ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 marca 5 (509) / 2025

Magdalena Piotrowska-Grot,

KLAUN(KA) WIE LEPIEJ (WERONIKA STENCEL: 'OBITURIANCI')

A A A
Badacze i badaczki co jakiś czas powracają do dyskusji o tym, czy w Polsce w ogóle rozwinął się surrealizm. Niemal wszyscy przypominają także słowa Tadeusza Kantora, który twierdził, że w Polsce surrealizmu nigdy nie było, nurt nie miał bowiem warunków rozwoju w katolickim, w przewadze, kraju. Tak, przyznać trzeba, że w ramach historycznej awangardy dwudziestolecia międzywojennego w Polsce nie zawiązała się surrealistyczna grupa. Nie oznacza to jednak, że nurt nie rozwinął się w polskiej literaturze. Co ważniejsze, miał i wciąż ma na nią wpływ – wystarczy przyjrzeć się twórczości Zbigniewa Herberta, Juliana Kornhausera oraz poezji najnowszej – Elizy Kąckiej, Jakuba Kornhausera czy Urszuli Honek. 

Jeżeli jednak ktoś szukałby polskiej wersji surrealistycznej prozy, wyraźnie czerpiącej z purnonsensu Leonory Carrington czy Bretonowskiego czarnego humoru, to powinien sięgnąć po opowieść o „Obituriantach”, choć po przeczytaniu ostatniej strony nadal nie ma się bladego pojęcia, kim oni właściwie są: „Słowo o kształtach niezrodzonych niesie się po padołach twojego podniebienia! To »obitur«, który brzęczy w policzkach. Leżąc na brzuchu i rozmyślając o jego brzmieniu, czujesz talerz w okolicach żołądka. Masz poczucie pełni i krągłości. To tak, jakbyś zjadł świat, który trzeba strawić, choć talerz bardziej zalega, niż znika w korytarzach twojego ciała. I dobrze wiesz, że chodzi o Obituriantów. To te postacie z twojego opowiadania Człowiek rosnąco-​malejący. Mają rozmyte, niewyraźne kształty, a jednocześnie są ci znajome” (s. 7). Na książkę składa się kilka rozdziałów, które tworzą, w pewnym stopniu, spójną całość – prozatorską, ale zupełnie nie prozaiczną, wędrówkę po świecie klaunów, marzeń sennych i koszmarów, fantastycznych przestrzeniach, pełnych barwnych i wielowymiarowych postaci.

Debiutancka powieść Weroniki Stencel gwarantuje niezapomniane przeżycia (nie tylko lekturowe) i wciąga czytelników i czytelniczki w niewiarygodny świat; świat, jakiego trudno doświadczyć nawet w najdziwniejszych snach. W czasie lektury pojawia się na poznawczym horyzoncie jednak także inna, realna, choć całkowicie nadrealistyczna opowieść, którą artystka wytworzyła wokół książki – zapraszając nas do poznania tajników życia klaunki. Tak, klaunki, którą Stencel jest profesjonalnie. Jak jej opowieść, tak i ona zarzuca nas kolorami, dźwiękami, sztuką performatywną, eksperymentem, doświadczeniami, które wpływają na wszystkie zmysły. 

Trudno powiedzieć, czym są „Obiturianci”, zdecydowanie łatwiej bowiem stworzyć listę gatunków i form, którymi tak książka nie jest. Przede wszystkim bowiem Weronika Stencel wybija nas  z lekturowych przyzwyczajeń, odwodzi od chęci znalezienia semantycznej pełni. Jeżeli chcecie bowiem śledzić losy bohaterów, odtworzyć ciąg przyczynowo-skutkowy, jeżeli chcecie zanurzyć się w klasycznym powieściowym świecie, to nie jest książka dla Was. Poszukiwacze i poszukiwaczki sensu – nie czytajcie „Obiturantów”. Książka zabiera  bowiem czytelników i czytelniczki w inny wymiar, usytuowany na granicy jawy i snu, pełen, niejednokrotnie sprzecznych, emocji, zdecydowanie nieprzewidywalny i niezaprzeczalnie wciągający. 

Bebonarium, Pan Prztuśny, zgniłozielona Urwikorpa, tak, ta książka nie ma sensu. Nie powinna go mieć, funkcjonuje bowiem na zasadzie absurdalnego chaosu antylogiczności i na tym polega jej wspaniałość. Książka Stencel jest pełna wyzwań. Wyzwaniem jest porzucenie wszystkich swoich dotychczasowych przyzwyczajeń lekturowych (nie musi oczywiście robić tego osoba, która „do poduszki” zaczytuje się w tekstach Maxa Ernsta, Gherasima Luci czy ogląda prace Erny Rosenstein lub odświeża przed snem fragmenty „Psa andaluzyjskiego”). Nie twierdzę jednak, iż książka ta nie może służyć celom rozrywkowym, ależ może. Pytanie tylko, jak definiujemy rozrywkę i jakich efektów oczekujemy. Pod warstwą żartobliwego absurdu skrywa się tutaj bowiem całkiem spora doza niepokoju i mroku. Efekt ten przynoszą, między innymi, opisy tych postaci, które pokazane są w tej książce przez pryzmat ciała: „Znana była z nabijania na swoje długie paznokcie kawałków soczystych pomarańczy, truskawek, borówek i marchewek. Sok warzywno-​owocowy spływał jej wtedy po palcach i rękach, a nierzadko dostawał się pod bluzkę z dużym dekoltem. Kiedy stawała na rękach, uwydatniały się jej nabrzmiałe piersi, a mocno zarysowane sutki chciały przebić się przez falbany bluzki. Benjamin spijał wtedy sok ściekający z jej piersi i owijał się łańcuchami na znak pociągu do jej ciała. / Młodociany Ripert na widok tej sceny czuł mdłości” (s. 92).

Takich doświadczeń, relacji z Innym, wniknięć do świata, do którego niekoniecznie chcemy zaglądać, autorka oferuje nam sporo. Jednocześnie ich miejsce w opowieści nie jest wymuszone czy sztuczne, ale w pełni wpisuje się w rytm całości. Wrażenia te uzupełniają świetne, abstrakcyjne, pełne niedopowiedzeń, szaleńczo kolorowe ilustracje.

Opowieść o Obituriantach to o także zapis strumienia świadomości: „Żżżżżż. Gdy autobus jedzie bardzo szybko, możesz obić się o jego elementy, wnętrzności. Aua! To boli. Przyznaj, że widzisz teraz ten autobus jako potwora, który połyka pasażerów i wiecznie okrąża miasto, by natrafić na nowych. Nad ranem wiezie ledwie dostrzegalnych Obituriantów. Zmęczeni wiszą na uchwytach, poręczach, owijają się wokół rur, a potem odwijają spod oczu kierowcy fałdy i zmarszczki. Jeden z Obituriantów podnosi jogurtowym paluchem pieprzyk i przylepia go w odpowiednim miejscu na twarzy szofera” (s. 7). Jest to jedna z cech, ale nie jedyna, która pozwala na dookreślenie tej powieści mianem surrealistycznej, nie mamy jednak do czynienia z wtórnym odwzorowaniem modelu, który kiedyś zaproponowali André Breton i Paul Éluard, ale z oryginalną i indywidualną próbą ukazania/wykreowania świata, do którego nie każdy ma wstęp, który nie każda osoba będzie chciała odwiedzić i zgodzić się na to, że w czasie lektury wielokrotnie będzie musiała stawić czoła własnym lękom, że zostanie skonfrontowana z czymś tajemniczym, a przy tym wszystkim, że będzie jej potrzebna spora dawka poczucia humoru. „Obituriantów” trzeba bowiem traktować jednocześnie bardzo poważnie i z przymrużeniem oka, pamiętając, że „klaun wie lepiej”.

Czytajcie więc „Obituriantów”, ostrzegam jednak, kiedy raz wejdzie się do tego świata, jakaś cząstka musi w nim pozostać i trudno spojrzeć w ten sam sposób na codzienność, w której nieczęsto spotyka się Riperta w Kiszonym Miasteczku podczas święta Bebonów”, ale nie jest to niemożliwe.

LITERATURA:

Kantor T.: „Malarstwo i rzeźba”. Red. Zofia Gołubiew, kat. wyst., Muzeum Narodowe w Krakowie, Kraków 1991.
Weronika Stencel: „Obiturianci”. Wydawnictwo Nisza. Warszawa 2024.