ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 września 18 (114) / 2008

Paulina Olszewska,

CHŁOPCY IDĄ NA WOJNĘ

A A A
„Zabawa dużych chłopców”– mówi się o wojnie, gdy ma się na myśli jej absurd, gdy zdaje się być tylko niewytłumaczalnym kaprysem. Sam tytuł od razu narzuca jeden z kluczy do odczytania doboru prac pokazanych na wystawie. Chłopcy muszą iść na wojnę. Ale po co? Aby odpowiedzieć na to pytanie galeria Appendix 2 zaprosiła artystów – mężczyzn do zabawy. Zabawy w wojnę i zabawy z wojną.

„IDŹ NA WOJNĘ!” woła w swoim manifeście, umieszczonym zaraz na wejściu, Tomasz Kozak „Słowa te piszę nieprzypadkowo akurat we wrześniu. Wrzesień to przecież ten moment, kiedy koniec kanikuły nierozerwalnie wiąże się w polskiej wyobraźni z początkiem wojny” – tłumaczy artysta. W tekście, dostępnym w całości na blogu http://idznawojne.blogspot.com/ Kozak mówi o wojnie jako o permanentnym stanie, w którym znajduje się świat. Dalej zadaje pytanie, jaki kształt powinna przybrać wojna i jak dostosuje się do niej społeczeństwo. Dochodząc do sedna dowiadujemy się, iż artyście nie chodzi o przeprowadzenie wojny ogólnospołecznej czy międzynarodowej. Swój apel ogranicza do wąskiego grona polskich artystów, których nawołuje do wejścia w stan wojny. Chce w nich wzbudzić bunt przeciwko stagnacji i otępieniu, które nastąpiło w sztuce. „Dzisiaj powiedzieć trzeba, że polska sztuka jest może nie tyle sztuką ‘chłopców’, co sztuką ‘dzieci’ – ugrzecznionych, zdyscyplinowanych, aseksualnych, bezkrytycznych i złaknionych dyrektorskiej aprobaty. Ta sformatowana do bólu sztuka powinna się wreszcie wyzwolić spod zwierzchniej opieki i zamienić w bojowy wehikuł przyjemności.” Artysta zachęca do wyzwolenia siebie i swojej sztuki spod władz „drętwych i despotycznych figur polskiego sukcesu – spod władzy Fundacji i Muzealnej Matki-Dyrektorki”. Czyli owa wojna ma być wymierzona w strukturę, aparat władzy, który zarządza polską sceną artystyczną, narzucając jej reguły i sposoby tworzenia.

Manifest Kozaka kończy się zawołaniem: „Polski chłopcze i polska dziewczyno! Zaprawdę powiadam wam, że tę zbrodnię wojenną potomni (a może nawet współcześni) nie tylko wam wybaczą, lecz jeszcze was za nią pobłogosławią. Ten mord otworzy wam wrota do (k)raju, w którym zasady ‘rzeczywistości’ (prestiżu i opłacalności) zostaną zawieszone, a władzy nad wami nie będą już miały widma drętwej ‘moderny’ i nudnej ‘awangardy’. Nastanie wtedy republika wolności i rozkoszy! Zapamiętajcie te słowa tutaj i teraz – właśnie we wrześniu. W chwili, kiedy zaczyna się szkoła, powinna rozpocząć się również i wojna!”

Hasła Kozaka zdają się być rękawicą rzuconą reszcie artystów, nie tylko tych biorących udział w wystawie, ale wszystkich. Umieszczone zaraz przy wejściu na ekspozycję wprowadzają w jej charakter, ale nie narzucają interpretacji ani tonu, w jakim utrzymana jest reszta prac.

Czemu właściwie służy wojna? Nie ma wątpliwości, że celem wystawy nie jest apoteoza wojny, lecz wręcz odwrotnie – odarcie jej z patosu czy postawy wróg- przyjaciel, wygrany - dobry, przegrany - zły. W tym wypadku również sam manifest Kozaka można potraktować ironicznie- czy ta walka z zastałym światem jest potrzebna? Czy to nie zwykła kpina?
Na historyczny absurd wskazuje jedna z prezentowanych prac Jerzego Kosałki. Instalacji z żołnierzyków dla dzieci towarzyszy opis wyjaśniający przedstawioną sytuację. Artysta opowiada w nim historię konnego pomnika Wilhelma I, który został postawiony w niemieckim mieście Breslau. Po wojnie pomnik, w ramach odkrywania piastowskich korzeni Wrocławia, został zwalony z cokołu i przetopiony. Przez lata w tym miejscu znajdował się klomb z kwiatami. Dopiero w 2007 roku postawiono, wzbudzający wiele kontrowersji, głównie artystycznych i estetycznych, pomnik konny Bolesława Chrobrego. „Rekonstrukcja” (taki tytuł nosi instalacja) z cyklu „Niemcy przyszli”(2008 rok) to moment zapętlenia się historii. Jakaś bliżej nieokreślona wojna, Niemcy zdobywają Wrocław i… niszczą pomnik Bolesława Chrobrego by na jego miejscu restytuować Wilhelma I. Artysta w swojej instalacji uwiecznił dokładnie ten moment- widzimy czołg, który za chwilę zwali z cokołu pomnik, ludzi zakładających łańcuchy oraz grupę planującą aranżację nowego- starego pomnika.

