ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (513) / 2025

Maja Baczyńska,

MUZYKA LUDOWA INACZEJ

A A A
Album „Kołysz się, kołysz” w pełni zasłużył nie tylko na nominację, ale i na Fryderyka („niestety” w tym roku konkurencję miał dość sporą). Jego koncepcja jest przemyślana, kompozycje piękne, wykonanie niezwykle nastrojowe. Znajdziemy tu najróżniejsze melodie tradycyjne w opracowaniu Zuzanny Koziej na chór żeński i mieszany (w wykonaniu Chóru „Astrolabium” pod dyrekcją Kingi Litowskiej). Mamy tu więc ludowe motywy z Lubelszczyzny, Rzeszowszczyzny, Wileńszczyzny, Zamojszczyzny, a także melodie ludowe ze Starej Wsi w powiecie lubartowskim (nawet z dokładnym oznaczeniem daty ich powstania – 1937), czy melodie kurpiowskie. Choć zdarza się też, że pochodzenie danej pieśni pozostaje zagadką („Ruta”) albo że tradycyjne są tylko słowa, zaś melodia autorska (jak w utworze „Wianku, wianeczku” wyróżnionym w międzynarodowym konkursie kompozytorskim HerVoice w Chicago). Zróżnicowany jest też dobór solistów – mamy tu głosy wysokie, dźwięczne, improwizujące, ale i przenikliwe, głębokie i mocne, żeńskie i męskie, do tego doskonale wystrojone i duety pełne niuansów dynamicznych (i, oczywiście, sekwencje chóralne). Białym głosem śpiewa i dyrygentka, i sama kompozytorka – w przepięknie zaaranżowanej, nawiązującej do dźwięków przyrody pieśni „Sowa na gaju siada” oraz w „Oj lulaj, lulaj”. Można być pod wrażeniem. Zwłaszcza, że towarzyszy im, oprócz chóru i innych solistów (np. w „Sowie…” pojawia się jeszcze improwizująca Joanna Czajkowska), Tomasz Drozdek T.ETNO, a jego raz tradycyjne (np. lira korbowa, dzwonki pasterskie i fujara pasterska w „Pozic mamo raz”), a raz oryginalne, jak na ten repertuar, instrumentarium (np. kolumna medytacyjna w „Oj, ty rzeko”), co ewidentnie wzbogaca wszystkie aranże. Zapytana o swoje zainteresowania i umiejętności, Koziej mówi wprost: „Muzyka etniczna często była puszczana w moim domu rodzinnym. Przez to od zawsze była mi bliska - każda, z prawie każdej kultury” – wyjaśnia. Kompozytorka nie boi się też śmiałych połączeń – instrumentarium Drozdka (jak np. wyraźnie lubiany i pojawiający się w kilku utworach handpan albo tamburyn, talerz perkusyjny i miotła sorgo w nawiązującym do obrzędowości „Rozpalił nam Pan Bóg”) towarzyszy ludowym zaśpiewom i harmoniom rozpisanym na chór. W książeczce można przeczytać, że Drozdek częściowo improwizuje i – jak pisze Aneta Derkowska – „tak oto zrodzony z obopólnego zaufania eksperyment owocuje nową jakością. Pieśni zyskują nie tylko wyraziste oblicze rytmiczne, uwodzą też różnorodnością barw”. 

Chciałoby się, aby opracowania te weszły na stałe do kanonu. Jednak czy możliwe? Niby muzyka świata cieszy się coraz większą popularnością, a wiele nietypowych instrumentów można znaleźć choćby na Targowisku Instrumentów organizowanym w ramach słynnego festiwalu Wszystkie Mazurki Świata w Warszawie, ale czy rzeczywiście chóry są gotowe podjąć wysiłek znalezienia muzyka grającego na tak zróżnicowanym instrumentarium i do tego improwizującego, a potem odbycia wspólnych prób? Cóż, to byłoby na pewno ciekawe, kompozycje dostałyby w ten sposób drugie życie, niczym ludowa pieśń przekazywana z pokolenia na pokolenie. Oczywiście, znajdą się tacy, którzy uznają, że to folkowa „herezja”, bo gdy dawniej śpiewało się po domach całymi rodzinami, oryginalne melodie nie były okaleczane tak jak dziś, gdy to je (często nieudolnie) rekonstruujemy i miksujemy z mniej lub bardziej współczesnymi inspiracjami. Tylko czy rzeczywiście o to we wspólnym śpiewaniu kiedykolwiek chodziło i chodzi? Gdy śpiewa się z serca, każdy pragnie dać pieśni coś od siebie, w ten sposób mnożą się warianty, interpretacje. Myślę, że Zuzanna Koziej wychodzi z podobnego założenia – dlatego nie boi się eksperymentować z ludowymi melodiami, a nawet powierzać swoje propozycje muzykom podchodzącym do nich co najmniej swobodnie. Taki od początku był zamysł, „staram się nie łamać tradycji, tylko z nią współgrać” – jak mówi sama kompozytorka. Wartościami nadrzędnymi są tutaj siła i szczerość muzyki samej w sobie.

Warto jednak zwrócić uwagę, że kompozytorka w swoich kompozycjach odwołuje się do tradycji danych regionów wielorako. Trzon bazowego repertuaru stanowią pieśni kupalne śpiewane podczas puszczania wianków na wodę w wigilię św. Jana, czyli święta ognia i wody. W pieśniach z Wileńszczyzny, jak „Sady moje, sady” oraz „Poznałem dziewczyna” słyszymy pewną „rozlewność”, a także „arytmiczne zawiłości melodii” i „charakterystyczne przeciąganie ostatniej nuty”, jak również „wolne tempo i wąskozakresowość fraz”. Zwraca na to uwagę w przedmowie Derkowska i cytuje Koziej, która przyznaje, że: „inspirację stanowi niekiedy charakterystyczny rytm lub pojedyncze słowo, które pobudza wyobraźnię”. Tak czy inaczej jeśli nie chce się tej muzyki dogłębnie analizować, to może nas po prostu wciągnąć i ukołysać niczym melodia zasłyszana gdzieś wśród pól; a niekiedy nami pozytywnie wstrząśnie, niczym strzała Amora.
Kołysz się kołysz – Melodie ludowe w opracowaniu Zuzanny Koziej na Chór Żeński i Mieszany”. DUX / 28 marzec 2025 rok.