ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (121) / 2009

Karolina Pawlik,

SZRONEM I BŁĘKITEM

A A A
Tak właśnie dzieci bawią się klockami, budując wieże i przeróżne gmachy. Kajowi klocków nie brakło nigdy; były przejrzyste, o ostrych krawędziach...(Hans Christian Andersen „Królowa Śniegu”)

1. Sevrine znowu usypia zanim do Kryształowej Wieży przywędrował książę. I cichniesz, zapatrzona w smugi światła, w rozedrganą nieskończoność pięter. Szklaną, niebieską i srebrzystą. Mroźną i jakby wyrzeźbioną w lodzie. Uśmiechasz się. Przechodnie znów ślizgają się, spiesząc od stacji metra. Czasami chciałbym, żeby w tym mieście zawsze była zima. Czasami zdaje się, że zima i miasto to jedno. Jedno i to samo piękno. Surowe, a jednak pełne ciepła. Jak skrywające świeczki lodowe latarenki rybaków w dawnym Harbinie, które zapalano przed domami.

2. Niektórym Monaco House w Melbourne przywodzi na myśl bryłę lodu. W Harbinie bryłom lodu i śniegu nadaje się kształt budowli. Co roku słynne pałace, świątynie, mosty, twierdze, w nieco mniejszej skali, zamiast w piaskowcu czy marmurze, wykuwa się w śniegu i lodzie. Lód pochodzi z zamarzniętej rzeki Sungari, która przepływa przez Harbin. Wykuwanie fragmentów miast w bryłach lodu, w istocie oznacza wykuwanie ich w wodzie, a więc swoiste misterium wywoływania miasta z wody. Misterium, w którym raz jeszcze uświęcony zostaje odwieczny związek osad ludzkich z wodą, ale również jakoś mimochodem pojawiają się wspomnienia zatopionych miast i zasypanych rzek.

Każdego roku na Międzynarodowy Festiwal Lodu i Śniegu do miasta przybywają wędrowcy, by ujrzeć architektoniczne dziwy. Niektórzy pewnie również po to, by zmierzyć się z Miastem i sobą w Mieście, kiedy zaklęte w śnieżne kształty odtajnia swą strukturę, przez chwilę pozwalając ogarnąć się spojrzeniem. Nie skrywa własnej zmienności, chwilowości i bezpowrotności. Groźnego piękna, które się nie powtórzy. Jednoczesności stawania się i zanikania. Topnienia, któremu nie uda się zapobiec.

3. Dawno temu niemy obserwator miasta z Kampen malował zimowe pejzaże i sceny rodzajowe. Podglądał i z wielką fantazją rejestrował codzienność mieszczańskiej Holandii na tle zimowych krajobrazów. Malarstwo Hendricka Avercampa charakteryzuje się powszechnie jako pełne wdzięku sceny zimowe i wesołe sceny łyżwiarskie na tle holenderskiego krajobrazu. Niewykluczone jednak, że Avercamp jest jednym z pierwszych malarzy współczesnego miasta i miejskiego życia, pojmowanego już z lekka impresjonistycznie, jako – jak notuje Arnold Hauser – „zmienność, nerwowy rytm, nagłe i ostre, lecz natychmiast ponownie zacierające się wrażenia”.

Szczęśliwie jednak Hendrick Avercamp jest malarzem wczesnego baroku i dzięki temu widzi, a w każdym razie maluje więcej. Zachwyt nad efemerycznym życiem miejskim, które wyklucza wszelką stabilność i wszystko, co na zawsze ustalone, nie wymusza na nim selekcji wrażeń i detali. W jego pozornie improwizowanych kompozycjach, które zawsze sprawiają wrażenie niepełnych i niedokończonych – jak w przypadku „Pejzażu zimowego z łyżwiarzami” – dokonuje się otwarcie i przedłużenie przedstawianych scen poza ramy obrazu. Parafrazując i uzupełniając Wölfflina można by powiedzieć, że obraz, niczym miasto, nie jest już wycinkiem świata, który istnieje sam dla siebie, lecz widowiskiem, które przemija, a widz przez moment miał szczęście w nim uczestniczyć.

Radosna fascynacja drobiazgiem i przelotnością w zestawieniu z barokowym zamiłowaniem do nadmiaru, skłania Avercampa do multiplikacji codziennych zdarzeń. Duża grupa niewielkich postaci, podpatrzonych i uchwyconych w najróżniejszych sytuacjach, pomimo pozornego rozproszenia, w istocie tym wyraźniej ujawnia za każdym razem fragmentaryczność i przemijalność miast, nieskończoność rządzącego nimi ruchu. Impresjonistów pochłonęła wrażeniowość miejskich ulic, Avercamp wydobywa równocześnie ową wrażeniowość i swoisty, właściwy miastu nadmiar wrażeń.

Uśmiechasz się. Przechodnie znów ślizgają się, spiesząc od stacji metra. Przez chwilę tłum znerwicowanych technonomadów zamienia się w obrazek „z żwawymi, marionetkowymi ludzikami”, w uroczy tłumek Avercampa. Czasami zdarza się, że miasto i zima to jedno i to samo piękno.

4. W końcu i ty zapadasz w sen. Pewnie znów śnisz nasze dryfujące miasta, wycięte w stokach gór lodowych. Pamiętam, jak pierwszy raz zostałaś. To była inna wieża, inne piętro. Zepsute ogrzewanie, środek zimy. Patrzyłem, jak usypiałaś wtulona w swój futrzany płaszcz i śmiałaś się, że zawsze chciałaś mieszkać w igloo. Wybraliśmy wędrówkę i domy z lodu. Bo każda nasza szklista wieża oznacza tak naprawdę igloo, nikt nigdy nie mieszka tam na stałe. A jednak lubię patrzeć, jak gasną światła, a ty pogrążasz się w sen kolejnego z naszych miast, które cieplejszy oddech znowu obróci w niebyt.