
Z WNĘTRZA RELIGII
A
A
A
Re-religia? (V)
Publikując wypowiedź Tadeusza Bartosia, powracamy do ogłoszonej w zeszłym roku przez „artPAPIER” ankiety „Re-religia”. Tytuł tekstu pochodzi od redakcji.
Nie sposób mówić jednym głosem o religii i jej losie w naszych czasach – zbyt wiele twarzy przyjmuje ona w naszym tak wielopostaciowym świecie. Potrzeba wyboru.
Może więc kilka słów o religii w świecie Zachodu, czyli tam, gdzie mówi się o niej, że umiera, że kończy się jej historia. By jej los roztrząsać, przyjąć można rozmaite punkty widzenia: spojrzeć można oczyma socjologa, historyka religii, filozofa, antropologa kultury, psychoanalityka.
Można jednak w mówieniu o religii użyć kategorii z wnętrza samej religii. Spróbujmy pójść tym tropem.
Przynajmniej od pojawienia się kultur agrarnych istotne kwestie religijne krążą wokół problemu życia. Odnawianie życia, wzmacnianie go, poprzez rozmaite kulty płodności – ziemi, zwierząt, ludzi – to oś religijnych zabiegów człowieka od ponad 10 tysięcy lat.
Życie jednak to także śmierć. Obumieranie jest warunkiem odrodzenia. Śmierć religii w Europie, jeśli spojrzeć z tej perspektywy, byłaby więc zapowiedzią nowych jej narodzin. Jakie będzie oblicze tak odrodzonej religijności? To pytanie musi pozostać bez odpowiedzi. Jedyna wskazówka skrywa się w procesie umierania: intuicję „nowego” możemy osiągnąć, kiedy patrzymy na proces dogorywania „starego”. W sposobie umierania, w konwulsjach starych form dostrzec można zapowiedź przyszłości. Tu jednak łatwo o błąd, projekcję własnych oczekiwań.
Spojrzenie tego rodzaju jest bardzo optymistyczne, może nadmiernie? To istotna cecha myślenia religijnego, które ma podtrzymywać na duchu, dodawać życia. Stanąć twarzą w twarz z przychodzącym końcem religii – to równocześnie wyjść na spotkanie nowej, o nieznanym obliczu.
Nie istnieją argumenty wspierające stanowisko tego rodzaju. Jesteśmy pośrodku myślenia religijnego. Posługuje się ono bardziej kategoriami nadziei i wiary, aniżeli planu, projektu, zadania do wykonania.
Naiwność? Z pewnością tak. Taka jednak naiwność, wiara pozbawiona gruntu – ma ponoć „góry przenosić”.
Najpierw jednak trzeba śmierci, która nie jest iluzją, nie jest symulacją, nie jest li tylko grą, przymrużeniem oka, bo wiemy, że i tak ostatecznie wszystko skończy się dobrze. Potrzeba rzeczywistego wytrącenia, doświadczenia ciemności. W śmierci jest tylko doświadczenie śmierci.
Niezgoda na nią oddala perspektywę odrodzenia. Kto nie chce ryzyka zatraty, pozostanie na zawsze w świecie cienia.
Może więc kilka słów o religii w świecie Zachodu, czyli tam, gdzie mówi się o niej, że umiera, że kończy się jej historia. By jej los roztrząsać, przyjąć można rozmaite punkty widzenia: spojrzeć można oczyma socjologa, historyka religii, filozofa, antropologa kultury, psychoanalityka.
Można jednak w mówieniu o religii użyć kategorii z wnętrza samej religii. Spróbujmy pójść tym tropem.
Przynajmniej od pojawienia się kultur agrarnych istotne kwestie religijne krążą wokół problemu życia. Odnawianie życia, wzmacnianie go, poprzez rozmaite kulty płodności – ziemi, zwierząt, ludzi – to oś religijnych zabiegów człowieka od ponad 10 tysięcy lat.
Życie jednak to także śmierć. Obumieranie jest warunkiem odrodzenia. Śmierć religii w Europie, jeśli spojrzeć z tej perspektywy, byłaby więc zapowiedzią nowych jej narodzin. Jakie będzie oblicze tak odrodzonej religijności? To pytanie musi pozostać bez odpowiedzi. Jedyna wskazówka skrywa się w procesie umierania: intuicję „nowego” możemy osiągnąć, kiedy patrzymy na proces dogorywania „starego”. W sposobie umierania, w konwulsjach starych form dostrzec można zapowiedź przyszłości. Tu jednak łatwo o błąd, projekcję własnych oczekiwań.
Spojrzenie tego rodzaju jest bardzo optymistyczne, może nadmiernie? To istotna cecha myślenia religijnego, które ma podtrzymywać na duchu, dodawać życia. Stanąć twarzą w twarz z przychodzącym końcem religii – to równocześnie wyjść na spotkanie nowej, o nieznanym obliczu.
Nie istnieją argumenty wspierające stanowisko tego rodzaju. Jesteśmy pośrodku myślenia religijnego. Posługuje się ono bardziej kategoriami nadziei i wiary, aniżeli planu, projektu, zadania do wykonania.
Naiwność? Z pewnością tak. Taka jednak naiwność, wiara pozbawiona gruntu – ma ponoć „góry przenosić”.
Najpierw jednak trzeba śmierci, która nie jest iluzją, nie jest symulacją, nie jest li tylko grą, przymrużeniem oka, bo wiemy, że i tak ostatecznie wszystko skończy się dobrze. Potrzeba rzeczywistego wytrącenia, doświadczenia ciemności. W śmierci jest tylko doświadczenie śmierci.
Niezgoda na nią oddala perspektywę odrodzenia. Kto nie chce ryzyka zatraty, pozostanie na zawsze w świecie cienia.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |