
Maja Baczyńska, Fryderyk Lutyński,
PIERWSZY 'MARZYCIEL'
A
A
A
Maja Baczyńska: Czy muzyka była Twoją pierwszą pasją w życiu? Jak to się stało, że zacząłeś komponować? Nie wiem czy się zgodzisz, że to dość wymagający zawód.
Fryderyk Lutyński: Muzyka była ze mną od najmłodszych lat – uwielbiałem słuchać muzyki Erika Satie, która do dziś robi na mnie ogromne wrażenie. Zacząłem uczyć się gry na pianinie w wieku sześciu lat u wspaniałej p. Halinki Pianowskiej, w Domu Kultury przy ul. Grunwaldzkiej w Krakowie. Równolegle interesowało mnie wiele rzeczy – między innymi malarstwo, które pokochałem dzięki tacie – jednak moją największą pasją była wtedy piłka nożna. FC Barcelona była moim ukochanym klubem. Grałem w lokalnym klubie piłkarskim, jednak po kilku kontuzjach moje plany musiały się zmienić. W wieku dziesięciu lat poszedłem do szkoły muzycznej na harfę. To niezwykły instrument, który do dziś zresztą pojawia się w moich kompozycjach. Jednak wtedy męczyło mnie „odgrywanie” cudzych utworów, które nie zawsze były mi bliskie emocjonalnie. Komponować zacząłem w wieku dwunastu lat, z jakiejś wewnętrznej potrzeby. To były walczyki fortepianowe – proste, lecz bardzo osobiste. Zgadzam się w pełni, że zawód kompozytora jest bardzo wymagający. Potrzeba w nim ogromu czasu spędzanego sam na sam – z instrumentem, z dźwiękiem, z DAW-em, a czasem po prostu ze sobą. Te nieregularne godziny pracy mają w sobie coś ekscytującego, ale bywają też trudne. Kompozytor, a tym bardziej producent muzyczny, musi być trochę psychologiem, poetą i rzemieślnikiem. To ciągłe balansowanie pomiędzy wrażliwością a precyzją.
M.B.: A jakie utwory skomponowałeś jako pierwsze, pamiętasz? Czy jest jakiś utwór-wizja, którego jeszcze nie napisałeś, a bardzo byś chciał?
F.L.: Tak, to były właśnie walczyki fortepianowe, do których po latach wracam z dużym sentymentem. Czasem żałuję, że nie wydałem wtedy tej muzyki – miała w sobie coś bardzo szczerego, nieprzefiltrowanego przez niczyje oczekiwania. Teraz pracuję nad autorskim albumem i prawdopodobnie opracuję dwa z tych pierwszych utworów. To bardzo proste rzeczy, ale głęboko dotykające mojej wrażliwości. Mam też sporo nienapisanych jeszcze kompozycji, które istnieją gdzieś w mojej głowie albo w szkicach, dla których po prostu brakuje mi teraz czasu. Wiem jednak, że przyjdzie moment, by się nimi zająć. Marzy mi się utwór napisany specjalnie dla orkiestry, projekt, który połączyłby świat akustyczny z elektroniką – nie tylko formalnie, lecz i emocjonalnie. To taka wizja, która we mnie jeszcze dojrzewa. Wierzę, że przyjdzie czas i na nią.
M.B.: A jak to jest z Twoim doświadczeniem w filmie? I znowu, czy masz jakieś wymarzone gatunki filmowe, do których chciałbyś napisać muzykę?
F.L.: Moja przygoda z filmem zaczęła się od krótkich metraży i projektów niezależnych. To był świetny poligon doświadczalny – mogłem eksperymentować, szukać własnego języka, uczyć się nie tylko kompozycji, ale też współpracy z reżyserami. Kiedy myślę o tym, że do końca tego roku będę miał na koncie już ponad 30-ci takich produkcji, to dociera do mnie, ile pracy za mną. Od czterech lat współpracuję z Bartoszem Chajdeckim jako aranżer i orkiestrator – to ogromna zawodowa przygoda oraz nieustająca lekcja muzycznej wrażliwości, precyzji i wyobraźni. Praca u boku tak wybitnego kompozytora to wielkie szczęście i źródło inspiracji. Dzięki tej współpracy miałem okazję pracować przy filmach takich, jak: „Święto ognia” (reż. Kinga Dębska, 2023 – wszystkie przyp. redakcyjne), „Różyczka 2” (reż. Jan Kidawa-Błoński, 2023), „Simona Kossak” (reż. Adrian Panek, 2024), a także przy serialach: „Chyłka. Oskarżenie” (reż. Łukasz Palkowski, Marek Wróbel, 2021), „Wotum nieufności” (reż. Łukasz Palkowski, 2022), „Furia”, sezon 2 (reż. Gjermund Eriksen, Magnus Martens, Michał Rogalski, 2023) oraz „Idź przodem, bracie” (reż. Maciej Pieprzyca, 2024). Bardzo cenię sobie różnorodność gatunkową – muzyka filmowa pozwala przechodzić między światami, co jest dla mnie fascynujące. Chciałbym pisać muzykę do bardzo różnych produkcji, ale gdybym miał wskazać coś, co szczególnie mnie przyciąga, to na pewno film lub serial kryminalny. Mam też takie wewnętrzne marzenie, żeby trafić na projekt, który byłby w pełni „mój” – ważny, poruszający albo po prostu taki, który mnie rozbawi i z którym będę mógł się totalnie utożsamić.
M.B.: Skąd pomysł, aby zgłosić się na Festiwal Muzyki Filmowej i starać się o Nagrodę im. Jana A.P. Kaczmarka „Marzyciel”? Przy okazji gratuluję wygranej.
F.L.: Bardzo dziękuję! Od czterech lat regularnie uczestniczę w Festiwalu Muzyki Filmowej i szczerze go uwielbiam. To miejsce, w którym poznałem wielu wspaniałych ludzi – zarówno kompozytorów, jak i twórców z różnych dziedzin filmu. To środowisko pełne inspiracji i pozytywnej energii. Gdy pojawiło się ogłoszenie o nowej nagrodzie im. Jana A.P. Kaczmarka „Marzyciel”, od razu poczułem, że chcę spróbować. Przeczytałem warunki, wymagania i miałem poczucie, że to jest coś dla mnie. Sam fakt, że znalazłem się w gronie tak utalentowanych finalistów – bardzo zdolnych i inspirujących ludzi – był już dla mnie dużym wyróżnieniem. A to, że ostatecznie udało się zdobyć nagrodę… no cóż – czysta euforia!
M.B.: Czy trudno było przejść selekcyjne sito? Czułeś, że masz szanse?
F.L.: Konkurencja była ogromna. Nie czułem się faworytem, ale wierzyłem, że jeśli pokażę coś autentycznego, to może zostanie to zauważone. Proces selekcji był wymagający, ale bardzo profesjonalny. Czułem się potraktowany poważnie, a to budujące.
M.B.: Jak wykorzystasz otrzymane w ramach nagrody stypendium?
F.L.: Chciałbym, aby przyczyniło się ono do znalezienia jak najlepszego pełnometrażowego projektu fabularnego i stworzenia – we współpracy z reżyserem i producentem – muzyki, która będzie naprawdę integralną częścią filmu. Mam ogromną potrzebę, by ten następny krok był nie tylko zawodowy, ale również artystyczny, żeby był to projekt, w którym muzyka opowie coś ważnego, dopełni obraz i emocje. Chcę zaryzykować, zaangażować się w coś prawdziwego i wierzę, że to stypendium pomoże mi to zrealizować.
M.B.: Czy podczas festiwalu poczułeś, że ta impreza rzeczywiście integruje środowisko i jednocześnie otwiera drzwi na świat młodym? Takie przyświecają mu idee.
F.L.: Zdecydowanie tak. Spotkania, „masterclassy”, rozmowy w kuluarach – to wszystko sprawia, że człowiek czuje się częścią większej wspólnoty. W zeszłym roku nawiązałem kontakty, które, od tego roku zaowocowały współpracą. A w tym kolejne, które mam nadzieję zaowocują w przyszłości. To nie jest tylko festiwal, to „żywy organizm”.
M.B.: Nagrodzony niegdyś Oscarem za muzykę do „Marzyciela” kompozytor Jan A.P. Kaczmarek po długiej chorobie odszedł rok temu. Kim ta postać była, jest dla Ciebie?
F.L.: Jan A.P. Kaczmarek to dla mnie symbol marzenia, które stało się rzeczywistością. Jego droga pokazuje, że można dotrzeć z Polski do Hollywood, ale nie zatracić przy tym swojej wrażliwości i tożsamości. Jego muzyka była dla mnie inspiracją już od czasów, kiedy zainteresowała mnie nią moja mama (interesowała się filmem, a w szczególności muzyką filmową). Oglądaliśmy wspólnie „Marzyciela” i muzyka z tego filmu do dziś pozostaje jedną z moich ulubionych ścieżek dźwiękowych. Dzisiaj, z perspektywy pierwszego laureata nagrody jego imienia, czuję ogromną wdzięczność i odpowiedzialność. On był i pozostanie wzorem dla takich jak ja – młodych kompozytorów z dużymi marzeniami.
