ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (521) / 2025

Zuzanna Marciniak,

WIERSZE

A A A
linia transsyberyjska

na jędrnej niegdyś szyi czas rozpisał się

ciągiem plam opadowych

czy da się to zmyć czy wystarczy ziemi

z ogródka by przykryć wykrzywione palce

jeden z nich nie chce wyłamać się z obrączki

a miała schować



nie wstawać z łóżka

przykleić szynę do nogi i czekać

na synów z dalekich krain



wpław

dom to jest kamień który podtrzymuje żuchwę

stąd uchodzą wszystkie żyły

i ścieki wodne matki próbują nas ukorzeniać

a my chcemy wgryzać się w jeziora



z ptactwem budować gniazda więc płyniemy tak

rozgrzebując stado połykając pianę

by zacieleśniać dno



na łączach



kłuję w brzuch co miało boleć to już bolało

kiwam głową jeszcze mi odpowiada

choć połączenia nie są tak czyste po skręceniu

w pępowinę



gdy osobie przyklejającej wyrzuty do moich starań

podskórnie wpuszczałam preparat

którego działania uczyłam się dziewięć miesięcy

pomyślałam czy to możliwe słyszeć małą

igłę obracaną na synapsie



sztuka kochania

gdy rano otwierał oczy igiełki światła znów przebijały

papier którym tak starannie okleił ściany

narządów wrażliwych bo matka lubiła czytać



romanse i wydaliła go w nocy więc nocą tylko umiał

oddychać a gdy zbyt dużo



do siebie dopuścił czegoś co nazywa się wiatrem

w żagle potrafił zapaść się jak jacht orgiami

wtulony w mieliznę