ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (506) / 2025

Jakub Jakubik,

SPRAWDŹ ZANIM ZACZNIESZ MYŚLEĆ SAM (WILL SOMMER: 'UWIERZ W PLAN')

A A A
Po „Idź za mną” Amandy Montell, które usatysfakcjonowało moje oczekiwanie pozycji demistyfikującej zorganizowane kolektywy informacyjne (czym w zasadzie można nazwać sekty według ujęcia Montell), czułem, że temat się wyczerpał. Na tyle, na ile może wyczerpać go popkultura. Do książki Willa Sommera podszedłem zatem z dystansem, spodziewając się studium przypadku z tendencją do ochoczego oskarżenia o „sekciarstwo”. Na szczęście mój sceptycyzm okazał się być nieuzasadniony. To studium nie kolektywu informacyjnego, ale dziwacznego ruchu społeczno-politycznego. Kompletne, możliwie bezstronne, napisane przez odpowiedniego człowieka. 

Samodzielne myślenie to najszybsza droga do foliarstwa. Tak mi powiedział profesor, który od lat próbuje uchwycić istotę krytycznego myślenia. Ta prosta, zasłyszana fraza towarzyszy i od czasu do czasu brutalnie o sobie przypomina, bo tak się składa, że komunikaty „QAnona” zrobiły furorę między innymi dlatego. Ale od początku. Dla niewtajemniczonych „Q” to anonimowy użytkownik Internetu, który pojawił się w październiku 2017 na 4chanie, publikując zdawkowe informację sugerujące, że Hillary Clinton zostanie aresztowana pod koniec miesiąca. Zdawkowe, ale metodyczne, bo pojawiał się później wielokrotnie w różnych „miejscach” w Internecie, poprzez każdy kolejny komunikat mnożąc pola interpretacji. Czytając jego wpisy, każdy mógł samemu dojść do „odpowiednich” wniosków. I tak się złożyło, że jego wpisy były na tyle elektryzujące, że wokół nich zebrała się odpowiednia zaangażowana grupa użytkowników, którzy dochodzili „istoty rzeczy”, publikowali swoje teorie na Facebooku i YouTubie. 

Niestety, wtedy już było za późno – to nie byli dyskutanci, ale oświeceni dzierżący swoje teorie jak sztandar, a ci, którzy się nie zgadzali, zwyczajnie nie mieli wystarczających zasobów, by pojąć ich teorie. Bo „Sedno tego, co QAnon głosi, sprowadza się do prostego przesłania: światem rządzi szajka satanistycznych kanibali-pedofilów z kręgów Partii Demokratycznej, Hollywood i światowej finansjery, którzy molestują dzieci, a nawet piją ich krew podczas odprawianych obrzędów. Armia Stanów Zjednoczonych stawiła opór i nie dołączyła do tego wszechogarniającego układu - zwerbowała Donalda Trumpa i nakłoniła go, by został prezydentem i przeciwstawił się złowieszczej elitarnej grupie. Niebawem nastanie dzień, w którym oczyści on świat ze swoich wrogów. Będzie to gwałtowny, katarktyczny moment zwany Burzą” (s. 15).

Ale dlaczego w ogóle powstała ta książka? Will Sommer nie jest przypadkowym autorem, który obliczył sobie kapitalistyczny sukces opowiadań o „tych dziwnych redpillowcach”. Jak sam o sobie mówi - pochodzi z Teksasu, został wychowany na konserwatywnych audycjach, a nawet był członkiem partii republikańskiej. Do czasu (s. 18). Wyjście z partii nie powstrzymało go jednak przed dalszym pochłanianiem dużej ilości prawicowych treści. Teraz opowiadał o nich swojej żonie. Ta, widocznie zmęczona, podsunęła mu pomysł napisania o tym książki. I tak przejawia nam się jej genealogia. Zdaje się, że postać QAnona jest tylko prowodyrem, elementem spajającym wielką historię zażyłości amerykańskiej prawicy z wyznawcami teorii spiskowych. Wydaje się, że to prosty zabieg podnoszący wyniki wyborcze, ale w reportażu Sommera czuć gorzką nutę - zdaje się, że niektórzy republikanie zaczęli bać się swoich wyborców. 

I cóż, ta pozycja dla każdego, kto ma problem ze zrozumieniem, dlaczego można (ale nie należy!) wierzyć w wielki spisek jaszczurów kierujących światem (pod jaszczurów można podstawić co sobie szanowny Czytelnik życzy, równie dobrze może to być żydowska diaspora albo szajka pedofilów). Bo czy maile do pizzeri z zamówieniem pizzy z serem mogą być podstawą teorii spiskowej? Jak przedstawia autor, tak, jeżeli pisze je (nie)odpowiedni człowiek w (nie)odpowiednim kontekście: „Domorośli internetowi detektywi uczepili się maili z zamówieniami na pizzę. Twierdzili, że w slangu pedofilów »pizza z serem« oznacza „dziecięcą pornografię”. Szybko wysnuli stąd ponury wniosek - gdy Podesta (polityk Partii Demokratycznej – przyp. J.J.) i jego znajomi zamawiali pizzę, w rzeczywistości zamawiają dziecko, żeby uprawiać z nim seks. Teoria, którą nazwano »Pizzagate«, choć tak kuriozalna, pod koniec kampanii prezydenckiej zyskała popularność w skrajnie prawicowym internecie” (s. 19). 

Można myśleć o tej opowieści jak o eseju o interpretacji, zbiorze muzealnych „bizarnych przypadków” postmodernistów z klasy średniej z silnymi ciągotkami do Derridy w krzywym zwierciadle. Byłaby to całkiem niezła literaturoznawcza gratka. Niestety, czar pryska, gdy z szaleństwa umiera nie Lady Makbet, a anonimowa bezimienna, ofiara społecznego bajdurzenia. Wraz z (chyba ogólnozachodnim) kryzysem instytucjonalnych sądów nagrodę „pracownika miesiąca” społecznego ostracyzmu zdobywają internetowi detektywi-stachanowcy. Chwała bohaterom. Licho nie śpi - bo musi uciekać przed wyznawcami prawdy i dobra. I cóż, historia „pizzagate” ma swój finezyjny finał „W grudniu 2016 roku do Comet Ping Pong wdarł się przekonany o prawdziwości Pizzagate niejajki Edgar Maddison Welch uzbrojony w karabin AR-15, by ratować dzieci wykorzystywane seksualnie w piwnicy lokalu. Goście uciekli w popłochu, a Welch strzelał w drzwi, żeby się wedrzeć do lochu. Przeszukał restaurację, ale nie znalazł żadnych torturowanych dzieci. Nie znalazł nawet piwnicy, ponieważ w Comecie jej nie było. Niepocieszony, wyszedł z rękami i został aresztowany. […] Sytuacja nie została należycie rozpoznana - powiedział później” (s. 20). Niech jednak ironia nas nie zgubi. To poważny problem i smutna przestroga, bo, chociażby „Rosanne Boyland z Georgii zwiazała się z QAnonem podczas lockdownu. […] Tłum zwolenników Trumpa atakujących policjantów stratował ją na śmierć” (s. 25).

Reportaż napisany jest nieźle. Niektóre fragmenty są narracyjnym majstersztykiem, by chwile potem rozpaść się na kawałki.  Choć autor nie dzieli się z nami informacją czy część tekstów powstała wcześniej, czy książka była pisana „ciągiem”, to mam poczucie, że to mogło tutaj dojść do tego rodzaju fuzji - oczywiście nic w tym złego, ale czuć momenty „przerw”. W pierwszej części książki autor kilkakrotnie wraca „do początku”, czyli do forum internetowego 4chan. Być może miał być to zabieg retardacyjny, ale już w pewnym momencie miałem poczucie irytacji - wystarczy jeden rozdział o 4chanie, tak byśmy mogli „przejść dalej”. Na szczęście z czasem to poczucie się wyrównuje. I choć to zgrabnie napisany reportaż, to jest to tylko reportaż - skupia się całkowicie na zjawisku QAnonu w USA. To oczywiście w swej istocie dobrze, aczkolwiek personalnie lubię, jak autorzy próbują podjąć się prócz reporterskiej dokładności próby syntezy teoretycznej zjawisk. Trzeba jednak Sommerowi przyznać, że w swojej reporterskiej skrupulatności jest niezwykle dociekliwy. To nie jest książka napisana na kolanie, ba, to nie jest książka napisana w rok czy dwa, to książka pisana latami poszukiwań, dociekliwości i, chyba, za pomocą swego rodzaju politycznej wścibskości. 

