
O TYM, W JAKI SPOSÓB SIEDEMNAŚCIE RAZY OPOWIEDZIEĆ TEN SAM DOWCIP, WCIĄŻ ROZBAWIAJĄC NIM AUDYTORIUM
A
A
A
1. Nie ma co kryć, nie ma co kluczyć bez końca, nie ma co maskować się tym razem przydługawymi rozważaniami wstępnymi: „Tęskniąc za Kissingerem” Etgara Kereta jest kolejnym (piątym wydany w Polsce, trzecim wydanym przez W.A.B. oraz drugim chronologicznie, jeśli idzie o oryginalne wydania izraelskie) świetnym tomem tego pisarza, jednym z najlepszych tomów opowiadań wydanych u nas tego roku oraz – zaryzykuję – jedną z książek, której tytuł wymieniłbym, gdyby pytano mnie o „ulubione tomy opowiadań”. Na opowiadania Kereta wskazałbym także w przypadku innych zapytań, a więc odpowiedziałbym przykładowo, że doskonale nadałyby się te krótkie prozy do lektury wakacyjnej, na czas podróży, wylegiwania się na plaży, odpoczywania po kolejnej kolacji złożonej z grillowanej kiełbasy. Że polecałbym tę prozę wszystkim, którzy uważają, że czytanie to zajęcie dla zmanierowanych intelektualistów i rozemocjonowanych pensjonarek, wszystkim, których na co dzień w żaden sposób nie da się zachęcić do jakiejkolwiek lektury. Że bez wahania rekomendowałbym Kereta, gdyby ktoś poszukiwał lektury lekkiej, łatwej, ale nie zawsze przyjemnej, skrzącej się błyskotliwym, ciętym humorem, ale też, gdy trzeba, poważnej i poruszającej tematy raczej mało zabawne, kwestie ostateczne, kwestie życia i śmierci, miłości i przyjaźni itd. Że nakazałbym czytać te opowiadania wszystkim twierdzącym, że dzisiejszej literaturze brak wyobraźni i pomysłów, że dzisiejsza literatura to tylko i wyłącznie nuda, miałkość i powtarzanie dobrze znanych zagrań. Jeżeli więc, czytelniku, należysz do którejkolwiek z powyżej wymienionych grup poszukujących lub malkontentów, znasz już wyjście z sytuacji. Jeżeli nie – nie szkodzi. To przecież nie koniec jeszcze jednej laurki odmalowanej przez jednego z wielu miłośników tych krótkich opowiadanek. Idźmy dalej.
2. Świadomie napisałem powyżej, że wskazałbym na „opowiadania” Kereta, a nie na omawiany tutaj „Tęskniąc za Kissingerem”. O ile rzeczywiście skłonny jestem uznać ów najnowszy tom za najlepszą z dotychczas wydanych w Polsce książek Kereta, o tyle powyżej wymienione cechy i zalety charakterystyczne są dla całej twórczości tego autora. Każdorazowo więc mamy do czynienia ze świetnymi, pomysłowymi, błyskotliwymi opowiadaniami pełnymi pierwszorzędnego humoru i błyskotliwych, a w ramach przyjętej konwencji także prawdopodobnych dialogów. Każdorazowo otrzymujemy do ręki zbiór kilkudziesięciu (tym razem 49 na 180 stronach!) krótkich opowiadań (najkrótsze mają pół strony, nie zdarzają się dłuższe niż 10 stron), czytelnych językowo i zrozumiałych, a przez to czasami mylnie odczytywanych jako błahe, banalne i nie niosące ze sobą żadnych dodatkowych treści. Każdorazowo jest to też lektura, przy której nie sposób się znudzić, gdyż nawet jeśli jedno czy drugie opowiadanie nie przypadnie nam do gustu (o co nietrudno, biorąc pod uwagę ich liczbę, jak również klasę niektórych z nich – chcąc nie chcąc, musiały się tutaj znaleźć także opowiadania „słabsze”, które i tak biją na głowę większość propozycji innych współczesnych autorów), to i tak nie mamy czasu, by zanadto się tym chwilowym „spadkiem formy” przejąć – przecież przed nami kolejnych kilkadziesiąt tekstów.
3. Jak więc czytelnik mógł się już domyślić, istnieje jeden podstawowy problem w związku z pisaniem o twórczości Etgara Kereta. Otóż, próbując wypisać kilka uwag ogólnych dotyczących tej prozy, właściwie wyczerpuje się temat i większość możliwości przy pierwszym recenzenckim podejściu do Kereta. Zarazem – choć trudno w to uwierzyć – nie oznacza to w żadnym razie, że autor „Rur” pożera własny ogon i z każdym kolejnym tomem w ogóle się nie rozwija. Idzie raczej o to, że pisarstwo Kereta jest niezwykle charakterystyczne i nie sposób chyba pomylić go z jakimkolwiek innym autorem (nie licząc oczywiście pojawiających się tu i ówdzie twórców żerujących na tym stylu i korzystających z tej metody pisarskiej). Keret eksploruje wciąż te same wątki i tematy, obraca się wokół kilku najistotniejszych jego zdaniem kwestii, na które zdecydował się już w debiutanckich „Rurach”. Nawet bohaterowie, a przynajmniej te same imiona bohaterów, od czasu do czasu powracają ponownie. Mimo wszystko – powtórzę raz jeszcze – Keret nie nudzi i nie irytuje. Nawet jeśli siedemnasty raz z rzędu opowiada ten sam dowcip, za każdym razem coś nowego wnosi do tej samej, wydawałoby się, historii, tworząc ostatecznie zupełnie nową, odrębną opowieść. Znowu daliśmy się nabrać – nieco inne dialogi, zmieniona charakteryzacja, przemeblowane dekoracje. Niby wszystko dobrze już znane, niby powinniśmy krzyknąć: „ej, ale to już nam opowiadałeś, stary”, a jednak – w dalszym ciągu jesteśmy zadowoleni, dalej śmieszą nas dowcipy, zaskakują kolejne pomysły i intrygują losy bohaterów zamknięte czasami w kilkunastu zaledwie zdaniach. Często właściwie nic nie wiemy o bohaterach tych opowiadań, Keret ogranicza naszą wiedzę do kilku zaledwie informacji, jakby wszystkie występujące tutaj postaci były epizodyczne, a wszystkie te krótkie prozy były wyimkami z jakiejś większej całości, fragmentami istniejących gdzieś indziej powieści. A mimo wszystko te – jak czytamy na IV stronie okładki – „scenki jak z teledysków” wydają się dopracowane do ostatniego szczegółu, precyzyjne, domknięte. Czasami aż żal, że już musimy się rozstać z podarowanym nam właśnie światem przedstawionym, podarowanym nam bohaterem (ledwo co zdążyliśmy go polubić / znienawidzić), ale wiemy też (skąd wiemy?), że tak właśnie miało być. Że tak jest dobrze.
