
SZTUKA TRACENIA, DWA WYKŁADY
A
A
A
Yasmin Levy „Mano Suave”, Harmonia Mundi 2007; La Mar Enfortuna, „Conviviencia”, Tzadik 2008 .
Słucham ponurych wieści ze Strefy Gazy i czytam Stary Testament, którego zasadniczy motyw – według Ericha Fromma – nakazuje porzucić to, co się posiada, zerwać wszelkie więzy i po prostu – być. Abraham dostał jasne instrukcje od Szefa: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę” (Rdz 12, 1), a Fromm podaje przykład rabbiego ben Sakai, który w 70 roku n.e. zdezerterował z wojny przeciw Rzymianom i opuścił Jerozolimę, prosząc wroga tylko o pozwolenie założenia uniwersytetu. Pierwszym, co tam wykładano, była zapewne sztuka tracenia.
W grudniu zeszłego roku – kiedy Izreal ostrzeliwano i on ostrzeliwał – „American Journal of Human Genetics“ opublikował wyniki badań, z których wynika, że co dziesiąty Hiszpan ma geny muzułmanów z Afryki, zaś aż co piąty – geny Żydów wypędzonych z Półwyspu Iberyjskiego w XV wieku. Skąd taki desant? Rodacy rabbiego ben Sakai zaczęli osiedlać się na terenie Hiszpanii za Cesarstwa Rzymskiego. Nie mieli lekko u chrześcijańskich Wizygotów, dlatego inwazję Arabów w VIII wieku przyjęli z radością. Żydzi sefardyjscy (w hebrajskim Hiszpania to sefardi), tak jak katolicy, mogli odtąd korzystać ze swobody kulturowej, a trzy tradycje zrodziły cywilizację, której nie dorównywała żadna inna w Europie. Nastał „złoty wiek”, kiedy kultura żydowska – rzecz wyjątkowa – otworzyła się na wpływy zewnętrzne. Rozkwitła kabała, nauka i sztuka, zaś z połączenia hebrajskiego i kastylijskiego narodził się nowy język – ladino. Rekonkwista, czyli wypieranie Arabów, przyniosła temu kres: w XIV wieku przyszła dyskryminacja, sto lat później hulała już inkwizycja. Tak samo dał się odczuć szarzejący zmierzch kultury islamu: w Andaluzji też zaczęły się prześladowania. Ślub Ferdynanda Aragońskiego z Izabelą Kastylijską dał podstawy istnienia współczesnej Hiszpanii, a po wyparciu muzułmanów celem stała się religijna unifikacja królestwa. 31 marca 1492 roku wydano edykt nakazujący Żydom opuszczenie Hiszpanii. Cztery miesiące później Krzysztof Kolumb wypłynął na spotkanie Nowego Świata. Zostawiając stary w kiepskim stanie.
Żaden edykt ani stos nie ma mocy działać wstecz, a od IX wieku motywy literackie i muzyczne trzech kultur zdążyły się nawzajem przeniknąć. Wśród pieśni sefardyjskich pojawił się kharjat (który słychać też u prowansalskich trubadurów), balladowe romanc ero (aranżowane czasem do tradycyjnych hebrajskich psalmów) czy popularne w Kastylii villancico. Wiadomo o wspólnych „jam-sessions” muzyków żydowskich, arabskich i chrześcijańskich, w ten sposób mogły powstać słynne „Cantigas de Santa Maria” na dworze króla Alfonsa X Mądrego. Wśród pieśni żydowskich były utwory nawiązujące do cyklu życia oraz do kalendarza liturgicznego, a wykorzystywano w nich nie tylko tematy hiszpańskich ballad, ale nawet incipity (które zachowały się w hebrajskich śpiewnikach). Proste formy balladowe rozwijano w liturgiczne poematy, gdzie zwiewna melodia służyła za swoisty kontrapunkt dla tekstu psalmu lub ezoterycznych peregrynacji. Pieśni sefardyjskie pisane były w ladino, co różni je od utworów klezmerskich pisanych przez żydów aszkenazyjskich w jidysz. Inaczej niż w opanowanej przez mężczyzn muzyce klazmerskiej, w pieśniach sefardyjskich do głosu doszły kobiety, które śpiewały nie tylko w zaciszu domowym, ale występowały publicznie jako pełnoprawne artystki. Dwie następczynie takich śpiewających tenederas wystąpiły w zeszłym roku w Polsce: Yasmin Levy w Warszawie i Wrocławiu, a Jennifer Charles z zespołem La Mar Enfortuna w Krakowie.
