ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lipca 13 (517) / 2025

Michał Paweł Urbaniak,

CZCICIELE I BAŁWOCHWALCY (AGATA CHRISTIE: 'NIEDZIELA NA WSI')

A A A
Od doliny, przez zapałki, aż do weekendu na wsi

„The Hollow” – dwudziesta druga powieść Agathy Christie z udziałem belgijskiego detektywa Herkulesa Poirota – po raz pierwszy ukazała się w Polsce w 1947 roku, w rok po angielskiej premierze. Nadano jej wówczas tytuł „Sześć pudełek zapałek”, a książkę przetłumaczył Tadeusz Świeściak. Dziś ta dawna wersja – raczej już zapomniana – pozostaje całkiem interesująca głównie ze względu na decyzje translatorskie. Chodzi m.in. o spolszczenie części imion bohaterów, pozostawienie wulgaryzmu bez tłumaczenia („Ona zaś była i jest »a bitch of the firstwater«”) czy o przeprowadzenie swoistej „lokalizacji kulturowej” wbrew oryginałowi: jedna z bohaterek zaprasza dawnego ukochanego „na kieliszek wódki” (w pierwowzorze – po prostu na drinka), a w pracowni pewnej rzeźbiarki znajduje się dzieło podobne „do głowy zwycięskiego żołnierza Armii Radzieckiej” (tymczasem Christie nic nie wspomniała o tym, by ów żołnierz był zwycięski).

Dziś „The Hollow” jest znane polskiemu czytelnikowi z drugiego przekładu autorstwa Jolanty Bartosik, wydanego pod tytułem „Niedziela na wsi” (równie daleko odbiegającym od tego oryginalnego, który znaczy „dolina” i stanowi aluzję do zacytowanego w rozdziale osiemnastym wiersza „Maud” Alfreda Tennysona). Niedawno ukazało się kolejne wznowienie tej wersji. Mimo wszystko ta książka wciąż sytuuje się wśród tych mniej znanych i mniej cenionych w dorobku Agathy Christie. Trzeba przyznać, że Herkules Poirot miewał o wiele bardziej spektakularne dokonania, a historia przedstawiona w omawianej tu książce budzi skojarzenia ze śledztwami komisarza Maigreta z cyklu autorstwa Georgesa Simenona. Wątek kryminalny znacząco ustępuje tutaj dramatowi obyczajowemu (znamienne, że sama autorka, przerabiając „The Hollow” na sztukę teatralną, jeszcze bardziej umniejszyła aspekt kryminalny, nie uwzględniając w wersji scenicznej Poirota). Chciałoby się zapytać, ile kryminału jest w tym kryminale – i co Christie zaoferowała czytelnikom, zaburzając proporcje.

Krwawy teatr

Spędzający czas na wsi Herkules Poirot zostaje zaproszony na niedzielny obiad do swoich sąsiadów. Przybywa do The Hollow (tak nazywa się posiadłość państwa Angkatellów) niczym do teatru – bo też scena, która się przed nim rozgrywa, ma w sobie coś teatralnego. Przygląda się jej kilka osób. Na brzegu basenu leży krwawiący mężczyzna, a nad nim stoi kobieta z rewolwerem w dłoni (ten motyw Christie zaczerpnęła z napisanego kilkanaście lat wcześniej opowiadania „Cień na szybie”, zamieszczonego w tomie „Tajemniczy pan Quin”). To, co detektyw początkowo bierze za makabryczny żart, okazuje się tragiczną rzeczywistością: John Christow, ceniony lekarz, umiera. Najwyraźniej zastrzeliła go notorycznie zdradzana żona, zatem sprawa wydaje się aż za prosta. Tymczasem domniemana sprawczyni twierdzi, że gdy nadeszła, John już był ranny, a ona jedynie podniosła rewolwer. Wkrótce okazuje się, że to nie z tej broni zastrzelono doktora. A jeśli Gerda jest niewinna, kto odpowiada za tę śmierć? Intryga nie jest szczególnie zawikłana, aczkolwiek rozwiązanie można uznać za zaskakujące, a sam Herkules Poirot przyznaje, że nigdy jeszcze nie miał tak godnego przeciwnika. W ten sposób można w skrócie przedstawić wątek kryminalny. Jednak w „Niedzieli na wsi” najważniejsze okazuje się to, co działo się przed morderstwem.

Dramatis personae

W dwa lata wcześniejszej „Godzinie zero” Agatha Christie ustami jednego z bohaterów podzieliła się literacką refleksją: kryminały zazwyczaj rozpoczynają się od morderstwa, lecz nie jest to uczciwe postawienie sprawy. Bo właściwie „morderstwo to rezultat. Jego historia zaczyna się wcześniej, czasami wiele lat wcześniej. Tam tkwią korzenie tych wszystkich związków przyczynowo-skutkowych, które doprowadzają określonych ludzi w określone miejsca o określonej porze określonego dnia”.

Początkowo w „Niedzieli na wsi” obserwujemy kilkoro bohaterów, którzy szykują się do weekendowej wizyty we wiejskiej posiadłości. Christie w żadnym innym ze swoich kryminałów nie zbudowała tak wnikliwych portretów psychologicznych postaci (na to pozwalała sobie przede wszystkim w powieściach obyczajowych pisanych pod pseudonimem Mary Westmacott). Przykładowo John Christow, późniejsza ofiara zbrodni, jest cenionym lekarzem, empatycznym wobec pacjentów i poświęcającym się dla tych, którzy rzeczywiście potrzebują jego pomocy. Próbuje znaleźć lekarstwo na (fikcyjną) nieuleczalną chorobę Ridgewaya. Łatwo go za to podziwiać. Z drugiej strony to człowiek samolubny, egoistyczny, skłonny do wpadania w gniew, a przede wszystkim – toksyczny względem kobiet, które go kochają. Dla bezgranicznie oddanej mu żony żywi pogardę, choć właśnie uległości od niej oczekiwał („Chciał kobiety, która będzie patrzyła na świat jego oczami, z pokorą przyjmie jego decyzje i nigdy nie będzie myślała samodzielnie”). Bardziej skomplikowany związek łączy go z kochanką – życzyłby sobie mieć większy wpływ na nią, a ona stara się zachować autonomię. Aktualnie doktor zmaga się z zagubieniem, będącym najpewniej pokłosiem kryzysu wieku średniego – prześladuje go myśl o powrocie do domu, choć nie wie, gdzie ten dom miałby znaleźć.

Z kolei Gerda Christow potrzebowała kogoś, kto by ją prowadził przez życie – i tę rolę opiekuna wziął na siebie jej mąż (według niej - człowiek wielkiej szlachetności, „całkowicie wyzbyty samolubstwa”). Gerda opiera się na nim, bo trudno jej podjąć nawet najbłahsze decyzje jako osobie ograniczonej i niezbyt lotnej. Nie jest jednak tak głupia, jak się powszechnie mniema – stopniowo uczy się wykorzystywać ten swój niezbyt korzystny wizerunek, aby inni ją wyręczali („Zaczęła rozwijać w sobie przyjemne poczucie wyższości. Często śmiała się z nich w duchu. To zabawne wiedzieć więcej, niż się po niej spodziewają; umieć zrobić coś, ale przed nikim się z tym nie zdradzić”). Rola „tej trzeciej” w małżeństwie Christowów przypadła Henrietcie Savernake, wybitnej rzeźbiarce, kobiecie inteligentnej, przenikliwej i pełnej empatii. Kocha Johna (ich romans jest tajemnicą poliszynela), a ma też wiele zrozumienia i sympatii dla jego żony, pozostaje względem niej prawdziwie troskliwa. Jednak i jej nie zawsze jest wygodnie w tym układzie. Nieprzypadkowo na początku powieści rzeźbi postać Nauzykai – kobiety wspierającej Odyseusza, jak się okazuje, w drodze do prawowitej żony.

W tej historii ważne miejsce zajmuje również Edward Angkatell, daleki kuzyn Henrietty, bezskutecznie starający się o jej rękę. Jako dziedzic Ainswick, domu, z którym bohaterowie wiążą ciepłe wspomnienia, pozostaje zanurzony w przeszłości niczym strażnik starego porządku nie mającego już racji bytu w obliczu zmieniającego się świata. Edward nie zauważa, że jest obiektem serdecznych uczuć Midge Hardcastle, młodszej i o wiele mniej zamożnej kuzynki, która musi zarabiać na utrzymanie uwłaczającą pracą ekspedientki w butiku.

Osobą spoza kręgu rodzinnego jest Veronica Cray, hollywoodzka aktorka, dawniej narzeczona doktora Christowa. Rozstali się, nie mogąc pogodzić łączących ich uczuć z ambicjami zawodowymi. Ich ścieżki po piętnastu latach znów się zbiegają: Veronica przychodzi do Angkatellów z drobną sąsiedzką prośbą, a John nagle zdaje sobie sprawę, że to właśnie za nią tęsknił niczym za domem. Można powiedzieć, że Veronica pożyczając zapałki, podpala lont – to właśnie jej zjawienie się szybko doprowadzi do katastrofy.

Uczuciowy wielokąt

Akcja „Niedzieli na wsi” toczy się wokół morderstwa, ale tematem wiodącym jest miłość, a może raczej zbrodnie miłości. Brzmi to romansowo, lecz Christie pogłębia, zdawałoby się, banalną tematykę. W jej powieści miłość to siła obezwładniająca i destrukcyjna. Bohaterowie zostają uwikłani w uczuciowy wielokąt. John miota się między żoną i kochanką, a nagle odnajduje kobietę, dla której – jak sądzi – żywi szczere uczucia. Gerda Christow kocha męża, który nią pogardza. Veronica Cray obsesyjnie myśli o dawnym narzeczonym, jest gotowa na wiele, by go odzyskać. Edward nie jest w stanie zdobyć Henrietty, a zarazem pozostaje ślepy na zakochanie Midge. Można odnieść wrażenie, że to iście szekspirowska tragedia przeniesiona do dwudziestego wieku. Christie umiejętnie podbija teatralność – bohaterowie spotykają się przy umierającym Johnie niczym na scenie, a on choć martwy, wydaje się bardziej żywy niż ci, którzy zostali („Poirot nigdy jeszcze nie spotkał człowieka tak pełnego życia. Inni byli cieniami, drugoplanowymi aktorami [podkr. moje – M. P. Urbaniak], tylko umierający był w pełni żywy”). A konsekwencje dotykają nie tylko doktora Christowa, ale także tych, których pozostawił. Gerda i Henrietta nie potrafią się odnaleźć w świecie bez ukochanego mężczyzny – to było niechciane uwolnienie spod jego silnego wpływu. Miłość w tym świecie nie przynosi szczęścia – nawet pomyślny dla jednej z par finał został poprzedzony próbą samobójczą.

Można z powodzeniem odczytywać „Niedzielę na wsi” poprzez klucz biograficzny. Największą traumą dla autorki „Zabójstwa Rogera Ackroyda” stał się rozwód z pierwszym mężem. Archibald Christie nawiązał romans z Nancy Neele, a następnie porzucił dla niej żonę. Rozpad małżeństwa pchnął pisarkę do załamania nerwowego i desperackiego kroku (słynne zniknięcie na jedenaście dni). Tamten miłosny zawód znalazł swoje odbicie również w jej późniejszych powieściach kryminalnych osnutych wokół motywu małżeńskiego trójkąta i charakteryzujących się sporym ładunkiem emocjonalnym (m.in. „Śmierć na Nilu”, „Pięć małych świnek” czy „Godzina zero”). Echa tej historii wydają się najwyraźniejsze właśnie w „Niedzieli na wsi”. Brytyjska autorka obdarzyła Christowa mizoginistycznymi poglądami zaczerpniętymi od pierwszego męża. Z kolei w dwóch głównych bohaterkach powieści można dostrzec samą Christie niejako w przeciwstawnych odsłonach: kochającej, ale jednak wysoce niezależnej kobiety sukcesu (Henrietta) oraz uległej, gotowej na każde poświęcenie ofiary podłego człowieka (Gerda). Warto zwrócić uwagę, że w wyżej wymienionych powieściach koniec końców to właśnie żona (bądź niepoślubiona czy odrzucona, za to prawdziwie kochana partnerka) okazuje się tą najważniejszą w życiu wcześniej błądzącego mężczyzny. John tuż przed swoją śmiercią postanawia być lepszym dla swojej małżonki – a jednak refleksja i skrucha przychodzą zbyt późno.

Swoistym artefaktem, który przewija się przez całą powieść, jest Czciciel, rzeźba, do której nieświadomie pozowała Gerda. Henrietta tak ocenia swoją pracę: „Udało się pokazać pokorę, silne mięśnie karku, pochylone ramiona, lekko uniesioną twarz z zatartymi rysami, ponieważ prawdziwe oddawanie komuś czci pozbawia człowieka osobowości. Tak — uległość, podziw i bezgraniczne oddanie, będące w rzeczywistości bałwochwalstwem”. Owa bałwochwalczość wydaje się słowem-kluczem do odczytania powieści. A czcicieli w tej książce jest wielu, nawet na drugim planie (służący są niezmiernie lojalni względem roztrzepanej lady Angkatell). Jednak to Gerda pozostaje symbolem kobiety niewolniczo oddanej i niemal wyzutej przez to z siły i własnej osobowości. Rozgoryczona, ujmie swoje uczucia do męża w przejmujących słowach: „Wierzyłam w niego jak w Boga”.

Choć „Niedziela na wsi” została zbudowana w oparciu o formułę klasycznego kryminału (a w tych Agatha Christie osiągnęła wszak prawdziwe mistrzostwo), trudno patrzeć na tę prozę jedynie przez pryzmat zbrodni. To opowieść o zniewoleniu przez miłość i ślepym oddaniu, które doprowadza do tragedii, często pociągając za sobą wiele ofiar. Powstała literatura traktująca o uniwersalnych wartościach – zubażające byłoby sprowadzenie tej historii do prostej odpowiedzi na nieśmiertelne kryminalne pytanie: „kto zabił”.

Literatura:

Christie A.: „Godzina zero”. Przeł. Michał Madaliński. Warszawa 1999.

Christie A.: „Sześć pudełek zapałek”. Przeł. Tadeusz Świeściak. Wydawnictwo Awir Sp. z o.o. Katowice 1947.
Agatha Christie: „Niedziela na wsi”. Tłum. Jolanta Bartosik. Wydawnictwo Dolnośląskie. Wrocław 2025.