4. Jeżeli miałbym wskazać na jedną chociaż różnicę między „Tęskniąc za Kissingerem”, a innymi tomami Kereta, to wskazałbym zapewne na większą liczbę „opowiadań magicznych”. Keret uprawia tutaj coś w rodzaju izraelskiej odmiany realizmu magicznego, tyle że nie wiem, czy „państwowe” zaszufladkowanie gatunku będzie w tym przypadku najwłaściwsze. Młodzi Izraelczycy mówią o nim: „Mamy swojego pisarza”, ale w większości z tych utworów wystarczyłoby zmienić imiona bohaterów czy nazwy miejscowości, w których żyją, by także Anglicy, Polacy, Amerykanie, Węgrzy czy Litwini mogli powtórzyć te słowa. Lepiej więc chyba powiedzieć, że to po prostu realizm magiczny a la Keret. Realistyczne, wydawać by się mogło, historie potrafi on nagle zburzyć, wprowadzając do nich elementy fantastyczne, nadprzyrodzone, surrealistyczne. Czasami nie trzeba nawet żadnych czarodziejskich rekwizytów – wystarczy sama tylko wyobraźnia dziecka, brzydką świnkę z porcelany z podłużną dziurą na grzbiecie przerabiająca w najbliższego przyjaciela, którego przecież nie wolno zabić młotkiem (patrz: opowiadanie otwierające tom – „Stłuc świnkę”). Często też Keret czaruje w sposób dosłowny – czyni wtedy swoimi bohaterami magików i czarodziei, opisuje sztuczki magiczne i szkoły dla przyszłych cudotwórców. W „Abram Kadabram” zderza ze sobą dwa światy – ten magiczny i ten zwykły, w którym istnieją zobowiązania finansowe, zaległe rachunki i bezwzględni komornicy wyceniający sprzęty w domu spłukanego do zera czarodzieja. Windykatorzy biorą się nawet do skrzyni z czarami, w której znajdują drewniane pudełko z ziejącym ogniem smokiem wyrytym na wieczku. Abram Kadabram prezentuje działanie przedmiotu, tj. czaruje w taki sposób, że przeznaczone do windykacji sprzęty znikają. Chcąc zaprezentować wielkość tych utworów, należałoby je przepisać w całości. Należałoby je po prostu przeczytać. Nie ma co więc Państwu psuć zabawy przez streszczenie dalszego ciągu opowiadania.
5. Opowiadania zamieszczone w tomie można by pogrupować w cztery główne kategorie. Pierwsza z nich obejmuje opisane powyżej opowiadania magiczne. W prozach z kategorii drugiej narratorem lub przynajmniej główną postacią jest dziecko, jego świat, wyobrażenia, fantazje, relacje z rodzicami, rodzeństwem, innymi dziećmi. Trzecia grupa – skromnie reprezentowana w „Tęskniąc za Kissingerem”, za to dużo częściej występująca w „Rurach” – to „opowiadania wojskowe”, a więc te dotyczące konfliktu izraelsko-palestyńskiego, służby wojskowej, patroli, życia w nieustannym zagrożeniu i strachu, śmierci najlepszego przyjaciela na froncie czy prób powrotu do normalności po powrocie ze służby. Czwarta grupa z kolei traktuje o miłości, relacjach damsko-męskich, o zdradach, kłótniach i rozstaniach, o kryzysach w związkach i nieudanych powrotach, o żałosnych próbach radzenia sobie po odejściu czy śmierci ukochanej osoby. Oczywiście, te cztery kategorie mieszają się między sobą, więc często otrzymujemy relację dziecka o związku jego starszego brata („Dziewczyna Korbiego”), opowiadanie magiczne z dziećmi w roli głównej („Sztuczka z kapeluszem”) czy tekst o braku zaufania w związku połączony z relacjami syna z matką („Tęskniąc za Kissingerem”). Bardziej szczegółowo piszę o tych nadrzędnych kategoriach, jak również o samym pisarstwie Kereta w omówieniu jego poprzedniego tomu („Rury”), który to tekst w dalszym ciągu się jednak nie ukazał, za co winić należy niezwykle wolny cykl wydawniczy naszych pism literackich. W każdym razie odsyłam Państwa do najbliższego numeru „FA-artu” nie tylko z braku skromności, ale przede wszystkim z obawy, by w tym miejscu zanadto się nie powtarzać.
6. O klasie tego tomu świadczy szczególnie kilka opowiadań, które moim zdaniem można by określić mianem wybitnych, a o których chciałbym w tym miejscu napisać jeszcze kilka słów. Można powiedzieć, że nadrzędną w stosunku do powyżej wyliczonych czterech grup opowiadań jest piąta, w której umieścilibyśmy właśnie opowiadania wybitne, takie jak wspomniane „Stłuc świnkę” (to Keret, przy którym – uwaga! – można się wzruszyć), „Sztuczka z kapeluszem”, „Chodniki”, „Dobre intencje” (rewelacyjny pomysł!), „Mój najlepszy przyjaciel” (kolejna błaha, wydawać by się mogło, scenka rodzajowa pełna sytuacyjnego humoru mówiąca o sile prawdziwej męskiej przyjaźni o wiele silniejszej od pójścia do łóżka z najpiękniejszą nawet dziewczyną spotkaną w barze), czy „Stój!”.
O czterech opowiadaniach muszę jeszcze wspomnieć oddzielnie. Po pierwsze, tytułowe „Tęskniąc za Kissingerem”, traktujące o braku zaufania w związku: dziewczyna nie wierzy swemu chłopakowi, gdy ten mówi jej, że ją kocha – nie dość, że „wpycha sobie po stosunku palce do cipy, żeby sprawdzić, czy naprawdę skończyłem”, to jeszcze domaga się prawdziwego dowodu miłości. Znowu dla dobra czytelnika powstrzymam się przed streszczeniem opowiadania, ale pozwolę sobie chociaż zacytować jego ostatnie zdanie: „Są dwa rodzaje ludzi, tacy, co lubią spać od ściany, i tacy, którzy lubią spać z tymi, co ich zepchną z łóżka”. Po drugie, „Mój brat ma depresję” – króciutkie, a przecież świetne opowiadanko o młodszym bracie, którego dziewczyna rzuciła dla strażaka („Dla mnie akurat strażak brzmi godnie, ratuje ludzi i w ogóle. Ale z jego punktu widzenia byłoby lepiej, gdyby pierdoliła się z kubłem na śmieci”), będące przede wszystkim rodzinną, międzybraterską scenką obyczajową, w której nawet banalne słowa „Nie rób tego” nabierają zupełnie innego ciężaru, a podanie sobie jednorazowej zapalniczki prowadzi do komicznej mimo wszystko i budzącej śmiech czytelnika tragedii związanej z porywczym charakterem rottweilera Hendrixa. Po trzecie, „Dziewczyna Korbiego („Korbi był skurwielem jak oni wszyscy. Z gatunku tych, co to nie wiesz, czy bardziej głupi, czy szpetny. Jak każdy skurwiel miał też piękną dziewczynę, co to nikt nie był w stanie pojąć, co ona z nim robi”) – kolejna świetna proza Kereta o relacjach między braćmi, o związkach damsko-męskich, o zemście, o chwilach próby, strachu, „zasadach”. Po czwarte wreszcie, „Wyłączność” – piękne opowiadanie o miłości, mężczyźnie zupełnie zdruzgotanym i przybitym po odejściu ukochanej, a przy okazji historia o determinacji i pomysłowości płynącej z chęci przywrócenia dawnego stanu rzeczy, o roli przypadku i współczesnych mediach. Nie mam wątpliwości, że już te cztery opowiadania sprawiłyby, że uwagi zanotowane w pierwszym akapicie niniejszego omówienia zyskałyby rację bytu.
7. Osobom dociekliwym należałoby jeszcze wyjaśnić kwestię tytułu. Skąd Kissinger i tęsknota za nim, skoro ani w tytułowym opowiadaniu ani w całym tomie były sekretarz stanu USA nie pojawia się ani razu? W wywiadzie przeprowadzonym przez Jacka Kubiaka autor „8% z niczego” odpowiada na to pytanie w sposób następujący: „Pisarstwo to bardzo osobiste zajęcie. Bywa, że pewne rzeczy są dla mnie jasne, ale nie muszą być już jasne dla innych. Kiedy byłem chłopcem, sekretarz stanu USA Henry Kissinger przylatywał do Damaszku, Tel Awiwu, Kairu za każdym razem, gdy groziła wojna na Bliskim Wschodzie. Przylatywał i wojny nie było. Był mediatorem. Skutecznym mediatorem. Nazwałem to opowiadanie ‘Tęskniąc za Kissingerem’, bo mówi ono o braku mediatora pomiędzy dziewczyną tego chłopaka od orgazmu i jego matką. Tytuł pochodzi z mojej subiektywnej oceny asocjacji zdarzeń”.
8. Jeżeli ktokolwiek z czytających niniejsze omówienie w dalszym ciągu nie został przekonany do sięgnięcia po „Tęskniąc za Kissingerem”, to muszę się przyznać do osobistej recenzenckiej porażki i... odwołać do faktów. O ile bowiem nie chcę sobie uzurpować prawa do bycia najbardziej perswazyjnym krytykiem literackim w Polsce, o tyle mogę przypomnieć, że tomiki Kereta są najczęściej kradzionymi książkami z izraelskich księgarń, że jest także jednym z najchętniej wypożyczanych autorów w więzieniach (Marta Strzelecka: „Twierdzi, że to z powodu rozmiaru jego opowiadań – większość z nich można przeczytać w drodze między celą i prysznicami”), a w Knesecie debatowano nad moralnością Kereta w związku z opowiadaniem „Tęskniąc za Kissingerem”. Wystarczy?
2. Świadomie napisałem powyżej, że wskazałbym na „opowiadania” Kereta, a nie na omawiany tutaj „Tęskniąc za Kissingerem”. O ile rzeczywiście skłonny jestem uznać ów najnowszy tom za najlepszą z dotychczas wydanych w Polsce książek Kereta, o tyle powyżej wymienione cechy i zalety charakterystyczne są dla całej twórczości tego autora. Każdorazowo więc mamy do czynienia ze świetnymi, pomysłowymi, błyskotliwymi opowiadaniami pełnymi pierwszorzędnego humoru i błyskotliwych, a w ramach przyjętej konwencji także prawdopodobnych dialogów. Każdorazowo otrzymujemy do ręki zbiór kilkudziesięciu (tym razem 49 na 180 stronach!) krótkich opowiadań (najkrótsze mają pół strony, nie zdarzają się dłuższe niż 10 stron), czytelnych językowo i zrozumiałych, a przez to czasami mylnie odczytywanych jako błahe, banalne i nie niosące ze sobą żadnych dodatkowych treści. Każdorazowo jest to też lektura, przy której nie sposób się znudzić, gdyż nawet jeśli jedno czy drugie opowiadanie nie przypadnie nam do gustu (o co nietrudno, biorąc pod uwagę ich liczbę, jak również klasę niektórych z nich – chcąc nie chcąc, musiały się tutaj znaleźć także opowiadania „słabsze”, które i tak biją na głowę większość propozycji innych współczesnych autorów), to i tak nie mamy czasu, by zanadto się tym chwilowym „spadkiem formy” przejąć – przecież przed nami kolejnych kilkadziesiąt tekstów.
3. Jak więc czytelnik mógł się już domyślić, istnieje jeden podstawowy problem w związku z pisaniem o twórczości Etgara Kereta. Otóż, próbując wypisać kilka uwag ogólnych dotyczących tej prozy, właściwie wyczerpuje się temat i większość możliwości przy pierwszym recenzenckim podejściu do Kereta. Zarazem – choć trudno w to uwierzyć – nie oznacza to w żadnym razie, że autor „Rur” pożera własny ogon i z każdym kolejnym tomem w ogóle się nie rozwija. Idzie raczej o to, że pisarstwo Kereta jest niezwykle charakterystyczne i nie sposób chyba pomylić go z jakimkolwiek innym autorem (nie licząc oczywiście pojawiających się tu i ówdzie twórców żerujących na tym stylu i korzystających z tej metody pisarskiej). Keret eksploruje wciąż te same wątki i tematy, obraca się wokół kilku najistotniejszych jego zdaniem kwestii, na które zdecydował się już w debiutanckich „Rurach”. Nawet bohaterowie, a przynajmniej te same imiona bohaterów, od czasu do czasu powracają ponownie. Mimo wszystko – powtórzę raz jeszcze – Keret nie nudzi i nie irytuje. Nawet jeśli siedemnasty raz z rzędu opowiada ten sam dowcip, za każdym razem coś nowego wnosi do tej samej, wydawałoby się, historii, tworząc ostatecznie zupełnie nową, odrębną opowieść. Znowu daliśmy się nabrać – nieco inne dialogi, zmieniona charakteryzacja, przemeblowane dekoracje. Niby wszystko dobrze już znane, niby powinniśmy krzyknąć: „ej, ale to już nam opowiadałeś, stary”, a jednak – w dalszym ciągu jesteśmy zadowoleni, dalej śmieszą nas dowcipy, zaskakują kolejne pomysły i intrygują losy bohaterów zamknięte czasami w kilkunastu zaledwie zdaniach. Często właściwie nic nie wiemy o bohaterach tych opowiadań, Keret ogranicza naszą wiedzę do kilku zaledwie informacji, jakby wszystkie występujące tutaj postaci były epizodyczne, a wszystkie te krótkie prozy były wyimkami z jakiejś większej całości, fragmentami istniejących gdzieś indziej powieści. A mimo wszystko te – jak czytamy na IV stronie okładki – „scenki jak z teledysków” wydają się dopracowane do ostatniego szczegółu, precyzyjne, domknięte. Czasami aż żal, że już musimy się rozstać z podarowanym nam właśnie światem przedstawionym, podarowanym nam bohaterem (ledwo co zdążyliśmy go polubić / znienawidzić), ale wiemy też (skąd wiemy?), że tak właśnie miało być. Że tak jest dobrze.
4. Jeżeli miałbym wskazać na jedną chociaż różnicę między „Tęskniąc za Kissingerem”, a innymi tomami Kereta, to wskazałbym zapewne na większą liczbę „opowiadań magicznych”. Keret uprawia tutaj coś w rodzaju izraelskiej odmiany realizmu magicznego, tyle że nie wiem, czy „państwowe” zaszufladkowanie gatunku będzie w tym przypadku najwłaściwsze. Młodzi Izraelczycy mówią o nim: „Mamy swojego pisarza”, ale w większości z tych utworów wystarczyłoby zmienić imiona bohaterów czy nazwy miejscowości, w których żyją, by także Anglicy, Polacy, Amerykanie, Węgrzy czy Litwini mogli powtórzyć te słowa. Lepiej więc chyba powiedzieć, że to po prostu realizm magiczny a la Keret. Realistyczne, wydawać by się mogło, historie potrafi on nagle zburzyć, wprowadzając do nich elementy fantastyczne, nadprzyrodzone, surrealistyczne. Czasami nie trzeba nawet żadnych czarodziejskich rekwizytów – wystarczy sama tylko wyobraźnia dziecka, brzydką świnkę z porcelany z podłużną dziurą na grzbiecie przerabiająca w najbliższego przyjaciela, którego przecież nie wolno zabić młotkiem (patrz: opowiadanie otwierające tom – „Stłuc świnkę”). Często też Keret czaruje w sposób dosłowny – czyni wtedy swoimi bohaterami magików i czarodziei, opisuje sztuczki magiczne i szkoły dla przyszłych cudotwórców. W „Abram Kadabram” zderza ze sobą dwa światy – ten magiczny i ten zwykły, w którym istnieją zobowiązania finansowe, zaległe rachunki i bezwzględni komornicy wyceniający sprzęty w domu spłukanego do zera czarodzieja. Windykatorzy biorą się nawet do skrzyni z czarami, w której znajdują drewniane pudełko z ziejącym ogniem smokiem wyrytym na wieczku. Abram Kadabram prezentuje działanie przedmiotu, tj. czaruje w taki sposób, że przeznaczone do windykacji sprzęty znikają. Chcąc zaprezentować wielkość tych utworów, należałoby je przepisać w całości. Należałoby je po prostu przeczytać. Nie ma co więc Państwu psuć zabawy przez streszczenie dalszego ciągu opowiadania.
5. Opowiadania zamieszczone w tomie można by pogrupować w cztery główne kategorie. Pierwsza z nich obejmuje opisane powyżej opowiadania magiczne. W prozach z kategorii drugiej narratorem lub przynajmniej główną postacią jest dziecko, jego świat, wyobrażenia, fantazje, relacje z rodzicami, rodzeństwem, innymi dziećmi. Trzecia grupa – skromnie reprezentowana w „Tęskniąc za Kissingerem”, za to dużo częściej występująca w „Rurach” – to „opowiadania wojskowe”, a więc te dotyczące konfliktu izraelsko-palestyńskiego, służby wojskowej, patroli, życia w nieustannym zagrożeniu i strachu, śmierci najlepszego przyjaciela na froncie czy prób powrotu do normalności po powrocie ze służby. Czwarta grupa z kolei traktuje o miłości, relacjach damsko-męskich, o zdradach, kłótniach i rozstaniach, o kryzysach w związkach i nieudanych powrotach, o żałosnych próbach radzenia sobie po odejściu czy śmierci ukochanej osoby. Oczywiście, te cztery kategorie mieszają się między sobą, więc często otrzymujemy relację dziecka o związku jego starszego brata („Dziewczyna Korbiego”), opowiadanie magiczne z dziećmi w roli głównej („Sztuczka z kapeluszem”) czy tekst o braku zaufania w związku połączony z relacjami syna z matką („Tęskniąc za Kissingerem”). Bardziej szczegółowo piszę o tych nadrzędnych kategoriach, jak również o samym pisarstwie Kereta w omówieniu jego poprzedniego tomu („Rury”), który to tekst w dalszym ciągu się jednak nie ukazał, za co winić należy niezwykle wolny cykl wydawniczy naszych pism literackich. W każdym razie odsyłam Państwa do najbliższego numeru „FA-artu” nie tylko z braku skromności, ale przede wszystkim z obawy, by w tym miejscu zanadto się nie powtarzać.
6. O klasie tego tomu świadczy szczególnie kilka opowiadań, które moim zdaniem można by określić mianem wybitnych, a o których chciałbym w tym miejscu napisać jeszcze kilka słów. Można powiedzieć, że nadrzędną w stosunku do powyżej wyliczonych czterech grup opowiadań jest piąta, w której umieścilibyśmy właśnie opowiadania wybitne, takie jak wspomniane „Stłuc świnkę” (to Keret, przy którym – uwaga! – można się wzruszyć), „Sztuczka z kapeluszem”, „Chodniki”, „Dobre intencje” (rewelacyjny pomysł!), „Mój najlepszy przyjaciel” (kolejna błaha, wydawać by się mogło, scenka rodzajowa pełna sytuacyjnego humoru mówiąca o sile prawdziwej męskiej przyjaźni o wiele silniejszej od pójścia do łóżka z najpiękniejszą nawet dziewczyną spotkaną w barze), czy „Stój!”.
O czterech opowiadaniach muszę jeszcze wspomnieć oddzielnie. Po pierwsze, tytułowe „Tęskniąc za Kissingerem”, traktujące o braku zaufania w związku: dziewczyna nie wierzy swemu chłopakowi, gdy ten mówi jej, że ją kocha – nie dość, że „wpycha sobie po stosunku palce do cipy, żeby sprawdzić, czy naprawdę skończyłem”, to jeszcze domaga się prawdziwego dowodu miłości. Znowu dla dobra czytelnika powstrzymam się przed streszczeniem opowiadania, ale pozwolę sobie chociaż zacytować jego ostatnie zdanie: „Są dwa rodzaje ludzi, tacy, co lubią spać od ściany, i tacy, którzy lubią spać z tymi, co ich zepchną z łóżka”. Po drugie, „Mój brat ma depresję” – króciutkie, a przecież świetne opowiadanko o młodszym bracie, którego dziewczyna rzuciła dla strażaka („Dla mnie akurat strażak brzmi godnie, ratuje ludzi i w ogóle. Ale z jego punktu widzenia byłoby lepiej, gdyby pierdoliła się z kubłem na śmieci”), będące przede wszystkim rodzinną, międzybraterską scenką obyczajową, w której nawet banalne słowa „Nie rób tego” nabierają zupełnie innego ciężaru, a podanie sobie jednorazowej zapalniczki prowadzi do komicznej mimo wszystko i budzącej śmiech czytelnika tragedii związanej z porywczym charakterem rottweilera Hendrixa. Po trzecie, „Dziewczyna Korbiego („Korbi był skurwielem jak oni wszyscy. Z gatunku tych, co to nie wiesz, czy bardziej głupi, czy szpetny. Jak każdy skurwiel miał też piękną dziewczynę, co to nikt nie był w stanie pojąć, co ona z nim robi”) – kolejna świetna proza Kereta o relacjach między braćmi, o związkach damsko-męskich, o zemście, o chwilach próby, strachu, „zasadach”. Po czwarte wreszcie, „Wyłączność” – piękne opowiadanie o miłości, mężczyźnie zupełnie zdruzgotanym i przybitym po odejściu ukochanej, a przy okazji historia o determinacji i pomysłowości płynącej z chęci przywrócenia dawnego stanu rzeczy, o roli przypadku i współczesnych mediach. Nie mam wątpliwości, że już te cztery opowiadania sprawiłyby, że uwagi zanotowane w pierwszym akapicie niniejszego omówienia zyskałyby rację bytu.
7. Osobom dociekliwym należałoby jeszcze wyjaśnić kwestię tytułu. Skąd Kissinger i tęsknota za nim, skoro ani w tytułowym opowiadaniu ani w całym tomie były sekretarz stanu USA nie pojawia się ani razu? W wywiadzie przeprowadzonym przez Jacka Kubiaka autor „8% z niczego” odpowiada na to pytanie w sposób następujący: „Pisarstwo to bardzo osobiste zajęcie. Bywa, że pewne rzeczy są dla mnie jasne, ale nie muszą być już jasne dla innych. Kiedy byłem chłopcem, sekretarz stanu USA Henry Kissinger przylatywał do Damaszku, Tel Awiwu, Kairu za każdym razem, gdy groziła wojna na Bliskim Wschodzie. Przylatywał i wojny nie było. Był mediatorem. Skutecznym mediatorem. Nazwałem to opowiadanie ‘Tęskniąc za Kissingerem’, bo mówi ono o braku mediatora pomiędzy dziewczyną tego chłopaka od orgazmu i jego matką. Tytuł pochodzi z mojej subiektywnej oceny asocjacji zdarzeń”.
8. Jeżeli ktokolwiek z czytających niniejsze omówienie w dalszym ciągu nie został przekonany do sięgnięcia po „Tęskniąc za Kissingerem”, to muszę się przyznać do osobistej recenzenckiej porażki i... odwołać do faktów. O ile bowiem nie chcę sobie uzurpować prawa do bycia najbardziej perswazyjnym krytykiem literackim w Polsce, o tyle mogę przypomnieć, że tomiki Kereta są najczęściej kradzionymi książkami z izraelskich księgarń, że jest także jednym z najchętniej wypożyczanych autorów w więzieniach (Marta Strzelecka: „Twierdzi, że to z powodu rozmiaru jego opowiadań – większość z nich można przeczytać w drodze między celą i prysznicami”), a w Knesecie debatowano nad moralnością Kereta w związku z opowiadaniem „Tęskniąc za Kissingerem”. Wystarczy?
Etgar Keret: „Tęskniąc za Kissingerem”. Przeł. Agnieszka Maciejowska. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2008.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |