BLIŻEJ IDEOLOGII
A
A
A
Zawsze było oczywiste, że feminizm jest jakąś pożyteczną formą ideologii. Jednocześnie sporo energii wkładano w dowodzenie, iż właśnie ideologią nie jest, w żadnym wypadku, ponieważ w języku polskim ideologia może być tylko komunistyczna, ewentualnie totalitarna, ewentualnie faszystowska. Na pewno nie istnieje natomiast ideologia prawicowa, chrześcijańska, zwłaszcza zaś zabronione jest mówienie o ideologii katolickiej. Natomiast zwrot ku płci to przejaw skrajnej ideologizacji, niezwykle niebezpiecznej, zagrażającej „naturze”. W takim otoczeniu dyskursywnym, choć zajmowano się dekonstrukcją tego, co stanowi w patriarchacie nadwyżkę systemu nad jednostką, nie nazywano tego zakazanym słowem. Oczywiście, raczej nie nazywano, bo powstawały książki, które wywodowi temu mogłyby przeczyć (np. publikacje Agnieszki Graff), choć zarazem ich metodologiczne podstawy wskazywałyby na nowo-uniwersalistyczne podejście, a więc rewindykowanie przestrzeni publicznej dokonywane z punktu widzenia kobiet. Mniej mieliśmy feministycznych studiów szczegółowych, analizujących styk konkretnych systemów opresji z płcią. Myślę zwłaszcza o przeczytaniu najważniejszych zdarzeń historii dwudziestowiecznej z zastosowaniem zdecentrowanej, genderowej perspektywy. O ile w piśmiennictwie niemieckim powstawały książki na temat nazizmu, kobiet, homoseksualizmu; w angielskim na temat klasowych ograniczeń i płci; w amerykańskim na temat rasy i klasy – polska kobieta wydawać by się mogła monolityczna, co najwyżej matko-polkowata, solidarnościowa, gastronomiczna, a wszystkie te odmiany kobiecości doskonale pomieści jedna postać. Wynika to zapewne z krótszej tradycji, ale i z mniejszej wyrazistości politycznej polskich projektów genderowych.
Mam jednak wrażenie, iż działa tu także podstępnie efekt obchodzenia słowa na „i”. Lepiej nie projektować – w badaniach akademickich, publikacjach, artykułach dla pism kobiecych – takiej przestrzeni, w której „ideologia” domagałaby się lustrzanego odbicia, pomogłaby odwrócić kota ogonem, a nawet tym ogonem zaszczekać. Jest kilka takich przestrzeni, wkroczenie w które wywołałoby wściekłość zawsze dyżurujących obrońców status quo. Czy do wyobrażenia jest genderowa opowieść o wojnie, zwłaszcza o martyrologii narodu polskiego na wschodzie? Albo o Powstaniu Warszawskim? Kiedy warszawska „OŚKA” próbowała zebrać materiały od uczestniczek tamtych zdarzeń, jedna ze znanych artystek, do której zwróciłam się, sądząc, że miałaby ochotę opowiedzieć własną historię, była oburzona samym aktem stawiania pytań. Ideologia feministyczna obok wzniosłych, świętych tematów narodowych? Nigdy.
Jednak nie obejdziemy się bez pytań, choć na niektóre powoli robi się zbyt późno. W ostatnich tygodniach ukazało się kilka przynajmniej książek, które pokazują możliwości badań „across” ideologii. Po pierwsze więc dociera do polskiego czytelnika, w dwadzieścia lat od pierwszego wydania niemieckiego, tłumaczenie słynnej książki Erici Fischer „Aimeé & Jaguar. Historia pewnej miłości, Berlin 1943” (Przełożyła K. Weintraub, Wydawnictwo Czarne 2008). W niemal dziesięć lat od premiery filmu Maksa Färberböcka zrealizowanego na podstawie tej sylwy, dość nowatorskiej w momencie zapisu, dziś oczywistej w swej konwencji opartej na docieraniu do cząstkowej wiedzy o historii, korzystającej z zapisków, wywiadów, rekonstrukcji, dzienników, wierszy, fotografii, książek historycznych – trudno raz jeszcze ożywiać dyskusję w takiej postaci, w jakiej książka i film wywoływały ją w rożnych miejscach świata. Przeczytałam ją jednak ze szczególnym zainteresowaniem właśnie dlatego, że dokumentuje to, jak dyskurs płci drąży korytarze w ideologicznych monolitach. Mniej mnie już dziś fascynuje sprywatyzowana pamięć, nie jest odkryciem seksualność bohaterek (może z wyjątkiem wyraźniejszego odczucia, iż faktycznie żyjemy w czasach naporu purytańskiego), wciąż pozostaje wzorcowe nicowanie nazizmu i Zagłady przy pomocy narzędzi, jakie mamy do dyspozycji, gdy zapytamy o kobiety, zamiast wciąż pytać o funkcjonariuszy.
Przed paru dniami dostałam Bożeny Keff „Utwór o Matce i Ojczyźnie” (korporacja ha!art 2008). Trzeba przypomnieć, że autorka wydała przedtem „Postać z cieniem. Portrety Żydówek w polskiej literaturze” oraz „Barykady. Kroniki obsesyjne”. Obie te książki – studium historycznoliterackie i zbiór publicystyczny – dotyczą ideologii, pokazując nie tylko ramę patriarchalną biografii kobiet, ale splot patriarchatu, antysemityzmu i płci. Co charakterystyczne, obecna publikacja sygnowana jest przez pisarskie wcielenie autorki – Bożenę Keff znaliśmy przedtem jako poetkę. Tym razem mamy do czynienia z „utworem”, formalnie z połączeniem poematu i tragedii, przemieszczanych przy pomocy ironii i żywiołu niskiego języka. Niezależnie od szczegółowych analiz (w pewnym sensie posłowie kanonizuje ten tekst, zanim go przeczytamy, osłabiając efekt szoku – estetycznego, ideowego, moralnego), warto zauważyć, że mamy do czynienia z mocną, bezprecedensową w polskim piśmiennictwie wypowiedzią na temat doświadczenia/doświadczania ideologii i podmiotowości przez kobietę. Doświadczania, albowiem biografia opisywana przez Keff nie ma historycznej cezury i nie chodzi tylko o post-traumę, o dziedziczenie Zagłady, ale i o żywotny, niewzruszony antysemityzm, który spotyka na każdym rogu ulicy, w tytułowej Ojczyźnie. Jeśli mamy – bo oczywiście tak – autobiografie kobiet zwrócone ku analogicznemu doświadczeniu, często brakuje im języka, którego, jestem przekonana, dostarcza właśnie krytyka feministyczna.
Trzecia książka, z pozornie innego rejestru, to Ewy Toniak „Olbrzymki. Kobiety i socrealizm” (korporacja ha!art 2008). Opowieść historyczki sztuki o ikonografii socrealistycznej jest skazana na sukces. Socrealizm stanowi „samograj” wszystkich konferencji literaturoznawczych, a i w dyskusjach o sztuce może liczyć na uwagę publiczności. Ewa Toniak napisała ciekawie książkę wnikliwą, wskazując między innymi na nierozstrzygalne, sprzeczne sygnały lokowane w wizerunkach kobiet, ich podatność na historię i ideologię.
Zestawiłam publikacje pozornie odległe, ale pomyślałam o nich jako o znaku przełamywania impasu w sprawie remanentów ideologicznych. W wyrazistych systemach opresywnych oraz estetycznych, „kobiecość” i „męskość” dają się zobaczyć ciekawiej niż na tle nieskonkretyzowanego „patriarchatu”, a zarazem genderowe opisanie światów pozwala zrozumieć ich przebiegłą, podłą naturę. Jest sporo do zrobienia i mam wrażenie, że nie unikniemy używania słowa na „i”, nawet gdyby dosięgnąć nas miał pocisk odbity rykoszetem. Lody pękły, kości zostały rzucone.
Mam jednak wrażenie, iż działa tu także podstępnie efekt obchodzenia słowa na „i”. Lepiej nie projektować – w badaniach akademickich, publikacjach, artykułach dla pism kobiecych – takiej przestrzeni, w której „ideologia” domagałaby się lustrzanego odbicia, pomogłaby odwrócić kota ogonem, a nawet tym ogonem zaszczekać. Jest kilka takich przestrzeni, wkroczenie w które wywołałoby wściekłość zawsze dyżurujących obrońców status quo. Czy do wyobrażenia jest genderowa opowieść o wojnie, zwłaszcza o martyrologii narodu polskiego na wschodzie? Albo o Powstaniu Warszawskim? Kiedy warszawska „OŚKA” próbowała zebrać materiały od uczestniczek tamtych zdarzeń, jedna ze znanych artystek, do której zwróciłam się, sądząc, że miałaby ochotę opowiedzieć własną historię, była oburzona samym aktem stawiania pytań. Ideologia feministyczna obok wzniosłych, świętych tematów narodowych? Nigdy.
Jednak nie obejdziemy się bez pytań, choć na niektóre powoli robi się zbyt późno. W ostatnich tygodniach ukazało się kilka przynajmniej książek, które pokazują możliwości badań „across” ideologii. Po pierwsze więc dociera do polskiego czytelnika, w dwadzieścia lat od pierwszego wydania niemieckiego, tłumaczenie słynnej książki Erici Fischer „Aimeé & Jaguar. Historia pewnej miłości, Berlin 1943” (Przełożyła K. Weintraub, Wydawnictwo Czarne 2008). W niemal dziesięć lat od premiery filmu Maksa Färberböcka zrealizowanego na podstawie tej sylwy, dość nowatorskiej w momencie zapisu, dziś oczywistej w swej konwencji opartej na docieraniu do cząstkowej wiedzy o historii, korzystającej z zapisków, wywiadów, rekonstrukcji, dzienników, wierszy, fotografii, książek historycznych – trudno raz jeszcze ożywiać dyskusję w takiej postaci, w jakiej książka i film wywoływały ją w rożnych miejscach świata. Przeczytałam ją jednak ze szczególnym zainteresowaniem właśnie dlatego, że dokumentuje to, jak dyskurs płci drąży korytarze w ideologicznych monolitach. Mniej mnie już dziś fascynuje sprywatyzowana pamięć, nie jest odkryciem seksualność bohaterek (może z wyjątkiem wyraźniejszego odczucia, iż faktycznie żyjemy w czasach naporu purytańskiego), wciąż pozostaje wzorcowe nicowanie nazizmu i Zagłady przy pomocy narzędzi, jakie mamy do dyspozycji, gdy zapytamy o kobiety, zamiast wciąż pytać o funkcjonariuszy.
Przed paru dniami dostałam Bożeny Keff „Utwór o Matce i Ojczyźnie” (korporacja ha!art 2008). Trzeba przypomnieć, że autorka wydała przedtem „Postać z cieniem. Portrety Żydówek w polskiej literaturze” oraz „Barykady. Kroniki obsesyjne”. Obie te książki – studium historycznoliterackie i zbiór publicystyczny – dotyczą ideologii, pokazując nie tylko ramę patriarchalną biografii kobiet, ale splot patriarchatu, antysemityzmu i płci. Co charakterystyczne, obecna publikacja sygnowana jest przez pisarskie wcielenie autorki – Bożenę Keff znaliśmy przedtem jako poetkę. Tym razem mamy do czynienia z „utworem”, formalnie z połączeniem poematu i tragedii, przemieszczanych przy pomocy ironii i żywiołu niskiego języka. Niezależnie od szczegółowych analiz (w pewnym sensie posłowie kanonizuje ten tekst, zanim go przeczytamy, osłabiając efekt szoku – estetycznego, ideowego, moralnego), warto zauważyć, że mamy do czynienia z mocną, bezprecedensową w polskim piśmiennictwie wypowiedzią na temat doświadczenia/doświadczania ideologii i podmiotowości przez kobietę. Doświadczania, albowiem biografia opisywana przez Keff nie ma historycznej cezury i nie chodzi tylko o post-traumę, o dziedziczenie Zagłady, ale i o żywotny, niewzruszony antysemityzm, który spotyka na każdym rogu ulicy, w tytułowej Ojczyźnie. Jeśli mamy – bo oczywiście tak – autobiografie kobiet zwrócone ku analogicznemu doświadczeniu, często brakuje im języka, którego, jestem przekonana, dostarcza właśnie krytyka feministyczna.
Trzecia książka, z pozornie innego rejestru, to Ewy Toniak „Olbrzymki. Kobiety i socrealizm” (korporacja ha!art 2008). Opowieść historyczki sztuki o ikonografii socrealistycznej jest skazana na sukces. Socrealizm stanowi „samograj” wszystkich konferencji literaturoznawczych, a i w dyskusjach o sztuce może liczyć na uwagę publiczności. Ewa Toniak napisała ciekawie książkę wnikliwą, wskazując między innymi na nierozstrzygalne, sprzeczne sygnały lokowane w wizerunkach kobiet, ich podatność na historię i ideologię.
Zestawiłam publikacje pozornie odległe, ale pomyślałam o nich jako o znaku przełamywania impasu w sprawie remanentów ideologicznych. W wyrazistych systemach opresywnych oraz estetycznych, „kobiecość” i „męskość” dają się zobaczyć ciekawiej niż na tle nieskonkretyzowanego „patriarchatu”, a zarazem genderowe opisanie światów pozwala zrozumieć ich przebiegłą, podłą naturę. Jest sporo do zrobienia i mam wrażenie, że nie unikniemy używania słowa na „i”, nawet gdyby dosięgnąć nas miał pocisk odbity rykoszetem. Lody pękły, kości zostały rzucone.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |