ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (512) / 2025

Anna Słania,

INTERWENCYJNA KONTRNARRACJA (ENZO TRAVERSO: 'GAZA. W OBLICZU HISTORII')

A A A
W swoim najnowszym eseju Enzo Traverso przedmiotem refleksji czyni trwającą wojnę w Strefie Gazy, a konkretniej – w sposób krytyczny odnosi się do debaty politycznej i intelektualnej. Jako historyk stara się odkodować współczesny dyskurs, sięgając do przeszłości i pamięci. W tej sferze dostrzega bowiem nadużycia i negatywnie ustosunkowuje się do instrumentalnego jej wykorzystywania przez Zachód oraz Izrael. Warto zaznaczyć, że Traverso już we wstępie klarownie sygnalizuje swoje stanowisko – ów esej to wyraz gniewu i zdumienia wobec działań Izraela, polityki Zachodu i towarzyszących temu narracji, które zdominowały główny nurt debaty publicznej. Świadomie ustawia się w kontrze do zachodniego konsensusu i konsekwentnie stara się przyjmować perspektywę ofiar wojny. Jak sam podkreśla: „Mój punkt widzenia jest wyrazem dysonansu, w tym sensie, że nie pokrywa się z aksjomatami tej małej części świata, zwanej jako Zachód, która twierdzi, że ma monopol na władzę, jak i na moralność” (s. 11).

Esej składa się z ośmiu części o precyzyjnie zarysowanej problematyce. Traverso skrupulatnie przeprowadza czytelników i czytelniczki przez, jego zdaniem, najistotniejsze wątki debaty wokół Palestyny i Izraela. Wyraźna struktura tematyczna umożliwia podążanie za tokiem rozumowania autora, który w każdej części proponuje czytelnikowi subiektywnie dobrany mariaż historii i teraźniejszości. Co istotne, nie unika przy tym zagadnień kontrowersyjnych, budzących skrajne emocje. Wprost wytyka to, co jego zdaniem stanowi przekłamania, uproszczenia i nadużycia. Korzystając z historiozoficznego warsztatu, sięga do przeszłości, aby nadawać zatarte, utracone znaczenia pojęciom czy koncepcjom. Nierzadko prowokuje odbiorcę do spojrzenia na historię w sposób wyłamujący się z utartych schematów i skojarzeń, aby obnażyć rozmaite mechanizmy kreowania pamięci.

W pierwszej części Traverso dotyka kwestii sprawców i ofiar. Wychodzi od prowokacyjnego eksperymentu poznawczego, w którym zachęca czytelnika do wyobrażenia sobie (absurdalnej) sytuacji, w której to III Rzesza traktowana jest jako ofiara II wojny światowej, a alianci jako sprawcy, których czeka Norymberga. Sam wyprzedza potencjalne oskarżenia o daleko idące porównania: „Wojna w Gazie nie jest powtórzeniem II wojny światowej – to oczywiste. Niemniej historyczne analogie, które nie są homologiami, mogą pomóc nam zrozumieć, co się dzieje, nawet jeśli ich aktorzy są inni, a ich wydarzenia mają różną skalę” (s. 14). Proponuje refleksję nad jaskrawą asymetrią pomiędzy Izraelem a Palestyną (podmiotem kolonizującym i podmiotem kolonizowanym), która powinna wyraźnie rozstrzygnąć, jego zdaniem, oczywisty w odpowiedzi dylemat o dysproporcji sił. W tym miejscu odnosi się także do ludobójstwa – zasadności używania tego terminu, podłoża kontrowersji elektryzujących debatę publiczną. W historii dostrzega łatwość instrumentalizacji samego pojęcia w sferze politycznej. Niemniej jednak podkreśla, że jedyna funkcjonująca definicja zawarta w Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa, uchwalonej przez Zgromadzenie Ogólne ONZ w 1948 roku, w sposób bezpośredni odzwierciedla sytuację w Palestynie. Powołuje się Traverso na opinię Międzynarodowego Trybunału Karnego, badaczy w tej dziedzinie prawa międzynarodowego, a także na wypowiedzi samych izraelskich polityków, które zdradzają intencję genocydu. W sposób krytyczny odnosi się do, w jego opinii, zawłaszczenia pojęcia ludobójstwa przez Izrael. Jak sam stwierdza: „Na tym polega rola ostrzeżenia dotyczącego trwającego ludobójstwa. Komentatorzy, którzy interpretują to ostrzeżenie jako z gruntu antysemicką próbę zminimalizowania znaczenia Holokaustu lub zaprzeczenia jego wyjątkowości, po prostu udowadniają, jak krótkowzroczna, oderwana od rzeczywistości i niebezpieczna może stać się mistyczna i skoncentrowana na sobie pamięć” (s. 22).

