ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lutego 3 (99) / 2008

Małgorzata Kłoskowicz,

LIZZ KONTRA LUCY

A A A
Doskonale zorganizowana grupa Melvina Eastmana sprowadza na Wyspy Brytyjskie kolejną grupę nielegalnych imigrantów z Iranu, Afganistanu i Pakistanu. Wszystko działa doskonale aż do momentu, w którym na przerdzewiałym, dwudziestodwumetrowym kutrze „Susanne Hanke” przybywa do Zjednoczonego Królestwa wraz z innymi uchodźcami młody terrorysta. To początek końca złotego interesu brytyjskiego biznesmena. Ale to nie Eastman jest głównym bohaterem sensacyjnego thrillera Stelli Rimington „Ryzyko zawodowe”.

Faraj Mansoor (którego, podobnie jak pozostałych uchodźców, „ubrano w dżinsy, swetry, kurtki z pomocy charytatywnej” oraz w „identyczne, niebieskie kombinezony mechaników”) przybywa do Wielkiej Brytanii, aby dołączyć do swojej wspólniczki, ukrywającej się pod pseudonimem Lucy Wharmby (kiedy spotykamy ją po raz pierwszy, ma na sobie „parkę, dżinsy i tenisówki Nike. Na głowie brązową, sztruksową czapkę w stylu beatlesów, z jakiegoś straganu przy Quai des Celestins, której daszek naciągnęła nisko na oczy, a do tego mimo pochmurnego dnia – duże przeciwsłoneczne okulary”). Ubiór, wbrew pozorom, ma ogromne znaczenie, jest bowiem elementem planu – sprawia, że kobieta jest nierozpoznawalna, nie ma na sobie niczego, „co wyróżniałoby ją z tłumu” podróżnych przekraczających brytyjską granicę. Może za wyjątkiem owych dużych przeciwsłonecznych okularów noszonych w chłodny, pochmurny, grudniowy dzień. Ale najwidoczniej jedynym uważnym obserwatorem jest czytelnik, nie mający wpływu na przebieg akcji, do której zresztą teraz powrócimy.

Otóż opisana powyżej para terrorystów ma ważne zadanie do wykonania – znaleźć wybrany cel na terenie wrogiego państwa, dotrzeć do niego i... zlikwidować przy pomocy ręcznie skonstruowanej bomby. Istotą powieści jest jednak wyścig między tą dwójką, a kontrwywiadem brytyjskim. Po przeciwnej stronie barykady stają: Lizz Carlyle (jedwabny szal od Diora z Avenue Montaigne, perfumy Guerlaina, szpiczaste pantofle ze śliwkowego zamszu, z podwiniętymi od deszczu czubkami) – oficer MI5 (Secret Service, kontrwywiadu Wielkiej Brytanii, którego celem jest „zapobieganie infiltracji państwa przez obce wywiady i terrorystów”), wraz z Brunonem Mackayem (flanelowy garnitur z Savile Row, jasna błękitna koszula, rozpięta pod szyją i z podwiniętymi do połowy, bynajmniej nie od deszczu, rękawami, „zegarek, na oko ważący dobre pół kilo Breitling Navitimer”) – oficerem MI6 (Secret Intelligence Service, tajnej służby wywiadowczej Wielkiej Brytanii, „koncentrującej się na operacjach poza granicami Zjednoczonego Królestwa”)... I o ile Lucy i Mansoor współpracują ze sobą, Lizz i Mackay raczej rywalizują o to, który kontrwywiad pierwszy dotrze do terrorystów. Pani oficer kieruje się „niezawodną kobiecą intuicją”, pan oficer – znajomością kobiecego wnętrza, którą ma możliwość wykazać się tylko jeden jedyny raz, odgadując w restauracji, co Lizz zamówi na obiad. Najwidoczniej w walce z terrorystami każda umiejętność może się kiedyś okazać przydatna.

Oczywiście niespełna pół tysiąca stron powieści to nie tylko opis przeprowadzenia operacji schwytania terrorystów przez kontrwywiad brytyjski, lecz przede wszystkim bogactwo szczegółów dotyczących na przykład ubioru poszczególnych postaci (włącznie z marką i domniemanym miejscem zakupu, w myśl zasady: pokaż mi, co masz na sobie, a powiem ci, kim jesteś), czy też wszystkiego, co może się w wywiadzie przydać. Ot, jak chociażby w opisie wnętrza pomieszczenia, w którym zginął jeden z pracowników Eastmana: „Trzecia seria to były zdjęcia sanitariatu – najpierw widok z zewnątrz, gdy wokół kręcili się ludzie z patologii w swoich jasnoniebieskich kombinezonach ochronnych. Później zdjęcia wnętrza budynku – pustego, przynajmniej jeśli chodzi o żywych. Pomieszczenia w środku były wyłożone białymi kafelkami, widać było umywalkę, dwa pisuary przykręcone do ściany oraz kabinę toalety. Kolejne zdjęcie pokazywało zbliżenie na zepsuty zamek kabiny. Zamiast rolki papieru, z jednej ze ścian zwisała żółta książka telefoniczna”. Nigdy bowiem nie wiadomo, gdzie morderca mógł zostawić ślad.

Odkrywanie mechanizmów działania tajnych służb w państwie to typowa cecha thrillera politycznego (czy raczej political fiction), jakim jest „Ryzyko zawodowe”. Bazuje ono przede wszystkim na dwóch ludzkich uczuciach – ciekawości i niepokoju. Irracjonalne odczuwanie lęku, niewspółmierne do realnej przyczyny, to jedna z cech współczesnego człowieka. Im mniejszy wpływ mamy na zagrożenie oraz im trudniej je zlokalizować, tym niepewność jest większa. Doskonałym przykładem takiego wyzwalacza emocji jest zagrożenie terrorystyczne – zwłaszcza po wrześniowych atakach na WTC. Przeciętny człowiek nie ma wpływu na działania terrorystów. Jedyną ochronę może zapewnić państwo, ale, jak pisze Zygmunt Bauman w „Płynnej nowoczesności”, działania sił porządkowych tak naprawdę zamiast przeciwdziałać, zwiększają popularność terroryzmu. Człowiek, który może liczyć jedynie na tajne służby, pragnie wiedzieć, jak działają owe mechanizmy obronne. W efekcie taka tematyka staje się dla czytelnika dobrą przynętą. Błyszczy, przyciąga uwagę, ale jeśli damy się złapać, konsekwencje poznawcze mogą być „tragiczne”. Tym bardziej, że autorka była dyrektorem generalnym MI5, w związku z czym działania tajnego wywiadu znała z własnego doświadczenia.

Przyjrzyjmy się zatem mechanizmom opisanym w powieści. W jaki sposób bronione jest Wielka Brytania przed ewentualnym zagrożeniem ze strony terrorystów? Otóż najważniejszy jest przypadek i kobieca intuicja. Bohaterowie w ostatniej chwili otrzymują informacje niezbędne do poszukiwania przestępców, Lizz instynktownie wyczuwa niebezpieczeństwo, kieruje się swoimi przeczuciami, a do tego i tak ostatecznie decyzja o naciśnięciu przycisku detonatora należy do terrorystów. Okazuje się zatem, że Brytyjczycy zdani są na łaskę/niełaskę przestępców. Taka wizja to rzeczywiście thriller dla mieszkańca Zjednoczonego Królestwa...

Ale zagadnienie rzeczywistości i fikcji w political fiction, jak pisze Mariusz Kraska, analizując gry i konwencje tego gatunku, to dosyć istotny problem. Z jednej strony Stella Rimington zna przebieg akcji z własnego doświadczenia, a z drugiej – sama zaznacza, iż jest to fikcja. Jedynie główna bohaterka ma w sobie coś z autorki, jest w niej wyczuwalny pewien autobiograficzny ślad.

Jeśli zatem procedura działania Tajnych Służb została wymyślona, należy przyjrzeć się konstrukcji powieści. Przede wszystkim nie do końca wiadomo, dlaczego Farajowi pomagać ma właśnie Lucy. Brytyjka, która ciężko przeżyła rozwód rodziców, trafia w bliżej nieokreślony sposób na szkolenie zorganizowane przez profesjonalną organizację terrorystyczną w Pakistanie i postanawia pomóc w ataku na brytyjski obiekt. Można by rzec, że jest to sprawa jej przekonań. Natomiast Faraj zostaje w książce poniekąd usprawiedliwiony. Jego motywy są racjonalne, a postępowanie uzasadnione z punktu widzenia... Europejczyka.

Jak zatem działa w „Ryzyku zawodowym” wspomniany efekt „przynęty”? Gatunek political fiction działa jak samonapędzająca się machina. Wiadomości dostarczane przez media w jakimś stopniu mogą potwierdzić to, co zostało opisane w książce, i wtedy fikcja odbierana jest przez czytelników jak rzeczywistość. W tym przypadku staje się to bardziej prawdopodobne ze względu na przytaczane już wcześniej informacje na temat zawodowej przeszłości autorki. Nic więc dziwnego, że „Ryzyko zawodowe” to bestseller.

Kolejny światowy bestseller.
Stella Rimington: „Ryzyko zawodowe”. Przeł. Mateusz Kurmanow. Wydawnictwo Red Horse. Lublin 2007.