J. J. GITTES, DETEKTYW PRYWATNY
A
A
A
Nikt, na czele z samym Polańskim, nie spodziewał się tak oszałamiającego sukcesu. Siódmy z kolei pełnometrażowy obraz w karierze Polańskiego zdobył jedenaście nominacji do Oscara (jedyna statuetka za scenariusz), potwierdzając artystyczną dojrzałość reżysera oraz zamykając amerykański okres jego twórczości. „Chinatown” (1974) jest ambitną próbą nasycenia klasycznej formuły kina detektywistycznego z lat 40. pierwiastkiem mitologicznym, będąc zarazem dobrym przykładem „kina środka”, łączącego w spójną całość autorskie spojrzenie z wymogami filmowego gatunku.
Głównym zajęciem J. J. Gittesa (Jack Nicholson) jest dostarczanie dowodów kompromitujących niewiernych małżonków. Monotonny tryb życia bohatera zmienia się wraz z pojawieniem się Evelyn Mulwray (Faye Dunaway), córki wodnego potentata. Tajemnicza śmierć jej męża pociągnie za sobą szereg dramatycznych wypadków, które ostatecznie zmuszą Gittesa do konfrontacji ze swoją własną przeszłością…
Scenariusz autorstwa Roberta Towne’a odwołuje się do literackich dokonań Raymonda Chandlera oraz Dashiella Hammetta, lecz Gittes jest kimś więcej niż tylko imitacją Philipa Marlowe’a czy Sama Spade’a. Polański charakteryzuje go jako fascynującego człowieka czynu, szykownego mężczyznę o nonszalanckim sposobie bycia, kreując w ten sposób nowy archetyp prywatnego detektywa. Mimo, że bohater posiada współpracowników, jest zależny tylko od siebie. Żywi głębokie przekonanie o słuszności wykonywanej przez siebie pracy, w której – jak sam podkreśla – liczy się finezja. Jego azylem jest przestrzeń biura, gdzie powraca po wykonanej pracy oraz gdzie znajduje schronienie przed własną przeszłością, która unosi się nad nim niczym antyczne fatum. Historia Gittesa jest bowiem trawestacją mitu o Edypie, który uciekając przed złowróżbną przepowiednią, nieświadomie wypełnia ją co do joty. Podobnie jak mityczny władca Teb, bohater jest człowiekiem inteligentnym, nie potrafi jednak dostrzec odpowiedzi, którą ma od samego początku przed oczami – chodzi tu rzecz jasna o ów świetlny refleks dochodzący z oczka wodnego na terenie posesji państwa Mulwray, gdzie zabójca upuścił swoje okulary, umożliwiające ustalenie jego tożsamości.
Drugim tropem wskazującym na mitologiczną konotację jest kazirodcza więź łącząca Evelyn z jej ojcem, Noahem Crossem (nestor kina John Huston), którą odkrywamy razem z Gittesem, gdyż poziom wiedzy widza jest w tym przypadku tożsamy z wiedzą bohatera. Zatracając konieczny dystans w kontaktach z klientami, Jake angażuje się emocjonalnie w próbę uratowania wdowy i jej siostry/córki, Katherine. Jednak, podobnie jak Evelyn, jest jedynie narzędziem w rękach przeznaczenia. Tragiczny finał, który rozegra się na ulicach Chińskiej Dzielnicy, jest pokutą za winy popełnione w przeszłości. Zastygła sylwetka Gittesa przypomina oślepionego Edypa stojącego na gruzach swojego dotychczasowego życia; przeklętego, pogrążonego w żałobie i gniewie, skazanego na dalszą tułaczkę.
„Chinatown” jest nieodrodnym dziełem swego twórcy. Po raz kolejny Polański odwołuje się do stałego zestawu pytań: „jak żyć, jak egzystować, czyli jak odeprzeć wciąż wzrastającą agresywność świata”? Bohaterowie starają się panować nad innymi przez zdobywanie moralnej i fizycznej przewagi. Filmowy świat Polańskiego jest wrogim miejscem, gdzie najcenniejszą wartością jest możliwość przedłużenia swojej egzystencji, gdyż liczy się tylko doczesność (dochodzi tu do głosu zadeklarowany ateizm reżysera). Co więcej, widmo zagłady jest wszechobecne. Według Mireille Amiel, „wszystkie postacie, które łaknęły życia, władzy i przyjemności uległy nagle przemocy i agresji, poczuły się zmuszone do rezygnacji, a nawet utraty pożądania”. Taka jest Evelyn, ponętna, lecz jednocześnie wyniosła i posągowa piękność, która jak większość bohaterek filmów Polańskiego, skupia na sobie przemoc i chęć uprzedmiotowienia. Jake i Evelyn wspólnie podejmują beznadziejną próbę ocalenia Katherine przed zakusami Crossa, lecz nie mają szans wyrwać się z bezlitosnego kręgu własnej przeszłości. Zabłąkana kula uśmierci Evelyn, pozostawiając Katherine na (nie)łasce ojca, a Jake’a w poczuciu palącej bezradności, podkreślonej gorzkimi słowami skierowanymi do funkcjonariusza Escobara („Tak mało jak to tylko możliwe”), będącymi kodem-maksymą, dostarczającą widzom jedynie niesprecyzowanych przeczuć na temat zamierzchłych wydarzeń, które miały miejsce w Chinatown.
J. J. Gittes powraca szesnaście lat później w filmie „Dwóch Jake’ów” – sequelu zrealizowanym przez samego Nicholsona. Tym razem „rozwodowy detektyw” prowadzi śledztwo w sprawie morderstwa popełnionego przez zazdrosnego męża. Jednak tak jak w przypadku pierwszej części, przeszłość nie pozwala o sobie zapomnieć, gdyż żoną krewkiego Jake’a (Harvey Keitel) jest… Katherine (Meg Tilly). Gittes, dojrzalszy i bardziej zgorzkniały, lecz nie pozbawiony cynicznego poczucia humoru, po raz kolejny rozdrapuje świeżo zabliźnione rany, wkraczając w świat zazdrości i zdrady, z którego stara się wydostać Katherine. Pomocna okaże się taśma magnetofonowa, na której zarejestrowano rozmowę poprzedzającą morderstwo, a której posiadaniem zainteresuje się wielu wpływowych oraz niebezpiecznych ludzi…
„Dwóch Jake’ów” to przeciętny kryminał, w dość oczywisty sposób odcinający kupony od sławy swojego głośnego poprzednika. Wydaje się, że podwójne zadanie – reżysera i odtwórcy głównej roli – z jakim Nicholson musiał się zmierzyć, po prostu go przerosło. Część winy tkwi w przewidywalnym scenariuszu (o dziwo, również autorstwa Roberta Towne’a), który w rękach mało wprawnego reżysera (przy całym szacunku dla Nicholsona, który aktorsko jest bez zarzutu) nie jest w stanie wiele zaoferować. Nowością jest wprowadzenie subiektywnej narracji, podkreślającej silny związek ze stylem literackim Chandlera. Filmowi zabrakło jednak atmosfery egzystencjalnego niepokoju, rozmytego przez nadmiar humorystycznych akcentów oraz, niestety, nie najlepsze aktorstwo (słabsza forma Keitela, sztuczność gry Tilly).
Żegnając się z Katherine, Gittes powie „Przeszłość nigdy nie odchodzi”. Faktycznie, „Chinatown” ciągle ogląda się z dużym zaciekawieniem. Niestety nie można powiedzieć tego samego o „Dwóch Jake’ach”.
Głównym zajęciem J. J. Gittesa (Jack Nicholson) jest dostarczanie dowodów kompromitujących niewiernych małżonków. Monotonny tryb życia bohatera zmienia się wraz z pojawieniem się Evelyn Mulwray (Faye Dunaway), córki wodnego potentata. Tajemnicza śmierć jej męża pociągnie za sobą szereg dramatycznych wypadków, które ostatecznie zmuszą Gittesa do konfrontacji ze swoją własną przeszłością…
Scenariusz autorstwa Roberta Towne’a odwołuje się do literackich dokonań Raymonda Chandlera oraz Dashiella Hammetta, lecz Gittes jest kimś więcej niż tylko imitacją Philipa Marlowe’a czy Sama Spade’a. Polański charakteryzuje go jako fascynującego człowieka czynu, szykownego mężczyznę o nonszalanckim sposobie bycia, kreując w ten sposób nowy archetyp prywatnego detektywa. Mimo, że bohater posiada współpracowników, jest zależny tylko od siebie. Żywi głębokie przekonanie o słuszności wykonywanej przez siebie pracy, w której – jak sam podkreśla – liczy się finezja. Jego azylem jest przestrzeń biura, gdzie powraca po wykonanej pracy oraz gdzie znajduje schronienie przed własną przeszłością, która unosi się nad nim niczym antyczne fatum. Historia Gittesa jest bowiem trawestacją mitu o Edypie, który uciekając przed złowróżbną przepowiednią, nieświadomie wypełnia ją co do joty. Podobnie jak mityczny władca Teb, bohater jest człowiekiem inteligentnym, nie potrafi jednak dostrzec odpowiedzi, którą ma od samego początku przed oczami – chodzi tu rzecz jasna o ów świetlny refleks dochodzący z oczka wodnego na terenie posesji państwa Mulwray, gdzie zabójca upuścił swoje okulary, umożliwiające ustalenie jego tożsamości.
Drugim tropem wskazującym na mitologiczną konotację jest kazirodcza więź łącząca Evelyn z jej ojcem, Noahem Crossem (nestor kina John Huston), którą odkrywamy razem z Gittesem, gdyż poziom wiedzy widza jest w tym przypadku tożsamy z wiedzą bohatera. Zatracając konieczny dystans w kontaktach z klientami, Jake angażuje się emocjonalnie w próbę uratowania wdowy i jej siostry/córki, Katherine. Jednak, podobnie jak Evelyn, jest jedynie narzędziem w rękach przeznaczenia. Tragiczny finał, który rozegra się na ulicach Chińskiej Dzielnicy, jest pokutą za winy popełnione w przeszłości. Zastygła sylwetka Gittesa przypomina oślepionego Edypa stojącego na gruzach swojego dotychczasowego życia; przeklętego, pogrążonego w żałobie i gniewie, skazanego na dalszą tułaczkę.
„Chinatown” jest nieodrodnym dziełem swego twórcy. Po raz kolejny Polański odwołuje się do stałego zestawu pytań: „jak żyć, jak egzystować, czyli jak odeprzeć wciąż wzrastającą agresywność świata”? Bohaterowie starają się panować nad innymi przez zdobywanie moralnej i fizycznej przewagi. Filmowy świat Polańskiego jest wrogim miejscem, gdzie najcenniejszą wartością jest możliwość przedłużenia swojej egzystencji, gdyż liczy się tylko doczesność (dochodzi tu do głosu zadeklarowany ateizm reżysera). Co więcej, widmo zagłady jest wszechobecne. Według Mireille Amiel, „wszystkie postacie, które łaknęły życia, władzy i przyjemności uległy nagle przemocy i agresji, poczuły się zmuszone do rezygnacji, a nawet utraty pożądania”. Taka jest Evelyn, ponętna, lecz jednocześnie wyniosła i posągowa piękność, która jak większość bohaterek filmów Polańskiego, skupia na sobie przemoc i chęć uprzedmiotowienia. Jake i Evelyn wspólnie podejmują beznadziejną próbę ocalenia Katherine przed zakusami Crossa, lecz nie mają szans wyrwać się z bezlitosnego kręgu własnej przeszłości. Zabłąkana kula uśmierci Evelyn, pozostawiając Katherine na (nie)łasce ojca, a Jake’a w poczuciu palącej bezradności, podkreślonej gorzkimi słowami skierowanymi do funkcjonariusza Escobara („Tak mało jak to tylko możliwe”), będącymi kodem-maksymą, dostarczającą widzom jedynie niesprecyzowanych przeczuć na temat zamierzchłych wydarzeń, które miały miejsce w Chinatown.
J. J. Gittes powraca szesnaście lat później w filmie „Dwóch Jake’ów” – sequelu zrealizowanym przez samego Nicholsona. Tym razem „rozwodowy detektyw” prowadzi śledztwo w sprawie morderstwa popełnionego przez zazdrosnego męża. Jednak tak jak w przypadku pierwszej części, przeszłość nie pozwala o sobie zapomnieć, gdyż żoną krewkiego Jake’a (Harvey Keitel) jest… Katherine (Meg Tilly). Gittes, dojrzalszy i bardziej zgorzkniały, lecz nie pozbawiony cynicznego poczucia humoru, po raz kolejny rozdrapuje świeżo zabliźnione rany, wkraczając w świat zazdrości i zdrady, z którego stara się wydostać Katherine. Pomocna okaże się taśma magnetofonowa, na której zarejestrowano rozmowę poprzedzającą morderstwo, a której posiadaniem zainteresuje się wielu wpływowych oraz niebezpiecznych ludzi…
„Dwóch Jake’ów” to przeciętny kryminał, w dość oczywisty sposób odcinający kupony od sławy swojego głośnego poprzednika. Wydaje się, że podwójne zadanie – reżysera i odtwórcy głównej roli – z jakim Nicholson musiał się zmierzyć, po prostu go przerosło. Część winy tkwi w przewidywalnym scenariuszu (o dziwo, również autorstwa Roberta Towne’a), który w rękach mało wprawnego reżysera (przy całym szacunku dla Nicholsona, który aktorsko jest bez zarzutu) nie jest w stanie wiele zaoferować. Nowością jest wprowadzenie subiektywnej narracji, podkreślającej silny związek ze stylem literackim Chandlera. Filmowi zabrakło jednak atmosfery egzystencjalnego niepokoju, rozmytego przez nadmiar humorystycznych akcentów oraz, niestety, nie najlepsze aktorstwo (słabsza forma Keitela, sztuczność gry Tilly).
Żegnając się z Katherine, Gittes powie „Przeszłość nigdy nie odchodzi”. Faktycznie, „Chinatown” ciągle ogląda się z dużym zaciekawieniem. Niestety nie można powiedzieć tego samego o „Dwóch Jake’ach”.
„Chinatown”. Reż.: Roman Polański. Scen.: Robert Towne. Obsada: Jack Nicholson, Faye Dunaway, John Huston. Gatunek: kryminał. USA 1974, 135 min.
„Dwóch Jake’ów” („The Two Jakes”). Reż.: Jack Nicholson. Scen.: Robert Towne. Obsada: Jack Nicholson, Harvey Keitel, Meg Tilly. Gatunek: kryminał. USA 1990, 132 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |