ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (106) / 2008

Dawid Matuszek,

TEOLOGIA WYWROTOWA

A A A
Jesienią 2003 roku odkryto w Niemczech niesamowity przypadek kanibalizmu: mężczyzna zjadł swojego towarzysza. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie jeden szkopuł — na wskroś ugodowa natura samego aktu. Otóż obyło się bez typowych w takich sytuacjach uprowadzenia oraz tortur; zabójca umieścił jedynie osobliwe ogłoszenie w Internecie — szuka kogoś, kto pragnie zostać zabity i zjedzony. Chętny się znalazł. Biesiadnicy najpierw wspólnie zjedli usmażonego penisa jednego z towarzyszy, następnie „ofiara” została zabita, pokrojona na kawałki i z czasem skonsumowana. I jeżeli kiedykolwiek miał miejsce akt prawdziwej eucharystycznej miłości, konkluduje Slavoj Žižek, to właśnie w tym wypadku.

Oto Žižek w pełnej krasie (motyw został zaczerpnięty z „Parallax View”, opus magnum słoweńskiego autora). Bo jeżeli jest coś, co sprawia, że książki Žižka — tego, jak ujął to Marcin Król, „wyraźnie przecenianego lewicowego myśliciela” — są tak chętnie czytane, to jest to dowcip (w każdym tego słowa znaczeniu), przejawiający się między innymi w takich jak ta zaskakujących, a często szokujących konstatacjach.

„O wierze”, książka Žižka, która ostatnio ukazała się po polsku, jest pozycją zaskakująco mało dowcipną. Nie znajdziemy w niej zbyt wielu rubasznych (a zazwyczaj trafiających w sedno) anegdot. Dlaczego w takim razie została jedną z najlepiej sprzedających się pozycji w dorobku Słoweńskiego filozofa? Proszę jeszcze raz zerknąć na jej tytuł (chyba głównie z jego powodu „O wierze” została wydane także w Polsce). Naturalnie nic w tym złego, że korzysta się ze sprzyjającej koniunktury na publikacje z zakresu „nowego ateizmu”, warto jednak podkreślić, że książka Žižka z agresywnym ateizmem (spod znaku Dawkinsa czy Hitchensa) nie ma nic wspólnego. To zupełnie inna bajka. Zresztą już po lekturze kilkunastu stron wszystko się wyklaruje. Jedni z bluźnierstwem na ustach wrócą do „Boga urojonego”, pozostali (przynajmniej ci, którzy Žižka znają tylko ze słyszenia) z pewnością zadadzą sobie naiwne pytanie: co zatwardziałemu marksiście do teologii? Czego „staromodny zdeklarowany ateista”, który w innym miejscu głosi, że kościoły powinno się przerobić na silosy zbożowe albo pałace kultury, może chcieć od wiary chrześcijańskiej?

Zanim przyjrzymy się bliżej tej niewiadomej, wspomnijmy jeszcze — o czym wszyscy zainteresowani doskonale wiedzą — że widmo (judeo)chrześcijaństwa nawiedza Žižka od samego początku jego (poważnej) kariery naukowej. Zaczęło się na początku lat 90. od drugiego anglojęzycznego wydawnictwa filozofa „For They Know Not What They Do”; chociaż przyznać trzeba, że odwołania do religii są tam jeszcze marginalne. Natomiast podtytuł książki bezpośrednio poprzedzającej „O wierze”, brzmiący „Why is the Christian legacy worth fighting for”, jest już jak najbardziej adekwatny. Z kolei chronologicznie najnowszą publikacją o tematyce stricte religijnej, jest dostępna po polsku „Kukła i karzeł”. Czy biorąc pod uwagę tę wyraźną i długotrwałą fascynację wiarą i teologią, można do Žižka odnieść słowa Derridy, który stwierdził, że ateiści nie tylko się modlą, ale że być może są jedynymi, którzy modlą się prawdziwie? Takiemu ujęciu sprawy filozof z Lublany przeciwstawia naukę Jacquesa Lacana, który powiada, że jedynych prawdziwych materialistów należy szukać wśród teologów (i odwrotnie). Z tego też powodu uczciwy lacanista Slavoj Žižek od czasu do czasu przeobraża się w prawdziwego, materialistycznego teologa.

Tak więc jeszcze raz: po co dzisiaj angażować się w obronę niektórych elementów chrześcijańskiego dziedzictwa? Tak na dobrą sprawę powód jest jeden — inwazja myśli New Age, czyli zachodniego buddyzmu, taoizmu i innego religijnego obskuranctwa, które wedle Žižka stanowi doskonałe „duchowe” uzupełnienie ideologii globalnego kapitalizmu. Postulat w rodzaju: „płynąć z biegiem spraw, dryfować, dbając o wewnętrzny dystans i obojętność” (s.83) wobec pędzącego świata, to zdaniem filozofa fetysz, który skłania do podtrzymywania status quo, do akceptacji zastanej rzeczywistości, zarówno tej zewnętrznej, jak i wewnętrznej, taką jaka ona jest (w domyśle — zła). Jak więc sugeruje Žižek, wcale nie chodzi o to, by dążyć do ponownego odkrycia swojej „prawdziwej”, głębokiej jaźni (co akcentuje postmodernistyczna, gnostycka mądrość), gdyż skazuje to nas na trwanie w owych „pierwotnych rozstrzygnięciach” (np. w dzisiejszej „perwersji późnego kapitalizmu”), które z góry, bez naszego udziału „zakreślają kontury naszego życia”. Chrześcijaństwo ze swoją koncepcją „ponownych narodzin” gwarantuje nowe rozdanie, oferuje możliwość radykalnego otwarcia, wzywa do „zupełnego przeorientowania się”. Mówiąc słowami Žižka, „cud wiary, polega na tym, że jest możliwe (…) odwołanie tego podstawowego rozstrzygnięcia, rozpoczęcie własnego życia od nowa (…) zmiana samej wieczności (tego, czym zawsze już jesteśmy)” (s.250) — w języku psychoanalizy nazywa się to przemierzeniem fantazji. Wiąże się z tym rzecz dla Słoweńskiego filozofa najważniejsza, a mianowicie „nowy początek” – „chrześcijańskie zawieszenie prawa”, „religijne zawieszenie sfery etycznej”. „Sfera etyczna” jest tu rozumiana jako zbiór pragmatycznych norm moralnych i reguł, zawieszonych na rzecz wiary, „bezwarunkowego zaangażowania się”; tego, co Žižek mógłby także nazwać etyką psychoanalizy. Jego przesłanie, wysnute z nauk świętego Pawła, jest następujące: bez względu na to kim jestem, mam bezpośredni dostęp do uniwersalizmu. Zresztą, nie tylko postać Pawła i jego rewolucyjny potencjał zbliża autora „Kukły i karła” do Alaina Badiou.

Pomimo tego, albo raczej właśnie dlatego, że książka Žižka nazywa się „O wierze”, traktuje również o nauce. Tutaj też leży jej szczególna wartość — w obszernej dyskusji z kognitywizmem ewolucyjnym (z Danielem Dennettem na czele) prowadzonej, rzecz jasna, z perspektywy psychoanalizy lacanowskiej (z domieszką Hegla). Próby radzenia sobie przez psychoanalizę z naukami kognitywnymi przybierają różnorakie formy. Szkoła Paryska preferuje na przykład kategoryczną pogardę, tudzież źle skrywane obrzydzenie, a w najlepszym razie lekceważenie. Niestety, nie wszystkich cechuje tak niezłomna postawa i dlatego wielu mniej pewnych siebie analityków, zgodnie z prastarą mądrością, przyłącza się do obozu wroga (o konwersji w drugą stronę nie słyszano). Stanowisko Žižka ma tę zaletę, że otwarcie podejmuje wyzwanie i nie ucieka od trudu polemiki, jak choćby w kwestii kognitywnego modelu (samo)świadomości. Jednak z jego argumentami jest coś nie tak, bo choć rozwlekłe, to podobnie jak dowody na istnienie Boga, przekonują tylko tych już przekonanych. Nieco ciekawiej jest, gdy Žižek zabiera głos w odwiecznym sporze o naturę człowieka, czyli „co ma większy wpływ”, geny czy środowisko? Žižek nie ma wątpliwości — to trzecie, trauma. Trauma jako „szokujące spotkanie”, które „zakłóca zanurzenie człowieka w swój świat życia, oznacza brutalną ingerencję czegoś niepasującego” (s.125). Więcej, dla człowieka (w przeciwieństwie do reszty zwierząt) trauma nie jest jakimś wyjątkowym doświadczeniem, pojedynczą katastrofą, tylko stanowi „kondycję powszechną, ingerencję, która inicjuje proces stawania się człowiekiem” (s.126). W tym Žižek upatruje „specyficznego ludzkiego powołania” i to tu dostrzega podstawową lekcję zarówno psychoanalizy, jak i judeochrześcaństwa.

„O wierze” może jednak niektórych znudzić. Punkt ciężkości został w niej bowiem przesunięty z błyskotliwych analiz kultury popularnej na mozolne rozważania teoretyczne (jak się okazuje, nie tylko związane z teologią). Rzecz jasna, żaden to zarzut. Problem tkwi gdzie indziej — w przekładzie. Bogdan Baran przetłumaczył książkę nieporadnie, nie będąc w stanie oddać swobodnego idiomu pisarskiego Žižka. Żeby tego było mało, wiele fachowych terminów oddał po prostu błędnie, co jest karygodne, bo Žižka wydaje się w Polsce od prawie dziesięciu lat. Najbardziej uderzający przykład translatorskiego nieporozumienia to oczywiście przełożenie kluczowego lacanowskiego jouissance jako „używania, korzystania”. Zgadza się, nie ma dobrego odpowiednika dla tego terminu („rozkosz” to najmniejsze zło), ale propozycja Barana jest po prostu fałszywa. W konsekwencji plus-de-jouir to „nadwyżka korzystania”, a „thieft of enjoyment” to nie — zgrabna — „kradzież rozkoszy” (nawiasem mówiąc tytuł jednego z podrozdziałów „Przekleństwa fantazji”) tylko pokraczna „kwestia kradzieży radości używania”. Innymi słowy, mamy do czynienia z kiepskim, mało wyrafinowanym tłumaczeniem, co skutecznie eliminuje potencjalny „nadmiar rozkoszy” (czy jak woli Baran „nadwyżkę korzystania”), który mógłby pojawić się w trakcie lektury.

„O wierze” to książka o etyce. Niby o teologii, ale bardziej o materializmie. Ponoć o religii, ale w sumie o psychoanalizie. To książka o kukle na usługach karła… Mimo to na ateńskiej agorze filozof ze Słowenii niewątpliwie stanąłby w obronie świętego Pawła. Tyle, że wtedy szydziliby zapewne wszyscy razem: stoicy, epikurejczycy i Paweł. Szydziliby z „wyraźnie przecenianego lewicowego myśliciela”, Slavoja Žižka.
Slavoj Žižek: „O wierze”. Przeł. Bogdan Baran. Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2008.