
NOWY FEUDALIZM, STARE PROBLEMY (YANIS VAROUFAKIS: 'TECHNOFEUDALIZM. CO ZABIŁO KAPITALIZM?')
A
A
A
„Poprawnie wyjaśnione słowo pomaga nam uchwycić aspekt rzeczywistości lub konkretny przedmiot, sposób działania. Porządkując myśli, odrzucając słowa w swej esencji pozbawione znaczenia, a także precyzyjnie wyznaczając zastosowanie innych słów, niewykluczone, że – choć wiem, jak dziwnie to brzmi – niesiemy ratunek ludzkości” – Simone Weil (cyt. za s. 115).
„Technofeudalizm. Co zabiło kapitalizm?” to kolejna książka byłego ministra finansów Grecji, w której daje się on poznać nie tylko jako śmiały krytyk późnego kapitalizmu, ale także znakomity pisarz. „Technofeudalizm” napisany jest z lekkością niespotykaną często w literaturze ekonomicznej. Żargon ograniczono do minimum, mamy za to liczne nawiązania do greckiej mitologii, anegdoty z dzieciństwa, a także strzępy rozmów z kuluarów światowych instytucji finansowych. Gawędziarski styl tej publikacji wynika z zabiegu, który Varoufakis zastosował już wcześniej w swojej książce „A Brief History of Capitalism”, mianowicie zaadresował swój wywód do kogoś mu bliskiego, kto jednocześnie nie posiada tak zaawansowanej, technicznej wiedzy z zakresu finansów i historii globalnej gospodarki jak profesor ekonomii. W pierwszym wypadku była to córka, tym razem adresatem (a także wyobrażonym interlokutorem) jest nieżyjący ojciec autora.
Za główne założenie książki, które wywołało gorącą debatę wśród publicystów i politycznych komentatorów, uznać należy wyłonienie się nowego systemu społeczno-ekonomicznego, tytułowego technofeudalizmu, na zgliszczach kapitalizmu. Jak twierdzi Varoufakis, kapitalizm umarł, przetrwał kapitał, który „zrzucił z siebie jarzmo rynku kapitalistycznego” (s. 89). Co gorsza, to sami kapitaliści stali się klasą rewolucyjną i w bratobójczych walkach wyłoniła się nowa klasa panów. Varoufakis potrafi przy tym, przyrównując tę metamorfozę do serii mutacji, wskazać jasno gdzie szukać jej początków. Zaznacza również moment dokonania się przemiany – ten, w którym organizm przekształcił się już w coś gatunkowo odmiennego. To wynalezienie internetu jest kluczowym punktem startowym, bez którego nie wydarzyłaby się cała opisywana lawina zdarzeń, natomiast punkt kulminacyjny stanowi sierpień 2020 roku, kiedy to Londyńska Giełda Papierów Wartościowych zanotowała wzrost zamiast spadku notowań – w reakcji na publikację danych wskazujących na recesję w Wielkiej Brytanii. To bezprecedensowe zachowanie rynków wskazuje zdaniem Varoufakisa nie tyle na odklejenie finansistów od realnej gospodarki, ile na koniec stosowania przez nich dotychczasowej miary sukcesu w kapitalizmie – zysku. Nowym wyznacznikiem kondycji przedsiębiorstwa jest zakres jej dominacji, przede wszystkim cyfrowej, nad sektorem przemysłu (Wielka Trójka: BlackRock, Vanguard i State Street), infrastrukturą niezbędną do codziennego życia (fundusze private equity), pracownikami (Amazon) i wreszcie użytkownikami (Facebook, Google). Zdaniem Varoufakisa żyjemy w dystopii, w której zamarła potrzeba konkurencji, a zysk jest opcjonalny.
W tym momencie można jednak zadać pytanie, które wybrzmiewało często w czasie pandemii w odpowiedzi na głosy tęskniące za życiem sprzed lockdownu: czy to, co było wcześniej, można nazwać normalnością? Tego typu lament mógłby z pewnością wygłaszać Adam Smith, patrząc na to, jak duży udział „bogactwa narodów” przypada rentierom 200 lat po jego śmierci, jednak nie przywódca europejskich socjalistów. Varoufakis powołuje się właśnie na Smitha w chwili utyskiwania nad zanikiem konkurencji i „starych dobrych” mechanizmów rynkowych. W liberalne tony będzie także uderzał w dalszym toku rozważań, gdy zachęca lewicowych polityków do flirtowania z tzw. tradycyjnymi kapitalistami. Ci bowiem, zgodnie z diagnozą książki, stali się wasalami cyfrowych lenn, podobnie zresztą jak my wszyscy, użytkownicy internetowych platform i aplikacji, bez których codzienne funkcjonowanie stało się niemożliwe.
Paradygmatycznym przykładem tej relacji poddaństwa jest model biznesowy platform zakupowych takich jak Amazon czy Alibaba. Nie przypominają one pod żadnym względem wirtualnego odpowiednika targowiska, ponieważ żadna ze stron wymiany nie wkracza w bezpośredni kontakt ze sobą. Co prawda, podobnie jak na targowisku, sprzedawca płaci za miejsce straganowe, ale na tym kończy się zbieżność. W przypadku strony Amazona zarówno oferta towarów jest przydzielana klientom, jak i sami klienci są dopasowywani do sprzedawców w sposób zoptymalizowany przez algorytm, a od każdej transakcji obowiązuje opłata. Kapitał chmurowy Bezosa panuje niczym władza książęca nad tradycyjnym kapitałem handlowym, który zostaje wpuszczony na włości pana, gdzie będzie pracować na własne utrzymanie oraz zyski, rezerwując umówioną część plonów dla poborcy daniny (również w postaci skryptu automatycznie odciągającego płatność).
Porównanie do „królestwa Jeffa” rzeczywiście wyjątkowo dobrze wychwytuje specyfikę Amazona. Na podobnej zasadzie jesteśmy w stanie uwierzyć, że model rentierski prezentują Apple Store czy Google Play, wymagające opłaty za możliwość udostępniania przez nie swoich aplikacji programistom. Jednak przywoływane pojęcia „lenna”, „wasali” i „renty” nie do końca sprawdzają się w przypadku innego typu cyfrowych przedsięwzięć. Można mieć wątpliwości, czy np. Facebook czerpie dochody z renty albo czy branding to „renta płynąca z marki”.
Amazon jest również najbardziej kompleksowym przykładem Varoufakisa, prawdziwym Evil Corp, ponieważ potrafi zniewolić osoby, które wchodzą z nim we współpracę, aż na trzy sposoby. Po pierwsze mamy pracowników, którymi dyryguje nieprzenikniony, kapryśny algorytm (proletariusze w chmurze), po drugie sprzedawców, którzy płacą cyfrowy „czynsz”, po trzecie odwiedzających stronę Amazona klientów, których dane zakupowe i behawioralne są gromadzone i udoskonalają stronę tak, by wywoływała prawdziwą gorączkę zakupów. Czy jednak zasadne wydaje się nazywanie wszystkich praktyk typu data harvesting „pobieraniem renty”? Czy to, że jesteśmy zmuszeni dla wiarygodności przed pracodawcami budować w internecie własny brand, cyfrową tożsamość, którą konstruujemy i wystawiamy na widok publiczny za pomocą social mediów, czyni z nas odpowiednik chłopów pańszczyźnianych? Bardziej przemawiają do mnie wyjaśnienia tłumaczące te zjawiska wdzieraniem się mechanizmów rynkowych do coraz bardziej intymnych sfer życia.
Inny argument wysuwany przeciwko Varoufakisowi, głównie przez historyków, dotyczy definicji nie tyle samej renty, ile raczej definiowania feudalizmu poprzez występowanie renty (zob. Morozov 2022). Renta nie była bowiem głównym wyznacznikiem feudalizmu jako systemu społeczno-ekonomicznego. Stosunki feudalne polegały przede wszystkim na wymianie zobowiązań w postaci świadczenia usług. Do pobierania renty dochodziło tam, gdzie miało miejsce uznanie jako takiej równorzędności stron. Poza tym wydaje się, że czasem Varoufakis nazywa zbiorczo „rentą” opłaty, subskrypcje, a także dane, na których przekazywanie użytkownicy zgadzają się, aby korzystać z pełnej funkcjonalności serwisów.
Nietrudno też wytknąć autorowi sprzeczność, w jaką nieopatrznie popada, wprowadzając pojęcie „kapitału w chmurze” jako forpoczty nowego systemu przypominającego feudalizm, przy jednoczesnym przyrównaniu samego procesu powstawania tej nowej formy kapitału do XVIII-wiecznych grodzeń w Wielkiej Brytanii, które uznaje się za zwiastun ery kapitalizmu.
W marksistowskiej recepcji tej książki spotyka się głosy mówiące, że ogłaszanie nowej epoki w historii stosunków społecznych, do tego sugerującej pewien regres w dziejach, jest przesadą, w zupełności wystarczyłoby określenie „kapitalizm rentierski” na tę iterację systemu, w którym żyjemy (zob. Snow 2023).
Dokładnie taki zarzut Varoufakis antycypuje w swojej książce. Jego linia obrony brzmi następująco: kiedy w latach 40. XIX wieku Marks i Engels pisali „Manifest komunistyczny”, termin „kapitalizm” nie był w powszechnym użyciu, w samym „Manifeście” nie pojawia się on ani razu. Jednak już niespełna 10 lat później to kapitaliści znajdują się na celowniku ruchu komunistycznego, chociaż dookoła władza nadal była skupiona w rękach arystokracji, z której wywodziło się wielu fabrykantów dzierżących też prawa własności do zasobów, które dzierżawili burżuazji. Ziemiaństwo wzmocniły dodatkowo ustawy zbożowe po okresie wojen napoleońskich. Potrzebne było kolejne 100 lat industrializacji krajów takich jak Wielka Brytania, aby doszło do przejęcia władzy politycznej przez dawnych „pionierów”, niecieszących się wysokim statusem na salonach. Jak dowodzi Varoufakis, gdyby ówcześni intelektualiści i reformatorzy nie podchwycili nowego terminu, nie zerwali ze słownikiem epoki i nazywali nowe tendencje np. „feudalizmem przemysłowym”, świadczyłoby to o ich braku wyobraźni oraz zdolności prognostycznych i dziś twierdzilibyśmy, że ich uwagi uszła Wielka Transformacja, rozgrywająca się tuż pod ich nosami.
Nowa nazwa dla wroga inaczej ustala cele politycznej walki. Nazywając rzeczy po imieniu, to nie kapitaliści są dziś przeciwnikiem proletariusza, utrzymuje Varoufakis, ale technolordowie. Tym zabiegiem przesunięcia akcentów autor naraża się jednak na kolejną krytykę, gdyż można odebrać jego demonizowanie chmuralistów jako bagatelizowanie wyzysku opartego na zagarnianiu przez tradycyjnych kapitalistów wartości dodatkowej, a właśnie płace, a nie np. transparentność algorytmów czy nieautoryzowane zbieranie danych, są nadal głównym zapalnikiem sporów zbiorowych między pracownikami i pracodawcami, także w krajach bogatej Północy.
Mimo wszystko nawet jeśli uważamy, że nie czas jeszcze wygrywać marsz żałobny dla kapitalizmu, „Technofeudalizm” to pozycja, po którą warto sięgnąć chociażby po to, żeby uzyskać spójny obraz bolączek ostatnich 50 lat, obejmujących pozornie heterogeniczne zjawiska takie jak: rozwiązanie układu z Bretton Woods, Plaza Accord, powstanie komercyjnego internetu, kryzys na giełdzie 2008 roku, skoki cen na rynku nieruchomości, rosnąca inflacja, wojna taryfowa między Chinami a USA oraz wojna w Ukrainie. Wszystkie te wydarzenia Varoufakis łączy w krótką historię gospodarczą świata z punktu widzenia, jak siebie określa, libertariańskiego marksisty. Prawdą jest, że w książce tej klasa robotnicza i jej opór wydają się przemilczane, ale zamierzeniem publikacj nie było pokazanie wymienionych wydarzeń z punktu widzenia proletariatu, a wejście w umysły przedstawicieli klas panujących, aby przewidzieć rozwój sytuacji w ich obozie, i ta analiza wyszła Varoufakisowi szczególnie dobrze. Rysuje on linie podziału między różnymi klasami kapitalistów w Stanach Zjednoczonych oraz w Chinach i przepowiada, że to wojny między nimi okażą się decydujące dla przyszłości Europy i światowego bezpieczeństwa (mogą doprowadzić nawet do wojny nuklearnej).
Większość krytyków Varoufakisa skupiła się na pierwszych rozdziałach książki, czyli na jego rekapitulacji historii rynków i legislacji, która doprowadziła do powstania klasy chmuralistów, i na zasadności wprowadzania nowego terminu służącemu nazwaniu teraźniejszości. Jednak ja chciałabym zwrócić uwagę na błyskotliwość ostatniej części, stanowiącej równocześnie zapowiedź kolejnej książki Varoufakisa, tym razem powieści – „Another Now”. Jednym z może mniej znanych faktów z życia autora jest jego praca dla producenta gier komputerowych, w ramach której projektował wirtualne rynki, ponadto jako dziecko zaczytywał się w literaturze science fiction. Jeśli dodamy do tego jego wiedzę ekonomiczną i doświadczenie na stanowisku ministra finansów, możemy liczyć na skonstruowanie utopii, która ma szansę zadziałać. W ostatnim rozdziale „Technofeudalizmu” znajdziemy streszczenie „Another Now” – odpowiedź na pytanie: co po technofeudalizmie? A raczej: jeśli nie technofeudalizm, to co? „Another Now” jest fantazją każdego lewicowego intelektualisty – pokazuje pokojowe wykluwanie się postkapitalistycznego świata w wyniku dialogu przedstawicieli różnych progresywnie nastawionych środowisk.
Jak pokazuje powieść, nowy wspaniały świat był możliwy do zbudowania około 2008 roku, gdyby wydarzenia potoczyły się inaczej, a mianowicie protesty Occupy Wall Street, Indignados, na placu Syntagma itp. odniosłyby zwycięstwo, a technofeudalizm zostałby wyparty przez bazujący na rozwoju technologicznym socjalizm (inna nazwa, jaką proponuje Varoufakis, to „technodemokracja”). W świecie, który mógłby być dziś naszą rzeczywistością, mamy m.in.: spółdzielnie akcjonariuszy zamiast firm, konta osobiste prowadzone przez bank centralny, podstawową dywidendę (rodzaj bezwarunkowego dochodu podstawowego), podział przestrzeni miejskiej na handlową i mieszkalną, z której ta ostatnia jest wyjęta z rynku nieruchomościami, oraz społeczny nadzór wszelakich instytucji przez panele złożone z losowo wybieranych obywateli. Varoufakis proponuje także specjalny system rozliczeń międzynarodowych oparty na cyfrowej walucie przypominającej koncepcję bancoru Keynesa.
Co ciekawe, w lepszym świecie nie płacimy za wynajem mieszkania czy usługi medyczne, płatne jest jednak korzystanie z większości stron internetowych. Nie przeszkadza nam to, ponieważ to niewielka kwota odciągana od dywidendy podstawowej, którą wolimy płacić, niż wracać do czasów irytujących reklam i algorytmów ściągających naszą uwagę na szkodliwe społecznie sensacyjne treści.
LITERATURA:
Morozov E.: „Critique of Techno-Feudal Reason”. „New Left Review”. Styczeń/kwiecień 2022. https://newleftreview.org/issues/ii133/articles/evgeny-morozov-critique-of-techno-feudal-reason?token=UXLlwEqTiycK.
Snow H.: „We're Still Living Under Capitalism, Not »Techno-Feudalism«”. „Jacobin”. 27 października 2023. https://jacobin.com/2023/10/cloud-capitalism-technofeudalism-serfs-cloud-big-data-yanis-varoufakis.
Yanis Varoufakis: „Technofeudalizm. Co zabiło kapitalizm?”. Przeł. Paweł Szadkowski. Wydawnictwo GlowBook. Sieradz 2024.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |