświetlenie, drobiazgowo wykreowany pejzaż dźwiękowy, incydentalna, acz zawsze przerażająca muzyka Miki Levi. Wszystko to sprawia, że najbanalniejsze obrazy przeobrażają się w coś niepokojącego.

Glazer podczas odbierania Oscara w swojej przemowie powiązał film z wydarzeniami w Palestynie, za co spotkała go fala krytyki. Pewnie niejeden artysta miałby problem z prowadzeniem dalszej kariery. Być może szczęśliwie dla siebie kręci tylko jeden film na dekadę i kto wie, czy zanim wejdzie na plan kolejnego, Hollywood nie będzie zmuszone przyznać mu racji.