ISSN 2658-1086

1 stycznia 1 (505) / 2025

Sara Nowicka,

CZYTAJ LUBIEŻNIE (SELBY WYNN SCHWARTZ: 'PO SAFONIE')

A A A
„Po Safonie” Selby Wynn Schwartz już w sferze klasyfikacji sprawia kłopot. Jak wskazuje sama autorka: „Niniejsza książka to fikcja literacka. A może jest to taka hybryda wyobrażeń i intymnej literatury faktu, spekulatywnych biografii i „propozycji krótkich utworów” (jak nazwała je Virginia Woolf podczas pisania »Orlanda«), że w ogóle nie ma potrzeby odwoływania się do kategorii” (s. 239). Z recenzenckiego obowiązku podjęłabym się jednak próby wdrożenia tej publikacji w pewne ramy. To złożona z fragmentów opowieść, w której uwięzione dotychczas w domu narratora autorki i bohaterki odzyskują głos. Zgodnie z poglądem opisanym w „Tańcząc. Rozmowy o kryzysie i przemianie” Bartłomieja Dobroczyńskiego i Agnieszki Jucewicz, na poziomie ludzkim zasada, że albo zjadasz, albo jesteś zjadany/-a przybiera mniej ostateczną formę – albo opowiadasz, albo jesteś opowiadany/-a (Dobroczyński, Juckiewicz 2024: 99). W „Po Safonie” władza tego, kto kreuje narrację, jest w rękach kobiet. Lesbijek, inwertytek (męskich dusz w kobiecych ciałach), artystek, które nie boją się żyć na własnych zasadach. 

Grecka poetka rzuca cień na pokolenie kobiet żyjących na przełomie XIX i XX wieku. Safona, o której wiemy dziś stosunkowo niewiele, zyskuje w ujęciu Schwartz nową biografię kolektywną. Autorka homoerotycznych wierszy pełni funkcję latarni, wskazującej drogę kobietom żyjącym setki lat później. Pisarka przeplata losy fikcyjnych postaci z życiorysami prawdziwych osób, fragmenty dzieł przedziela fantazjami na temat wewnętrznego życia ich autorek. W centrum są relacje i pamięć zbiorowa, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Symboliczna akcja rozpięta jest między latami 70. XIX wieku a latami 30. XX wieku – czasami, w których ówczesne safonki tworzyły istotne i przełomowe wypowiedzi. U Schwartz metaforycznym zamknięciem dziewiętnastowiecznej obyczajowości jest „Dom lalki” Henrika Ibsena: „W ostatnim akcie Nora opuszcza dom, męża i dzieci, a gdy zamyka za sobą drzwi, brzmi to tak, jakby zatrzasnęło się stulecie” (s. 25) – to stwierdzenie powróci jeszcze na kartach książki. Kompozycja „Po Safonie” odpowiada działaniu pamięci; uporczywemu przypominaniu sobie jednych scen i zamazywaniu się innych. Zamknięcie drzwi otwarło opowieść, którą kończy domknięcie okiennic przez Djunę Barnes: „»Almanach pań« to książka, która zatrzasnęła wszystkie okiennice i śmiała się sama do siebie” (s. 213). Pomiędzy nimi rozciągają się szepty i krzyki Sarah Bernhardt, Colette, Virgini Woolf czy Gertrude Stein oraz fikcyjnych zakochanych w sobie bohaterek.

Mimo tego, że „Po Safonie” cofa się o stulecie, to nie sposób odmówić publikacji aktualności, Kiedy Sarah Bernhardt staje po stronie „Fedry”, podkreślając, że „ludzi sztuki nie można rozliczać wedle panujących w danej epoce norm obyczajowych!” (s. 90) to trudno nie uśmiechnąć się myśląc o tym, jak dziś rozliczamy publicznie twórczość sprzed dekad. Należy przyznać, że Schwartz nie tylko w erudycyjny sposób prowadzi swoją narrację, ale przede wszystkim umiejętnie żongluje nastrojami, emocjami i myślami chóru kobiet. Obok poważnych analiz można znaleźć żarty z Greka Klitorisa, przy literackich interpretacjach są miłosne listy. „Po Safonie” to czytelnicze wyzwanie, które cierpliwym odbiorcom/-zyniom odpłaca się inspirującą żyznością myśli.

Pomysł na konstrukcję „Po Safonie” zostaje w książce opisany przez Woolf jako nowa biografia, przeciwstawiona męskim, schematycznym historiom: „Wszystkie czytałyśmy te stare żywoty; były nudne i ciężkie jak cynowe serwisy do herbaty. (…) Co więcej, żywoty te miały niezmienny kształt, kłaniały się sztywno od uroczystych narodzin po pogrzeby wielkich mężów, z ich obowiązkowo elegijnym tonem. Oczywiście wszyscy byli wielkimi mężami – w tych starych żywotach istniało tylko takie życie. Tak oto w eseju Nowa biografia Virginia Woolf wyraziła nasze pragnienie innych życiorysów. Te nowe mogłyby być pełniejsze, swobodniejsze, na przemian bardziej drapieżne i bardziej czułe (…). W tych nowych życiorysach – pisała Virginia Woolf – pojawi się ten dziwny amalgamat snu i rzeczywistości, tak dobrze nam znany: była to alchemia naszej własnej egzystencji. Te biografie miały przynieść momenty stawania się, które trwały wieki; w każdym życiu rozwijałoby się więcej niż jedno życie. Linie nie urywałyby się na stronie akurat wtedy, gdy się zakochamy, a w każdym rozdziale Safona mogłaby się stać inną z nas” (s. 217).

Potrzeba stworzenia kobiecej czy też queerowej narracji, wyrwania literatury z patriarchalnych struktur, jest wciąż powracającym tematem. Herstoria wymaga innych narzędzi niż historia – powinna być złożona z fragmentów, mieszać fikcję z prawdą i podważać linearny bieg opowieści na rzecz achronologii lub cykliczności. „Po Safonie” spełnia te założenia i mówi o kobietach w nowy sposób. Schwartz tworzy nową biografię w podobny sposób, jak Maureen Murdock odświeża koncepcję podróży bohatera Josepha Campbella w „Podróży Bohaterki. Kobiecej drodze do pełni” (Czeladź 2020). W posłowiu autorka przywołuje myśl Vity Sackville-West, „która w liście z 1919 roku stwierdziła, że jedyną zemstą, jakiej można dokonać na pewnych mężczyznach, jest bezczelnie napisać ich na nowo” (s. 240). Od Safony bohaterki były opowiadane w określony sposób, teraz opowiadają po swojemu.

Sednem narracji „Po Safonie” jest kolektywność, którą doskonale dookreśla jeden z akapitów: „Wtedy Kasandra powiedziała: To nieprawda, że Safonie nie przydarzyło się nic poza jej własnym życiem. Zapomniałyście, że poetka kładzie się w cieniu przyszłości? Ona woła, ona czeka. Nasze życia to linijki, których brakuje we fragmentach. Istnieje nadzieja na to, że staniemy się we wszystkich naszych postaciach i gatunkach. Przyszłością Safony będziemy my” (s. 156). Kobiety u Schwartz, niezależnie od tego, czy są postaciami historycznymi, czy fikcyjnymi, tracą indywidualne kontury na rzecz kontynuowania spuścizny Safony. Wszystkie one są jedną bohaterką – co też jest ciekawą odpowiedzią na konstrukt podróży bohatera. Zamiast indywidualnego herosa przechodzącego określoną, jasną drogę, pisarka proponuje ciąg zjednoczonych żeńskich głosów. Wspólnotowość jest tu kluczem do tworzenia kobiecych lub queerowych narracji.

W „Czytaj niebezpiecznie. Wywrotowa siła literatury na burzliwe czasy” (Kraków 2023) Azar Nafisi opisywała książki, które wpływały na rzeczywistość. Komentowały bieg historii, ale też mogły go zmienić, przez okazanie wsparcia czytelnikom/-czkom lub otwarciu ich na nowy sposób myślenia. „Po Safonie” podkreśla inną twarz literatury. Dziedziny, która jest zmysłowa i pobudza nie tylko do refleksji, ale przede wszystkim cieleśnie i emocjonalnie. Schwartz, wbrew intelektualnej jakości wywodu, nawołuje, by czytać lubieżnie. I zdaje się mówić za Colette, że czytelniczki przypominają kochanki: „Najlepsze z nich były uważne, inteligentne, wymagające i rozwiązłe. Namawiała nas, byśmy czytały dużo i mądrze, byśmy wybierały właśnie te powieści, których nam zakazano i godzinami leżały z nimi w łóżku” (s. 177). Rozpustność, bezwstyd, czy chutliwość to cechy szczególnie cenione przez następczynie Safony. Zarówno w życiu, jak i w czytelniczo-autorskiej relacji.

Literatura:

Dobroczyński B., Jucewicz A.: „Tańcząc. Rozmowy o kryzysie i przemianie”. Przeł. A. Barcz. Warszawa 2024.
 

Selby Wynn Schwartz: „Po Safonie”. Przekład: Kaja Gucio. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2024.