Yasmin Levy urodziła się w Jerozolimie, a jej ojciec zawodowo zajmował się dziedzictwem sefardyjskim i badaniami nad landino, więc w języku znanym od dzieciństwa śpiewa zupełnie naturalnie. W utworach łączy tradycję sefardyjską z elementami muzyki flamenco, czego efektem jest zderzenie żydowskiej melancholii z andaluzyjskim temperamentem. Na swoim trzecim albumie „Manu Suave” – rozprowadzanym przez prestiżową Harmonię Mundi – wokalistka wykonuje oryginalne utwory sprzed stuleci na przemian ze stylizowanymi własnymi kompozycjami. Łagodne frazy klarnetu, liry, fletu oraz bliskowschodniego ud i darbuki są co chwila rwane i mierzwione przez gitarę flamenco, jakby do zespołu Jordiego Savalla dołączył Paco de Lucia. Na tym tle Yasmin śpiewa z uczuciem, ale chwilami nieco za blisko jej do scenicznego gwiazdorstwa, które takiej muzyce trochę nie przystoi. Natomiast zaprzeczeniem gwiazdorstwa jest Jennifer Charles, która z Orlenem Bloedowem założyła La Mar Enfortuna (wcześniej występowali w rockowym Elysian Fields), a jej hipnotyczny, mglisty wokal jakby dobiegał z głębi snu albo spoza czasu. Muzyka nowojorczyków też jest zręczną syntezą: tym razem sefardyjskie pieśni opatrzono postrzępionymi aranżami rodem z trip-hopu, avant-jazzu, mrocznego elektro (jak to w Tzadiku u Johna Zorna), a między te nowoczesne brzmienia bez ceregieli wkracza lutnia, akordeon i klarnet. Efekt rozmycia jakiegokolwiek tu i teraz wzmacnia Jennifer, śpiewająca na przemian w ladino, aramejskim, arabskim, angielskim, greckim i po łacinie. Cały album jest zakrojony na szerszą niż tylko sefardyjska skalę: pobrzmiewa na nim suchy oddech pustyni i gwar palestyńskich miast. Jednocześnie wracamy do Andaluzji, jeszcze nas tam nie ma i już zostaliśmy z niej wypędzeni, błąkając się po Europie. Frommowi, pochylonemu nad Księgą Wyjścia, na pewno by się to spodobało.
Po wygnaniu z Hiszpanii sefardyjscy Żydzi trafili do wielu krajów, duża część na Bałkany i do Polski (założyli wspólnoty w Krakowie, Zamościu i Gdańsku), gdzie zachowali oryginalne elementy kultury, m.in. synagogalne śpiewy o apokaliptycznym tonie, ale także intensywnych wątkach mesjańskich. Sprawdziła się tylko apokalipsa: Niemcy wywieźli do Oświęcimia prawie całą populację sefardyjskich Żydów z Grecji, a Żydzi z terenów Jugosławii zginęli w obozach w Sarajewie i Belgradzie. Mało komu udało się przetrwać i trafić po wojnie do Izraela. Obecnie w landino mówi jeszcze około 200 tysięcy ludzi. Statystyki milczą, ilu z nich brało udział lub ucierpiało w walkach w Strefie Gazy.
Słucham ponurych wieści ze Strefy Gazy i czytam Stary Testament, którego zasadniczy motyw – według Ericha Fromma – nakazuje porzucić to, co się posiada, zerwać wszelkie więzy i po prostu – być. Abraham dostał jasne instrukcje od Szefa: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę” (Rdz 12, 1), a Fromm podaje przykład rabbiego ben Sakai, który w 70 roku n.e. zdezerterował z wojny przeciw Rzymianom i opuścił Jerozolimę, prosząc wroga tylko o pozwolenie założenia uniwersytetu. Pierwszym, co tam wykładano, była zapewne sztuka tracenia.
W grudniu zeszłego roku – kiedy Izreal ostrzeliwano i on ostrzeliwał – „American Journal of Human Genetics“ opublikował wyniki badań, z których wynika, że co dziesiąty Hiszpan ma geny muzułmanów z Afryki, zaś aż co piąty – geny Żydów wypędzonych z Półwyspu Iberyjskiego w XV wieku. Skąd taki desant? Rodacy rabbiego ben Sakai zaczęli osiedlać się na terenie Hiszpanii za Cesarstwa Rzymskiego. Nie mieli lekko u chrześcijańskich Wizygotów, dlatego inwazję Arabów w VIII wieku przyjęli z radością. Żydzi sefardyjscy (w hebrajskim Hiszpania to sefardi), tak jak katolicy, mogli odtąd korzystać ze swobody kulturowej, a trzy tradycje zrodziły cywilizację, której nie dorównywała żadna inna w Europie. Nastał „złoty wiek”, kiedy kultura żydowska – rzecz wyjątkowa – otworzyła się na wpływy zewnętrzne. Rozkwitła kabała, nauka i sztuka, zaś z połączenia hebrajskiego i kastylijskiego narodził się nowy język – ladino. Rekonkwista, czyli wypieranie Arabów, przyniosła temu kres: w XIV wieku przyszła dyskryminacja, sto lat później hulała już inkwizycja. Tak samo dał się odczuć szarzejący zmierzch kultury islamu: w Andaluzji też zaczęły się prześladowania. Ślub Ferdynanda Aragońskiego z Izabelą Kastylijską dał podstawy istnienia współczesnej Hiszpanii, a po wyparciu muzułmanów celem stała się religijna unifikacja królestwa. 31 marca 1492 roku wydano edykt nakazujący Żydom opuszczenie Hiszpanii. Cztery miesiące później Krzysztof Kolumb wypłynął na spotkanie Nowego Świata. Zostawiając stary w kiepskim stanie.