M.B.: Dziękuję za rozmowę.
Fryderyk Lutyński: Muzyka była ze mną od najmłodszych lat – uwielbiałem słuchać muzyki Erika Satie, która do dziś robi na mnie ogromne wrażenie. Zacząłem uczyć się gry na pianinie w wieku sześciu lat u wspaniałej p. Halinki Pianowskiej, w Domu Kultury przy ul. Grunwaldzkiej w Krakowie. Równolegle interesowało mnie wiele rzeczy – między innymi malarstwo, które pokochałem dzięki tacie – jednak moją największą pasją była wtedy piłka nożna. FC Barcelona była moim ukochanym klubem. Grałem w lokalnym klubie piłkarskim, jednak po kilku kontuzjach moje plany musiały się zmienić. W wieku dziesięciu lat poszedłem do szkoły muzycznej na harfę. To niezwykły instrument, który do dziś zresztą pojawia się w moich kompozycjach. Jednak wtedy męczyło mnie „odgrywanie” cudzych utworów, które nie zawsze były mi bliskie emocjonalnie. Komponować zacząłem w wieku dwunastu lat, z jakiejś wewnętrznej potrzeby. To były walczyki fortepianowe – proste, lecz bardzo osobiste. Zgadzam się w pełni, że zawód kompozytora jest bardzo wymagający. Potrzeba w nim ogromu czasu spędzanego sam na sam – z instrumentem, z dźwiękiem, z DAW-em, a czasem po prostu ze sobą. Te nieregularne godziny pracy mają w sobie coś ekscytującego, ale bywają też trudne. Kompozytor, a tym bardziej producent muzyczny, musi być trochę psychologiem, poetą i rzemieślnikiem. To ciągłe balansowanie pomiędzy wrażliwością a precyzją.
M.B.: A jakie utwory skomponowałeś jako pierwsze, pamiętasz? Czy jest jakiś utwór-wizja, którego jeszcze nie napisałeś, a bardzo byś chciał?
F.L.: Tak, to były właśnie walczyki fortepianowe, do których po latach wracam z dużym sentymentem. Czasem żałuję, że nie wydałem wtedy tej muzyki – miała w sobie coś bardzo szczerego, nieprzefiltrowanego przez niczyje oczekiwania. Teraz pracuję nad autorskim albumem i prawdopodobnie opracuję dwa z tych pierwszych utworów. To bardzo proste rzeczy, ale głęboko dotykające mojej wrażliwości. Mam też sporo nienapisanych jeszcze kompozycji, które istnieją gdzieś w mojej głowie albo w szkicach, dla których po prostu brakuje mi teraz czasu. Wiem jednak, że przyjdzie moment, by się nimi zająć. Marzy mi się utwór napisany specjalnie dla orkiestry, projekt, który połączyłby świat akustyczny z elektroniką – nie tylko formalnie, lecz i emocjonalnie. To taka wizja, która we mnie jeszcze dojrzewa. Wierzę, że przyjdzie czas i na nią.
M.B.: A jak to jest z Twoim doświadczeniem w filmie? I znowu, czy masz jakieś wymarzone gatunki filmowe, do których chciałbyś napisać muzykę?
F.L.: Moja przygoda z filmem zaczęła się od krótkich metraży i projektów niezależnych. To był świetny poligon doświadczalny – mogłem eksperymentować, szukać własnego języka, uczyć się nie tylko kompozycji, ale też współpracy z reżyserami. Kiedy myślę o tym, że do końca tego roku będę miał na koncie już ponad 30-ci takich produkcji, to dociera do mnie, ile pracy za mną. Od czterech lat współpracuję z Bartoszem Chajdeckim jako aranżer i orkiestrator – to ogromna zawodowa przygoda oraz nieustająca lekcja muzycznej wrażliwości, precyzji i wyobraźni. Praca u boku tak wybitnego kompozytora to wielkie szczęście i źródło inspiracji. Dzięki tej współpracy miałem okazję pracować przy filmach takich, jak: „Święto ognia” (reż. Kinga Dębska, 2023 – wszystkie przyp. redakcyjne), „Różyczka 2” (reż. Jan Kidawa-Błoński, 2023), „Simona Kossak” (reż. Adrian Panek, 2024), a także przy serialach: „Chyłka. Oskarżenie” (reż. Łukasz Palkowski, Marek Wróbel, 2021), „Wotum nieufności” (reż. Łukasz Palkowski, 2022), „Furia”, sezon 2 (reż. Gjermund Eriksen, Magnus Martens, Michał Rogalski, 2023) oraz „Idź przodem, bracie” (reż. Maciej Pieprzyca, 2024). Bardzo cenię sobie różnorodność gatunkową – muzyka filmowa pozwala przechodzić między światami, co jest dla mnie fascynujące. Chciałbym pisać muzykę do bardzo różnych produkcji, ale gdybym miał wskazać coś, co szczególnie mnie przyciąga, to na pewno film lub serial kryminalny. Mam też takie wewnętrzne marzenie, żeby trafić na projekt, który byłby w pełni „mój” – ważny, poruszający albo po prostu taki, który mnie rozbawi i z którym będę mógł się totalnie utożsamić.
M.B.: Skąd pomysł, aby zgłosić się na Festiwal Muzyki Filmowej i starać się o Nagrodę im. Jana A.P. Kaczmarka „Marzyciel”? Przy okazji gratuluję wygranej.
F.L.: Bardzo dziękuję! Od czterech lat regularnie uczestniczę w Festiwalu Muzyki Filmowej i szczerze go uwielbiam. To miejsce, w którym poznałem wielu wspaniałych ludzi – zarówno kompozytorów, jak i twórców z różnych dziedzin filmu. To środowisko pełne inspiracji i pozytywnej energii. Gdy pojawiło się ogłoszenie o nowej nagrodzie im. Jana A.P. Kaczmarka „Marzyciel”, od razu poczułem, że chcę spróbować. Przeczytałem warunki, wymagania i miałem poczucie, że to jest coś dla mnie. Sam fakt, że znalazłem się w gronie tak utalentowanych finalistów – bardzo zdolnych i inspirujących ludzi – był już dla mnie dużym wyróżnieniem. A to, że ostatecznie udało się zdobyć nagrodę… no cóż – czysta euforia!
M.B.: Czy trudno było przejść selekcyjne sito? Czułeś, że masz szanse?
F.L.: Konkurencja była ogromna. Nie czułem się faworytem, ale wierzyłem, że jeśli pokażę coś autentycznego, to może zostanie to zauważone. Proces selekcji był wymagający, ale bardzo profesjonalny. Czułem się potraktowany poważnie, a to budujące.
M.B.: Jak wykorzystasz otrzymane w ramach nagrody stypendium?
F.L.: Chciałbym, aby przyczyniło się ono do znalezienia jak najlepszego pełnometrażowego projektu fabularnego i stworzenia – we współpracy z reżyserem i producentem – muzyki, która będzie naprawdę integralną częścią filmu. Mam ogromną potrzebę, by ten następny krok był nie tylko zawodowy, ale również artystyczny, żeby był to projekt, w którym muzyka opowie coś ważnego, dopełni obraz i emocje. Chcę zaryzykować, zaangażować się w coś prawdziwego i wierzę, że to stypendium pomoże mi to zrealizować.
M.B.: Czy podczas festiwalu poczułeś, że ta impreza rzeczywiście integruje środowisko i jednocześnie otwiera drzwi na świat młodym? Takie przyświecają mu idee.
F.L.: Zdecydowanie tak. Spotkania, „masterclassy”, rozmowy w kuluarach – to wszystko sprawia, że człowiek czuje się częścią większej wspólnoty. W zeszłym roku nawiązałem kontakty, które, od tego roku zaowocowały współpracą. A w tym kolejne, które mam nadzieję zaowocują w przyszłości. To nie jest tylko festiwal, to „żywy organizm”.
M.B.: Nagrodzony niegdyś Oscarem za muzykę do „Marzyciela” kompozytor Jan A.P. Kaczmarek po długiej chorobie odszedł rok temu. Kim ta postać była, jest dla Ciebie?
F.L.: Jan A.P. Kaczmarek to dla mnie symbol marzenia, które stało się rzeczywistością. Jego droga pokazuje, że można dotrzeć z Polski do Hollywood, ale nie zatracić przy tym swojej wrażliwości i tożsamości. Jego muzyka była dla mnie inspiracją już od czasów, kiedy zainteresowała mnie nią moja mama (interesowała się filmem, a w szczególności muzyką filmową). Oglądaliśmy wspólnie „Marzyciela” i muzyka z tego filmu do dziś pozostaje jedną z moich ulubionych ścieżek dźwiękowych. Dzisiaj, z perspektywy pierwszego laureata nagrody jego imienia, czuję ogromną wdzięczność i odpowiedzialność. On był i pozostanie wzorem dla takich jak ja – młodych kompozytorów z dużymi marzeniami.
M.B.: Dziękuję za rozmowę.
Fot. Barbara Rogoż.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |