ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lutego 3 (507) / 2025

Maja Baczyńska,

WĘDRUJĄCA DUSZA

A A A
Weronika Grozdew-Kołacińska to artystka obdarzona nie tylko wspaniałym głosem i godnym podziwu wyczuciem muzycznej frazy, ale i wiedzą etnograficzną, do tego bardzo pomysłowa i swobodna w czerpaniu ze swych inspiracji. Niegdyś pokochałam zainicjowany przez nią, nagradzany (m.in. w ramach Festiwalu Folkowego Polskiego Radia „Nowa Tradycja”) projekt „Etnofonie kurpiowskie” (4everMUSIC, 2011) poświęcony kompozytorowi Karolowi Szymanowskiemu oraz etnografowi i duchownemu ks. Władysławowi Skierkowskiemu. Tymczasem „Wandering Songs” (2024, wyd. For Tune) jest jeszcze dojrzalszy, bardziej uniwersalny i paradoksalnie może i bliższy korzeniom Grozdew-Kołacińskiej. 

Do współpracy został zaproszony zespół Musos, wybitni w swej klasie instrumentaliści klasyczni i folkowi, w tym brat artystki Rafał Grozdew (śpiew), Bart Pałyga (wiolonczela, gadułka, sygyt & kargyraa śpiew), Marta Maślanka (dulcimer, bęben obręczowy, śpiew) i Sylwia Świątkowska (fidel płocka). Projekt został opatrzony podtytułem: „Experiencing Polish-Bulgarian-Greek Music”. Znalazły się tu utwory tradycyjne oraz kompozycje Oskara Kolberga, Bartosza Niedźwieckiego, Aleksandry Bilińskiej, Mikisa Teodorakisa, Giorgosa Hatzinasiosa, Stefana Mutafczijewa i Petera Ljondewa. W rezultacie otrzymaliśmy muzykę lekką jak jedwab, szlachetną niczym aksamit. Są tu utwory takie jak „Horo Jowe” – z przepiękną partią cymbałów, smyczkową solówką i działającym na wyobraźnię dwugłosem, który spokojnie mógłby się wkomponować w ścieżkę dźwiękową jakiegoś kostiumowego filmu, czy taki jak „Droga”, który cechuje, dzięki miarowemu pulsowi bębnów (Wojciech Lubertowicz), pewne dostojeństwo. Znajdziemy tutaj tęsknotę i nostalgię za bezkresem, przestrzenią nieznanego, przemierzaną przez pieśni różnych kultur. Nastrój z pejzaży Józefa Chełmońskiego czy ulotność chwili przypisywaną impresjonistom. „W niebo ptaki ulatują, z drzewa spada złoty liść, słońce wstaje i zachodzi, a ja nie wiem dokąd iść/Las mi ścieżki dzikie plącze, malin kłącza proszą: stój! Wędrowanie nie ma końca, nie zatrzyma mnie noc, ni znój./Każde zwierzę zna swe miejsce, każdy kwiat jest, gdzie ma być, tylko ja nigdzie i wszędzie, tylko Droga domem mym./Zawiej wietrze, rozwiej włosy, rzeko obmyj nogi me,/niech ślad po mnie pozostanie, a z nim cichy ptaka śpiew” – piękne te i skłaniające do zadumy słowa napisała Joanna Sarnecka, a muzykę do nich ułożył Bartosz Niedźwiecki. Utwór „Droga” to jeden z najbardziej zapadających w pamięć, jeśli chodzi o materiał, który znalazł się na płycie. Czuje się w nim nastrój cygańskiego taboru, pielgrzymów świata, dla których schronienie może stanowić każdy napotkany po drodze dom, a niekiedy sama puszcza. Śladem życia wędrowców pozostaje niezmiennie pieśń, a „Wandering Songs” są właśnie tym procesem „rozrastania się” (wraz z każdą kolejną interpretacją) żywej pamięci, nieustanną inspiracją. Kto wie, może to najlepszy dowód na to, że muzyka, jak i wszelkie migracje mogą nas uczyć głębszego rozumienia historii człowieka na Ziemi; człowieka, który społeczności, a następnie całe społeczeństwa tworzy w ciągłej wędrówce przez wieki. Wszyscy mamy ze sobą więcej wspólnego niż może się na pozór wydawać, niczym runo leśne...

Co ciekawe, po koncercie w Studiu Muzycznym im. Agnieszki Osieckiej w Warszawie, który promował album „Wandering Songs”, spotkałam się z opiniami, że takiej muzyki najlepiej słucha się na żywo. Coś w tym jest – obserwowanie emocji na twarzach śpiewaków i różnorodnych instrumentów sprzyja odbyciu dalekiej mentalnej podróży wraz z nimi. Zwłaszcza, że w gronie występujących artystów pojawiła się gościnnie Grażyna Auguścik – legenda polskiego jazzu. Takich koncertów się nie omija.