Inną pracą tego samego artysty, ale w podobnym tonie absurdu jest praca „Bitwa pod Kłobuckiem” (z 1997 roku). Praca ta to kawałek papieru pakownego w obłe zielone kształty oraz różowe, grube, proste kreski. Gdyby nie podpis, w którym dowiadujemy się, że te różowe kreski to „my” a obłe kształty to „oni” pracę potraktować by można było jako dekoracyjny wzór. Praca przypomina mapę bitwy z atlasu historycznego. Tylko co oznacza ten schemat? Kto wygrywa? Kto przegrywa? Jaka jest strategia i logika działań? Czy w ogóle są wygrani i przegrani, czy w ogóle istnieje jakaś strategia bitewna?

Mapami z atlasów historycznych posłużył się również Włodzimierz Jan Zakrzewski, prezentując na wystawie 2 prace z 2008 roku z serii „Bitwy”- „Trzy polskie bitwy Grunwald 1410, Kircholm 1605, Bzura 1939” oraz „Dwie bitwy Quatre Bras 1815, Waterloo 1815”. Artysta na obrazie nakłada na siebie wykresy przebiegu najważniejszych bitew w historii świata oraz Polski. W wyniku tego zabiegu mapy bitw tracą swój charakter informacyjno- analityczny. Plątanina linii, znaków, strzałek, które zdają się nie wskazywać żadnych kierunków czy ujednolicenie kolorów, w wyniku którego nie wiadomo kto jest kim, sprawia, że obraz nabiera abstrakcyjnego charakteru. Jest to zabieg przeciwstawny do zabiegu Kosałki. Ten drugi z abstrakcyjnych form stworzył „logiczną” mapę bitwy. Pierwszy zaś pozbawił schematy logiki sprowadzając je do czysto abstrakcyjnych, nie dających się w żaden sposób odczytać, form.

Zabawa z absurdem znaczeń, tym razem słownych podejmuje Olaf Brzeski. Jego instalacja „Wojna pokojowa (Little Boy)” (2006) przedstawia okrągły dywan, o typowym wzorze, jaki często można spotkać w domach, na którym wybucha bomba atomowa formując się w charakterystyczny grzyb. Detonacji dokonuje przypominająca robota postać utworzona z plastikowych, giętkich rurek oraz wyposażona w rękawice, czapkę bejsbolówkę i plecak. Całościowo przypomina ona maszyny z filmów science- fiction, w których to sztuczna inteligencja zdobywa kontrolę nad światem i doprowadza do jego zagłady. Istotna jest wieloznaczeniowość tytułu- „wojna pokojowa” jako odbywająca się w pomieszczeniu, pokoju- dosłownie na dywanie. W takim razie czy można to odczytywać jako wojnę domową? Nie musi to mieć znaczenia stricte politycznego, ale również znaczenie prywatne, intymne- wojna między bliskimi sobie ludźmi.

„Wojna pokojowa” zdaje się być antonimem, czymś niemożliwym do istnienia. Wzniecić wojnę, która ma doprowadzić do pokoju- czy to nie irracjonalne rozwiązanie?
Podążając tym śladem bardzo dosłowna w przekazie staje się, znajdująca tuż obok pracy Brzeskiego, praca Władysława Hasiora „Bitwa ołowianych żołnierzyków” (1982 rok). Podczas oglądania pracy wideo widzimy jak roztapiają się one pod wpływem ognia. Destrukcyjny charakter ognia można porównać do destrukcyjnego charakteru wojny. Nie jest ważne kto jest kim, nie ma rozróżnienia na dobrych, którzy ocaleją oraz złych, którzy ucierpią.

Na wystawie zaprezentowano parę prac traktujących o wojnie, które obecnie uważane są za klasyczny kanon polskiej sztuki,. Należą do nich m.in. prace Pawła Kowalewskiego „Mon cheri Bolsheviq” oraz „Hitler” (obie z 1986 roku). O ile „Mon cheri Bolsheviq” jest pracą znaną i często cytowaną jako ironia względem relacji polsko- radzieckich to o wiele ciekawszy wydaje się drugi prezentowany obraz „Hitler”. Adolf Hitler ukazany w brązach odbiega od wizerunków znanych z podręczników do historii. To nie przywódca, który pociąga za sobą tłumy ślepo wierzące w to co mówi. Nie Fuehrer z zaciśniętymi pięściami i oczyma rzucającymi gromy. To raczej osoba przegrana, z grymasem na ustach, podkrążonymi oczyma patrzącymi nie w przyszłość ale w ziemię. Nie triumfator a pokonany i upokorzony człowieczek. Obraz nie wzbudza żadnych emocji- ani nienawiści ani nawet litości, jeśli już to politowanie.

Pracą w najbardziej dobitny i jednoznaczny wpisująca się w aktualną sytuacje wojenną na świecie jest praca wspominanego wcześniej Jerzego Kosałki „Chłopaki, mam go!” (2001). Oto na pustyni stoi ubrany w wojskowy strój moro i hełm żołnierz z wniesionym do góry karabinem na który wetknięta została ucięta głowa w turbanie. Pustynia i turban wzbudzają jednoznaczne skojarzenia z wojnami toczącymi się w krajach arabskich. Czyja to głowa? Czy tego z najgroźniejszych i najbardziej poszukiwanych przestępców? Czy też anonimowej ofiary? Odpowiedzi można się tylko domyślać. Jednak samotna postać na pustyni i trofeum przez nią niesione nie budzi podziwu ani aprobaty. Przypomina bardziej pyrrusowe zwycięstwo- zwycięstwo bezsensowne i niezrozumiałe. Mimo iż praca ta powstała w 2001 roku to w obecnym momencie nabiera nowego, szerszego znaczenia. Obecna sytuacja polityczna i zaangażowanie Polski w „misje pokojowe” pozwalają poszerzyć interpretacje. Czy to aby to nie jest polski żołnierz? Jeśli tak to czy można go uznać za obraz bohatera wojennego?

Oprócz opisywanych przeze mnie prac w wystawie zostały pokazane cztery zdjęcia grupy Azorro, „Les Figurants” z planu zdjęciowego do filmu „Karol. Człowiek, który został papieżem”, gdzie członkowie grupy jako statyści wtapiają się w akcję filmu rozgrywającą się w czasie wojny w Krakowie. Czarnobiała fotografia Łodzi Kaliskiej „Bitwa pod Grunwaldem” z przymrużeniem oka rekonstruuje jedno z najważniejszych zwycięstw w historii Polski. Grupa nie dokładnie odtwarza sama bitwę ale za pierwowzór posłużył im słynny obraz Matejki.

Na wystawie nie mogło zabraknąć prac Zbigniewa Libery. Zaprezentowano 2 „Szkice do prac wojennych”- jeden odnosi się do słynnego projektu „Obóz koncentracyjny”, druga zaś do „odtwarzania” z duża dozą ironii słynnych zdjęć dokumentujących wydarzenia historyczne.
Dodatkowo zaprezentowano prace Edwarda Dwurnika („Niech żyje wojna!” z 1991 roku), Roberta Maciejuka czy Jerzego Stajudy.

Zebrane prace powstały w różnych czasach i różne impulsy historyczne (lub ich brak) były inspiracją do ich powstania. Dotyczą różnych aspektów wojny jako wydarzenia, które dopiero nastąpi oraz wojny jako nośnika alegorycznych znaczeń. Zdawać by się mogła, iż to powinno je dzielić a nie łączyć. Jednak po zestawieniu ich ze sobą i poddaniu konfrontacji udało się uwidocznić jeden wspólny cel, jaki w sobie zawierają. Patrząc na nie ma się ochotę zadać pytanie:„Czemu właściwie służy wojna?”.

Wystawa podkresla podział na świat zabawek i zabaw „tylko dla chłopców”, którym przysługuje cały arsenał narzędzi do prowadzenia „prawdziwej wojny na niby” (podobnie jak w pracy Jerzego Stajudy - szufladzie biurka wypełnionego okrętami wojennymi).

Dzieci (a dokładnie chłopcy) bawią się w wojnę, gdzie sztuczne karabiny wydają prawdziwe dźwięki i coraz bardziej przypominają te „normalne”, gdzie bez skrupułów zabija się na niby prawdziwego wroga. Czy świat i media nie podtrzymują przy życiu wizerunku mężczyzny jako wojownika o męskości mającej źródło w brutalności i przemocy?
A może tak już jest? Może od dziecka noszą w sobie tę skłonność do przemocy i walki? Może nie tylko oni? Może tak już jest- światem rządzi absurdalność wojny bo tak skonstruowany został człowiek. A zabawy dużych chłopców są tylko kontynuacją zabaw z lat dziecinnych.
Niewątpliwie oglądając prace artystów- mężczyzn widzi się, iż główny aspekt jaki się próbuje z nich wydobyć to absurd.
„Zabawa dużych chłopców”. Galeria Appendix 2, czynna od 4 września 2008. W wystawie biorą udział: Zbigniew Libera, Grupa Łódź Kaliska, Jerzy Stajuda, Robert Maciejuk, Tomasz Kozak, Paweł Kowalewski, Jerzy Kosałka, Olaf Brzeski, Jerzy Truszkowski, Grupa Azorro, Edward Dwurnik, Włodzimierz Jan Zakrzewski, Władysław Hasior. Zdjęcia dzięki uprzejmości galerii Appendix 2.