Druga część eseju odnosi się do orientalistycznych, dychotomicznych schematów myślenia o innych niż zachodnia kulturach, które prowadzą do uproszczonych, ugruntowanych w mainstreamie konstatacji, zgodnie z którymi Izrael to jedyna demokracja na Bliskim Wschodzie, a pomiędzy Palestyńczykami i Hamasem (postrzeganym jako bezmyślni, krwiożerczy fanatycy) stawia się znak równości. Sięgając do twórcy koncepcji orientalizmu, Edwarda Saida, Traverso wskazuje na kulturową arogancję Zachodu: „Zachód, jak zauważył Said w swoim przełomowym eseju przed ponad 40 laty, jest w stanie zdefiniować siebie tylko w opozycji do radykalnej inności, kolonialnej, niebiałej ludzkości, uważanej za mniej wartościową i hierarchicznie niższą” (s. 25). Sięgając po orientalistyczną ramę zwraca uwagę na kluczową różnicę w percepcji Izraela i Palestyny na Zachodzie: „Obok rytualnych deklaracji prawa Izraela do samoobrony, nikt nigdy nie wspomina o prawie Palestyńczyków do stawiania oporu wobec trwającej od dziesięcioleci agresji, ponieważ nikt nie uznaje, że Palestyńczycy mają swoją historię” (s. 26). Traverso dociera tym samym do sedna problemu – w zachodniej świadomości Palestyńczycy, w przeciwieństwie do znajomego, bliskiego, identyfikowanego jako część Zachodu Izraela, po prostu nie istnieją – historycznie, politycznie, kulturowo. Trudno o uczłowieczenie, czy chociażby próbę zrozumienia perspektywy narodu, którego przedstawicieli nie potrafimy sobie wyobrazić albo natychmiastowym skojarzeniem narzuconym przez mainstream jest po prostu sylwetka terrorysty i fundamentalisty islamskiego.

Traverso kontynuuje refleksję o stosowaniu orientalistycznej ramy „cywilizacja versus barbarzyńcy” w kontekście metod walki, czego najmocniejszy punkt stanowi krytyka izraelskich programów militarnych opartych na sztucznej inteligencji. Te rzekomo mają stanowić dowód zaawansowanego postępu technologicznego (w opozycji do używającego metod terrorystycznych i zabijającego cywilów Hamasu) na modłę zachodnich demokracji. Traverso wskazuje jednak na wypowiedzi izraelskich wojskowych, które jednoznacznie demaskują cynizm twierdzeń o zaawansowaniu i humanitaryzmie. O programach takich, jak np. Habsora czy Lavender, w izraelskiej armii mówi się, że są „fabrykami masowych zabójstw”. Jednocześnie izraelscy wojskowi sami podkreślają, że w zależności od celów używają „inteligentnych” lub „głupich” bomb – nie każdy algorytm rozróżnia ludzkie życie na podstawie rasy czy religii. W „głupiej” wersji ataku zginęli m.in. pracownicy humanitarni pochodzący z Polski, Australii i Wielkiej Brytanii. Izrael z premedytacją jako cele obiera cywilów, infrastrukturę strategiczną (czy raczej to, co jeszcze z niej pozostało), obiekty kulturalne, miejsca kultu, infrastrukturę edukacyjną. Palestyna nie posiada żadnych środków, aby się bronić. Traverso uważa, że orientalistyczne schematy myślenia czynią ten stan akceptowalnym na Zachodzie i oddalają od poważnego podejścia do zatrzymania ludobójstwa: „Dotarliśmy do istoty »dialektyki Oświecenia«: Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości jest faktycznie prawnym wyrazem uniwersalnej idei ludzkości odziedziczonej po Oświeceniu, ale jego zasady są niezgodne z uprzedzeniami o charakterze orientalistycznym, które ograniczają jego zakres do granic Zachodu, »kolebki cywilizacji«. Prawo potwierdza uniwersalne zasady, ale wielkie mocarstwa chcą, aby ta teoria prawna była zgodna z ich systemem dominacji” (s. 29).

Trzecia część koncentruje się wokół zagadnienia racji stanu w niemieckiej polityce wobec Izraela, która w dobie popularności geopolityki i prymatu paradygmatu realistycznego w stosunkach międzynarodowych stała się swego rodzaju terminem-wytrychem. Traverso podejmuje próbę odkodowania prawdziwego znaczenia tego terminu w kontekście kontrowersyjnej niemieckiej polityki bezwarunkowego i bezwzględnego wsparcia dla Izraela oraz Żydów w ogóle. Katalizatorem tej refleksji stają się wypowiedzi niemieckich kanclerzy, zgodnie z którymi bezwarunkowe poparcie dla Izraela jest równoważne z niemiecką racją stanu. Traverso przytacza konkretne działania niemieckich władz, które z tej racji stanu wynikają. Zaliczają się do nich: ogłoszone w 2024 roku prawo wprowadzające konieczność uznania państwa Izrael jako warunku otrzymania obywatelstwa, masowe aresztowania podczas propalestyńskich protestów, zakaz wywieszania palestyńskiej flagi w miejscach publicznych czy próby uciszenia osobistości o uznanej międzynarodowo reputacji. Traverso wprost nazywa to antydemokratyczną cenzurą i uważa niemiecką politykę za moralnie wątpliwą. Krytykuje także instrumentalne wykorzystywanie „wyjątkowości” Holokaustu, które w tym wypadku, jego zdaniem, służy bagatelizowaniu własnych zbrodni kolonialnych oraz zaprzeczaniu odpowiedzialności Izraela za zbrodnie popełniane w Gazie. Uważa to za szkodliwe z wielu powodów: „Zakładanie absolutnej »wyjątkowości« Holokaustu jest epistemologicznie jałowe (wydarzenia historyczne można porównywać), politycznie nieodpowiedzialne (zbrodnie można powtarzać; należy je zrozumieć, a nie tylko upamiętniać) i moralnie wątpliwe (o ile tworzy hierarchię wśród ofiar). Niemiecka polityka pamięci jest wymowną ilustracją konsekwencji błędnej koncepcji »wyjątkowości«” (s. 49).

Czwarta część to refleksja na temat fałszywych wiadomości o wojnie. Traverso sięga po aktualny do dziś esej Marca Blocha z 1921 roku, w którym Bloch scharakteryzował mechanizmy skutecznej dezinformacji w oparciu o nieprawdziwe informacje okresu I wojny światowej. Autor eseju stwierdza, że skuteczne wprowadzenie społeczeństwa w błąd wymaga odpowiedniej podbudowy kulturowej – uprzedzeń, intensywnych emocji, mitów itd. W tej koncepcji fałszywe wiadomości służą jako lustra, w których społeczeństwa mogą przyjrzeć się własnym cechom. Traverso w dezinformacji po 7 października 2023 roku zauważa pewną przewrotność – jego zdaniem zachodnia prasa publikowała wówczas fałszywe informacje, które czerpały z najstarszych antysemickich mitów, tylko tym razem wykorzystano je przeciwko Palestyńczykom. Ma tutaj na myśli historie o okaleczaniu kobiet w ciąży, dekapitacji dzieci czy paleniu niemowląt przez Hamas, które okazały się nieprawdziwe, co jednak nie przeszkadzało takim osobistościom, jak ówczesny prezydent USA Joe Biden, traktować propagandy izraelskiej armii jako niepodważalnego faktu, wymagającego natychmiastowego kolportażu w opinii publicznej. Traverso zauważa, że aby zweryfikować nieprawdziwość tych twierdzeń, należało sięgnąć poza główny nurt lub skorzystać z nie-zachodnich mediów, np. z Al-Jazeery. Uważa, że media głównego nurtu świadomie nie poświęcały uwagi dementowaniu tych informacji, „nie chcąc zakłócać dominującej narracji o barbarzyństwie Hamasu, nienawiści o podłożu antysemickim oraz Izraelu w roli ofiary” (s. 52). Jednocześnie konstatuje, że łatwość, z jaką opinia publiczna przyjęła tak poważne oskarżenia względem Palestyńczyków, jest nierozerwalnie związana ze zinternalizowaną islamofobią i próżno byłoby spodziewać się podobnej reakcji, gdyby oskarżenia dotyczyły Izraela: „Podczas gdy wczesnonowoczesna mitologia antysemicka nie jest tolerowana, współczesne oskarżenia islamofobiczne stały się wręcz banałem: zostały zintegrowane z naszym zeitgeist i należą do naturalnego porządku rzeczy” (s. 54).

Piąta część dotyczy zdającej się nie kończyć debaty nad różnicami pomiędzy antysyjonizmem a antysemityzmem. Punktem wyjścia do tych rozważań stają się propalestyńskie protesty na amerykańskich kampusach, które zdaniem Traverso są przedstawiane w mediach zachodniego głównego nurtu jako współczesne epicentrum rosnącego na całym świecie antysemityzmu. Podkreśla jednocześnie, że Stany Zjednoczone nie doświadczyły protestów antywojennych na taką skalę od czasów wojny w Wietnamie w latach 60. ubiegłego wieku. Uważa porównanie tych protestów za zasadne ze względu na to, w jaki sposób protestujący obecnie postrzegają swoje działania – nie jako puste gesty, lecz głęboką solidarność sprzężoną z palestyńskim oporem wobec okupanta. Podobieństwo dostrzega także w reakcjach władz, które w czasie wojny w Wietnamie oskarżały studentów o powiązania z komunistami, a dziś protestujący otrzymują łatkę antysemitów. To z kolei prowadzi do refleksji na temat tzw. uzbrajania (ang. weaponization) antysemityzmu: „Nie chodzi o antysemityzm, który był skierowany przeciwko Żydom, ale o nowy, wyimaginowany antysemityzm, którego celem jest karanie wszelkiej krytyki Izraela” (s. 57). Traverso idzie jednak dalej i uważa, że „[w] utożsamianiu antysyjonizmu z antysemityzmem chodzi o ustrzelenie trzech celów, tj. antykolonializmu, antyrasizmu i żydowskiego nonkonformizmu – jednym strzałem” (s. 58). W telegraficznym skrócie przedstawia różnice pomiędzy antysemitami a antysyjonistami, co wiedzie do gorzkiej konstatacji, że mieszanie czy utożsamianie rasizmu z krytyką syjonizmu politycznego będzie generować trudności w zwalczaniu tego pierwszego: „(…) jeśli możesz prowadzić wojnę ludobójczą w imię walki z antysemityzmem, wielu uczciwych ludzi zacznie uważać, że lepiej dać sobie spokój z tak wątpliwą sprawą. Nikt nie będzie w stanie wspomnieć o Holokauście, nie wzbudzając podejrzeń i wątpliwości; wielu uwierzy, że jest to mit wymyślony w celu obrony interesów Izraela i jego sojuszników. Pamięć o Holokauście jako »religia obywatelska« – rytualna sakralizacja praw człowieka w imię pamięci o ofiarach Szoa – straci wszelką moc ostrzegawczą” (s. 62).

Szósta część eseju poświęcona jest przemocy, terroryzmowi i oporowi. Traverso rozpoczyna od jasnego wyrażenia swojej interpretacji zamachów Hamasu z 7 października 2023 roku. Dla niego to nieunikniona konsekwencja trwającej od dziesięcioleci izraelskiej okupacji i fiaska procesu pokojowego: „Masakra dokonana na imprezie rave była niewątpliwie okrutną zbrodnią, a odpowiedzialni muszą ponieść karę. Pamiętajmy jednak, że ta impreza była chroniona elektrycznym ogrodzeniem, odbywała się tuż obok więzienia pod gołym niebem i tym samym nie była niewinna, tak jak koncerty w paryskim teatrze. (…) impreza na pustyni Negew odbywała się przy całkowitej obojętności na to, co działo się za ogrodzeniem elektrycznym. Gaza jakby nie istniała” (s. 66). Traverso uważa tym samym, że atak Hamasu wymaga gruntownej analizy, a nie tylko ciągłego potępiania, które nie niesie żadnej wartości poznawczej w kontekście zrozumienia podłoża przemocy. Wymienia tym samym szereg czynników związanych z nieludzką codziennością izraelskiej okupacji, niepowodzeniami negocjacji pokojowych czy słabością Autonomii Palestyńskiej. Ocenia sytuację następująco: „W tym przypadku zastosowano niewłaściwe i naganne środki w ramach uzasadnionej walki z nielegalną, nieludzką i niedopuszczalną okupacją” (s. 67).

Jednocześnie stara się wyjaśnić, nie usprawiedliwić, dlaczego Hamas cieszy się coraz większym poparciem wśród Palestyńczyków. W żaden sposób nie idealizuje jego metod, ale sprawnie wyjaśnia, dlaczego jedyny podmiot stawiający jakikolwiek opór zbrojny wobec okupanta cieszy się uznaniem społeczności, o prawa której nie walczy żaden inny aktor – „Wszak nie strzela się do liderów, którzy bronią oblężonego miasta” (s. 70). Po raz kolejny podkreśla kluczową rolę asymetrii tego konfliktu i uważa, że nie można postawić znaku równości między przemocą ruchu wyzwoleńczego a przemocą armii okupacyjnej, nawet jeżeli obydwa podmioty dopuszczają się czynów godnych takiego samego potępienia. W tej części odwołuje się także do pojęcia terroryzmu i uważa, że „[r]edukowanie tego wydarzenia do przejawu fanatyzmu islamskiego, barbarzyństwa Hamasu lub wielowiekowego antysemityzmu stanowiłoby godny pożałowania unik, sposób na ucieczkę w uprzedzenia” (s. 73). Rozszerzając refleksję na temat przemocy w ramach okupacji, odnosi się do przemocy rewolucyjnej w koncepcji Frantza Fanona i nie ma złudzeń, że tzw. perfekcyjna ofiara, cechująca się nieskalaną niewinnością nie istnieje – nie w warunkach systemowego odczłowieczenia. Wskazuje także na podwójny standard w respektowaniu praw człowieka na Zachodzie w kontekście Palestyny i Ukrainy: „Kraje zachodnie wzywają do przestrzegania prawa humanitarnego, ale odmawiają potępienia ofensywy mającej na celu utrwalenie i rozszerzenie nielegalnej okupacji. Podwójne standardy, które przyjęto w odniesieniu do Ukrainy i Palestyny – najpierw powołując się na prawo międzynarodowe przeciwko Rosji, a następnie ignorując je, gdy Izrael je depcze (…)” (s. 82).

Siódma część poświęcona została krzyżującym się wspomnieniom. Traverso pogłębia w tym miejscu refleksję na temat percepcji Izraela i Palestyny, a także stara się wydestylować przyczyny niepowodzenia dialogu. Sedna problemu doszukuje się w percepcji historii: „Subiektywne narracje celebrują historię jednej strony, zaprzeczając lub ignorując historię drugiej” (s. 83). Nie będzie zdziwieniem, że winą za ten stan obarcza także Zachód i jego podejście do Izraela po II wojnie światowej, które jego zdaniem de facto doprowadziło do uczynienia Palestyny podmiotem kompletnie abstrakcyjnym, ale także, w przewrotny sposób, winnym cierpienia narodu żydowskiego: „W Europie i Stanach Zjednoczonych Izrael w zasadzie nie jest traktowany jako realne państwo, ale raczej jako »idea lub pewnego rodzaju talizman«, dowód rzeczowy wyrzutów sumienia, których zadośćuczynienie można zlecić podwykonawcy, jak to się zresztą zdarza w świecie przepełnionym brakiem równości i relacjami hierarchicznymi. Izrael skorzystał na tej zmianie nastroju w opinii międzynarodowej i w zasadzie nigdy dokładnie nie ustalił własnych granic, które w międzyczasie stały się tymczasowe i ekspansyjne. To Palestyńczycy spłacali i nadal spłacają dług Europy wobec Żydów” (s. 84). Traverso uważa taki stan rzeczy za żyzny grunt pod retoryczne nadużycia Binjamina Netanjahu, które wprost uznaje za pisanie (fałszywej) historii na nowo. Odnosi się do prób dowodzenia, że antysemityzm, który swoje korzenie ma w Europie, pochodzi tak naprawdę od Palestyńczyków. Premier Izraela przekonywał bowiem np. o tym, że, rzekomo, Hitler czerpał inspirację od wielkiego muftiego Jerozolimy, a także wielokrotnie zrównywał z Hitlerem chociażby Jasira Arafata. W takich zabiegach Traverso dostrzega ogromne zagrożenie i źródło impasu wszelkich prób dialogu: „W momencie, kiedy pamięć zostaje zniekształcona do tego stopnia, człowiek ma ochotę eksplorować benefity zapomnienia” (s. 86).

Ostatnia, ósma część eseju nosi tytuł „Od rzeki do morza” i stanowi interpretację, a także wgląd w oryginalne, pozbawione współczesnych zniekształceń, rozumienie popularnego palestyńskiego sloganu. Traverso czyni to z prostego powodu – oskarżeń nie tylko o antysemityzm, ale także rzekomą intencję „wymazania” narodu żydowskiego z Izraela zawartą w sloganie. Sięga do oryginalnego znaczenia hasła w momencie, kiedy jego zdaniem scenariusz dwupaństwowy rozwiązania konfliktu jest „obiektywnie niemożliwy” ze względu na ludobójstwo, osadnictwo, okupację i wszystkie następstwa tych działań. „20 lat temu Said oświadczył, że świeckie państwo dwunarodowe – demokratyczna republika zdolna zagwarantować całkowitą równość praw zarówno swoim żydowskim, jak i palestyńskim obywatelom – jest jedyną drogą do pokoju. Takie jest w rzeczywistości znaczenie hasła »Od rzeki do morza Palestyna będzie wolna« (…)” (s. 92). Zdaniem Traverso oburzenie Netanjahu i innych polityków izraelskich na samą myśl o wolności Palestyńczyków na terenie pomiędzy rzeką Jordan a Morzem Śródziemnym wynika wprost z przyjęcia przez współczesny syjonizm idei „przestrzeni życiowej”, której nie uważa za zarezerwowaną wyłącznie dla ideologii nazistowskiej.

Po raz kolejny autor „Gazy” zauważa dwójmyślenie w percepcji zachodniej: „Wielu amerykańskich polityków, dla których idea Stanów Zjednoczonych jako wyłącznie białego i chrześcijańskiego kraju byłaby ideą rasistowską i w gruncie rzeczy szaloną, lub którzy uważają Islamską Republikę Iranu za historyczny anachronizm, pozostaje zagorzałymi obrońcami Izraela, państwa zbudowanego na fundamentach etnicznych i religijnych” (s. 93). Podkreśla, że od początku cel Izraela stanowiło uczynienie Palestyńczyków „niewidzialnymi”, czego najbardziej jaskrawym dowodem jest dyskryminujące prawo powrotu, pozwalające wszystkim Żydom otrzymać izraelskie obywatelstwo, ale zakazujące wrócić do własnych domów Palestyńczykom i ich potomkom wygnanym po 1948 roku i Nakbie. Omawiany slogan odnosi się do wizji jednego państwa dwunarodowego, w którym obydwa narody miałyby równe prawa. Traverso podkreśla, że jakkolwiek obecnie taka wizja wydaje się abstrakcyjna, tak w dłuższej perspektywie uważa ją za logiczną i spójną. Natomiast zagrożenie dla Izraela dostrzega nie w rozwiązaniu jednopaństwowym, ale w obecnych elitach rządzących. Skrótowo sięga do historii myśli syjonistycznej, aby pokazać, jak kształtowały się jej różnorodne nurty (kulturalny, anarchistyczny, marksistowski itd.), prezentujące różne koncepcje państwa żydowskiego – wszystkie z nich zostałyby dzisiaj uznane nie tylko za niewpisujące się w wizję Izraela, ale, paradoksalnie, za antysyjonistyczne. Nakreśla tym samym podłoże tak radykalnych reakcji na palestyński slogan. Na koniec jednoznacznie określa środek ciężkości wydarzeń w Strefie Gazy: „Stawką nie jest dziś istnienie Izraela, lecz przetrwanie narodu palestyńskiego” (s. 101).

Niniejszy przegląd głównych wątków, kontekstów, tez i stanowisk zawartych w eseju „Gaza. W obliczu historii” jednoznacznie pozwala stwierdzić, że to pozycja mogąca wzbudzić skrajne emocje. Dla odbiorcy nieufnego wobec głównonurtowych narracji, zaznajomionego z perspektywą palestyńską, wyczulonego na próby symetryzowania w duchu (rzekomej) bezstronności, refleksje Traverso mogą stanowić potwierdzenie własnych intuicji, w pożądany sposób wypełnić lukę na polskim rynku wydawniczym, stać się cennym punktem odniesienia w debacie. Osobiście uważam jednak, że dla tej części audytorium nie będą one szokiem, bowiem stanowią swego rodzaju podsumowanie głównych wątków debaty wokół konfliktu izraelsko-palestyńskiego w ostatnich latach. Z odmiennym odbiorem może spotkać się jednak wśród czytelników wprost sympatyzujących z Izraelem lub nawykłych do konsumowania treści mainstreamowych, które Traverso poddaje rozległej krytyce i dekonstrukcji. W tym przypadku esej z pewnością odczytany zostanie jako wysoce kontrowersyjny, prowokatorski (wręcz chuligański), radykalny czy, o ironio, antysemicki, godzący w status quo i ugruntowany w debacie publicznej światopogląd.

Traverso na wstępie wspomina, że publikacja sporządzona została w pośpiechu, w trybie interwencyjnym. Pozycja liczy skromne 105 stron, ma niewielki format (choć projekt okładki przytłacza – i słusznie). Czytając kolejne części eseju, można odnieść wrażenie, że Traverso z łatwością rozwinąłby poszczególne wątki czy poczyniłby liczniejsze i bardziej rozbudowane paralele historyczne (co zresztą wielokrotnie czynił, chociażby w wywiadach dostępnych w sieci). To pozostawia pewien niedosyt, choć autor swoje tezy formułuje na tyle klarownie (momentami wręcz brawurowo), że nie pozostawia wątpliwości co do interpretacji materii, których decyduje się dotykać. Trudno jednak dziwić się decyzji o szybkiej publikacji w momencie, kiedy tego typu kontrnarracje stanowią rzadkość, a ludobójstwo w Gazie wydaje się dalekie od zakończenia.

Na koniec warto także wspomnieć, że pozycja zawiera bogatą bibliografię – Traverso ze swobodą wprawionego historyka cytuje, interpretuje i żongluje klasykami filozofii, antropologii, kulturoznawstwa czy nauk o polityce, w przypisach poleca także stosowne pozycje, które mogą rozszerzyć wprowadzane konteksty. Godnym odnotowania szczegółem w polskim wydaniu wydaje się także zamieszczenie na samym początku wiersza Mahmuda Darwisza „Milczenie dla Gazy” z 1973 roku, który pomimo upływu czasu doskonale wprowadza czytelnika we współczesną refleksję nad losem Palestyny oraz koresponduje z szacunkiem wobec życia Palestyńczyków, który Traverso bez wątpienia swoim stanowiskiem okazuje.
Enzo Traverso: „Gaza. W obliczu historii”. Przeł. Magdalena Gawin. Instytut Wydawniczy „Książka i Prasa”. Warszawa 2025 [seria: biblioteka Le Monde diplomatique].