To też przypowieść o niestabilności i skomplikowaniu rzeczywistości Internetu, a bardziej szczegółowo forów internetowych. I nie mówię tu bynajmniej o zasięgach większych niż tradycyjne media. Gdyby wpisy Q były umieszczane na Twitterze, ta historia wyglądałaby zupełnie inaczej (trudno powiedzieć jak, ale na pewno inaczej). Przez to, że Q wypowiadał się zawsze na stronach w pełni anonimowych, bez możliwości weryfikacji tożsamości w inny sposób niż posiadanym specjalnym hasłem - w gruncie rzeczy możliwym jest, że w różnych momentach za wpisy odpowiadali różni ludzie. I do tego też doprowadziła naukowa analiza lingwistyczna - przynajmniej raz zmienił się styl wypowiedzi. Wpisy i informacje pierwotnie ukazujące się na 4chanie, potem 8chanie, by ostatecznie zadomowić się na 8kunie, dopiero dzięki wtórnym twórcom trafiały na mainstreamowe media społecznościowe. Taki charakter działania pozwalał na największe plusy komunikacji internetowej, omijając jednocześnie współczesną kontrolę tożsamości użytkowników. To był pierwszy krok. Potem społeczność oddzieliła się od swojego „władcy” i zaczęła tworzyć na własną rękę jedynie sygnując się „Q” jako tarczą społeczności. I poszło „w 2018 roku dyrektor generalny Facebooka Mark Zuckerberg postanowił nadać priorytet takim treściom, na które użytkownicy żywo reagują. […] Zuckerberg, promując tego rodzaju wpisy, nieumyślnie przekształcił swój serwis w żyzny grunt dla rozwoju QAnonu” (s. 87).

„Uwierz w plan” zacząłem czytać jeszcze przed wyborami w USA. Potem Trump wygrał. Od tamtego momentu każda ze stron przestała być reportażem o fanaberii zza oceanu. Stało się. Każda strona dotyczyła mnie, Polaka, a przynajmniej takie miałem wrażenie. Na całe szczęście nie czytałem jednocześnie „Obcych stanów” Katarzyny Jakubiak, bo przypuszczam, że byłaby to mieszanka niezwykle przygnębiająca. I nie mówię tego jako zwolennik albo przeciwnik Donalda Trump’a, proszę mnie źle nie zrozumieć. Swój prywatny obraz Trumpa ograniczam do sceny, gdy Kevin (sam w Nowym Jorku) trafia do hotelu, a tam spotyka w lobby poczciwego mężczyznę z charakterystyczną złotą grzywką. Niestety, teraz w lobby stoją też zwolennicy QAnonu ze strasznymi banerami, a ja, (sam) w domu próbuję sobie poradzić z tym, że po raz kolejny o wyborach przesądziły (oczywiście nie tylko) fake newsy i rzesza niezwykle zdeterminowanych „foliarzy” (znowu, bo wcześniej Cambridge Analytica dorzuciła swoje trzy upiorne grosze). Ale być może przemawia przeze mnie zwolennik Kliki, czyli szajki tajnego spisku gwałcicieli dzieci. Trudno powiedzieć. 

I to nie tak, że całemu złu świata winna jest prawica. Podatnymi na „syndrom oblężonej twierdzy” jesteśmy wszyscy, choć pewnie można przeciągać linę kto bardziej. Ale istota pozostaje - bo wiele z elementów, na które składa się „wyznanie wiary Q” na tym syndromie się opiera. I cóż, to również nie do końca tak, że istnieje jakieś spójne „wyznanie wiary”. To byłoby zwyczajnie pytanie „w które teorie spiskowe dzisiaj wierzysz?”. Co samo w sobie uświadamia, jak daleko posunęło się to dziwaczne zjawisko społeczne. 

I cóż, tu rozgrywka toczy się o coś więcej niż elektorat Donalda Trumpa, w pewnym momencie przestało to pełnić rolę polityczną - zaczęło mieć formę ucieczki od bezradności, o czym na polskim rynku pisał i pisze obszernie Tomasz Stawiszyński. To oczywiście jeden z szeregu mechanizmów, ale bardzo adekwatnych. Bo mówiąc wprost i zwyczajnie, QAnon to nie sekta, to religia, która nie podlega żadnej kontroli. Jedynym wyznacznikiem istnienia dogmatu jest popularność wśród wyznawców. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, żeby wiedzieć, że to bardzo szybko może doprowadzić do bardzo złych rzeczy. Ludzie umierają - jedni powiedzą, że za wiarę, inni, że bez sensu. Tak czy inaczej umierają i uważam to samo w sobie za porażkę tego systemu wierzeń - bo on nawet nie daje nadziei na życie po śmierci. 

I zdaje mi się, że w gruncie rzeczy pełni to podobną funkcję dla zagubionych i sfrustrowanych jak Andrew Tate (i inni) pełni dla zagubionych i sfrustrowanych młodych chłopaków. Wpędza swoich wyznawców w otchłań niezwykle szkodliwy sposób wnioskowania niepodlegający falsyfikacji, a ogromny sprzeciw społeczny zdaje się to jedynie napędzać. Jedyną szansą - jak się zdaje - jest próba akceptacji, zrozumienia i zbudowania relacji pomimo. Ale to zadanie dla tytanów: „Trzeba osłabić tożsamość skoncentrowana wyłącznie na QAnonie - radzi naukowyczyni. Robi się to dyskretnie, wprowadzając do umysłu takiej osoby inne wspomnienia, konstrukty, doznania i emocje, tak by zaczęła myśleć o sobie bardziej wielowymiarowo” (s. 175). 

I można argumentować, że to wszystko za oceanem, nas nie dotyczy i jesteśmy bezpieczni. Tak nie mogłem się łudzić, bo przypomniałem sobie, że ja też znam osobę wierzącą w ogólnoświatowy spisek. To osoba pełna kultury z kilkoma dyplomami w kieszeni. Osoba, którą bardzo lubię i szanuję. Czuję smutek. 

Też i w tej książce pada pomysł Liftona, który opisałem w poprzedniej recenzji na łamach „artPAPIERU” poświęconej „Idź za mną” Amandy Montell, gdzie pojawiły się w tłumaczeniu jako „komunały zwalniające z myślenia”, tutaj pojawiają się w tłumaczeniu jako „stopujące myślenie frazesy” (s. 197). Zarówno w jednym, jak i drugim przypadku istota filologiczna zostaje zachowana, ale komunały zdają mi się bardziej naturalne. Tak czy inaczej nieuchronnie pojawiają się one wśród „wyznawców Q”. Idąc za terminologią Montell, wiele ze społeczności związanych z Q (żeby nie powiedzieć wszystkie) w pewien sposób stosują manipulacje, właśnie przez uproszczenia, ukrócanie dyskusji, ale i też czasem bardziej bezpośrednie środki. Można powiedzieć, że ideologia QAnonu to niebezpieczna ideologia parasol, która propaguje i wtłacza spiskowy sposób myślenia, który to z kolei na dłuższą metę może doprowadzić do paraliżu społecznego. To nie tylko choroby powracające przez obniżoną oporność społeczną (antyszczepionkowcy), to też prawdziwa, realna siła polityczna, z której próbowali korzystać niektórzy republikanie, choć inni jawnie się temu przeciwstawiali. 

Można uznawać to za percepcję świata predestynowaną przez post-prawdę i skutek uboczny teorii post-modernistycznych. Jestem sceptyczny co do tej intuicji, ale tak czy inaczej jej prawdziwość chyba nie ma większego znaczenia. Jako społeczeństwo (polskie, światowe, lokalne) mamy problem. To nie jest dyskusja o tym, czy mięta pomaga na ból głowy, coś, na co możemy przymknąć oko, bo i tak nie zaszkodzi. Mądrzy, wykształceni i wartościowi ludzie chodzą na szkodliwe intelektualne skróty i najwyższa pora zastanowić się nad tym, w jaki sposób można temu przeciwdziałać systemowo. Jak sobie to wyobrażam? To dobre pytanie. W małej skali na pewno pomoże unikanie polaryzacji. Rozmawiajmy. Nie dopuśćmy, aby wyznawcy teorii spiskowych „kisili się we własnym sosie”. 

„Uwierz w Plan” Sommera to kompletny przewodnik historyczno-ideowy o QAnonie. Rzadko robi wybiegi w inne kierunki, trzyma się tematu, nie próbuje szeroko interpretować ani nadto doszukiwać korzeni w teoriach społecznych. To świetne kompendium, na pewno będzie przydatne badaczom, ale całkiem atrakcyjna forma czyni z tego też zwyczajni dobrą lekturę zachęcającą do krytycznego myślenia. 

LITERATURA:

Jakubiak Katarzyna : „Obce stany”. Wydawnictwo Biuro Literackie. Kołobrzeg 2022. 

Montell Amanda : „Idź za mną. Język sekciarskiego fanatyzmu”. Przeł. Adam Pluszka. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2024 [seria: Amerykańska].
 

Will Sommer: „Uwierz w plan”. Przeł. Hanna Jankowska. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2024 [seria: Amerykańska].