Żaden edykt ani stos nie ma mocy działać wstecz, a od IX wieku motywy literackie i muzyczne trzech kultur zdążyły się nawzajem przeniknąć. Wśród pieśni sefardyjskich pojawił się kharjat (który słychać też u prowansalskich trubadurów), balladowe romanc ero (aranżowane czasem do tradycyjnych hebrajskich psalmów) czy popularne w Kastylii villancico. Wiadomo o wspólnych „jam-sessions” muzyków żydowskich, arabskich i chrześcijańskich, w ten sposób mogły powstać słynne „Cantigas de Santa Maria” na dworze króla Alfonsa X Mądrego. Wśród pieśni żydowskich były utwory nawiązujące do cyklu życia oraz do kalendarza liturgicznego, a wykorzystywano w nich nie tylko tematy hiszpańskich ballad, ale nawet incipity (które zachowały się w hebrajskich śpiewnikach). Proste formy balladowe rozwijano w liturgiczne poematy, gdzie zwiewna melodia służyła za swoisty kontrapunkt dla tekstu psalmu lub ezoterycznych peregrynacji. Pieśni sefardyjskie pisane były w ladino, co różni je od utworów klezmerskich pisanych przez żydów aszkenazyjskich w jidysz. Inaczej niż w opanowanej przez mężczyzn muzyce klazmerskiej, w pieśniach sefardyjskich do głosu doszły kobiety, które śpiewały nie tylko w zaciszu domowym, ale występowały publicznie jako pełnoprawne artystki. Dwie następczynie takich śpiewających tenederas wystąpiły w zeszłym roku w Polsce: Yasmin Levy w Warszawie i Wrocławiu, a Jennifer Charles z zespołem La Mar Enfortuna w Krakowie.
Yasmin Levy urodziła się w Jerozolimie, a jej ojciec zawodowo zajmował się dziedzictwem sefardyjskim i badaniami nad landino, więc w języku znanym od dzieciństwa śpiewa zupełnie naturalnie. W utworach łączy tradycję sefardyjską z elementami muzyki flamenco, czego efektem jest zderzenie żydowskiej melancholii z andaluzyjskim temperamentem. Na swoim trzecim albumie „Manu Suave” – rozprowadzanym przez prestiżową Harmonię Mundi – wokalistka wykonuje oryginalne utwory sprzed stuleci na przemian ze stylizowanymi własnymi kompozycjami. Łagodne frazy klarnetu, liry, fletu oraz bliskowschodniego ud i darbuki są co chwila rwane i mierzwione przez gitarę flamenco, jakby do zespołu Jordiego Savalla dołączył Paco de Lucia. Na tym tle Yasmin śpiewa z uczuciem, ale chwilami nieco za blisko jej do scenicznego gwiazdorstwa, które takiej muzyce trochę nie przystoi. Natomiast zaprzeczeniem gwiazdorstwa jest Jennifer Charles, która z Orlenem Bloedowem założyła La Mar Enfortuna (wcześniej występowali w rockowym Elysian Fields), a jej hipnotyczny, mglisty wokal jakby dobiegał z głębi snu albo spoza czasu. Muzyka nowojorczyków też jest zręczną syntezą: tym razem sefardyjskie pieśni opatrzono postrzępionymi aranżami rodem z trip-hopu, avant-jazzu, mrocznego elektro (jak to w Tzadiku u Johna Zorna), a między te nowoczesne brzmienia bez ceregieli wkracza lutnia, akordeon i klarnet. Efekt rozmycia jakiegokolwiek tu i teraz wzmacnia Jennifer, śpiewająca na przemian w ladino, aramejskim, arabskim, angielskim, greckim i po łacinie. Cały album jest zakrojony na szerszą niż tylko sefardyjska skalę: pobrzmiewa na nim suchy oddech pustyni i gwar palestyńskich miast. Jednocześnie wracamy do Andaluzji, jeszcze nas tam nie ma i już zostaliśmy z niej wypędzeni, błąkając się po Europie. Frommowi, pochylonemu nad Księgą Wyjścia, na pewno by się to spodobało.
Po wygnaniu z Hiszpanii sefardyjscy Żydzi trafili do wielu krajów, duża część na Bałkany i do Polski (założyli wspólnoty w Krakowie, Zamościu i Gdańsku), gdzie zachowali oryginalne elementy kultury, m.in. synagogalne śpiewy o apokaliptycznym tonie, ale także intensywnych wątkach mesjańskich. Sprawdziła się tylko apokalipsa: Niemcy wywieźli do Oświęcimia prawie całą populację sefardyjskich Żydów z Grecji, a Żydzi z terenów Jugosławii zginęli w obozach w Sarajewie i Belgradzie. Mało komu udało się przetrwać i trafić po wojnie do Izraela. Obecnie w landino mówi jeszcze około 200 tysięcy ludzi. Statystyki milczą, ilu z nich brało udział lub ucierpiało w walkach w Strefie Gazy.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |